Inflacja już tak nie straszy?

ibrahim-rifath-789914-unsplash
Jak wynika z raportu pt. „Bieżące lęki i obawy Polaków”, obecnie blisko 94% społeczeństwa boi się przynajmniej jednego spośród 37 możliwych wkrótce czarnych scenariuszy. Najwięcej rodaków obawia się chorób najbliższych osób. Drugie miejsce w rankingu ma własna choroba. Z kolei na trzeciej pozycji jest inflacja, w tym utrata wartości pieniądza. Co ciekawe, ten aspekt w poprzednich edycjach badania był numerem jeden. Aktualnie w pierwszej piątce widać też wzrost cen żywności w sklepach, a także podwyżkę kosztów energii elektrycznej i ogrzewania. Z kolei upadek wspólnoty kościelnej i wahania cen nieruchomości zamykają bieżącą listę lęków i obaw Polaków.

Jak pokazuje najnowszy raport pt. „Bieżące lęki i obawy Polaków”, oparty na cyklicznym badaniu opinii społecznej na ponad tysiącu osób, blisko 94% dorosłych Polaków boi się przynajmniej jednego z prawie 40 scenariuszy podanych w ankiecie. Ponad 2% uczestników sondażu niczego się nie obawia. Mniej niż 1% respondentów lęka się czegoś, co nie zostało uwzględnione przez badaczy. Z kolei przeszło 3% jest niezdecydowanych.

– Większość badanych obawia się najbliższej przyszłości, bo ostatnie lata były trudne społecznie, ekonomicznie i politycznie. Obecna sytuacja jest o tyle ciekawa, że jesteśmy w cyklu kilku kampanii wyborczych, mając już za sobą wybory parlamentarne, a przed nami – wybory samorządowe, do Parlamentu Europejskiego i prezydenckie. Wszystko to podnosi coraz bardziej poziom lęków społecznych dotyczących głównie braku dostępu do służby zdrowia, inflacji, bezpieczeństwa energetycznego, potencjalnej napaści Rosji na Polskę czy nielegalnego napływu imigrantów. To wszystko stanowi paliwo wyborcze. Politycy wykorzystują je, by zbijać kapitał polityczny – mówi dr Michał Pienias z Uczelni Łazarskiego w Warszawie.

Mając na uwadze aktualną sytuację, autorzy realizowanego badania poszerzyli ostatnio do 37 pozycji listę możliwych lęków i obaw. Uczestnicy sondażu mieli wskazać wszystko, czego obawiają się, że może wystąpić w najbliższym czasie. Tym razem najwięcej osób, czyli blisko 49% ankietowanych, zaznaczyło choroby najbliższych. Co ciekawe, w poprzednich edycjach raportu na szczycie obaw była inflacja, w tym utrata wartości pieniądza.

– Inflacja spadła z pierwszego miejsca, ale pamiętajmy, że lęk przed chorobami bliskich ma też wymiar ekonomiczny. Może objawiać się zwiększonymi wydatkami na profilaktykę zdrowia. Z punktu widzenia politycznego to kluczowy temat. Dostęp do bezpłatnej służby zdrowia, czas oczekiwania i jakość świadczonych usług to bacznie obserwowane kwestie przez Polaków – zapewnia Michał Pajdak, jeden ze współautorów raportu z platformy ePsycholodzy.pl.

Na drugim miejscu w zestawieniu widać lęk przed własną chorobą, stratą swojego zdrowia – prawie 39%. Inflacja, w tym utrata wartości pieniądza, jest na trzeciej pozycji – niemal 38%. W TOP5 jest też wzrost cen żywności i innych towarów dostępnych w sklepach – blisko 31%, a także podwyżka kosztów energii elektrycznej i ogrzewania – 30%. Jak komentuje Michał Murgrabia z platformy ePsycholodzy.pl, wskazywanie przez około co trzecią osobę obaw dotyczących ww. kwestii sugeruje, że poważnie dręczą one społeczeństwo. W obliczu trudności zdrowotnych, ekonomicznych oraz społecznych lęki przed chorobami mogą być aktualnie bardziej akcentowane.

– Do skutków sytuacji pandemicznej należą problemy zdrowotne osób, które przeszły COVID19. Polacy mają w pamięci trudności w dostępnie do lekarzy specjalistów, wynikające z długich kolejek i braków kadrowych w służbie zdrowia. Lęki o sprawy zdrowotne mogą zatem nasilać się sezonowo. Natomiast czynniki ekonomiczne zawsze mają duży wpływ na poczucie bezpieczeństwa obywatela. W ostatnich latach zostało ono zaburzone przez wysoką inflację, wynikającą nie tylko z wojny w Ukrainie, ale też z błędów popełnionych przez miniony rząd oraz Narodowy Bank Polski – wyjaśnia ekspert z Uczelni Łazarskiego.

Poza pierwszą piątką w zestawieniu występują takie zagrożenia, jak anomalie pogodowe (mrozy, śnieżyce, huragany, powodzie) – blisko 29%, obniżenie jakości życia – ponad 28%, napływ imigrantów – przeszło 25%, śmierć najbliższych – prawie 23%, a także powrót pandemii – niecałe 23%.

– Temat napływu imigrantów wykazuje wyjątkową dynamikę. Rok temu obawiało się go 17%, a pół roku temu – 23%. Oznacza to, że ten problem jest widoczny i stale rośnie, a Polacy doświadczają go w praktyce. I nie chodzi tu tylko o kwestie wynikające z wojny. W wielu małych miejscowościach pojawiają się licznie imigranci zarobkowi z Azji. Wnoszą oni do gospodarki nowe umiejętności, siłę roboczą i przedsiębiorczość. Wspierają też wzrost gospodarczy poprzez zwiększanie potencjału produkcyjnego i konsumpcji. Jednak wielu Polaków może mieć poczucie, że przyjezdni zabierają im pracę bądź robią konkurencję na rynku – zwraca uwagę Michał Pajdak.

Podsumowując, należy wskazać, że najmniej lęków i obaw budzi wśród Polaków upadek wspólnoty kościelnej – blisko 3%. Nieco więcej osób boi się wahań cen nieruchomości – ponad 4%, rozpadu własnego związku lub rozwodu – przeszło 5%, wzrostu cen walut – 6%, a także wypadku komunikacyjnego – ponad 7%.

Źródło: MondayNews Polska Sp. z o.o.

Polacy po wyborach obawiają się powrotu wysokiej inflacji. Aż 67,3 proc. wskazuje na taki scenariusz

inflacja
Większość społeczeństwa żyje w lęku, że niedługo po wyborach parlamentarnych inflacja znowu zacznie iść do góry. Ponad 67% Polaków deklaruje takie obawy. Wśród nich głównie są osoby w wieku 25-34 lat, z wyższym wykształceniem i zarabiające 5000-6999 zł miesięcznie na rękę. Tylko niecałe 17% rodaków nie przewiduje ww. zagrożenia. I w tej grupie dominują seniorzy, ludzie ze średnim wykształceniem, a także z dochodami w wysokości 7000-8999 zł na rękę miesięcznie. Osób, które nie mają wyrobionej opinii na powyższy temat, jest blisko 16%. Eksperci komentujący wyniki sondażu wyjaśniają, że obawy większości Polaków są jak najbardziej uzasadnione.

W ogólnopolskim badaniu UCE RESEARCH i platformy ePscyholodzy.pl, ponad 67% Polaków zadeklarowało, że obawia się wzrostu inflacji po wyborach parlamentarnych. Jak komentuje Michał Pajdak, wykładowca akademicki i współautor badania z platformy ePsycholodzy.pl, coraz więcej osób zdaje sobie sprawę z tego, że inflacja jest sztucznie obniżana. Bazuje ona na tzw. koszyku inflacyjnym. Czasowa ingerencja w wybrane jego składniki powoduje efekt zduszenia inflacji. To sugeruje wyborcom niepewność i zależność od partii rządzącej.

– W sytuacji trwającej wojny u granic, niespokojnego Bliskiego Wschodu i drożejącej ropy naftowej, trudno oczekiwać podtrzymania trendu spadającej inflacji. Zapowiedzi polityków w zakresie ochrony rynku żywnościowego przed importem płodów rolnych z Ukrainy z pewnością będą potęgować wzrost cen. Natomiast nie istnieje jeden pewny scenariusz powyborczy. Dużo zależy od wyników i spełniania przez partie ich obietnic – dodaje Michał Pajdak.

Według sondażu, częściej obawiają się wzrostu inflacji po wyborach kobiety niż mężczyźni. Ponadto deklarują to głównie osoby w wieku 25-34 lat, z miesięcznymi dochodami netto na poziomie 5000-6999 zł, z wykształceniem wyższym oraz z miast liczących od 200 tys. do 499 tys. mieszkańców.

– To zbiorowość ludzi doskonale kalkulujących, że wkrótce na pewno wzrosną ceny paliw i niektórych artykułów żywnościowych, w tym importowanych. Złotówka raczej mocna nie będzie w najbliższym czasie. Przed Bożym Narodzeniem dojdzie podażowy i popytowy bodziec podnoszący ceny. Konsumenci i firmy będą się już wtedy przygotowywać do nowych poziomów kosztów w związku z powracającym w styczniu 2024 roku VAT-em na żywność – przewiduje dr Maria Andrzej Faliński, były wieloletni dyrektor generalny POHiD-u.

Z kolei dla Michała Pajdaka, ww. wyniki są zaskakujące. Według innych badań, inflacji z reguły najbardziej obawiają się seniorzy, którzy doświadczają zwiększonych wydatków związanych z ochroną zdrowia, przy jednoczesnej mniejszej dynamice wzrostu emerytur. Z kolei osoby dobrze zarabiające zwykle dysponują nadwyżkami i oszczędnościami. W ich przypadku temat inflacji rzutuje na spadek siły nabywczej odkładanych środków. Tutaj jest inaczej.

– Mówimy tu o dobrze zarabiających Polakach ze średnich miast, w wieku 25-34 lat. To grupa osób spłacających raty kredytu mieszkaniowego, w ogóle żyjąca na kredyt, często w jednoosobowych gospodarstwach domowych. Wzrost stóp procentowych, inflacja i spadek wartości złotego to dla niej największe zagrożenia – wyjaśnia ekspert z platformy ePsycholodzy.pl.

Niespełna 16% badanych nie ma zdania na ww. temat. I niewiele więcej osób, bo niecałe 17% rodaków, zapewniło w badaniu, że nie obawia się wzrostu inflacji po wyborach. Te ostatnie deklaracje częściej padały od mężczyzn niż od kobiet. Głównie mówiły to osoby w wieku 75-80 lat, z miesięcznymi dochodami netto 7000-8999 zł, z wykształceniem średnim oraz z miejscowości liczących od 5 tys. do 19 tys. mieszkańców.

– Temat inflacji generuje ogólny niepokój. Ludzie rozmawiają o podwyżkach cen i spadku dochodów z rodziną i ze znajomymi. Wiele starszych osób przypomina sobie sytuację gospodarczą lat 80. i 90. XX wieku oraz jej skutki, a także długoterminowy proces wychodzenia z recesji. Te doświadczenia pozostają w pamięci na lata. Do tego kobiety reagują bardziej emocjonalnie. To efekt tradycyjnego modelu rodziny, w której to one odpowiadają za zakupy i domowy budżet. Z kolei osoby o niskich kwalifikacjach i pracujące na część etatu mogą obawiać się zwolnień w przypadku ograniczenia produkcji – podsumowuje współautor badania.

Źródło: © MondayNews Polska.

AIQLabs: Polacy nie obawiają się wzrostu cen? Sposoby zabezpieczenia przed inflacją

P. Siwiec_Mat. prasowy

Jak wynika z badania „Global State of the Consumer Tracker”, przygotowanego przez firmę doradczą Deloitte, obawy dotyczące dalszego wzrostu cen wyraża mniej ankietowanych Polaków niż w poprzednim kwartale. Odsetek osób spodziewających się na przykład wzrostu cen żywności spadł o 10 pp.

Spadek tempa wzrostu cen nie zmienił znacząco podejścia Polaków do finansów osobistych. Nadal ponad połowa ma trudności z odkładaniem środków na koniec miesiąca, a co drugi z nas ocenia swoją sytuację finansową jako gorszą niż rok temu. Zgodnie z badaniem, wśród polskich konsumentów nastąpiła nieznaczna poprawa nastrojów. Obawy dotyczące dalszego wzrostu cen wyraża 54% ankietowanych. To o 4 pp. mniej niż w poprzednim kwartale. Odsetek osób spodziewających się wzrostu cen żywności wyniósł 65%, podczas gdy trzy miesiące wcześniej takie obawy wyrażało o 10 pp. więcej badanych.

Analitycy Deloitte zwrócili uwagę, że odsetek deklarujących zdolność do odkładania pieniędzy na koniec miesiąca wyniósł 47% – o 1 pp. mniej niż trzy miesiące temu. Raport pokazuje też, że oceniający swoją sytuację finansową jako gorszą niż rok wcześniej stanowią połowę mieszkańców Polski – o 4 pp. mniej niż w maju 2023 r.

Bieżący rok to nadal niepewny czas, w którym każdy poszukuje odpowiedzi na pytanie, kiedy magiczny wskaźnik inflacji zacznie realnie spadać. Rosnące ceny mediów, podwyżka cen żywności oraz wojna w Ukrainie to główne czynniki sprzyjające wysokiej inflacji. Spora część społeczeństwa z wiadomych względów zaczęła zastanawiać się, jak odpowiedzialnie zainwestować i tym samym zabezpieczyć swoje finanse. W czasach, kiedy ceny wszelkich podstawowych towarów i usług nieustannie rosną, dobrze jest ograniczyć swoje wydatki do koniecznego minimum. Dobrym sposobem na zminimalizowanie kosztów jest planowanie zakupów z wyprzedzeniem oraz dokładne monitorowanie domowego budżetu. W ten sposób można dbać nie tylko o swój portfel, ale również o środowisko, ponieważ przemyślane zakupy nie doprowadzają do sytuacji, w której trzeba pozbyć się zepsutej żywności.

Jednym ze sposobów ochrony przed inflacją są inwestycje w instrumenty finansowe, takie jak obligacje indeksowane inflacją czy fundusze inwestycyjne. Obligacje to nic innego jak papiery wartościowe, których zadaniem jest uchronić zgromadzone oszczędności przed spadkiem ich wartości nabywczej. Mechanizm ten polega na tym, że kwota nominalna, od której obliczane są odsetki, jest korygowana o stawkę inflacji. Dlatego zyski z obligacji rosną razem z inflacją. Fundusze zaś to forma zbiorowego inwestowania, powstała przez połączenie środków finansowych wszystkich inwestorów i tutaj kluczowa jest dywersyfikacja instrumentów, w jakie się inwestuje, aby zmniejszać ryzyko – mówi Piotr Siwiec, prezes AIQLabs, właściciela marek SuperGrosz i „Kupuj Teraz – zapłać później”.

Efektywnym rozwiązaniem na chwilowe zamrożenie zgromadzonych środków pieniężnych jest inwestycja. W czasie wysokiej inflacji dobrym pomysłem będzie inwestowanie w aktywa, które zyskują na wartości, a są to nieruchomości, surowce, złoto i inne kruszce. Ich wartość zwykle rośnie, gdy drastycznie spada wartość pieniądza. Inną możliwością jest inwestycja w akcje spółek – tych z silną pozycją rynkową i mających stabilny dochód. Każde z wyżej podanych rozwiązań może być pomocne w minimalizowaniu wpływu inflacji na zawartość portfela.

Przez wzrost inflacji spora część osób musiała zrezygnować ze swoich marzeń lub odsunąć je w czasie. Ma ona ogromny wpływ na wartość długu kredytowego, co oznacza, że jego spłata może się nieco wydłużyć. Natomiast comiesięczne raty mogą stać się zbyt wymagające dla domowego budżetu. W związku z tym, warto wystrzegać się wszelkich zadłużeń oraz w miarę możliwości redukować już istniejące długi – dodaje Piotr Siwiec.

Mniej znanym, a stosunkowo skutecznym sposobem na walkę z inflacją jest przeniesienie własnych oszczędności do waluty o niskiej inflacji. Może to być otwarcie konta oszczędnościowego w innej, korzystniejszej w danym momencie walucie lub inwestycja w waluty o niskiej inflacji. Warto jednak pamiętać o tym, żeby zbadać wszelkie przewidywane prognozy, ponieważ obecnie duży odsetek walut jest tak samo zagrożony inflacją, jak polski złoty.

Źródło: AIQLABS Sp. z o.o.

Inflacja gorsza od pandemii – traci na tym gospodarka

volkan-olmez-73767-unsplash
Blisko połowa Polaków zgłasza problem z jakością snu. Widać, że jest gorzej niż podczas pandemii. W ciągu ostatnich dwóch lat przybyło sporo osób niezadowolonych. Wzrósł także odsetek niezdecydowanych w ww. kwestii. Natomiast ubyło usatysfakcjonowanych Polaków. Obecnie najczęściej wskazywaną przyczyną trudności ze spaniem są problemy finansowe. Zgłasza to o blisko trzy razy więcej badanych niż dwa lata temu. Wyniki jednak nie dziwią ekspertów, którzy zwracają uwagę na coraz bardziej pogarszającą się sytuację ekonomiczną społeczeństwa. Do tego alarmują, że niewyspani pracownicy stanowią nie tylko potencjalne zagrożenie dla siebie i innych, ale też generują spore koszty. I wyliczają, że mogą oni kosztować gospodarkę minimum 8,2 mld złotych rocznie.

Zły sen rujnuje gospodarkę

Druga edycja ogólnopolskiego sondażu, przeprowadzonego przez UCE RESEARCH i platformę ePsycholodzy.pl wśród ponad tysiąca dorosłych Polaków, ujawniła, że 49,9% rodaków jest niezadowolonych z jakości swojego snu. W czasie pandemii 39,2% tak deklarowało. Zatem widać, że nastąpił wyraźny wzrost. Jak komentuje dr Marta Jackowska z Uniwersytetu SWPS, fakt, że połowa badanych skarży się na zły sen, jest bardzo niepokojący. Świadczy to o podwyższonym ryzyku wielu chorób somatycznych i afektywnych w społeczeństwie. Sygnalizuje też obniżoną wydajność i większe ryzyko wypadków w pracy, w tym także błędów medycznych. Niewyspani pracownicy zagrażają więc sobie i innym, w tym np. swoim usługobiorcom, pracodawcom i współpracownikom.

– Amerykańskie Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom w Stanach Zjednoczonych uznały niewystarczającą ilość snu za problem zdrowia publicznego. Badania w USA, Japonii, Kanadzie, Wielkiej Brytanii i Niemczech wykazały, że roczny koszt absencji pracowników wynosi 680 mld USD. Jeżeli w I kw. br. pracowało w Polsce 16,9 mln osób, 49,9% rodaków zadeklarowało problemy ze snem, a liczba dni pracy wynosi w br. 250, to przy utracie tylko 1% efektywności, czyli 2,5 dnia roboczego, kosztującego pracodawcę średnio 390 zł brutto, gospodarka straci w tym roku w sumie minimum 8,2 mld zł. I to jest najbardziej optymistyczny scenariusz, bo przecież aktywność pracujących Polaków może spaść zdecydowanie bardziej niż tylko o 1% – wylicza Michał Pajdak, jeden ze współautorów badania z platformy ePsycholodzy.pl.

Ekspert powołuje się też na raport pt. „Dlaczego sen ma znaczenie – ekonomiczne koszty niewystarczającej części snu” Marca Hafnera i współautorów. Wynika z niego, że pracownicy śpiący poniżej 6 godz. na dobę zgłaszają średnio o ok. 2,4 p.p. wyższą utratę produktywności niż deklarujący 7-9 godz. Osoby śpiące średnio 6-7 godz. są o ok. 1,5 p.p. bardziej nieproduktywne w stosunku do ludzi przesypiających 7-9 godz. – Pracownik śpiący krócej niż 6 godz. na dobę traci więc rocznie o ok. 6 dni roboczych więcej niż zatrudniony zgłaszający 7-9 godz. A osobie, która śpi 6-7 godzin, ubywa średnio o ok. 3,7 dnia pracy więcej w skali roku. Odsetek upośledzenia pracy wynosi zatem 2,36% w przypadku snu krótszego niż 6 godz. oraz 1,47% dla czasu spania 6-7 godzin – podkreśla Pajdak.

Według sondażu, 43,9% rodaków jest zadowolonych z jakości swojego snu. Dwa lata wcześniej, czyli w czasie pandemii, tak deklarowało 55,9% rodaków. Nastąpił więc spadek o 12 p.p. Należy również dodać, że ostatnio 6,2% badanych nie potrafiło ocenić jakości swojego snu. Natomiast w poprzedniej edycji badania 4,9% ankietowanych było niezdecydowanych. To z kolei oznacza lekki wzrost, bo o 1,3 p.p.

– Zauważalna jest niska świadomość Polaków odnośnie wpływu snu na życie, zdrowie i pracę człowieka. Problem narasta z roku na rok. Ludzie często ograniczają jego ilość ze względu na liczne obowiązki i wyzwania. I jeśli to staje się regułą, wzrasta ryzyko wielu chorób i przedwczesnej śmierci. A za to wszystko płacą pracujący obywatele, którzy zapewniają systemowi składki zdrowotne. Chorzy ludzie zazwyczaj nie są aktywni zawodowo. I gospodarka musi to odczuć – stwierdza Michał Pajdak.

Inflacja nie daje zasnąć Polakom

W tej edycji badania respondenci najczęściej wskazywali, że ich kłopoty ze snem wynikają z problemów finansowych – 39,4%. Dwa lata temu ta odpowiedź miała tylko 13,8% wskazań. Wzrost aż o 25,6 p.p. nie dziwi ekspertów. Jak zaznacza dr hab. Tomasz Hanć, prof. Uniwersytetu Adama Mickiewicza, w czasie pandemii wiele firm upadło. Utrzymanie rodziny stało się wyzwaniem dla znacznej części osób. Jednocześnie wzrost wszystkich kosztów życia, wynikający z inflacji, dotyczy dziś całego społeczeństwa.

– To, czy trend wzrostowy utrzyma się, zależy od dalszej sytuacji ekonomicznej i zmian gospodarczych. Jeśli sprawy finansowe nadal będą jednym z głównych tematów społecznych, to związane z nimi trudności ze snem mogą nadal się pogłębiać w społeczeństwie. I niestety, obawiam się, że tak właśnie będzie – przyznaje Michał Murgrabia z platformy ePsycholodzy.pl.

Na drugim miejscu Polacy wskazali, że źle śpią przez stres – 37,9%. W poprzedniej edycji badania ta odpowiedź uzyskała 25,9% wskazań. To skok o 12 p.p. – Stres związany z atmosferą zagrożenia zdrowotnego i finansowego, nieprzewidywalności jutra mógł się zwiększyć, w związku z wojną trwającą za naszą granicą. Należy też zauważyć, że nastroje społeczne i polityczne w całej Europie są niespokojne. Niestety, bazując na tym fakcie, środowiska polityczne, partie, budują przekaz medialny dodatkowo wzmacniający lęk w społeczeństwie. Dzięki temu, na obawach przed realnym bądź wyolbrzymionym zagrożeniem, budują tożsamość grupy, własny elektorat. Wsparcie danego obozu politycznego ma bowiem zapewniać poczucie bezpieczeństwa. Dopóki więc sytuacja geopolityczna się nie ustabilizuje, raczej będziemy bardziej zestresowani i niewyspani – dodaje prof. Hanć.

Na trzeciej pozycji w tej edycji badania Polacy zadeklarowali, że martwią się o swoją przyszłość – 30,3%. Poprzednio było to 28,1%. – Polacy odczuwają bardzo wysoką inflację i niepewną sytuację polityczną w kraju. W zależności od tego, z jaką partią utożsamiają się, mogą być np. zaniepokojeni tym, co się obecnie dzieje w kraju – zaczynając od stanu polskiego sądownictwa, poprzez opiekę nad kobietami w ciąży, a kończąc na niepewnej sytuacji ekonomicznej w kraju. Nawet zmiany klimatyczne mogą być źródłem bezsenności – uważa dr Jackowska.

Natomiast najrzadziej wskazywanymi kwestiami w tej edycji badania były kiepskie warunki do spania (np. zła temperatura lub niewygodny materac), różnego rodzaju ekscytacje (wyjazdy, spotkania itp.). Trzecie od końca uplasowało się podjadanie przed snem.

Źródło:
© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

Dla MŚP jest gorzej niż w pandemii i kryzysie 2008 roku?

kukulski

Polskie MŚP konfrontują się z bezprecedensowymi wyzwaniami, ale jednocześnie wykazują zadziwiającą odporność i wiarę w przyszłość.

Główne wnioski z raportu „Rozwój w chaosie: jak radzą sobie MŚP na świecie – Global Business Monitor 2023”, opracowanego przez Bibby Financial Services:

· 42 proc. badanych w 9 krajach MŚP uważa, że warunki gospodarcze w 2023 roku są gorsze niż w trakcie pandemii. Aż 28 proc. sądzi, że obecne czasy niosą większe zagrożenia niż światowy kryzys finansowy w 2008 r.

· Mimo niepewności, 79 proc. polskich MŚP stwierdza, że perspektywy dla ich biznesu są dobre. To jednak najniższy odsetek wśród wszystkich badanych krajów.

· Wysoka inflacja, rosnące koszty działalności i napięcia geopolityczne komplikują działalność polskich MŚP bardziej niż w innych krajach.

Najnowszy raport międzynarodowej firmy faktoringowej Bibby Financial Services, „Rozwój w chaosie: jak rodzą sobie MŚP na świecie – Global Business Monitor 2023″, dostarcza unikalnego wglądu w wyzwania, przed którymi obecnie stoją małe i średnie przedsiębiorstwa w Europie i Azji.

W Polsce 1 firma na 5 obawia się o przyszłość

Wyniki międzynarodowego badania wskazują, że głównym wyzwaniem we wszystkich krajach jest inflacja – stwierdziło tak aż 55 proc. wszystkich badanych firm. Tuż za inflacją problemem są koszty i dostawy energii (49 proc.) oraz niepewne otoczenie gospodarcze (28 proc.). W zależności od regionu, wyzwania te przybierają różny charakter. W Polsce odsetki „czarnowidzów” należą jednak do najwyższych – inflacji obawia się już 70 proc. badanych, rosnących kosztów energii i surowców – 59 proc., a niestabilności gospodarczej – 38 proc.
W Irlandii czy Niemczech optymizm co do lepszej przyszłości wyraża imponujące 90 proc. badanych firm. Na tym tle aż 21 proc. polskich MŚP ma obawy dotyczące nadchodzących miesięcy.

MŚP chcą inwestować

Większość wszystkich badanych firm (89 proc.) planuje inwestować w swoje przedsiębiorstwa w tym roku. Największy odsetek takich firm jest w Niemczech (93 proc.), ale na drugim miejscu lokują się właśnie polscy przedsiębiorcy (90 proc.). Przewidują, że średnia wartość inwestycji wyniesie 655 138 zł. Środki te mają być przeznaczone głównie na szkolenia i rozwój personelu (38 proc.), marketing i sprzedaż (37 proc.), maszyny i urządzenia (33 proc.) oraz technologie cyfrowe i IT (25 proc.). Na wielu pozostałych rynkach dominującą pozycję mają inwestycje w marketing i sprzedaż. Polskie firmy stawiają przede wszystkim na pracowników, bo stopa bezrobocia w Polsce wynosi zaledwie ok. 5 proc. Tylko 10 proc. polskich firm wskazało niedobór siły roboczej jako kluczowe wyzwanie w 2023 r. – to najniższy odsetek na wszystkich badanych rynkach.

– To świadczy o dużej determinacji i odporności polskich firm. Mimo rosnących kosztów, problemów z płynnością finansową i niepewną sytuacją, robią wszystko by przetrwać ten trudny okres – komentuje Tomasz Kukulski, prezes zarządu Bibby Financial Services w Polsce

Finansowanie przyszłości

Problemem pozostaje zdobycie finansowania. Trzy na dziesięć polskich firm deklaruje, że nie ma wystarczającej płynności finansowej do rozwoju, a wiele z nich szuka wsparcia i finansowania, aby utrzymać swoje przedsiębiorstwa. 43 proc. polskich firm twierdzi, że są teraz bardziej skłonne do korzystania z zewnętrznego finansowania w porównaniu z okresem przed pandemią. 42 proc. podaje, że głównym powodem, dla którego potrzebowaliby finansowania, jest zarządzanie codzienną działalnością, podczas gdy 33 proc. twierdzi, że jest to wzrost i ekspansja na rynku krajowym, a 21 proc. podaje, że chodzi o wzrost i ekspansję na rynkach międzynarodowych.

– Kluczowe jest, aby MŚP mogły nadal uzyskiwać finansowanie, którego tak potrzebują do bieżącego działania i rozwoju, zwłaszcza gdy banki przykręcają kurek z kredytami. Oznacza to rozważenie różnych opcji finansowania zapewniających zrównoważony kapitał obrotowy i przepływy pieniężne, które pomogą im pokonać wyzwania i wykorzystać nadarzające się okazje w nadchodzących miesiącach – tłumaczy Tomasz Kukulski.

Dobrym rozwiązaniem może być faktoring. Może on pomóc firmom w poprawie płynności finansowej oraz podnieść ich zdolność do inwestowania czy zwiększania zatrudnienia. Korzystając z faktoringu, firma nie musi czekać na opłacenie faktur przez klientów, a pieniądze z ich tytułu szybko pozyskać od faktora. Może on też przejąć na siebie ryzyko niewypłacalności klienta.

Raport „Rozwój w chaosie: jak rodzą sobie MŚP na świecie – Global Business Monitor 2023” dostarcza bogaty przekrój spostrzeżeń na temat MŚP z różnych części świata. Mimo trudnego otoczenia gospodarczego, ich postawa – także w Polsce – przynosi nadzieję na lepsze jutro.

Źródło: Bibby Financial Services.

Raport GUS nt dostaw na rynek krajowy

helloquence-61189-unsplash
GUS, czyli Główny Urząd Statystyczny, opublikował raport pt. „Dostawy na rynek krajowy oraz spożycie niektórych artykułów konsumpcyjnych na 1 mieszkańca w 2022 roku”.

Jak można przeczytać w raporcie Głównego Urzędu Statystycznego, w 2022 r. dostawy1 na rynek krajowy mięsa (m.in. wieprzowego, wołowego i cielęcego oraz drobiowego) wyniosły 4642 tys. ton i były wyższe o 6,8% w porównaniu z rokiem poprzednim. Wzrosły zarówno dostawy mięsa surowego ze zwierząt rzeźnych (o 9,1%), jak i dostawy mięsa drobiowego (o 3,5%).
W 2022 r. o wiele wyższe niż w poprzednim roku były dostawy mąki pszennej; przetworów mięsnych i podrobowych ze zwierząt rzeźnych; mięsa surowego ze zwierząt rzeźnych.
1 Dostawy zdefiniowane zostały jako ilość wytworzonych w kraju wyrobów (dane dotyczą podmiotów gospodarczych, w których liczba pracujących przekracza 9 osób) pomniejszona o ich eksport i powiększona o import, skorygowana o saldo zmian zapasów u producentów (dane dotyczą podmiotów gospodarczych, w których liczba pracujących przekracza 49 osób).

Pełny raport znajduje się na oficjalnej stronie GUS.

Źródło: GUS.

Wskaźniki cen towarów i usług konsumpcyjnych w lipcu 2023 roku

okulary
GUS, tj. Główny Urząd Statystyczny, opublikował raport „Wskaźniki cen towarów i usług konsumpcyjnych w lipcu 2023 roku”.

Jak czytamy w raporcie GUS, ceny towarów i usług konsumpcyjnych w lipcu 2023 r. w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku wzrosły o 10,8% (przy wzroście cen usług – o 11,3% i towarów – o 10,6%). W stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług obniżyły się o 0,2% (w tym towarów – o 0,6% przy wzroście cen usług – o 0,8%).
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej GUS.

Źródło: GUS.

Inflacja wciąż nakręca kradzieże w sklepach

markus-spiske-484245-unsplash

Kolejny raz policyjne dane przynoszą złe informacje. Wciąż rośnie liczba kradzieży sklepowych. Z danych KGP wynika, że w I połowie br. odnotowano blisko 24 tys. przestępstw i ponad 136 tys. wykroczeń kradzieży w sklepach. To odpowiednio o przeszło 39% i blisko 22% więcej niż w analogicznym okresie ub.r. Jak tłumaczą eksperci, główne powody tego stanu rzeczy to ubożenie społeczeństwa i coraz bardziej zuchwałe działania grup przestępczych. Do przyczyn dokładają się też ułatwienia wynikające z działania kas samoobsługowych. Jak dodają znawcy tematu, sytuacja może się jeszcze skomplikować, bo w październiku wejdzie w życie kolejna zmiana przepisów. Zdaniem branży handlowej, będzie to stanowiło dodatkową zachętę dla złodziei. I wówczas statystyki mogą się jeszcze bardziej pogorszyć. A to wszystko odbije się na portfelach uczciwych konsumentów.

Statystki są coraz gorsze. Rośnie liczba kradzieży

Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że w pierwszej połowie 2023 roku stwierdzono blisko 24 tys. przestępstw kradzieży w sklepach. To o 39,1% więcej niż w analogicznym okresie 2022 roku, kiedy takich przypadków odnotowano nieco ponad 17 tys. O blisko 22% wzrosła także liczba wykroczeń związanych z kradzieżą. Trend rosnący widać także w dłuższej perspektywie. W całym 2022 roku tego rodzaju przestępstw przybyło 31%, a wykroczeń – 21,5%. Robert Biegaj, ekspert rynku retailowego z Grupy Offerista, jest zdania, że tendencja wzrostowa kradzieży sklepowych przede wszystkim wynika z ubożenia społeczeństwa.

– Mówiąc wprost, ludzie zaczęli częściej kraść, bo zwyczajnie nie stać ich na robienie zakupów na takim poziomie, jak przed inflacją. Trzeba też dodać, że w ostatnim czasie Polacy zaczęli kraść rzeczy, które do tej pory masowo nie ginęły ze sklepów. To z kolei pokazuje, że społeczeństwo poważnie odczuwa skutki wysokiej inflacji. Rozbierając to na czynniki pierwsze, widać, że głównie giną dwie kategorie towarów. Pierwsza to żywność i wszystko to, co jest szybko zbywalne. I za tym przeważnie stoją osoby, które robią to z biedy i z przymusu. Natomiast druga grupa to towary luksusowe, w tym drogie alkohole, perfumy, elektronika itp. Te rzeczy raczej znikają za pośrednictwem zorganizowanych grup przestępczych, które uczyniły sobie z tego źródło dochodu – wyjaśnia Biegaj.

Kasy samoobsługowe ułatwiają kradzieże

Podobne obserwacje ma Łukasz Grzesik, ekspert ds. zapobiegania kradzieżom sklepowym. Jak stwierdza, część sprawców kradnie dla zysku, a niektórzy z ekonomicznego przymusu. Znawca tematu wskazuje także na statystyki, z których wynika, że złodzieje coraz częściej przekraczają obecną barierę między wykroczeniem a przestępstwem. Ostrzega również, że pewną formą przyzwolenia jest bierność w przeciwdziałaniu kradzieżom, której konsekwencją będzie coraz większa zuchwałość złodziei.

– Zauważalnym problemem stają się także kradzieże w kasach samoobsługowych, które coraz częściej wypełniają policyjne notatki. Można powiedzieć, że niektóre grupy złodziei szczególnie upodobały sobie ten sposób pozyskiwania towaru bez płacenia za niego. Problem ten najbardziej dotyka dyskonty, posiadające tego typu kasy – kontynuuje Grzesik.

Na kasy samoobsługowe jako źródło problemów zwraca uwagę również Robert Biegaj. Zastrzega jednak od razu, że to akurat jeden z najmniejszych czynników, które możemy zidentyfikować. – To raczej tylko ułatwia dokonywanie drobnych kradzieży z przymusu. Powszechnie są znane przecież przypadki, że klient inny towar wbija na kasę niż wkłada do swojej torby, licząc na to, że uda mu się trochę zaoszczędzić. I to też jest kradzież. Tylko osoby, które tak robią, patrzą na to w kategoriach mniejszej szkodliwości czynu, co jest oczywiście naciąganą teorią i próbą usprawiedliwiania się przed samym sobą – mówi ekspert.

Obaj rozmówcy wskazują, że powodem, dla którego kradzież z użyciem kas samoobsługowych stała się tak powszechna, jest niewystarczająca liczba pracowników sklepu i ochroniarzy kontrolujących zachowania klientów. Przez braki kadrowe zwyczajnie nie są w stanie wszystkiego w jednym czasie dopilnować. I na tym oczywiście korzystają złodzieje.

Ginie to, co łatwo później spieniężyć

A co najczęściej pada łupem złodziei sklepowych? – Głównie kradzione są ze sklepów markowe kosmetyki, perfumy lub ubrania znanych światowych marek, ale także wszelkie drobne i zarazem wartościowe przedmioty wykorzystywane w budownictwie, akcesoria lub elektronarzędzia – wylicza asp. Aleksandra Pieprzycka z Sekcji Prasowej KWP we Wrocławiu. Z analizy policjantów wynika ponadto, że sprawcy dokonują kradzieży głównie towarów, które mogą następnie szybko spieniężyć, np. sprzedając przygodnie napotkanym osobom po dużo niższej cenie niż sklepowa.

– Często transakcje te odbywają się bezpośrednio na parkingach przed centrami handlowymi lub w miejscach, gdzie przemieszcza się każdego dnia wiele osób. Bardziej operatywni złodzieje wystawiają swoje łupy do sprzedaży w sieci, klasyfikując je np. jako nietrafione prezenty. W ten sposób wyjaśniają braki paragonów. Produkty bez metek bywają też opisywane jako raz noszone albo przywiezione z zagranicznych wczasów – wyjaśnia asp. Pieprzycka.

Z kolei Łukasz Grzesik wyjaśnia, że kradzieże o dużej wartości są zazwyczaj domeną „zawodowych” złodziei, którzy kradną dla zysku, ale ze względu na swoje doświadczenie są mniej uchwytni. Zachodzi tu jednak widoczna zmiana, tj. granica między wykroczeniem a przestępstwem na poziomie 500 zł nie stanowi już silnej bariery. Przełamują ją coraz częściej amatorzy.

– Osoby, które kradną przypadkowo i doraźnie, zwykle łatwiej złapać, ze względu na ich brak doświadczenia bądź dlatego, że nie ukrywają swoich zamiarów. Dodatkowo rozrastająca się liczba sklepów i rosnąca determinacja tych osób sprawiają, że statystyki z roku na rok coraz bardziej puchną. Obrazują to też notatki policyjne, w których często wartość skradzionego towaru wyliczana jest na ok.1000 zł lub nawet więcej. Należy pamiętać, że to tylko niektóre ze zgłoszonych przypadków, a rzeczywista skala jest znacznie większa – dodaje Grzesik.

Ponadto Robert Biegaj zauważa, że sieci handlowe z reguły nie ujawniają publicznie, ile tracą na kradzieżach. Obawiają się, że informując o skali nadużyć, mogłyby zachęcić kolejne osoby do wynoszenia towaru bez zapłaty, podmiany metek albo oszustw z wykorzystaniem kas samoobsługowych. – Do tego nie chcą tworzyć wizerunku, że łatwo ich okraść. I to w pewien sposób jest zrozumiałe. Natomiast istotną częścią tego procederu jest też to, że sklepy nie mają się czym chwalić w kwestii łapania złodziei. Szacuje się, że tylko ok. 10% sprawców jest zatrzymywanych na gorącym uczynku. To stosunkowo niezbyt wielki procent. A to pokazuje, że sieci handlowe są mało skuteczne w kwestii walki ze złodziejstwem sklepowym – twierdzi ekspert z Grupy Offerista.

Październikowa zmiana przepisów pogorszy sytuację

Najbliższe miesiące mogą przynieść dalszą zmianę tendencji. Znowelizowane zostały przepisy, które przewidują podniesienie progu wykroczenia z 500 do 800 zł. Zmiana miała wejść w życie w marcu, ale została przesunięta na październik. Grzesik uważa, że nie wszyscy złodzieje mogli zorientować się, że nastąpiło przesunięcie terminu i być może wpadli w tzw. pułapkę progową.

– Handel wcześniej sygnalizował, że będzie to miało zauważalny wpływ na kradzieże i rozochoci jeszcze bardziej złodziei. Ta zmiana przyczyni się do wzrostu statystyk wykroczeń kradzieży. Co do tego nie mam wątpliwości. Być może spowolni to wzrost przestępczości, bo część kradzieży, ze względu na swoją wartość kwalifikowaną obecnie jako przestępstwo, będzie teraz stanowić wykroczenie. Nie zmienia to jednak faktu, że w ogólnym rozrachunku w handlu nastąpi dalszy wzrost kradzieży, co będzie miało zauważalne konsekwencje także w nadchodzących latach – mówi Łukasz Grzesik.

Jak przewiduje Robert Biegaj, konsekwencją rosnącej liczby kradzieży będą wyższe ceny w sklepach, bo branża będzie musiała to sobie zrekompensować. I zwyczajnie przerzuci swoje straty na konsumentów, bo nie będzie miała wyjścia. Jednak spadająca inflacja może w pewien sposób pozytywnie wpłynąć na aktywność złodziei, szczególnie kradnących z przymusu. Nie będzie to jednak widoczne przy okazji kolejnego półrocznego podsumowania. Ten proces potrwa dłużej. Ekspert ma na myśli raczej hamowanie dynamiki wzrostu niż sam spadek liczby kradzieży, a to raczej nie napawa zbytnim optymizmem.
Źródło: © MondayNews Polska | materiał prasowy.

GUS: Wskaźniki cen produkcji budowlano-montażowej w czerwcu 2023 roku

guilherme-cunha-222318-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport pt. „Wskaźniki cen produkcji budowlano-montażowej w czerwcu 2023 roku”.

Według wstępnych danych zgromadzonych przez GUS, w czerwcu 2023 r. ceny produkcji budowlano-montażowej w porównaniu z analogicznym miesiącem poprzedniego roku wzrosły o 10,4%, a w porównaniu z majem 2023 r. – o 1,0%.  W czerwcu 2023 r. w stosunku do maja 2023 r. zanotowano wzrost cen budowy obiektów inżynierii lądowej i wodnej oraz robót budowlanych specjalistycznych po 1,0%, a także budowy budynków – o 0,8%. W porównaniu z czerwcem 2022 r. podniesiono ceny budowy obiektów inżynierii lądowej i wodnej (o 11,4%), budowy budynków oraz robót budowlanych specjalistycznych (po 9,8%). – podsumowuje Główny Urząd Statystyczny.

Źródło: GUS.

Wskaźniki cen produkcji sprzedanej przemysłu w czerwcu 2023 roku wg GUS

volkan-olmez-73767-unsplash

GUS, czyli Główny Urząd Statystyczny, opublikował raport pt. „Wskaźniki cen produkcji sprzedanej przemysłu w czerwcu 2023 roku”.

Według wstępnych danych Głównego Urzędu Statystycznego, w czerwcu 2023 r. ceny produkcji sprzedanej przemysłu spadły w stosunku do maja 2023 r. o 0,7%, natomiast wzrosły w porównaniu z analogicznym miesiącem poprzedniego roku o 0,5%.
Obniżono ceny we wszystkich sekcjach przemysłu. Najbardziej spadły ceny w sekcji górnictwo i wydobywanie o 1,5%, w tym w wydobywaniu węgla kamiennego i węgla brunatnego (lignitu) o 2,7% i górnictwie rud metali o 0,3%. W sekcji wytwarzanie i zaopatrywanie w energię elektryczną, gaz, parę wodną i gorącą wodę ceny spadły o 0,7%, a w sekcji przetwórstwo przemysłowe – o 0,6%. Spośród działów przetwórstwa przemysłowego największy spadek cen odnotowano w produkcji metali (o 1,7%). – podsumowuje GUS.

Źródło: GUS.

Dynamika produkcji budowlano-montażowej w czerwcu 2023 roku wg GUS

ibrahim-rifath-789914-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport nr dynamiki produkcji budowlano-montażowej.

Jest to raport za czerwiec 2023 roku. Według wstępnych danych Głównego Urzędu Statystycznego, produkcja budowlano-montażowa (w cenach stałych) zrealizowana na terenie kraju przez przedsiębiorstwa budowlane o liczbie pracujących powyżej 9 osób w czerwcu 2023 r. była wyższa o 1,5% w porównaniu z analogicznym okresem ub. roku (przed rokiem wzrost o 6,0%) oraz wyższa o 7,6% w stosunku do maja br. roku (przed rokiem wzrost o 5,4%). – podsumowuje GUS.
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

Blisko 80 proc. Polaków nie odczuwa spowolnienia inflacji

inflacja-w-sklepach

Jak wynika z najnowszego badania, realnego spadku inflacji nie widzi lub nie odczuwa blisko 80% Polaków. Głównie są to seniorzy, ale też osoby w wieku średnim. Najczęściej nie zauważają tego respondenci zarabiający od 7 do prawie 9 tys. zł netto miesięcznie. Tylko nieco ponad 15% rodaków jest przeciwnego zdania. I przeważnie są to osoby w wieku 35-44 lat, co miesiąc uzyskujące od tysiąca do prawie 3 tys. zł na rękę. Komentujący sondaż eksperci mówią, że wyniki są dość niepokojące. Wyjaśniają też, że Polakom brakuje wiedzy nt. wskaźnika inflacji. I dodają, że w roku wyborczym będzie on jeszcze dodatkowo wykorzystywany do walki politycznej, co nie będzie sprzyjało obiektywności.

Niewidzialnie malejąca inflacja

Aż 76,9% Polaków nie zauważa lub nie odczuwa spadku inflacji. Do tego 43,2% z nich jest o tym przekonanych, a 33,7% raczej tak uważa. Tak wynika z badania przeprowadzonego przez UCE RESEARCH i SYNO Poland dla dziennika „Rzeczpospolita” na reprezentatywnej, ponad tysięcznej próbie dorosłych Polaków.

– GUS podaje, że poziom inflacji spada kolejny miesiąc z rzędu. Spora część społeczeństwa liczy więc na obniżki cen w sklepach, ale na zakupach nadal zderza się z drożyzną. Należałoby szeroko, publicznie wyjaśnić, że obecnie mamy do czynienia ze spadkiem dynamiki wzrostu cen, a to nie oznacza ich zmniejszenia. Tylko ceny wolnej rosną – komentuje wyniki sondażu dr Krzysztof Łuczak, ekspert rynku retailowego i główny ekonomista z Grupy BLIX.

Jak podkreśla Marcin Luziński z Santander Bank Polska, obliczenie wskaźnika CPI to bardzo skomplikowana procedura, wymagająca zebrania dużej ilości cen produktów i usług z tysięcy sklepów w całym kraju oraz profesjonalnej analizy. Przeciętny Polak nie jest w stanie zapamiętać tak wielu cen i jeszcze porównać ich z poziomem sprzed roku. To przekracza możliwości poznawcze człowieka. Z tego powodu opinie na temat inflacji często powstają w oparciu o ostatnie zmiany cen pojedynczych produktów w sklepach. W dodatku tak wiele osób myli spadek inflacji z obniżkami. Ekspert przypomina też, że CPI to pewna średnia. Natomiast każdy konsument kupuje trochę inne produkty, ma więc de facto swoją własną inflację, która może się różnić od oficjalnego wskaźnika. Podobnie wyjaśnia tę sytuację dr Łuczak.

– Przysłowiowy Kowalski co miesiąc wkłada do swojego koszyka np. duże ilości karmy dla kota i warzywa, a Nowak tego nie robi, bo nie ma takiego pupila i nie odżywia się zbyt zdrowo. Ich koszyki inflacyjne mocno się różnią, bo te dwie ww. kategorie w ostatnich miesiącach mocno zdrożały. Odczucia takich osób będą więc zupełnie inne, choć w zasadzie będą polegały na stanie faktycznym. Natomiast gdyby dzisiaj zapytać Polaków o to, na jakim poziomie odczuwają inflację, w dużej części mogliby wskazać poziom zbliżony do 30% lub nawet nieco wyższy – komentuje dr Łuczak.

Wyraźny spadek siły nabywczej

Z kolei Anna Senderowicz, ekspertka z Departamentu Analiz Ekonomicznych Banku PKO BP, informuje, że ceny paliw, opału oraz niektórych art. spożywczych, np. cukru czy tłuszczów, w czerwcu br. spadły w porównaniu z majem. Jednak w większości są znacznie droższe niż przed rokiem. Wydatki na żywność są o niemal 20% wyższe niż rok wcześniej. – To wszystko sprawia, że realna siła nabywcza dochodów wciąż się obniża, gdyż wynagrodzenia rosną wolniej niż ceny towarów i usług. Większość Polaków odczuwa więc pogorszenie swojej sytuacji i nie widzi żadnego spadku – zaznacza Senderowicz.

Z badania również wynika, że spadku inflacji nie zauważają i nie odczuwają głównie osoby w wieku 75-80 lat oraz 45-54 lat. Przeważnie mają one wykształcenie średnie bądź wyższe. Zazwyczaj deklarują dochody na poziomie 7000-8999 zł netto miesięcznie lub nie chcą ich ujawniać. Najczęściej zamieszkują miasta liczące od 200 do 499 tys. zł lub od 50 do 99 tys. mieszkańców.

– Spadku inflacji nie zauważają seniorzy, gdyż żyje im się trudniej niż w minionych latach. Więcej kosztuje ich utrzymanie mieszkania i mają wyższe codzienne wydatki. Ponadto rosnące ceny leków, które nie znajdują się na liście darmowych farmaceutyków, budzą ich niepokój. Coraz wyższe rachunki w aptekach powodują, że seniorzy muszą bardziej kontrolować inne wydatki. Z kolei osoby z wynagrodzeniem przekraczającym średnią krajową prawdopodobnie nie zwracają uwagi na wolno obniżającą się inflację, gdyż nie muszą rezygnować z zakupu określonych towarów, w większym stopniu akceptują też wyższe ceny – wyjaśnia ekspertka z Banku PKO BP.

Tylko co siódmy odczuwa spadek

Łącznie tylko 15,1% badanych zauważa lub bezpośrednio odczuwa spadek inflacji. I wśród tych osób 9,2% raczej tak sądzi, a 5,9% jest o tym przekonanych. Badani, którzy dostrzegają malejącą inflację, przeważnie są w wieku 35-44 lat lub 55-64 lat. Zazwyczaj mają wykształcenie zasadnicze zawodowe bądź podstawowe. Miesięcznie zarabiają zwykle 1000-2999 zł netto. Głównie zamieszkują wsie lub miejscowości liczące do 5 tys. mieszkańców bądź mające od 5 do 19 tys. ludności.

– Inflacja konsumenta spada już od kilku miesięcy. Jeśli więc tylko 15% respondentów twierdzi, że to zauważa, należy uznać taki wynik za bardzo zły. Świadczy on o tym, że respondenci nie rozumieją, czym jest wskaźnik inflacji. Jakkolwiek GUS-owska miara niekoniecznie musi oddawać zmiany cen dla każdego respondenta, bo każdy kupuje nieco inne towary, to jednak średnia interpretacja w społeczeństwie powinna się z grubsza pokrywać z faktycznymi danymi – przekonuje Marcin Luziński.

Badani, którzy zauważają lub odczuwają, że inflacja spada, przeważnie są w wieku 35-44 lat lub 55-64 lat. Zazwyczaj mają wykształcenie zasadnicze zawodowe bądź podstawowe. Miesięcznie zarabiają zwykle 1000-2999 zł netto. Głównie zamieszkują wsie lub miejscowości liczące do 5 tys. mieszkańców bądź mające od 5 do 19 tys. ludności. – Osoby zarabiające mniej niż średnio w gospodarce żyją na co dzień z ołówkiem w ręku. Starają się dokładnie kontrolować niezbędne wydatki, dlatego prędzej zauważają zmiany cen w sklepach – wyjaśnia Anna Senderowicz.

Do tego należy dodać, że 8% ankietowanych nie potrafi stwierdzić, czy zauważa bądź odczuwa spadek inflacji. Przeważnie są to osoby w wieku 18-24 lat, z podstawowym lub gimnazjalnym wykształceniem, które wolą nie ujawniać poziomu swoich dochodów. Zazwyczaj są to mieszkańcy wsi lub miejscowości liczących do 5 tys. ludności.

Polacy szybko nie zmienią zdania

– W mojej ocenie, inflacja musiałaby spaść do jednocyfrowej wartości, żeby Polacy ją zauważyli. Przede wszystkim żywność powinna w sklepach sporo potanieć, bo w dużej mierze właśnie jej ceny budują przekonanie o drożyźnie. Wówczas przybyłoby osób, które mogłyby zauważyć spadek wysokiej inflacji, choć i to nie jest takie pewne. Pamiętajmy, że ten stan trwa już dłuższy czas i trudno mentalnie się od niego odzwyczaić. Społeczeństwo potrzebuje minimum roku, żeby zacząć zauważać znaczącą różnicę – uważa ekspert z Grupy BLIX..

Zdaniem eksperta z Santander Bank Polska, na pewno Polacy lepiej interpretowaliby trendy w gospodarce, gdyby czerpali swoją wiedzę na takie tematy z wiarygodnych i obiektywnych źródeł. Natomiast teraz jesteśmy w okresie kampanii wyborczej, więc inflacja na pewno będzie wykorzystywana w walce politycznej, co z pewnością nie będzie służyło obiektywności.

– Obniżenie konsumpcji, ostrożne planowanie zakupów, szukanie promocji i rezygnacja z niektórych wydatków lub przekładanie ich na lepszy czas sprawia, że producenci, sprzedawcy i usługodawcy ograniczają podwyżki cen produktów i towarów. Spadek inflacji przy dobrej sytuacji na rynku pracy i zwiększeniu wynagrodzeń wraz z podwyżką płacy minimalnej może sprawić, że więcej osób zauważy poprawę sytuacji dochodowej w gospodarstwie domowym – podsumowuje ekspertka z Banku PKO BP.

Źródło: © MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

Pożyczkowy Last Minute, czyli kredyt urlopowy a wysoka inflacja

ibrahim-rifath-789914-unsplash

Wakacje to czas zwiększonych wydatków. Najlepiej sfinansować je z oszczędności zgromadzonych w ciągu roku. Nie każdy ma jednak taką możliwość, tym bardziej że różnica w średniej cenie wyjazdu wypoczynkowego w ubiegłym roku wzrosła o 18,3% względem analogicznego okresu w 2021 roku.

Jak wynika z badania „Raport Podróżnika” przygotowanego przez TravelPlanet, średnia cena wycieczek z polskimi biurami podróży wyniosła latem 2022 roku 2642 zł na osobę. To aż o 400 zł więcej niż zaledwie rok wcześniej.

Drożyzna była efektem pogłębiającej się przez cały rok inflacji i wzrostów cen paliwa lotniczego, które stanowi kluczową składową ogólnego kosztu zorganizowanej wycieczki. Raport wskazuje, że najwięcej w ubiegłym roku zaoszczędzali ci, którzy zarezerwowali wakacyjne wyjazdy wczesną wiosną, nie czekając na okazje Last Minute. Oszczędności wynosiły nawet do kilkuset złotych na osobę.

Chociaż większość klientów biur turystycznych doskonale wie, na czym polegają wczasy Last Minute, wiele osób daje się skusić na „promocyjną” ofertę wakacji w lipcu, kupując bilet już na kilka miesięcy przed wyjazdem. Warto jednak wiedzieć, że tego typu propozycje pojawiają się na kilka lub kilkanaście dni przed wycieczką. Wakacje Last Minute to wyjazdy w obniżonych cenach oferowane przez biura podróży. Poza niższym kosztem takich wczasów, nie różnią się niczym od wakacji planowanych z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem – w ramach takiej oferty możemy liczyć na wygodny hotel oraz wszelkie inne udogodnienia wynikające z oferty All Inclusive.

Osoby, które muszą mieć zaplanowany cały wyjazd z odpowiednio dużym wyprzedzeniem czasowym, raczej nie skorzystają z oferty Last Minute. Jeśli chcemy podróżować relatywnie tanio, musimy umieć podejmować szybkie decyzje – zdarza się, że wyjazd w ramach promocji ma miejsce za dwa lub trzy dni od momentu znalezienia oferty. Z drugiej strony wszelkie wydatki warto planować z wyprzedzeniem, aby nie stanowiły zbyt dużego obciążenia dla domowego budżetu. Pomocne może okazać się skorzystanie z szybkiej pożyczki, która pozwoli sfinansować rodzinne wakacje w kraju lub za granicą – mówi Marta Fila, Marketing Manager w AIQLabs, właściciela marek SuperGrosz i „Kupuj Teraz – zapłać później”.

Źródło: AIQLABS Sp. z o.o.

Inflacja zbiera niepokojące żniwo, gospodarka traci grube miliardy

gotowka

Już niemal połowa Polaków twierdzi, że przez wysoką inflację traci zdrowie psychiczne. Takich osób jest więcej niż tych, które nie doświadczają tego typu problemów. A rok temu sytuacja wyglądała zupełnie odwrotnie. Obecnie o niekorzystnych zmianach mówią głównie seniorzy, ale warto też zwrócić uwagę na pokolenie Z. Eksperci przy okazji komentowania wyników badania szacują, że przez ww. stan gospodarka traci nawet kilkanaście mld zł rocznie. I dodają, że problem od dłuższego czasu rósł, ale najgorsze jest to, że wcale nie tak łatwo będzie się go pozbyć. Do tego zwracają uwagę na to, że sytuacja może dalej się pogarszać, nawet mimo faktu, że inflacja zaczęła wyraźnie spadać. Eksperci prognozują też, że kryzys szybko nie zniknie z naszej przestrzeni i jako społeczeństwo będziemy musieli ponieść tego konsekwencje.

Znowu alarmujące wyniki

Obecnie blisko 49% Polaków doświadcza pogorszenia własnego zdrowia psychicznego, kondycji psychicznej, samopoczucia bądź funkcjonowania psychicznego w związku z wysoką inflacją. W ten sposób społeczeństwo reaguje na wzrost cen w sklepach i spadek wartości dochodów. Z kolei niecałe 42% nie odczuwa tego, a nieco ponad 9% nie ma zdania w tej kwestii. Tak wynika z cyklicznego raportu pt. „Zdrowie psychiczne Polaków w czasach wysokiej inflacji”, opracowanego na podstawie badania, które zostało przeprowadzone przez UCE RESEARCH i platformę ePsycholodzy.pl w pierwszej połowie czerwca br. na reprezentatywnej próbie ponad tysiąca dorosłych Polaków.

– W dużym skrócie można powiedzieć, że blisko 15 mln Polaków może doświadczać pogorszenia własnego zdrowia psychicznego, kondycji psychicznej, samopoczucia bądź funkcjonowania psychicznego w związku z wysoką inflacją. Najczęstszym objawem jest stres, na który skarży się – według naszych wyliczeń – ok. 7,5 mln rodaków. Wyniki oczywiście są alarmujące. Inflacja odcisnęła trwałe piętno na Polakach – komentuje Michał Pajdak z platformy ePsycholodzy.pl.

W porównaniu z lipcem ub.r. widać też wyraźne zmiany. Wówczas niecałe 44% respondentów doświadczało ww. pogorszenia (teraz – blisko 49%). Przeciwnego zdania było przeszło 44% (obecnie – niecałe 42%), a trochę ponad 12% nie miało wyrobionej opinii w tym zakresie (w tej chwili – przeszło 9%). Jak stwierdza ekonomista Marek Zuber, badanie z ub.r. pokazuje sytuację, w której inflacja była bardzo wysoka, ale jej szczyt przypadł na początek 2023 r. A zatem odczucia z nią związane są ostrzejsze i jeszcze bardziej je widać. Ponadto ludzie coraz dłużej doświadczają jej oddziaływania, czyli mocniej ją czują. Jak podkreśla ekspert, skumulowany wzrost cen za ostatnie 2 lata to już wielkości grubo powyżej 25%, a w niektórych grupach towarowych, jak żywność, nawet znacznie więcej. Ponadto spada realne wynagrodzenie.

– W 2022 roku więcej osób mogło jeszcze sądzić, że wysoka inflacja będzie krótkotrwała. Na początku ludziom wydawało się, że sobie z tym poradzą, a sytuacja potrwa np. 2-3 miesiące. Rząd i bank centralny komunikowały przecież, że to zjawisko szybko minie. Jednak coraz więcej Polaków zaczyna poważnie odczuwać wzrost cen jako zagrożenie dla swojego stylu życia. Już rok temu wielu rodaków odczuwało pogorszenie zdrowia psychicznego. Teraz doszli ci, którzy poprzednio uważali, że wysoka inflacja potrwa krótko albo łatwo sobie z nią poradzą – analizuje prof. Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC w Polsce.

Najbardziej narażone grupy

Częściej ww. problemów doświadczają kobiety niż mężczyźni. Patrząc na grupy wiekowe, widać, że o pogorszeniu zdrowia psychicznego mówią przede wszystkim osoby mające 75-80 lat. Dalej są respondenci w wieku 18-24 lat oraz 35-44 lat. Z kolei uwzględniając deklarowane dochody miesięczne netto ankietowanych, można stwierdzić, że o niekorzystnych zmianach informują głównie ludzie uzyskujący 5000-6999 zł. Dalej są osoby zarabiające 3000-4999 zł oraz 1000-2999 zł. Z kolei na końcu zestawienia znajdują się rodacy, którzy nie mówią o wysokości dochodów lub zarabiają poniżej 1000 zł.

– Respondenci z dochodami w wysokości 5000-6999 zł to typowa tzw. średnia klasa. Ludzie, którzy mogli w ostatnich latach coraz mocniej korzystać z efektów swojej pracy. W obecnej sytuacji zmuszeni są oszczędzać, czego zasadniczo od lat nie doświadczali. Jednak problemem jest nie tylko wzrost inflacji, ale związany z nim zresztą spadek realnych dochodów. W przypadku zdecydowanie wyższych zarobków inflacja nie ogranicza możliwości zakupowych, a przy najniższych pensjach sytuacja już wcześniej była bardzo trudna – stwierdza Marek Zuber.

Problemy ze zdrowiem psychicznym dostrzegają przede wszystkim osoby ze średnim wykształceniem. Dalej są Polacy z wyższym, podstawowym, gimnazjalnym lub zasadniczym zawodowym wykształceniem. Z kolei patrząc na wielkość miejscowości zamieszkania, widać, że o tym zjawisku mówią głównie respondenci z ośrodków liczących od 50 tys. do 99 tys. mieszkańców. Dalej są rodacy z co najmniej 500-tysięcznych miast. Natomiast na końcu zestawienia są osoby z lokalizacji mających od 200 tys. do 499 tys. ludności, a także ze wsi i z miejscowości liczących do 5 tys. mieszkańców.

– Myślę, że ludzie ze średnim wykształceniem i z niewielkich miejscowości to również część społeczeństwa uważająca się za tzw. klasę średnią. Oni mają pewne aspiracje życiowe, z których nie chcą rezygnować. Oczywiście, im nie zabraknie pieniędzy na jedzenie, nie umrą z głodu. Natomiast pojawia się zagrożenie dla pewnego modelu życia, niekiedy utożsamianego z sukcesem życiowym. Teraz trzeba np. zamienić dwutygodniowe wakacje w Turcji na tygodniowe i to w dodatku w kraju, bo nie starczy środków na inne wydatki. To może być dużym obciążeniem psychicznym dla takich osób – podkreśla prof. Orłowski.

Wielomiliardowe uderzenie w gospodarkę

Rodzą się też pytania o to, ile nasza gospodarka traci ze względu na gorsze zdrowie psychiczne Polaków. Zdaniem prof. Orłowskiego, to jest bardzo trudne do precyzyjnej oceny. Generalnie złe nastroje szkodliwie wpływają na ekonomię. Choćby ludzie, którzy boją się inflacji, starają się ograniczyć zakupy. To się przekłada na koniunkturę, więc z pewnością efekt jest negatywny dla rynku. Ekspert zaznacza, że jest to pierwszy tak wyraźny i długotrwały wzrost inflacji, jaki odnotowujemy w najnowszej historii Polski. Wprawdzie w latach 90. XX wieku był wysoki wskaźnik, ale on stopniowo spadał. Teraz jest zupełnie nowa sytuacja dla ludzi, którzy przez ostatnich 20 lat odzwyczaili się od tego zjawiska. Natomiast na szacowanie takich finalnych kosztów jest jeszcze za wcześnie. Jednak częściowo autorzy raportu podjęli się tego zadania.

– Biorąc jedynie pod uwagę absencję w pracy osób ubezpieczonych z powodu zaburzeń psychicznych i zachowań, koszt dla gospodarki można szacować na wartość od 7,4 do 9,2 mld zł. rocznie. Dotyczy to 23,8 mln dni absencji chorobowej w ub.r. Należy też wziąć pod uwagę koszty zastępstwa nieobecnych pracowników, a więc ich rekrutację, szkolenie itd. Do tego dochodzą koszty wynikające z opóźnionej lub niewykonanej należycie pracy, utraconych klientów, a także obciążenia wynikające z infrastruktury służby zdrowia i prywatnej opieki medycznej pracowników. Jednak ww. kwota to tylko jeden z kilku wprost wyliczalnych składników. Pozostałe mogą być dodatkowo kilkukrotną tego wartością i wynosić nawet kilkadziesiąt miliardów zł rocznie – wskazuje Michał Pajdak.

Jak zaznacza Marek Zuber, mniejsza chęć do pracy i wydajność, ale też bardziej ograniczona konsumpcja to możliwe skutki tej sytuacji. Zdaniem eksperta, wpływ na gospodarkę nie powinien być jednak poważny. To nie są procesy, które w istotny sposób obniżą wzrost gospodarczy, ale będą w niej widocznym ogniwem. Z kolei prof. Orłowski podkreśla, że ludzie z reguły odczuwają inflację silniej, niż wskazuje pomiar statystyczny. Ekspert zwraca uwagę na prognozy prezesa NBP. Wynika z nich, że wskaźnik spadnie do 2-3%. Natomiast główny doradca ekonomiczny PwC w Polsce uważa, że jesienią inflacja wyniesie 9-10%. Ale to wcale nie musi oznaczać jakiejś poprawy odczuć ludzi na ten temat.

Najgorsze dopiero przed nami?

– Inflacja zrobiła sporą wyrwę finansową wśród Polaków, która będzie odczuwalna jeszcze w przyszłości. Mówimy tutaj chociażby o osobach, które mają zadłużenie w opłatach za mieszkanie czy dom. Zaległości będą narastały, bo przecież są też bieżące opłaty. Osobiście prognozuję, że jeżeli dwucyfrowa inflacja zostanie z nami do końca roku i wówczas powtórzymy badanie, to wyniki znów się pogorszą. W grudniu br. nawet ok. 60-70% respondentów może stwierdzić, że doświadcza pogorszenia własnego zdrowia psychicznego. Do tego sama hamująca inflacja też nie jest gwarancją, że temat zniknie, bo problem długo się zbierał i w pewnym sensie się nawarstwił – przekonuje Michał Pajdak.

Jak tłumaczą eksperci z platformy ePsycholodzy.pl, z reguły Polacy mają poczucie, że inflacja jest sporo wyższa niż oficjalnie podawana przez GUS. A tego typu myślenie dodatkowo pogarsza ich stan. To prosta droga do różnego rodzaju zaburzeń i schorzeń, w tym tych najgroźniejszych dla życia i zdrowia, a także do kolejnych strat dla gospodarki. – Często komunikowana przez polityków tzw. malejąca inflacja wcale nie oznacza spadku cen towarów i usług, a jedynie mniejszą dynamikę ich wzrostu. Ale podejrzewam, że sporo konsumentów nie rozumie tego w ten sposób, co później przy sklepowej kasie bądź półce objawia się szokiem bądź nawet frustracją – zaznacza Pajdak.

Ponadto Polacy mogą od dłuższego czasu doświadczyć inflacji na własnej skórze, nie tylko rozumianej jako wzrost cen, ale także bezpośrednich tego skutków, np. zwolnień, ograniczenia pracy czy braku perspektyw. To wpływa na pogorszenie zdrowia psychicznego. – Na szczególną uwagę zasługuje tzw. pokolenie Z. W grupie tych młodych Polaków notowane są m.in. największe wskaźniki wypalenia zawodowego. Osoby wchodzące na rynek pracy z takimi problemami często są mało efektywne. I jeśli nie poddadzą się terapii, to wówczas taki stan będzie trwał kolejne lata. Dla pracodawców to wyjątkowo niebezpieczny trend – ostrzega ekspert.

Jednak, zdaniem ekspertów, to wszystko nie powinno nikogo dziwić – Ostatni okres to właściwie epicentrum szalejącej inflacji i emocje do tego zbierają się w Polakach. Najgorsze jest to, że tego nawarstwienia wcale nie tak łatwo będzie się pozbyć. Problem się rozlał i będziemy musieli ponieść tego konsekwencje. A spadająca inflacja wcale nie musi wpływać na poprawę kondycji psychicznej Polaków – podsumowuje Michał Pajdak z platformy ePsycholodzy.pl.

Źródło: © MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

Dynamika produkcji budowlano-montażowej w maju 2023 roku wg GUS

guilherme-cunha-222318-unsplash

GUS, tj. Główny Urząd Statystyczny opublikował raport pt. „Dynamika produkcji budowlano-montażowej w maju 2023 roku”.

Raport dotyczy maja bieżącego roku. Według wstępnych danych GUS, produkcja budowlano-montażowa w cenach stałych zrealizowana w Polsce przez przedsiębiorstwa budowlane o liczbie pracujących powyżej 9 osób w maju 2023 r. była niższa o 0,7%. Jest to wynik w porównaniu z analogicznym okresem ub. roku (przed rokiem wzrost o 13,0%). Ponadto produkcja ta była wyższa o 12,2% w stosunku do kwietnia br. roku (przed rokiem wzrost o 14,2%).
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

Dynamika sprzedaży detalicznej w maju 2023 roku wg GUS

notes

Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował krótki raport nt dynamiki sprzedaży detalicznej.

Jest to raport za maj 2023 roku.  Jak podaje GUS, sprzedaż detaliczna[1] w cenach stałych w maju 2023 r. była niższa niż przed rokiem o 6,8% (wobec wzrostu o 8,2% w maju 2022 r.). W porównaniu z kwietniem 2023 r. notowano spadek sprzedaży detalicznej o 1,0%. Natomiast w okresie styczeń-maj[2] 2023 r. sprzedaż zmalała r/r o 5,9% (w 2022 r. wzrost o 10,6%).

[1] Dane dotyczą przedsiębiorstw handlowych i niehandlowych o liczbie pracujących powyżej 9 osób. Grupowania przedsiębiorstw dokonano na podstawie PKD 2007, zaliczając przedsiębiorstwo do określonej kategorii według przeważającego rodzaju działalności, zgodnie z aktualnym w omawianym okresie stanem organizacyjnym. Odnotowane zmiany (wzrost/spadek) wolumenu sprzedaży detalicznej w poszczególnych grupach rodzajów działalności przedsiębiorstw mogą zatem również wynikać ze zmiany przeważającego rodzaju działalności przedsiębiorstwa oraz zmian organizacyjnych (np. połączenia przedsiębiorstw). Nie ma to wpływu na dynamikę sprzedaży detalicznej ogółem.

[2] W danych narastających uwzględniono korekty dokonane przez jednostki sprawozdawcze.

Źródło: GUS.

Colliers podsumowuje 1Q na rynku nieruchomości handlowych

Wojtowicz_Wojciech_Colliers

Inflacja napędzająca wzrost cen i jej rekordowy wynik w lutym bieżącego roku (18,4%) nie wzbudzały pozytywnych nastrojów wśród uczestników rynku handlowego. Mimo to, w I kw. 2023 r. oddano do użytku ponad 81,4 tys. mkw. nowoczesnej powierzchni handlowej, zwiększając tym samym jej podaż całkowitą do 12,79 mln mkw. W budowie jest kolejne 322 tys. mkw.

Spis treści:
Moda na unowocześnianie
Debiuty na polskim rynku
I kwartał pod znakiem fuzji

Moda na unowocześnianie

Obecnie na rynku działa 617 centrów handlowych. Od początku 2023 r. otwarto sześć nowych obiektów, a trzy istniejące projekty rozbudowano (z czego największym ponownie otwartym obiektem był Fort Wola w Warszawie o powierzchni 22 tys. mkw.). W przebudowie są kolejne centra handlowe – prace trwają m.in. w łódzkiej Sukcesji, którą w ubiegłym roku nabyła spółka Amush Investment Group. Na koniec I kwartału zakończyła się modernizacja warszawskiej Promenady.

Pozostałe obiekty oddane do użytku stanowiły parki handlowe. Największe z nich otwarto w Kłodzku oraz w Łubnie koło Góry Kalwarii – oba projekty po ok. 10,2 tys. mkw. GLA. Do największych otwarć zaliczyć należy również rozbudowę centrum handlowego Galeria EMKA w Koszalinie o park handlowy M Park o powierzchni około 10 tys. mkw GLA.

– Coraz częściej zauważamy, że właściciele centrów handlowych poszukują nowych rozwiązań dla starzejących się obiektów, a wszelkiego rodzaju przebudowy i unowocześnienia są teraz w modzie. Trend ten utrzyma się na pewno w kolejnych kwartałach, ale nie wszędzie. Na dość nasycyonym rynku handlowym i w obliczu spadku konsumpcji część właścicieli obiektów rezygnuje z utrzymywania funkcji handlowej swojej nieruchomości i albo decyduje się na zamknięcie obiektu, czego przykładem może być planowane w 2024 r. zakończenie działalności centrum handlowego Arkady we Wrocławiu, albo zmianę przeznaczenia nieruchomości – taki przykład mamy w Gdyni, gdzie w miejscu centrum handlowego z zamkniętym hipermarketem Tesco powstanie osiedle mieszkaniowe – mówi Wojciech Wojtowicz, analityk w Dziale Doradztwa i Badań Rynku w Colliers.

Debiuty na polskim rynku

W lutym pierwszy sklep stacjonarny otworzyła marka Lush, a na jego lokalizację wybrała centrum handlowe Złote Tarasy w Warszawie. W strefie food court warszawskiego Blue City zadebiutowała z kolei marka Master Burger. Nowy najemca pojawił się także w warszawskim Okęcie Park – CentrumRowerowe.pl otworzyło tu swój pierwszy sklep stacjonarny. Rok 2023 przyniesie kolejne debiuty – decyzję o wejściu na nasz rynek ogłosiły już marki takie, jak Woolworth, Popeyes, Fruitissimo czy Bob Snail.

I kwartał pod znakiem fuzji

Z badań Colliers wynika, że pierwsze miesiące 2023 roku stały pod znakiem licznych aktywności na rynku fuzji i przejęć. Nowym właścicielem sieci sklepów GoSport została firma Sportsdirect.com Poland, zaś ukraińska firma EpicentrK została inwestorem w Intersport Polska. Benefit Systems poinformowało o przejęciu 16 klubów należących do Calypso Fitness, a Lagardère Travel Retail zostało franczyzobiorcą 131 kawiarni Costa Coffee w Polsce i 11 na Łotwie.

Źródło: Colliers.

BNP Paribas Faktoring: Sektor faktoringowy notuje wzrosty niewspółmierne do potencjału rynku

P. Kacprzak_Mat. prasowy

Realne zapotrzebowanie na instrumenty finansowe wspierające płynność przedsiębiorstwa, z uwagi na czynniki gospodarcze i rosnącą inflację, stale rośnie. Polskie biznesy odczuwają kłopoty z terminową obsługą zobowiązań, a w razie ich kumulacji, znaczna część – głównie podmiotów z segmentu MŚP, świadomie przesuwa część płatności na późniejszy termin. Historycznie wysoka inflacja powoduje natomiast zwiększenie zapotrzebowania na kapitał obrotowy, w związku z tym portfel faktoringowy rośnie, choćby przez sam fakt wzrostu wartości wystawianych faktur.

Z uwagi na spowolnienie gospodarcze, można zaobserwować także istotne ograniczenie zakupów, co przekłada się na wydłużone terminy płatności. W obliczu mocno niekorzystnej koniunktury gospodarczej, finansowanie bieżącej działalności i dostęp do kapitału obrotowego to istotny wkład, jaki niesie faktoring w rozwój biznesu. Jest to „dobre narzędzie na złe czasy”, jednak wysokie koszty pozyskania finansowania dla samej firmy faktoringowej nie pozwalają stawiać tezy, że jest to branża czerpiąca korzyści ze złej kondycji gospodarki. Podmioty oferujące usługi faktoringowe finansują swoją działalność nie w oparciu o depozyty, a kredyty, a obecne koszty pozyskania polskiej waluty są relatywnie wysokie z uwagi na wysokie stopy procentowe.

Na gorszą zdolność regulacji zobowiązań wpływają ostrożniejsze decyzje zakupowe i oszczędność konsumentów. Zapotrzebowanie na dodatkowy kapitał wrasta też proporcjonalnie w tych branżach, które notują wysoką konsumpcję coraz to droższej energii. Aby zrozumieć skalę wyhamowania koniunktury gospodarczej, warto zwrócić uwagę, że w pierwszym kwartale 2023 r. rynek faktoringu w Polsce urósł o 8,4%, podczas gdy cały 2022 rok zamknęliśmy wzrostem 26% – mówi Paweł Kacprzak, dyrektor biura rozwoju biznesu w BNP Paribas Faktoring.

Ze względu na dużą różnicę w wysokości stóp procentowych dla złotówki i euro, bardziej korzystna jest na ten moment obsługa transakcji w euro, ponieważ ich koszt finansowania jest około dwukrotnie niższy niż faktur wystawianych w złotówkach. Obniżki stóp procentowych mogłyby przyspieszyć wzrost sektora faktoringowego, jednak w 2023 roku luzowanie polityki monetarnej jest mało prawdopodobne. Wysokie koszty pozyskania kapitału ograniczają wszystkie rodzaje instrumentów finansowych krótkoterminowych, nie tylko faktoring. Ta konfiguracja czynników sprawia, że branża faktoringowa rośnie niewspółmiernie do realnych potrzeb przedsiębiorców. Wzrost rynku na poziomie 27% w 2022 roku koresponduje co prawda z trendami w całej Unii Europejskiej (20%), jednak w bieżącym roku należy spodziewać się wzrostów raczej w ujęciu wartościowym, kwotowym. Istotnie rośnie także zapotrzebowanie firm na bezpieczeństwo – usługi faktoringowe z ubezpieczeniem należności.

Rosnące obciążenia związane z prowadzeniem działalności, galopująca inflacja i wzrost kosztów dostępu do finansowania stanowią ogromne wyzwanie tak dla przedsiębiorców, jak i firm oferujących instrumenty finansowe. Niepokoić powinien także fakt, że psuje się jakość płatnicza – brak płynności finansowej firm staje się poważnym zagrożeniem dla całej gospodarki.

Źródło: BNP Paribas Faktoring Sp. z o.o.

Goldenmark: Złoto inwestycyjne zakończyło tydzień na plusie, odrabiając część straty

michal-teklinski-goldenmark (1)

Tym, co w największym stopniu wspierało złoto w ostatnich dniach, była bez wątpienia słabość dolara amerykańskiego. Złożyło się na to zarówno zamieszanie wokół limitu zadłużenia USA, jak i występujące naprzemiennie, sprzeczne sygnały dotyczącego tego, jaką decyzję względem stóp procentowych podejmie FED już 13-14 czerwca 2023 roku.

Spis treści:
Stopy procentowe w USA wielką niewiadomą
Inflacja w Polsce znów zaskakuje

Warto zaznaczyć, że cena złota wzrastała w ubiegłym tygodniu zarówno w dolarze amerykańskim, jak i w polskim złotym. Na koniec maja uncja królewskiego kruszcu wyceniana była na 8 320 PLN i prawie 1 960 USD. I jeśli chodzi o notowania dolarowe, w dalszym ciągu jest to cena bliższa tegorocznych maksimów niż poziomu minimalnego z okolic lutego i marca.

Stopy procentowe w USA wielką niewiadomą

13 czerwca poznamy – kluczowy dla decyzji o stopach procentowych – odczyt inflacji za maj. Przypomnijmy: inflacja CPI w kwietniu wyniosła 4,9 proc. wobec 5,0 proc. w marcu. Tempo spadku dynamiki wzrostu cen oceniane jest jako zbyt wolne. Jednocześnie wiele pozytywnych odczytów makroekonomicznych oraz obawy o stabilność amerykańskiego systemu bankowego mogą mieć istotne znaczenie przy podejmowaniu decyzji.

Nie mniej ważną pozostaje kwestia niewypłacalności USA i podniesienia limitu zadłużenia. W nocy z czwartku na piątek Senat przegłosował ustawę, na mocy której limit zadłużenia został podniesiony do stycznia 2025 roku i nie wpłynie na wydatki na obronność oraz na środki przeznaczone na pomoc Ukrainie.

Oznacza to, że Stanom Zjednoczonym udało się uniknąć niewypłacalności, jednak z drugiej strony jest to sygnał, że dług publiczny będzie wzrastał nadal, a na początku przyszłego roku temat powróci na tapet. Tu nie bez znaczenia będzie sytuacja na froncie ukraińskim, w tym powodzenie wyczekiwanej, ukraińskiej kontrofensywy, nasilające się działania kontr-putinowskich wojsk na terenie Rosji oraz sytuacja rosyjskiej gospodarki, która z dnia na dzień jest coraz gorsza.

Inflacja w Polsce znów zaskakuje

Wstępny odczyt inflacji konsumenckiej GUS wyniósł w maju 13 proc. wobec 14,7 proc. w kwietniu. To bardzo pozytywny sygnał, choć należy zaznaczyć, że tempo spadku inflacji bazowej (bez cen energii i żywności) jest dużo niższe, i że w dalszym ciągu ceny rosną. Warto też odnieść się do sytuacji za oceanem, gdzie przy inflacji rzędu 4,9 proc. nie wiadomo, jaką decyzję podejmie bank centralny, a u nas przy inflacji na poziomie 13 proc. mówi się już o obniżkach.

Wszystko zależy od tego, co będzie się działo z inflacją i koniunkturą – mówi Adam Glapiński, prezes Narodowego Banku Polskiego i przewodniczący Rady Polityki Pieniężnej. Obniżka stóp procentowych może nastąpić w IV kwartale 2023 roku, ale będzie to możliwe tylko wtedy, gdy inflacja będzie opanowana i będzie zmierzała w kierunku celu inflacyjnego NBP, który – przypomnijmy – wynosi 2,5 proc. z odchyleniem o jeden punkt procentowy w górę lub w dół.

W walce z wysokim poziomem inflacji w Polsce, nie sprzyjają zbliżające się wybory i nabierający tempa wyścig na obietnice. Oznacza to, że najbliższe miesiące będą pełne sprzecznych i niepewnych informacji dla rynków, co nie sprzyja ustabilizowaniu sytuacji.

Autor: Michał Tekliński, dyrektor ds. rynków międzynarodowych w Grupie Goldenmark.

Nowe przepisy prawa: zakaz cesji wierzytelności pomoże przedsiębiorcom?

rodak

Od stycznia 2023 roku obowiązują nowe przepisy dotyczące zakazu cesji wierzytelności. Te regulacje mają ułatwić funkcjonowanie małym i średnim przedsiębiorstwom oraz przeciwdziałać nieuczciwym praktykom ze strony dużych firm. Od wielu lat środowiska biznesowe i instytucje finansowe walczą o zniesienie zakazu cesji w prawie. Chociaż wprowadzone zmiany idą w dobrym kierunku, to zakaz cesji wierzytelności nadal obowiązuje i może utrudniać działalność gospodarczą oraz dostęp do finansowania dla mniejszych firm.

Spis treści:
Czym jest zakaz cesji wierzytelności?
Nowe przepisy dotyczące zakazu cesji wierzytelności od stycznia 2023
Dlaczego zmodyfikowano przepisy dotyczące zakazu cesji?
Potencjalne zagrożenia związane z zakazem cesji
Jakie są sposoby na uniknięcie zakazu cesji wierzytelności?
Podsumowanie

Przyjrzyjmy się nowym przepisom w zakresie zakazu cesji wierzytelności i możliwym ich skutkom. Do czego taki zakaz może prowadzić i jak próbować uniknąć go w umowach z kontrahentami? Jak skutecznie zarządzać wierzytelnościami i utrzymać płynność finansową?

Czym jest zakaz cesji wierzytelności?

Cesja wierzytelności to przeniesienie praw związanych z wierzytelnością (płatnością wymaganą z tytułu faktury za wykonaną usługę lub sprzedaż produktu) na inną osobę lub podmiot. Zakaz cesji wierzytelności, wynikający z umowy między dwoma podmiotami, polega na ograniczeniu możliwości takiego przeniesienia na innego wierzyciela.

Jeśli w umowie zawarta jest klauzula zakazu cesji, wierzytelność (faktura) nie może zostać przekazana, na przykład, firmie faktoringowej

– mówi Tomasz Rodak, dyrektor sprzedaży Bibby Financial Services.

Czasami strony umowy decydują się na wprowadzenie jedynie pewnych ograniczeń w zakresie cesji, jak np. jej uzależnienie od wyrażenia zgody dłużnika lub wskazanie konkretnych podmiotów, na rzecz których można takiej cesji dokonać.
Zakaz cesji jest ważny i skuteczny, jeśli został zawarty w umowie i spełnia wymogi przepisów prawa. Może być wycofany, jeśli strony umowy postanowią o tym za porozumieniem. Wycofanie zakazu powinno zostać zawarte w aneksie do umowy lub w innej formie pisemnej, aby było wiążące dla stron.
Regulacje dotyczące zakazu cesji znajdują się w Kodeksie cywilnym (art. 509 i następne). Nowe przepisy, które zaczęły obowiązywać od stycznia 2023 r., wprowadzają pewne zmiany w tym zakresie.

Nowe przepisy dotyczące zakazu cesji wierzytelności od stycznia 2023

Zmiany dotyczące zakazu cesji wprowadzono w ramach ubiegłorocznej nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu opóźnieniom w transakcjach handlowych, zwaną również „ustawą anty-zatorową”.
Kluczowym elementem nowych przepisów jest ustanowienie zasady, zgodnie z którą postanowienia umowne wyłączające lub warunkujące możliwość cesji wierzytelności przysługujących mikro, małym lub średnim przedsiębiorcom (MŚP) są bezskuteczne wobec dużych przedsiębiorców. Warunkiem skorzystania z tej regulacji jest brak płatności takiej wierzytelności w wymaganym terminie. Przepisy te nie wpływają na zasady obowiązujące w umowach zawartych przed tą datą. Dodatkowo nowe przepisy nie dotyczą kontraktów, w których dłużnikami są podmioty publiczne.

Co to oznacza w praktyce? W przypadku transakcji między dużym a mniejszym przedsiębiorcą, jeżeli ten drugi jest wierzycielem, zapisy ograniczające lub wyłączające cesję wierzytelności stają się bezskuteczne, jeśli nie nastąpi zapłata w ustalonym terminie. Oznacza to, że mikro, małe i średnie przedsiębiorstwa mogą wtedy przenieść prawa do danej wierzytelności na inny podmiot, np. przekazać zaległe faktury do firmy faktoringowej i uzyskać natychmiast potrzebną gotówkę. Jeśli jednak kontrahent reguluje płatności terminowo, taki zakaz cesji – o ile jest w umowie – nadal obowiązuje

– mówi Andrzej Łuczak, Kierownik Zespołu ds. Restrukturyzacji i Windykacji Należności w Bibby Financial Services.

Warto to podkreślić – nowelizacja ustawy nie wprowadziła całkowitego zniesienia zakazu cesji wierzytelności, mimo takich postulatów ze strony środowiska biznesowego i finansowego. Zmiany wprowadziły jedynie bezskuteczność umownych ograniczeń przelewu wierzytelności oraz zakazu cesji w transakcjach asymetrycznych, pod warunkiem że upłynął termin wymagalności. Tym samym zakaz cesji wierzytelności nadal może być wprowadzany do umów.

Dlaczego zmodyfikowano przepisy dotyczące zakazu cesji?

Zakaz cesji jest rozwiązaniem, z którego bardzo często korzystają duże i silne podmioty kosztem małych i słabych. W uzasadnieniu do projektu ustawy wskazano, że ta zmiana jest konieczna ze względu na coraz częściej występujące nadużycia przewagi kontraktowej dużych przedsiębiorców w relacji do MŚP. To z kolei może prowadzić do utraty płynności finansowej przez mniejsze firmy i powodować zatory płatnicze.
Nowelizacja jest bez wątpienia dobrym krokiem w kierunku ułatwienia funkcjonowania MŚP na rynku, dając im większą elastyczność w zarządzaniu swoimi wierzytelnościami. Jednocześnie duże przedsiębiorstwa muszą teraz bardziej uważać na terminowość regulowania swoich zobowiązań, aby uniknąć możliwości cesji czy sprzedaży wierzytelności przez swoich kontrahentów.

Nowelizacja pozwoli na:
– zwiększenie elastyczności w zakresie cesji wierzytelności – zmiany mają „uwolnić” do pewnego stopnia handel wierzytelnościami, zwłaszcza w stosunkach prawnych między dużym przedsiębiorcą (dłużnikiem) a przedsiębiorcą mikro/małym/średnim (wierzycielem);
– zapewnienie większej ochrony dłużników przed nieuczciwymi praktykami ze strony wierzycieli i cesjonariuszy – jest to szczególnie ważne dla małych i średnich przedsiębiorstw, które często mają ograniczone możliwości negocjacji w porównaniu z większymi podmiotami;
– wsparcie małych i średnich przedsiębiorstw – nowe przepisy mają na celu poprawę sytuacji małych firm, które często mają problemy z dostępem do finansowania;
– umożliwienie MŚP lepszego niż dotąd zarządzania wierzytelnościami, co może pomóc im poprawić płynność finansową.

Potencjalne zagrożenia związane z zakazem cesji

Zakaz cesji wierzytelności może wiązać się z szeregiem zagrożeń i komplikacji, które mają wpływ na działalność przedsiębiorstwa. Trudno jednak o nich mówić, jeśli najpierw nie przyjrzymy się zaletom samej cesji wierzytelności.
Zalety cesji wierzytelności
Dzięki cesji wierzytelności, firma może:
– poprawić płynność finansową – cesja pozwala na szybsze uzyskanie płatności za sprzedane towary lub usługi, chociażby w ramach faktoringu;
– lepiej zarządzać ryzykiem – przeniesienie wierzytelności na inną stronę może pomóc firmom zredukować ryzyko związane z niewypłacalnością dłużników;
– skupić się na działalności – przeniesienie wierzytelności może pozwolić przedsiębiorstwom skupić się na swojej głównej działalności zamiast na odzyskiwaniu należności.
Problemy związane z zakazem cesji
Zakaz cesji wierzytelności w umowie jest dość problematycznym zapisem. Podpisanie umowy z fragmentem o zakazie cesji wierzytelności może spowodować:
– kłopoty z płynnością finansową i zatory płatnicze,
– brak możliwości przekazania wierzytelności innemu podmiotowi, by szybciej i skuteczniej uzyskać środki.
Zakaz cesji a uzyskanie kredytu
Zakaz cesji wierzytelności może mieć istotny wpływ na zdolność firmy do pozyskania kredytu. Instytucje finansowe często wymagają od klientów możliwości przekazania swoich wierzytelności jako zabezpieczenia dla udzielonych kredytów. Zakaz cesji wierzytelności ogranicza te możliwości, co może utrudniać dostęp do finansowania.

Jakie są sposoby na uniknięcie zakazu cesji wierzytelności?

Ponieważ zakaz cesji może utrudnić zarządzanie płynnością finansową i wpłynąć na zdolność firmy do uzyskania finansowania zewnętrznego, firmy powinny dokładnie rozważać konsekwencje wprowadzenia zakazu cesji wierzytelności do swoich umów handlowych. Warto zawczasu uniknąć problemów związanych z takim zakazem.
Najlepszym wyjściem jest negocjowanie wyłączenia lub ograniczenie tego zakazu. Jeśli nawet Twój kontrahent chce zawrzeć taki zapis w umowie, nie jesteś bez szans. Warto argumentować, że korzystając np. z faktoringu, zwiększasz swoją konkurencyjność na rynku. Możesz też zaoferować kontrahentowi dłuższe terminy płatności, a jednocześnie uniknąć zatorów, bo środki możesz szybko pozyskać od firmy faktoringowej. Rekomendujemy, abyś o wszystkich swoich wątpliwościach dotyczących zakazu cesji w umowie porozmawiał ze swoim faktorem. Jedna z firm faktoringowych, Bibby Financial Services, ma doświadczenie w negocjowaniu usunięcia zapisów o zakazie cesji z umów. Jak mówi Andrzej Łuczak, Kierownik Zespołu ds. Restrukturyzacji i Windykacji Należności w Bibby Financial Services:

Przedsiębiorca powinien podjąć negocjacje także wtedy, gdy zakaz cesji wierzytelności jest już zawarty w umowie. Warto dążyć do jego usunięcia lub do wprowadzenia klauzul, które umożliwią takie negocjacje w przyszłości. Może się to przydać, gdy nagle firma będzie potrzebować finansowania. Zwłaszcza że naruszenie zakazu cesji może prowadzić do nieważności samej cesji oraz powodować odpowiedzialność odszkodowawczą cedenta. Może to narazić firmę na dodatkowe problemy finansowe oraz prawne.

Podsumowanie 

Zakaz cesji wierzytelności, chociaż nieco „poluzowany” nowymi przepisami, nadal jednak jest legalny. Może utrudnić firmie wyjście z kłopotów finansowych i pozyskanie zewnętrznego finansowania – nawet w formie faktoringu – gdy będzie to niezbędne (tutaj dowiesz się czy faktoring jest możliwy mimo zakazu cesji). Przedsiębiorcy powinni być świadomi tych ryzyk i być przygotowani na negocjacje, które mogą pomóc zminimalizować ewentualne, negatywne skutki zapisów o zakazie cesji wierzytelności w umowach kontrahentami. Do całkowitego uchylenia zakazu cesji droga jeszcze daleka.

Źródło: Bibby Financial Services.

Mimo gospodarczej niepewności przedsiębiorcy w Polsce nie odpuszczają

rejstracja-firmy

Mimo gospodarczej niepewności przedsiębiorcy w Polsce nie odpuszczają. W pierwszym kwartale br. do rejestru CEIDG wpłynęło ponad 80 tys. wniosków dot. założenia jednoosobowej działalności gospodarczej. Tym samym nastąpił wzrost o przeszło 6% rdr. A do tego zaobserwowano przewagę zakładanych JDG nad zamykanymi. Eksperci komentujący te dane twierdzą, że wyniki byłyby gorsze, ale Ukraińcy podnieśli statystyki. Ponadto w pierwszych trzech miesiącach br. 41,5 tys. zawieszonych jednoosobowych firm wnioskowało o wznowienie. To aż o ponad 24% więcej niż w analogicznym okresie ub.r. I jak w tym przypadku mówią obserwatorzy rynku, widać lekką poprawę nastrojów po bardzo trudnych ekonomicznie czasach. Niektórzy też uważają, że jak sytuacja w gospodarce się poprawi, to wznowień będzie więcej.

Spis treści:
Ukraińcy ratują statystyki
Dwucyfrowy wzrost wznowień

Ukraińcy ratują statystyki

Ministerstwo Rozwoju i Technologii informuje, że w pierwszym kwartale br. do rejestru CEIDG wpłynęło 80,1 tys. wniosków dotyczących założenia jednoosobowej działalności gospodarczej (JDG). To o 6,4% więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, kiedy złożono ich 75,3 tys. Do tego statystyki z ww. okresu br. pokazują, że było więcej wniosków o otwarcie niż o zamknięcie JDG (80,1 tys. vs 59,7 tys.). Podobnie było rok wcześniej, przy czym wówczas różnica była mniejsza (75,3 tys. vs 63,2 tys.).

– Powyższe dane wskazują na popularyzację jednoosobowej działalności gospodarczej. Świadczy to o potrzebie elastyczności i – w pewnych przypadkach – odchodzenia od tradycyjnego etatu. Zapewne zwiększa się również popularność współpracy B2B, głównie z uwagi na korzyści podatkowe. W okresie rosnących kosztów część osób woli uzyskać wyższe wynagrodzenie w relacjach B2B niż posiadać stabilność zatrudnienia, wynikającą z umowy o pracę. Z pewnością ilość powstających nowych firm zwiększają uchodźcy z Ukrainy, którzy nie tylko zasilają kadry pracownicze, ale również prowadzą aktywną działalność gospodarczą – komentuje radca prawny Szymon Witkowski, ekspert Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.

Jak podkreśla doradca restrukturyzacyjny Adrian Parol, wysoka aktywność zawodowa wielu obcokrajowców na naszym rynku niestety nie stanowi zabezpieczenia dla polskiej gospodarki. Takie osoby mogą swobodnie przenosić się do innych krajów, nie ponosząc przy tym obciążeń ZUS-owskich, przed którymi nie są w stanie uciec pracujący tu Polacy. – Nie chciałbym też przeceniać wagi wzrostu liczby nowych JDG czy też przewagi otwarć nad zamknięciami. Z moich obserwacji jednak wynika, że pracownicy, często również fizyczni, bywają zmuszani przez swoich pracodawców do zakładania działalności, by móc po prostu zarabiać na chleb. W wielu przypadkach samozatrudnienie nie jest podyktowane własną preferencją, tylko koniecznością – dodaje Parol.

Dane z resortu pokazują też, ile wniosków dot. założenia jednoosobowej działalności gospodarczej było w poszczególnych województwach. W pierwszych trzech miesiącach br. najwięcej odnotowano ich w woj. mazowieckim ¬– ponad 8 tys. (rok wcześniej – 8,1 tys.). Dalej w zestawieniu widać woj. małopolskie – 4,6 tys. (4,6 tys.), wielkopolskie – 4,3 tys. (4,5 tys.), a także śląskie – 4,1 tys. (4,5 tys.). Natomiast najwięcej nowych jednoosobowych firm powstało bez wskazania obszaru wykonywanej działalności – ponad 35 tys. (rok wcześniej – 28,5 tys.). Z kolei najmniej ww. wniosków złożono w woj. opolskim – 852 (928), w świętokrzyskim – 1,2 tys. (1,4 tys.), jak również w podlaskim – 1,3 tys. (1,3 tys.).

– To zrozumiałe, że wiele osób, nie mając obowiązku podawania informacji o miejscu prowadzenia działalności, rezygnuje z ujawniania jej. Samozatrudnieni zyskują dzięki temu większą swobodę. Poza tym wielu z nich przyjmuje zlecenia z całego kraju, np. pracując zdalnie. Natomiast odnosząc się do danych z konkretnych województw, można stwierdzić, że najwięcej nowych firm powstaje tam, gdzie można dotrzeć do najszerszej grupy klientów – wyjaśnia doradca restrukturyzacyjny Adrian Parol.

Dwucyfrowy wzrost wznowień

W pierwszych trzech miesiącach br. wpłynęło do rejestru CEIDG 41,5 tys. wniosków dot. wznowienia jednoosobowej działalności gospodarczej. To aż o 24,1% więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, kiedy było ich 33,4 tys. – Wysoki wzrost liczby firm wznawiających swoją działalność po okresie zawieszenia może wskazywać na pewne polepszenie nastrojów po bardzo trudnych czasach dla naszej gospodarki. Sytuacja oczywiście wciąż jest ciężka, ale wraz z jej poprawą z pewnością coraz więcej przedsiębiorców będzie wracało na rynek – przewiduje Szymon Witkowski.

Z tak optymistycznym podejściem nie do końca zgadza się radca prawny i doradca restrukturyzacyjny Łukasz Goszczyński. – Obecnie przedsiębiorcy są mocno zadłużeni, a do tego mają kłopoty z pozyskaniem bieżącego finansowania. Wznowie działalności raczej trzeba potraktować, jako danie sobie ostatniej szansy. Na rynku niewiele się zmieniło. Przecież firmy wciąż funkcjonują w bardzo trudnym otoczeniu gospodarczym i prawnym. I to szybko się nie zmieni. Dlatego niestety, ale spodziewam się, że wiele wznawianych działalności nie przetrwa próby czasu – zaznacza ekspert.

Wiadomo też, ile wniosków dot. wznowienia JDG było w poszczególnych województwach. W pierwszym kwartale br. najwięcej takich przypadków odnotowano w woj. mazowieckim – ponad 5,4 tys. (rok wcześniej – 4,6 tys.). Dalej widać woj. śląskie – 3,6 tys. (I kw. 2022 r. – 3,1 tys.), małopolskie – 3,5 tys. (2,8 tys.), jak również wielkopolskie – 2,9 tys. (2,4 tys.). Natomiast najwięcej wniosków było bez wskazanego województwa – 8,2 tys. (poprzednio 5,6 tys.). Na końcu zestawienia mamy opolskie – 735 (589), świętokrzyskie – 743 (659), a także lubuskie – 879 (733). Zdaniem Adriana Parola, statystyki dot. wznowień są analogiczne do danych nt. otwarć JDG.

– Trudno przewidzieć, w jakim tempie będą się polepszały statystyki dotyczące otwierania nowych firm i wznawiania działalności. Same prognozy gospodarcze wciąż są niepewne. Jednak najważniejsze szoki cenowe na rynkach są już za nami. Ceny większości kluczowych surowców są na poziomie sprzed napaści Rosji na Ukrainę. Nie pomagają natomiast liczne zmiany prawne, które nakładają na przedsiębiorców szereg dodatkowych obowiązków – przyznaje ekspert Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.

Jak podsumowuje Łukasz Goszczyński, oczywiście wszystko ostatecznie będzie zależało od dalszego zachowania gospodarki. Same zmiany przepisów mocno komplikują i tak już trudne prowadzenie działalności, co ma realny wpływ na zakładanie i wznawianie JDG. Jeżeli sytuacja w gospodarce się unormuje, to można założyć, że przedsiębiorcy w kolejnych miesiącach nieco chętniej niż teraz będą „odmrażać” swoje działalności, ale nie spodziewałbym się tutaj zbyt dużego skoku.

Źródło: MondayNews Polska Sp. z o.o. 

Skutki rosnących stóp procentowych na rynek nieruchomości

markus-spiske-484245-unsplash

Jakie są skutki rosnących stóp procentowych na rynek nieruchomości?

Wzrost stóp procentowych ma bezpośredni wpływ na rynek nieruchomości w Polsce. Powodem tego jest fakt, że zwiększa koszty kredytów hipotecznych. To z kolei może wpływać na zdolność kredytową klientów banków. Wyższe stopy procentowe mogą skutkować zmniejszonym popytem na nieruchomości. Mogłoby się więc wydawać, że ceny nieruchomości zaczną spadać. Póki co jednak nie widać na rynku takiej tendencji.

Wskaźniki cen produkcji sprzedanej przemysłu w kwietniu 2023 roku

rawpixel-670711-unsplash

GUS, czyli Główny Urząd Statystyczny, opublikował raport „Wskaźniki cen produkcji sprzedanej przemysłu w kwietniu 2023 roku”.

Raport Głównego Urzędu Statystycznego dotyczy kwietnia 2023 roku. Według wstępnych danych zgromadzonych przez Główny Urząd Statystyczny, ceny produkcji sprzedanej przemysłu w kwietniu 2023 r. spadły w stosunku do marca 2023 r. o 0,7%. Z kolei w porównaniu z analogicznym miesiącem poprzedniego roku wzrosły o 6,8%.
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

Wskaźniki cen produkcji budowlano-montażowej w kwietniu 2023 roku wg GUS

ibrahim-rifath-789914-unsplash

Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport „Wskaźniki cen produkcji budowlano-montażowej w kwietniu 2023 roku”.

Według wstępnych danych zgromadzonych przez Główny Urząd Statystyczny, w kwietniu 2023 r. ceny produkcji budowlano-montażowej w porównaniu z analogicznym miesiącem poprzedniego roku wzrosły o 11,3%, a w porównaniu z marcem 2023 r. o 0,7%. W kwietniu 2023 r. w stosunku do marca 2023 r. zanotowano wzrost cen budowy obiektów inżynierii lądowej i wodnej o 0,8%, budowy budynków – o 0,6% oraz robót budowlanych specjalistycznych – o 0,5%. W porównaniu z kwietniem 2022 r. podniesiono ceny budowy obiektów inżynierii lądowej i wodnej o 12,2%, budowy budynków – o 11,7%,  jak również robót budowlanych specjalistycznych – o 9,7%. – podsumowuje GUS.

Źródło: GUS.

Dynamika produkcji sprzedanej przemysłu w kwietniu 2023 roku wg GUS

mari-helin-tuominen-38313-unsplash

Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport nt dynamiki produkcji sprzedanej przemysłu.

Raport opublikowany przez GUS dotyczy kwietnia 2023 roku. W kwietniu br. produkcja sprzedana przemysłu była niższa o 6,4% w porównaniu z kwietniem ub. roku, kiedy notowano wzrost o 12,4% w stosunku do analogicznego okresu roku poprzedniego, natomiast w porównaniu z marcem br. spadła o 14,8%. W okresie styczeń – kwiecień br. produkcja sprzedana przemysłu była o 1,9% niższa w porównaniu z analogicznym okresem 2022 roku, kiedy notowano wzrost o 14,9% w stosunku do porównywalnego okresu poprzedniego roku. – podsumowuje GUS w swoim raporcie.

Źródło: GUS.

Ceny produktów rolnych w kwietniu 2023 roku wg GUS

fabian-blank-78637-unsplash

Główny Urząd Statystyczny opublikował informację nt cen produktów rolnych w kwietniu 2023 roku.

Jak czytamy w raporcie Głównego Urzędu Statystycznego, ceny skupu podstawowych produktów rolnych[1] spadły w kwietniu 2023 r. w stosunku do miesiąca poprzedniego (o 0,4%). Z kolei w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku wzrosły (o 2,4%).
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej GUS.

[1] Pszenica, żyto, żywiec wołowy, żywiec wieprzowy, drób, mleko krowie

Źródło: GUS.

Inflacja w Polsce wciąż jest wyzwaniem dla przedsiębiorców

fabian-blank-78637-unsplashInflacja w Polsce wciąż jest wyzwaniem dla przedsiębiorców.

Polscy przedsiębiorcy nie mają łatwo. Ceny surowców cały czas rosną, a dodatkowo często są niedostępne, co wymaga kilkutygodniowego oczekiwania na dostawy. Wzmożony popyt sprawia, że ceny rosną. Przekłada się to na koszty materiałów budowlanych i wykończeniowych. Te z kolei są ujmowane w wycenach dla klientów. W efekcie w ostatnich latach wzrosły ceny usług budowlano-wykończeniowych.

Skąd ta wysoka inflacja w Polsce?

analiza

Skąd ta wysoka inflacja w Polsce? Inflacja jest w całokształcie wynikiem kilku czynników.

Czynniki te mają bezpośredni wpływ na cenę towarów i usług w gospodarce. Jednym z nich jest popyt, który przewyższa podaż. Jeśli towary mało dostępne drożeją, przyczynia się to do wzrostu inflacja. Również koszty produkcji są czynnikiem determinującym. Jeśli koszty surowców, energii, siły roboczej itp. idą w górę, to  producenci mogą przerzucić te koszty na konsumentów. To z kolei prowadzi do wzrostu cen.

Zużycie energii w gospodarstwach domowych w 2021 roku wg GUS

mikael-kristenson-242079-unsplash

„Zużycie energii w gospodarstwach domowych w 2021 roku” to nowy raport Głównego Urzędu Statystycznego (GUS).

W krótkim raporcie od GUS czytamy, że gospodarstwa domowe w Polsce miały znaczny udział w krajowym zużyciu energii (bez paliw silnikowych). Średnie zużycie energii elektrycznej w gospodarstwach domowych w 2021 r. w porównaniu z 2002 r. wzrosło o 20,9%.
W 2021 r. w Polsce udział gospodarstw domowych w krajowym zużyciu energii (bez paliw silnikowych) wyniósł 20,2 %. Przeciętnie w krajowych gospodarstwach domowych zużywano 24,6 GJ energii w przeliczeniu na 1 mieszkańca, co plasowało Polskę na średnim poziomie europejskim wynoszącym 24,5 GJ/1 mieszkańca. – podsumowuje GUS.

Źródło: GUS.

Mieszkania na wynajem wyraźnie zdrożały

hutomo-abrianto-580434-unsplash

Mieszkania na wynajem wyraźnie zdrożały. Co jest tego przyczyną?

Rynek wynajmu mieszkań w Polsce przechodzi metamorfozę. Stawki czynszu w niektórych popularnych lokalizacjach utrzymują się na wysokim poziomie. Co więcej, nawet mniej atrakcyjne lokalizacje notują wzrosty cen. Popyt na mieszkania do wynajęcia się zwiększył z uwagi na napływ uchodźców wojennych do Polski. W efekcie właściciele mieszkań do wynajęcia mają mniejszą konkurencję na rynku. Dodatkowo inflacja i wzrosty cen produktów, mediów, czynszów itp., zmuszają właścicieli nieruchomości do podnoszenia opłat.