W jaki sposób kontrolować finanse firmy, gdy gospodarka hamuje?

M. Łukasiewicz _Mat. prasowy (2)Płynność finansowa świadczy o zdolności przedsiębiorstwa do spłaty bieżących zobowiązań, dokonywania zakupów i korzystania z usług. Zachowanie jej na optymalnym poziomie definiuje właściwe zarządzanie firmą. Pozwala między innymi uniknąć zatorów płatniczych oraz skupić się na rozwoju biznesu. Wyzwaniem dla wszystkich firm, niezależnie od ich wielkości, jest spowolnienie gospodarcze, które potwierdzają najnowsze dane GUS.

Spis treści:
Znaczenie płynności finansowej
Rola faktoringu

Główny Urząd Statystyczny podał wstępny szacunek produktu krajowego brutto w IV kwartale 2022 r. PKB wzrósł realnie o 2% rok do roku w porównaniu do wzrostu o 8,5% w analogicznym kwartale 2021 r. Wskaźnik ten jest niewyrównany sezonowo w cenach stałych średniorocznych roku poprzedniego. Jeżeli jednak wskaźnik wyrównamy sezonowo – w cenach stałych przy roku odniesienia 2015 – zmniejszył się realnie o 2,4% w porównaniu z poprzednim kwartałem. To jeden z największych spadków od wielu lat. Według oceny Polskiego Instytutu Ekonomicznego, dane te wskazują na hamowanie polskiej gospodarki i są efektem podnoszenia stóp procentowych oraz osłabienia gospodarczego w strefie euro.

Znaczenie płynności finansowej

Utrata płynności najczęściej skutkuje trudnością w regulowaniu bieżących wydatków czy niewypłacalności w stosunku do pracowników. W skrajnych przypadkach dochodzi również do utraty wiarygodności w oczach dostawców, co z kolei grozi zerwaniem umów lub wstrzymaniem dostaw. Spowolnienie gospodarcze zwiększa ryzyko zachwiania płynności. Dlatego właśnie warto z wyprzedzeniem podjąć odpowiednie kroki, które pozwolą utrzymać ją na odpowiednim poziomie – niezależnie od rynkowych zawirowań.

Zatory płatnicze mogą pojawiać się z różnych powodów, jednak najczęstszą przyczyną jest zamrażanie środków w fakturach wystawianych z odroczonym terminem płatności. Konieczność oczekiwania na uregulowanie należności przez 30 czy 60 dni – gdy jednocześnie ze spłatą spóźniają się inni kontrahenci – jest realnym zagrożeniem dla finansów firmy, zwłaszcza w sytuacji spowolnienia gospodarczego.

Rola faktoringu

Istotą faktoringu jest wykupienie przez firmę faktoringową nieprzeterminowanych należności wynikających z wystawiony faktur. Dzięki temu przedsiębiorca otrzymuje gotówkę na długo przed datą płatności obowiązującą kontrahentów. Takie narzędzie finansowe przyczynia się do skrócenia cyklu rotacji środków, którymi można swobodnie dysponować. Faktoring jest korzystnym rozwiązaniem dla przedsiębiorstw, w które najbardziej uderza spowolnienie gospodarcze i które od zawsze borykają się z problemem nieterminowych płatności.

Kluczową rolą faktoringu jest wsparcie w zachowaniu płynności finansowej. Dzięki środkom otrzymanym przed czasem, można swobodnie realizować plany biznesowe – bez obaw o powstanie zatorów płatniczych i przejściowe kłopoty finansowe. W okresie spowolnienia gospodarczego, każda oszczędność może mieć kluczowe znaczenie. Koszty prowadzenia faktoringu nie są wysokie. Z drugiej strony działa on podobnie jak leasing, nie wywierając wpływu na zdolność kredytową. Właśnie dlatego przedsiębiorca nie traci szansy na kredyt obrotowy, inwestycyjny czy innego rodzaju wsparcie oferowane przez tradycyjne banki.

Komentarz ekspercki autorstwa Mariusza Łukasiewicza, prezesa BNP Paribas Faktoring.

Dane MRiT: Ponad 90-proc. spadek rdr. faktycznie ponoszonych kosztów inwestycyjnych w SSE i PSI

gotowka-inwestycje
Jak wynika z danych MRiT, w ub.r. faktycznie poniesione koszty inwestycji w SSE i PSI były o prawie 92% niższe niż w 2021 roku. W latach 2017-2022 wyniosły one łącznie przeszło 50 mld złotych, malejąc z roku na rok. W tym okresie największa część z tych środków przypadła na woj. warmińsko-mazurskie, małopolskie i śląskie. Do tego w 2022 roku o blisko 83% mniej inwestycji zostało formalnie wycofanych z realizacji w ramach SSE i PSI niż w 2021 roku. Z kolei w latach 2017-2022 takich przypadków odnotowano w sumie 365. Ministerstwo Finansów przedstawia też wykazane przez podatników dochody wolne od podatku, uzyskane z działalności gospodarczej prowadzonej na terenie specjalnych stref ekonomicznych. W 2021 roku kwota wzrosła o prawie 77% w porównaniu z 2020 rokiem.

Spis treści:
Faktyczne inwestycje
Jednak „nie”
Ulgowe podejście

Faktyczne inwestycje

Jak informuje Ministerstwo Rozwoju i Technologii (MRiT), w ubiegłym roku faktycznie poniesione koszty inwestycji w Specjalne Strefy Ekonomiczne (SSE) i Polską Strefę Inwestycji (PSI) wyniosły 312 mln zł. To o 91,9% mniej niż rok wcześniej, kiedy było to 3,859 mld zł. Przy tym dane są zbierane po zakończeniu inwestycji przez inwestora. Uwzględniając podział na województwa, ubiegłoroczne zestawienie otwiera łódzkie – 160 mln zł. Dalej widać podkarpackie – 65 mln zł, a także małopolskie – 37 mln zł. Natomiast przy sześciu województwach jest wynik 0 zł. To kujawsko-pomorskie, opolskie, pomorskie, śląskie, świętokrzyskie i warmińsko-mazurskie.

– Możliwe jest to, że inwestorzy występują z wnioskami o przesunięcie terminu realizacji inwestycji z uwagi na obecne trudności, z jakimi się borykają. Wielu przedsiębiorców dotykają trudności wynikające ze spowolnienia gospodarczego, spadku wielkości zamówień, załamania łańcuchów dostaw, problemów ze źródłami energii, inflacją czy wysokimi kosztami obsługi zadłużenia – komentuje doradca podatkowy Małgorzata Ostrowska-Krzewina.

Jak podkreślają prof. Tomasz Dorożyński i prof. Janusz Świerkocki z Uniwersytetu Łódzkiego, SSE funkcjonują w Polsce od ponad 25 lat. Dane za jeden wybrany rok nie muszą świadczyć o ich atrakcyjności inwestycyjnej. Badania przeprowadzone przez ww. ekspertów dowodzą, że poszczególne strefy cieszyły się różnym zainteresowaniem inwestorów (mierzonym m.in. wartością nakładów inwestycyjnych oraz liczbą zezwoleń lub decyzji o wsparciu). W każdym makroregionie znajdziemy strefy, które lepiej lub gorzej radziły sobie z przyciąganiem inwestorów. Zróżnicowanie regionalne zależało przede wszystkim od atrakcyjności regionów i aktywności spółek zarządzających SSE lub PSI. Generalnie lepiej wypadają te, które leżą w bogatszych, a więc bardziej atrakcyjnych dla biznesu, częściach kraju.

Według danych resortu za lata 2017-2022, łączna kwota faktycznie poniesionych kosztów inwestycji wyniosła 50,179 mld zł. One zmniejszały się z roku na rok w analizowanym okresie. W 2017 roku były na poziomie 16,805 mld zł, w 2018 roku – 11,356 mld zł, w 2019 roku – 9,432 mld zł, a w 2020 roku – 8,414 mld zł. W tych latach największe faktycznie poniesione koszty inwestycji były w woj. warmińsko-mazurskim – 7,133 mld zł. Dalej w zestawieniu widać małopolskie – 6,520 mld zł, śląskie – 6,309 mld zł, podkarpackie – 4,841 mld zł, a także łódzkie – 4,551 mld zł. Na końcu rankingu mamy świętokrzyskie – 417 mln zł, podlaskie – 674 mln zł, jak również pomorskie – 837 mln zł.

– Kwota ok. 50 mld zł, rzeczywiście poniesionych kosztów inwestycji w okresie sześciu lat, zasługuje oczywiście na docenienie. Jednak odnotować należy, że była ona w gruncie rzeczy umiarkowana. Spadek kosztów ponoszonych w kolejnych latach, z blisko 17 mld zł do zaledwie 312 mln zł, można zapewne zinterpretować jako skutek wystąpienia w latach 2020-2022 ponadprzeciętnych turbulencji kryzysowych – analizuje prof. dr hab. Stanisław Flejterski z Wyższej Szkoły Bankowej w Szczecinie.

Jednak „nie”

Zgodnie z danymi resortu, 10 inwestycji zostało formalnie wycofanych z realizacji w ramach w 2022 r. (rok wydania zezwolenia lub decyzji o wsparciu). To o 82,8% mniej niż w 2021 roku, kiedy było ich 58. Natomiast w okresie 2017-2022 łącznie takich przypadków odnotowano 365. Najwięcej z nich zarejestrowano w 2018 roku – 91 i 2017 roku – 84.

– Skalę rezygnacji z realizowania inwestycji w ramach SSE i PSI w 2022 roku można uznać za relatywnie niewielką, zwłaszcza w porównaniu z rokiem wcześniejszym. Sytuacja jest nadzwyczaj dynamiczna, zarówno zainicjowanie inwestycji, jak i niekiedy decyzja o wycofaniu się z jej realizacji, wynika z uwzględnienia wielu rozmaitych okoliczności o charakterze makroekonomicznym, mezoekonomicznym oraz mikroekonomicznym – mówi prof. Flejterski.

Powyższe dane nie są zaskakujące, co stwierdzają prof. Dorożyński i prof. Świerkocki. Jak zaznaczają eksperci, inwestowanie w SSE wymaga wypełnienia wielu warunków oraz sprostania procedurom i formalnościom. Finalnie nie wszystkie projekty okazują się skuteczne. Statystyki dowodzą, że od początku funkcjonowania stref blisko 50% zezwoleń zostało wyłączonych z obrotu prawnego w związku z cofnięciem, wygaszeniem, unieważnieniem bądź uchyleniem. Ok. 20% zezwoleń zostało cofniętych. Głównym powodem było niezrealizowanie przez przedsiębiorców określonych w nich warunków. Ponadto kończy się program SSE. To oznacza, że inwestor z zezwoleniem z 2017 roku lub późniejszym ma niewielką szansę, by do 2026 roku skonsumować ulgę w podatku, więc może się wycofać.

– Rezygnacje w latach 2017-2018 mogły wynikać z okresu przełomu, jakim było zastąpienie specjalnych stref ekonomicznych jedną Polską Strefą Inwestycji. Ustawą z 10 maja 2018 roku określono zasady udzielania przedsiębiorcom wsparcia na realizację nowych inwestycji w ramach PSI. Przedsiębiorcy, którzy wówczas byli zainteresowani realizacją inwestycji, mogli nie mieć pełnej wiedzy na temat tego, który instrument podatkowy będzie dla nich bardziej optymalny. Wielu z nich występowało o stare zezwolenie strefowe lub o nową decyzję o wsparciu. Gdy sytuacja się ustabilizowała, okazywało się, że podjęte decyzje być może nie były adekwatne do założeń odnośnie realizacji inwestycji, stąd rezygnacje – dodaje Małgorzata Ostrowska-Krzewina.

Ulgowe podejście

Z kolei Ministerstwo Finansów przedstawia dane podatników podatku dochodowego od osób prawnych oraz podatników podatku dochodowego od osób fizycznych, którzy w złożonych zeznaniach podatkowych wykazali dochody wolne od podatku. Mowa o tych uzyskanych z działalności gospodarczej prowadzonej na terenie specjalnych stref ekonomicznych, w tym dochodach z działalności gospodarczej określonej w decyzji o wsparciu. W 2021 roku (najnowsze dane) kwota ta wyniosła 21,372 mld zł. To o 76,9% więcej niż w 2020 roku, kiedy odnotowano 12,084 mld zł. Wynik z 2020 roku był najniższy z okresu 2017-2021. We wspomnianym 2017 rok było to 16,136 mld zł, w 2018 roku – 16,651 mld zł, a w 2019 roku – 18,674 mld zł.

– 3 lata temu przedsiębiorcy musieli zmierzyć się z nowymi wyzwaniami związanymi z pandemią. To wpłynęło na pogorszenie się wyników firm za rok 2020. Stąd zrozumiała jest najniższa wielkość dochodów wolnych od podatku właśnie wtedy. Natomiast wzrost na przestrzeni analizowanego okresu, za wyjątkiem 2020 roku, może świadczyć o stopniowym zwiększaniu efektywności działalności gospodarczej. Takie dane powinny cieszyć, gdyż są zgodne z założeniami przepisów o SSE i PSI, aby pobudzać rozwój gospodarczy poprzez nowe inwestycje – analizuje Małgorzata Ostrowska-Krzewina.

Eksperci z Uniwersytetu Łódzkiego zaznaczają, że dochód, co do zasady, nie musi rosnąć z roku na rok. Eksperci zwracają uwagę na dane przedstawione w Informacji o realizacji ustawy o SSE (stan na koniec 2021 rok). Z nich wynika, że dochód zwolniony od podatku, a więc sama wartość zwolnienia dla podatników prowadzących działalność gospodarczą w SSE, rosła w latach 1998-2020. Prawdopodobnie kwota co roku wzrastała, bo rosła produkcja (zyski) dająca prawo do ulgi. Zdarzały się wyjątki (lata 2004-2005, 2012 rok, 2017 rok oraz właśnie 2020 rok). Było to związane przede wszystkim ze zmieniającą się liczbą podatników oraz uzyskanym przez nich dochodem zwolnionym od podatku. Sytuacja, która miała miejsce w 2020 roku, nie była wyjątkowa, choć można ją prawdopodobnie powiązać z kryzysem pandemicznym.
materiał prasowy

Wysoka inflacja i drożyzna, jeśli do Polski wejdzie euro?

volkan-olmez-73767-unsplashW pierwszych dwóch tygodniach 2023 roku pojawiło się w mediach wiele wypowiedzi na temat wprowadzenia euro w Chorwacji. Niektórzy politycy, w tym premier Mateusz Morawiecki, używają tego przykładu, aby straszyć Polaków nieprawdziwymi albo przerysowanymi informacjami na temat euro.

W tej, mającej na celu zniechęcenie ludzi do europejskiego pieniądza narracji, zaakcentowano w szczególności „związek” euro z domniemaną „drożyzną”. To, jak zauważa również prof. Dariusz Rosati, autor książki „Euro. Mity i fakty”, jeden z najbardziej rozpowszechnionych mitów na temat euro i zarazem jeden z najbardziej fałszywych.

Premier Mateusz Morawiecki twierdzi, że „kilka dni temu Chorwacja przyjęła euro i Chorwaci przeżywają szok cenowy. Ceny w sklepach są tam znacząco wyższe, bo wzrosły o około 70-80%. Niektórzy chcą, by Polska poszła w ślady Chorwacji – dziś widzimy, jakie niesie to za sobą ryzyka”. Senator partii PiS, Stanisław Karczewski napisał, że „europejska waluta, jak pokazał przykład Chorwacji, oznacza podwyżki”. – „Polski złoty jest cenną walutą, a widzimy co dzieje się w Chorwacji po zmianie na euro” – oświadczyła nominowana przez partię PiS minister finansów Magdalena Rzeczkowska. Przytoczone wypowiedzi rządzących, podane jedynie przykładowo, wprowadzają Polaków w błąd i budują fałszywe wyobrażenie o wprowadzeniu w Polsce euro. Dlatego warto przytoczyć kilka faktów na ten temat zaczynając od sytuacji w Chorwacji.

Dzięki przyjęciu euro Chorwacja przeszła z peryferii do centrum decyzyjnego Unii Europejskiej. W sprawach gospodarczych jej głos będzie dużo silniejszy. Chorwacja przyjęła euro także, żeby wzmocnić swoją pozycje międzynarodową. W obecnej chwili, w sumie niewielkie zmiany cen u naszych chorwackich przyjaciół nie dają się przypisać wprowadzeniu euro, ale presji inflacyjnej wynikającej zwłaszcza ze wzrostu cen światowych na paliwa i żywność” – twierdzi prof. Artur Nowak-Far, doradca programowy ds. euro w Fundacji Wolności Gospodarczej.

Marek Tatała, ekonomista, wiceprezes Fundacji Wolności Gospodarczej realizującej kampanię KursNaEuro.pl dodaje, że wypowiedzi o rzekomej „drożyźnie” są oderwane od danych i analiz. – „Doświadczenia innych krajów strefy euro nie potwierdzają, że doszło w nich do skokowego wzrostu cen czy nagłego pojawienia się „drożyzny”. Jednocześnie, jeszcze przed wprowadzeniem euro, Chorwacja, podobnie jak większość gospodarek w Europie, zmagała się z wysoką, choć niższą niż w strefie złotego, inflacją, która w listopadzie 2022 r. sięgnęła 13,5 proc. Wiele firm aktualizuje ceny na początku roku i robi to częściej przy podwyższonej inflacji. Zasadnym pytaniem jest jak wiele podwyżek na początku roku było powiązanych z wysoką inflacją (co nie ma związku z euro), czyli także wyższymi kosztami prowadzenia działalności gospodarczej przez wiele podmiotów? Nie ma obecnie danych, by na to pytanie rzetelnie odpowiedzieć. Chorwackie instytucje publiczne, bazując na doświadczeniach innych krajów, korzystają z różnych narzędzi, aby ukrócić nieuczciwe przeliczanie cen z kun na euro. Służą temu m.in. podwójne ceny w sklepach (pokazywane w starej i nowej walucie), kary za manipulowanie kursem wymiany czy różne formy nacisku (państwa, konsumentów) i kontroli. To z czym mamy obecnie do czynienia po stronie niektórych polityków, w tym przedstawicieli rządów, to celowe demonizowanie euro. Rządzący powinni na temat euro rzetelnie informować i edukować, aby w końcu zrealizować zobowiązanie przyjęcia w Polsce euro zawarte wraz z wejściem do Unii Europejskiej” – twierdzi Tatała.

Temat rzekomej drożyzny został również wyjaśniony w tekście „Wprowadzenie euro NIE spowoduje wzrostu cen” opublikowanym w całości w sekcji „Fakty i Mity” na stronie www.KursNaEuro.pl stworzonej przez Fundację Wolności Gospodarczej, czytamy w nim m.in:

To naturalne, że obawiamy się wzrostu cen. Jednak pojawiające się w mediach czy Internecie tezy, w których próbuje się łączyć moment wprowadzenia euro ze wzrostem inflacji, często są oparte na anegdotach i cenach pojedynczych, losowo wybranych produktów. Oficjalne, przekrojowe dane z państw, które wprowadziły euro, jasno dowodzą, że zmiana waluty na euro nie powoduje wzrostu cen.

Pierwszych dwanaście państw przyjęło euro jako swoją walutę w 1999 r. (a w postaci gotówkowej w 2002 roku). Według danych Eurostatu, poziom cen w całej strefie euro wzrósł wtedy – w styczniu 2002 r. – o 0,5 punktu procentowego, jednak w kolejnych miesiącach inflacja uległa obniżeniu i w całym 2002 roku pozostała już na tym samym poziomie, co w roku 2001 (2,3%)1. Szacuje się, że wpływ wprowadzenia wspólnej waluty na ówczesny wzrost cen był niewielki – to znaczy, samo wprowadzenie euro odpowiadało tylko za 0,05 do 0,24 punktu procentowego (wg analiz Komisji Europejskiej) lub 0,09 do 0,14 p.p. wzrostu rocznej stopy inflacji HICP (wg analiz Eurostatu i Europejskiego Banku Centralnego), a za pozostałą część tej wartości odpowiadały wówczas inne czynniki2.

(…) Warto dodać, że samo posiadanie narodowej waluty nie jest lepszym zabezpieczeniem przed wzrostem cen niż scenariusz przystąpienia do unii walutowej. Po pierwsze, nigdy nie mamy gwarancji, że rządzący będą prowadzić odpowiedzialną politykę antyinflacyjną na poziomie krajowym, ani że krajowy bank centralny podejmie właściwe kroki w momencie, gdy inflacja zacznie rosnąć. Po drugie, w sytuacji globalnego kryzysu lub innych niespodziewanych zdarzeń (np. pandemia, wojna, katastrofy klimatyczne), kraj taki jak Polska jest wystawiony na ryzyko kursowe, które może przekładać się na wzrost cen produktów importowanych czy wzrost cen paliw i energii. W skrajnych przypadkach może to skutkować poważnym kryzysem gospodarczym i bardzo wysoką inflacją.

W dyskusjach o wprowadzeniu euro w Polsce brakuje często odniesienia do faktów i doświadczeń innych krajów, a pojawia się wiele mitów, które służą demonizowaniu europejskiej waluty. Dlatego tworzymy i rozwijamy kampanię „Kurs na euro”, z którą można zapoznać się na stronie www.KursNaEuro.pl – podsumowuje Tatała.

1 Rosati, D. (2022) Euro. Mity i Fakty, Polskie Wydawnictwo Ekonomiczne, s. 164-175

2 Fritsche, U., Graff, M., Lamla, M., Lein, S., Liechti, D., Nitsch, V., Sturm, J.-E., Triet, D. (2009) ‚The euro and prices: changeover-related inflation and price convergence in the euro area’, European Economy – Economic Papers 2008 – 2015 (Directorate General Economic and Financial Affairs, European Commission), Nr 381. Dostępne: https://econpapers.repec.org/paper/eufecopap/0381.htm [Data dostępu: 13.10.2022].

Komunikat prasowy Fundacji Wolności Gospodarczej, twórcy kampanii KursNaEuro.pl

 

Czy kryzys na rynku zastopuje zrównoważony rozwój?

jodko
Analiza raportów ESG za ten rok pokaże, na ile zrównoważony rozwój w firmach posłużył do realnej zmiany w modelu biznesowym firmy, a na ile okazał się jedynie zabiegiem marketingowym – uważa Radosław Jodko, ekspert ds. inwestycji RRJ Group. To presja regulacji prawnych spowodowała, że na rynku nieruchomości firmy zabiegają o to, żeby być „zielone” – bo tego oczekują od nich inwestorzy. 

Międzynarodowa Agencja Energetyczna (IEA) ostrzega, że mamy do czynienia z najpoważniejszym w historii kryzysem energetycznym, który oznaczać będzie nie tylko kolejne niedobory, ale i znaczące skoki cen nośników energii. To skutek inwazji rosyjskiej na Ukrainę. Jak on wpłynie na zieloną transformację i inwestycje firm w zrównoważony rozwój?

Deklaracje na poziomie rządów to jedno, ale realnie patrząc, przyspieszenie zielonej rewolucji w gospodarce wcale nie jest tak szybkie i tak bezproblemowe, jak można by tego oczekiwać. Widać to choćby wokół dyskusji i sprzeciwu ekologów wobec projektu nowelizacji tzw. ustawy wiatrakowej. Sytuacji nie poprawia także gorsza kondycja przedsiębiorstw, które już tną inwestycje, a w przyszłości będą szukały oszczędności, gdzie tylko się da – zauważa Radosław Jodko, ekspert ds. inwestycji z RRJ Group.

Na poziomie globalnej polityki warto pewnie zwrócić uwagę na to, by szukać dywersyfikacji i sposobów na uniezależnienie się od Chin, które kontrolują w tej chwili 80 proc. łańcuchów branży energetyki słonecznej. Jak podaje IEA, do 2025 roku udział Państwa Środka wzrośnie już nawet do 95 proc. Chiny dominują w produkcji baterii litowo-jonowych czy turbin wiatrowych.

Schodząc do poziomu pojedynczych firm, realnej zmiany upatrywałbym w odgórnych regulacjach unijnych i ich implementacji w państwach członkowskich. Najlepszym przykładem jest tu dyrektywa ESG (ang. environmental, social responsibility and corporate governance, czyli środowisko naturalne, społeczna odpowiedzialność i ład korporacyjny). Dopiero jej wdrożenie realnie zmusiłoby wiele firm do tego, by dopasować się do rozwiązań prawnych. Szczególnie, że zielony trend odpowiada na pewne zapotrzebowanie społeczne i dobrze wygląda wizerunkowo. Na razie obserwujemy, że ESG to doskonały sposób na marketingowe działania wizerunkowe. Wiele firm masowo rzuciło się na dobrze wyglądające na zdjęciach akcje sadzenia drzew, ale czy potrafią wskazać, jak realnie – w liczbach i kwotach – przyczyniają się do redukcji śladu węglowego? – zwraca uwagę Jodko.

W działaniach stricte wizerunkowych zresztą widzę też największą słabość ESG. Dyrektywa w jakimś sensie je umożliwiła przez swoje ogólne zapisy. Dlatego zanim ocenimy działania firm pod kątem ESG, przyjrzyjmy się, czy przypadkiem plany i projekty nie pokrywają się z budżetem marketingowym czy CSR-owym danej firmy? Ile i co realnie zmieniają w modelu działalności firmy? Co obiecywały firmy do tej pory i jakie projekty zrealizowały?

Testem z pewnością okażą się raporty ESG za ten rok. Chociaż warto zwrócić uwagę, że raportowanie niefinansowe ESG, do którego zobowiązanych jest coraz więcej dużych firm, nie wprowadza żadnych realnych sankcji. Nie wprowadza twardych wskaźników. Wiemy, że praktyka zwykle jest taka, że firmy będą raportowały tylko tyle, ile muszą. Oczywiście nasuwa się tu pytanie, jak określić net zero w nieruchomościach? W dyrektywie unijnej nie znajdziemy precyzyjnej definicji – stwierdza Radosław Jodko.

Rynek nieruchomości, z uwagi na presję przepisów i inwestorów, szybko próbuje dopasować się do wymagań związanych z ograniczaniem CO2. Wysokospecjalistyczne certyfikowanie budynków pociąga za sobą określone rozwiązania realne. Ogranicza się zużycie energii, stosuje się odpowiednie materiały, projektuje się rozwiązania, dzięki którym można odzyskać ciepło i tym podobne. Stosuje się instalacje fotowoltaiczne, choć raczej na razie jedynie tam, gdzie kosztorysy na to pozwalają.

Czy wysokie ceny energii, rosnące krytyczne zapotrzebowanie na gaz, czy inne surowce energetyczne, może skłonić UE do luzowania obostrzeń wobec krajów? Czy wojna w Ukrainie i spowolnienie gospodarcze mogą coś zmienić?

Na razie widzimy, że toczy się swoista walka o to, by samowystarczalność energetyczna mocno była powiązana z zieloną rewolucją. Stany Zjednoczone aktywnie włączyły się we wspieranie alternatywnych źródeł energii i ich dywersyfikację. Unia Europejska nie odpuszcza. Widać, że ten trend także w instytucjach finansowych nie znika, a produktów zielonych czy zielonych funduszy przybywa. Najbliższy rok pokaże jednak, jak bardzo zrównoważony rozwój przestaje być jedynie zrównoważonym marketingiem. I jak bardzo przy okazji pociąga za sobą zmiany nie tylko w obszarze środowiskowym, ale i kultury organizacji. Bo właśnie o „G” w skrócie ESG warto by się upominać częściej – uważa Radosław Jodko.

Autor: Radosław Jodko, ekspert ds. inwestycji z RRJ Group.

Inflacja, recesja i stagflacja – złoto ma silne podstawy do wzrostów

michal-teklinski-goldenmark
Mamy już wysoką inflację, wchodzimy w recesję, a jedno w połączeniu z drugim daje stagflację. Globalne perspektywy nie wskazują, byśmy w najbliższym czasie uporali się z narastającymi problemami. Pomimo średnioterminowych spadków, z punktu widzenia fundamentów złoto ma silne podstawy do wzrostów.

W ubiegły czwartek Rada Polityki Pieniężnej podniosła stopy procentowe. Główna stopa poszła w górę o 50 punktów bazowych, do poziomu 6,5 proc. Była to niższa podwyżka niż szacował rynek, ale prawdopodobnie nie ostatnia. Mniejsza od oczekiwanej podwyżka może zdradzać rosnące obawy o recesję. Przeczy to słowom Adama Glapińskiego sprzed dwóch tygodni, że obawy o stagflację są przesadzone.

Z prognoz ekonomistów PKO BP wynika, że szczyt inflacji przypadnie na koniec III kwartału i znajdzie się ona na poziomie 16,-16,5 proc. Do tego czasu stopy procentowe prawdopodobnie osiągną poziom 7,5 proc.

Złoto ma silne podstawy do wzrostów

W obliczu dużej zmienności i niepewności oraz sygnałów recesyjnych, dolar amerykański wciąż umacnia się, osłabiając złoto. Cena złota w dolarze amerykańskim w ubiegłym tygodniu zanotowała spory spadek, kontynuując średnioterminowy trend spadkowy zapoczątkowany w marcu. W polskiej walucie złoto drożeje, co świadczy jednak o dużej słabości złotówki.

Globalne perspektywy nie wskazują, byśmy w najbliższym czasie uporali się z narastającymi problemami. Pomimo średnioterminowych spadków, z punktu widzenia fundamentów złoto ma silne podstawy do wzrostów. Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na banki centralne – w maju Niemcy sprzedali 2,4 tony złota, za to wśród kupujących znalazła się Turcja, Uzbekistan, Kazachstan, Katar i Indie. Podobnie sprawa miała się w kwietniu.

Autor: Michał Tekliński, dyrektor ds. rynków międzynarodowych w Grupie Goldenmark.

Unia Europejska walczy z kryptowalutami? Co CBDC oznacza dla użytkowników?

jodko

Unia Europejska w 2023 roku chce przystąpić do testowania cyfrowego euro, SWIFT ogłosił właśnie, że startuje z przygotowaniami do współpracy z centralnie kontrolowanymi walutami cyfrowymi CBDC. Także polski bank centralny myśli o cyfrowej walucie. Czy jednak cyfrowa waluta jest w nam w ogóle potrzebna? – Widzę szanse dla cyfrowego euro, choć nie oczekiwałbym, że zmniejszy się popularność kryptowalut, jak chce tego Europejski Bank Centralny. Pamiętajmy, że centralnie kontrolowana waluta oznacza mniej prywatności i większą kontrolę państwa nad finansami. Trudno będzie zyskać społeczną akceptację dla tego typu rozwiązań – podkreśla Radosław Jodko, ekspert ds. inwestycji.

Spis treści:
Cyfrową walutę wprowadziły Chiny, decydując nawet, że docelowo chcą całkowicie zastąpić juana jego cyfrowym odpowiednikiem.
Czy są więc jakiekolwiek korzyści wynikające z wprowadzenia CBDC?

W 2022 roku podwoiła się liczba banków centralnych, które ogłosiły prace lub rozważają wprowadzenie CBDC (z ang. central bank digital currency) i w tej chwili już nawet sto banków centralnym – w tym polski – deklarują, że pracują nad CBDC.  Unia Europejska w 2023 roku rozpoczyna testy, by wprowadzić do publicznego użytku cyfrowe euro. A Komisja Europejska ogłosiła właśnie, że w 2023 roku pojawią się odpowiednie zapisy prawne do wprowadzenia cyfrowej waluty europejskiej. Pełne wdrożenie cyfrowego euro CBDC zapowiadane jest na 2026 roku.  EBC spodziewa się, że używanie cyfrowego euro we wszystkich krajach członkowskich mogłoby pobudzić gospodarkę. Ideę cyfrowego euro wspiera prezes EBC Christine Lagarde – zagorzała krytyczka kryptowalut. A biorąc pod uwagę to, że od 5 kwietnia trwają konsultacje społeczne, dzięki którym Komisja Europejska chce lepiej poznać interakcje między CBDC a innymi metodami płatności, wydaje się, że przyszły rok będzie kluczowy, jeśli chodzi o europejską walutę cyfrową. Polski bank centralny raczej jest powściągliwy w sprawie cyfrowej waluty. NBP wprawdzie także opracował raport w sprawie cyfrowego złotego, ale jednocześnie – jaka zaznacza – dostrzega komplikacje wynikające z braku podstaw prawnych do wprowadzenia CBDC w Polsce.

Głosy o przywiązaniu Polaków do gotówki jako wolności gospodarczej płynące z NBP czytać można także w kontekście tego, że 2023 roku to rok wyborczy, więc drażnienie społeczeństwa nowinkami gospodarczymi w czasie wysokiej inflacji wydaje się ten projekt odsuwać znacząco w czasie.

Cyfrową walutę wprowadziły Chiny, decydując nawet, że docelowo chcą całkowicie zastąpić juana jego cyfrowym odpowiednikiem.

Wydaje się, że to one oraz popularność kryptowalut zmusiły resztę świata do przyspieszenia prac nad cyfrowymi walutami. Przykład chiński doskonale pokazuje wszystkie słabości i wady centralnie kontrolowanej waluty cyfrowej. W tym systemie bowiem rząd chiński śledzi każdy ruch pieniądza, każdy przelew, monitoruje stan posiadania i może nawet zdecydować o tym, że pieniądze wyparowują z konta.
O ile więc cyfrowe rozliczenia za pomocą CBDC mają sens w przypadku rozliczeń między państwami, szczególnie tam, gdzie kluczowa jest transparentność, o tyle trudno sobie wyobrazić, że społeczną akceptację zyska idea tego, by państwo kontrolowało i monitorowało nasze przelewy oraz nasz stan posiadania.

Zresztą Unia Europejska zakłada współistnienie fizycznego pieniądza obok cyfrowego, zdając sobie sprawę z tego, jak wielki opór napotkałaby decyzja choćby w teorii oznaczająca groźbę kontroli państw na prywatnymi finansami obywateli. Po co więc w ogóle zabiera się za wprowadzenie CBDC? Wydaje mi się, że banki centralne próbują w ten sposób znaleźć odpowiedź na rosnącą popularność kryptowalut i wszelkich rozwiązań opartych na blockchainie. Odpowiedź zresztą jest nietrafiona. Bo centralnie zarządzana i kontrolowana waluta cyfrowa jest jednak przeciwieństwem modelu finansów zdecentralizowanych (DeFi) oraz sieci niekontrolowanej (samokontrolującej), chroniącej prywatność, rozproszonej.

Czy są więc jakiekolwiek korzyści wynikające z wprowadzenia CBDC?

Utrata anonimowości przy transakcjach znacząco wpłynąć mogłaby na walkę z terroryzmem i jego nielegalnym finansowanie – to z pewnością dla wielu jest  ważny argument. W sytuacji chwiejności rynków – bankom centralnym byłoby zdecydowanie łatwiej wpływać i sterować gospodarką, biorąc pod uwagę przede wszystkim wprowadzenie CBDC jako środka rozliczeniowego pomiędzy bankami centralnymi oraz do transakcji międzynarodowych. Myśląc o konsumentach, moglibyśmy szukać plusów w tym, że zniknęłyby koszty prowadzenia kont, wydawania kart, wszelkich tego typu opłat bankowych. Przelewy zagraniczne docierałyby w kilka sekund.

Tyle że to wszystko – a nawet więcej – mamy także w przypadku operowania kryptowalutami. Nie mam wątpliwości, że w ciągu najbliższych dekad z pewnością czeka nas rewolucja systemów bankowych. Ale spodziewam się, że większy wpływ na to będą miały właśnie doświadczenia pokolenia, które w tej chwili nie tylko „bawi się” kryptowalutami, ale i projektuje swój biznes w oparciu o blockchain i krypto. To oni wymuszą zmiany. Banki centralne – poza dogadaniem się z wszystkimi innymi graczami na rynku finansowym – chcąc przekonać obywateli krajów do centralnie kontrolowanej waluty cyfrowej, muszą przede wszystkim wymyślić, jak przekonać ich, że większa kontrola nie będzie wiązała się z naruszaniem prywatności obywateli, a sterowanie popytem w postaci zmuszania nas do wydania pieniędzy w określonym terminie – leży w interesie każdego z nas. To czyni z tego projektu w zasadzie mission impossible. I bardziej od speców od finansów potrzebujemy do tego filozofów. Dlatego z większą niecierpliwością czekam na prawne rozwiązania UE dotyczące kryptowalut, a stablecoin postrzegam jedynie jako alternatywę, którą banki centralne mogą wprowadzić, żeby obserwować, jak zmiany społeczne i gospodarcze na rynku zmieniają nawyki konsumentów. I z tego wyciągać wnioski na przyszłość.

Autor: Radosław Jodko, ekspert ds. inwestycji.

Antyinflacyjny portfel inwestycyjny: Czym więc jest dywersyfikacja portfela i jak uniknąć błędów?

e73e4174296a02fc976435744239b026Dwucyfrowa inflacja w kwietniu – spodziewana i zapowiadana przez rynek – przekonuje ostatecznie wielu do tego, żeby przemyśleć strategię lokowania pieniędzy – wskazuje analityk rynki i ekspert ds. inwestycji Radosław Jodko. Czym więc jest dywersyfikacja portfela i jak uniknąć błędów?


Spis treści:
Wysoka inflacja się utrzyma

Dywersyfikacja portfela najlepszą metodą
A może kryptowaluty?

Komentarz ekspercki:

Wysoka inflacja się utrzyma
Musimy przyzwyczaić się także do tego, że wysoka inflacja z nami zostanie na dłużej. Posiadacze jakichkolwiek oszczędności w tej sytuacji powinni pomyśleć o inwestowaniu, nawet jeśli wcześniej przywiązani byli jedynie do trzymania pomiędzy w banku. Nie chodzi już nawet o to, żeby pomnażać te oszczędności (choć to jest celem zasadniczym), ale zwyczajnie chodzi także o to, żeby je w ogóle utrzymać na tym samym poziomie.

Podobnie niepewność wywołana wojną w Ukrainie nasiliła pytania o to, gdzie ulokować nasze oszczędności. Zwykły Kowalski szukając takich porad w sieci, znajdzie tyle odpowiedzi, ile tylko można sobie wyobrazić: surowce, kryptowaluty, ETF-y, nieruchomości, spółki dywidendowe, REIT-y…

Dywersyfikacja portfela najlepszą metodą
Zachować spokój i dywersyfikować swój portfel – nic lepszego nie wymyślono i ta zasada sprawdza się także w tym przypadku.
Panika jest najgorszym doradcą. Doskonale pokazały to wykresy giełdy amerykańskiej zaraz po ataku Rosji w Ukrainie. Spokój inwestorów sprawił, że spadki nie były tak drastyczne.

Sprzedawanie akcji, zrywanie lokat czy kupowanie dolarów na szybko – nerwowe ruchy mogą przynieść dziś więcej strat niż korzyści. Dlaczego? Z prostego powodu – w nerwowym czasie także ceny są nerwowe, co najlepiej było widać po kursie euro – raz rekordowo wysokim, by po kilku dniach odnotować delikatną, ale jednak, korektę.
Wyciągając na przyszłość naukę z tego, co się wydarza w tej chwili, warto pamiętać o tym, że dobre lokowanie oszczędności wymaga ich… dywersyfikowania.

A może kryptowaluty?
Nie tylko akcje, ale i surowce. Przekonujący: „tylko bitcoiny!” muszą pokłonić się wyznawcom inwestowania w złoto czy inne surowce. Złoto po raz kolejny okazuje się antykryzysową inwestycją, patrząc, jak idzie w górę. Czy to oznacza, że nie opłaca się inwestować w kryptowalutę? Opłaca. Jeśli myśli się długofalowo, a nie o krótkoterminowych zyskach.

Najlepiej więc przeznaczyć część budżetu na różne formy lokowania kapitału. Dobrze także uwzględnić dywersyfikację geograficzną.

Powtarzam – nie ja jeden zresztą – inwestowanie to nie sprint. Nic się szybko nie wydarzy. Dobra inwestycje potrzebują czasu i świadomego planu. Świadome inwestowanie z analizą tego, co się dzieje w dłuższym czasie.

Chodzi nie to, żeby wasze pieniądze zarabiały nie z dziś na jutro, ale żeby przyniosły zysk za kilka lat. Czy to oznacza bezczynność? Nic podobnego. Sam pilnuję tygodniowych analiz, które pomagają opracować strategię inwestowania. Zakup przez Elona Muska 9% akcji Twittera obudził na nowo zainteresowanie spółkami technologicznymi, co pociąga za sobą także zainteresowania chińskimi akcjami wchodzącymi w skład HSI.

Z zaciekawieniem obserwuję, jak popularne stają się dziś rachunki otwierane w zagraniczych bankach. To z pewnością efekt wojny, chociaż mało uzasadniony, bo Narodowy Bank Ukrainy funkcjonuje bez zakłóceń. Zainteresowanym doradzam sprawdzanie nie tylko korzyści, ale przede wszystkim weryfikację gwarancji bankowych.

Autor: Radosław Jodko, ekspert ds. inwestycji.

Millenialsi wybierają trend FIRE – 4 na 10 Polaków obawia się momentu przejścia na emeryturę

fabian-blank-78637-unsplash
System emerytalny, który ma zapewnić nam poczucie bezpieczeństwa na starość, nie zawsze gwarantuje takie wsparcie. W ubiegłym roku średnia wysokość emerytury w Polsce wyniosła 2 500 złotych brutto. Nie tylko Polacy mierzą się z tym problemem – niskie zarobki, stresująca praca i niepewna przyszłość finansowa skłaniają coraz większą liczbę osób do poszukiwania alternatyw, dzięki którym będą mogli czuć się bezpiecznie. Millenialsi już ją znaleźli. To FIRE – ruch promujący intensywne i inteligentne oszczędzanie pieniędzy. Eksperci przybliżają pięć zasad, które w myśl tej filozofii mają pomóc w rezygnacji z pracy zarobkowej w wieku 40 lat lub po prostu zapewnieniu sobie finansowego bezpieczeństwa na starość. A wdrożenie ich w życie już w styczniu może być jednym z najlepszych prezentów noworocznych.

Spis treści:
Emerytura państwowa? Niepewna
Millenialsi doradzają: zaciśnij pasa
Jak sprawić sobie prezent noworoczny i zacząć planować wcześniejszą emeryturę?

Polski system emerytalny w skali światowej jest oceniany lepiej niż jego włoski czy austriacki odpowiednik, ale daleko mu do najwyżej plasujących się w zestawieniach krajów takich jak Islandia, Holandia czy Dania. W marcu br. średnia wysokość emerytury nad Wisłą wyniosła ok. 2 500 złotych brutto. Nawet nieco wyższe zarobki nie gwarantują godnej starości – przeciętne świadczenie osoby, która przeszła na emeryturę pod koniec 2020 roku, wynosiło ledwo ponad 40 proc. jej ostatniego wynagrodzenia. W kontekście bezlitosnych prognoz dotyczących wysokości przyszłych emerytur, tym bardziej dziwi, że pod koniec 2020 roku tylko 9,5 proc. gospodarstw domowych deklarowało, że oszczędza na jesień życia. Priorytetami dla ponad 90 proc. Polaków są inne cele, na które zbierają pieniądze: remonty mieszkania lub domu (35,2 proc.), wakacyjne wyjazdy i wypoczynek (33,4 proc.) czy zakup drobnych dóbr trwałych.

Emerytura państwowa? Niepewna
W efekcie aż 4 na 10 Polaków obawia się momentu przejścia na emeryturę, a 16 proc. prognozuje, że będą musieli kontynuować aktywność zawodową nawet w starszym wieku. Strach dotyczy szczególnie kobiet, które na starość dostają średnio o 30 proc. mniejsze świadczenia w porównaniu z mężczyznami. Za granicą nastroje są podobne – 87 proc. Amerykanów boi się braku przychodów na starość, a w Wielkiej Brytanii połowa osób w wieku 24-29 lat nie jest przekonana, czy mogą liczyć na jakąkolwiek emeryturę państwową.

Millenialsi doradzają: zaciśnij pasa
Niepewność przyszłości, niestabilna sytuacja ekonomiczno-społeczna, stres generowany przez karierę zawodową i presja inflacyjna na całym świecie przyczyniły się do popularyzacji trendu Financial Independence; Retire Early (FIRE), który można przetłumaczyć jako „Finansowa Niezależność; Wcześniejsza Emerytura”. Ruch kojarzony głównie z Millenialsami przekonuje, że każdy może zadbać o prywatne zabezpieczenie finansowe na starość, jeśli tylko podejmie odpowiednie decyzje budżetowe. Co więcej, przy konsekwentnym i systematycznym oszczędzaniu można na emeryturę przejść nawet wcześniej niż w wieku 55+ lat, dzięki czemu dostalibyśmy wybór, czy rozwijać się w ramach wymarzonej kariery zarobkowej, czy realizować bliższe naszym zainteresowaniom zajęcia w czasie wolnym.

– Rynek daje wiele możliwości osiągania postawionych przez siebie celów finansowych, jednak ważne, aby uważnie przeanalizować wszystkie opcje i dopasować je do naszych indywidualnych potrzeb. Dość popularnym sposobem przechowywania pieniędzy są lokaty – jednak w Polsce ich średnie oprocentowanie w październiku wyniosło ok. 0,35 proc w skali roku, jak wynika z danych NBP, a straty klientów na lokatach przy uwzględnieniu aktualnej inflacji sięgają nawet 4,3 proc. Inną propozycją są konta oszczędnościowe, które mogą przynieść nawet do 2 proc. zysku w skali roku, bez limitów kwotowych. Jednak na popularności coraz bardziej zyskują globalne inwestycje. W Aion Banku są najbardziej doceniana przez 40-latków, którzy mają prawie dwa razy większy portfel inwestycyjny od średniej dla ogółu inwestorów (5000 EUR) – komentuje Marta Zalewska, PR Owner w Aion Banku.

Przykładem narzędzia inwestycyjnego, które może pomóc w osiągnięciu celów emerytalnych, jest platforma Aion Globalne Inwestycje, która daje dostęp do międzynarodowych rynków finansowych i zdywersyfikowanych strategii inwestycyjnych dopasowanych do indywidualnego poziomu ryzyka. Stały wgląd w wyniki portfeli z poziomu aplikacji bankowej umożliwia śledzenie stanu środków na bieżąco, a konsekwentne inwestowanie w połączeniu z niskim progiem wejścia od 20 euro, brakiem prowizji za zarządzanie środkami oraz przewalutowania po kursie międzybankowym pomagają w efektywniejszym osiąganiu zamierzonych celów inwestycyjnych.

W efekcie, już po 12 miesiącach na koncie może uzbierać się suma pieniędzy dająca nadzieję na zbudowanie zabezpieczenia finansowego, a po pięciu czy dziesięciu latach konsekwentnego oszczędzania, przy korzystnych wiatrach rynkowych i wykorzystaniu procentu składanego, kwota zysku może być jeszcze większa. A im wyższa wartość odkładanych co miesiąc oszczędności, tym lepsze prognozy na przyszłość.

Poradniki dotyczące życia w nurcie „FIRE” podkreślają, że przy dobrych założeniach oszczędzanie nie musi się kończyć razem z przejściem na emeryturę – wypłacanie co miesiąc z konta inwestycyjnego ok. 3-4 proc. zaoszczędzonej kwoty umożliwia dalsze pomnażanie pozostałych środków jeszcze przez wiele lat. Należy jednak przestrzegać kilku zasad, zaprezentowanych niżej.

Jak sprawić sobie prezent noworoczny i zacząć planować wcześniejszą emeryturę?
Ustal, jaki jest Twój realny miesięczny budżet. Najlepiej w kilku wariantach, np. minimum niezbędne do przeżycia i maksimum, które umożliwi swobodę życia bez podejmowania kariery zawodowej. Wybierz jeden z wariantów jako swój cel – zawsze lepiej się oszczędza z wizją ustalonej kwoty w tle. Ustal, ile czasu potrzebujesz na zebranie kwoty, z którą będziesz czuć się swobodnie.
Sprawdź możliwości ograniczenia wydatków, szczególnie tych stałych. Sporym wsparciem tutaj mogą być eksperci zewnętrzni, np. usługa Aion Rachunki pomaga w znalezieniu najkorzystniejszej cenowo oferty na dostawę mediów, w tym gaz i prąd.
Po wypłacie najpierw oszczędzaj, a dopiero potem wydawaj. Gdy przyjdzie wypłata, przelewaj tyle, ile możesz na wysoko oprocentowane konto oszczędnościowe lub na platformę inwestycyjną, a przez resztę miesiąca rozporządzaj resztą budżetu. Im bardziej będziesz w stanie ograniczyć wydatki, tym szybciej osiągniesz swój cel.
Zaplanuj sobie kilka sposobów na zbudowanie oszczędności. Podstawą jest zbudowanie poduszki finansowej, która umożliwi przeżycie od 3 do 6 miesięcy w nieprzewidzianej sytuacji, np. utrata pracy. Dobrze by było, aby była ona dostępna np. na koncie oszczędnościowym bez ograniczeń dotyczących wypłat.
Spłać wszystkie debety, szczególnie pożyczki konsumenckie czy karty kredytowe. Spłacanie hipoteki może być mniej priorytetowe, jeśli oprocentowanie jest stosunkowo niskie – szczególnie w przypadku, gdy wcześniejsza spłata jest obarczona dodatkową prowizją.

Źródło: Aion Bank.

Szacowany pozytywny wpływ na gospodarkę Grupy ROBYG na poziomie 523 mln zł

rawpixel-com-603645-unsplash
Grupa ROBYG jako pierwszy polski deweloper mieszkaniowy opublikowała raport wpływu społeczno-ekonomicznego.

Z dokumentu zaprezentowanego przez Grupę ROBYG wynika, że tylko w 2020 roku deweloper wygenerował ponad 523 miliony złotych wartości dodanej dla gospodarki. Rezultat ten jest efektem z bezpośredniej i pośredniej działalności spółki w Polsce. Raport wskazuje, że ROBYG korzysta w 100% z polskich podwykonawców, a na jego budowach codziennie pracuje ponad 2500 osób.
W opublikowanym przez ROBYG raporcie wpływu prezentujemy zarówno nasz wpływ bezpośredni, jak i pośredni, czyli wartość dodaną wygenerowaną u naszych wykonawców, podwykonawców oraz dostawców. Pokazujemy również wpływ indukowany, czyli popyt, który został wytworzony w całej gospodarce dzięki naszej działalności. Całkowity wpływ ekonomiczny ROBYG w 2020 został obliczony przez ekspertów na kwotę ok. 523 mln zł – mówi Eyal Keltsh, Wiceprezes Zarządu ROBYG S.A.

Rynek nieruchomości komercyjnych kontra Polski Ład. Czy zmieni zasadniczo opodatkowanie najmu prywatnego?

ibrahim-rifath-789914-unsplash
„Polski Ład” zmieni zasadniczo opodatkowanie najmu prywatnego. Do tej pory można było wybrać formę opodatkowania, a od 2023 roku podatnicy zostaną pozbawieni wyboru, ponieważ jedyną możliwością będzie ryczałt od przychodów ewidencjonowanych. Czy i jaki wpływ będzie miało to na rynek najmu?

Spis treści:
Dobre czasy dla wynajmujących
Wynajem prywatny – jak liczony jest podatek obecnie?
Co zmieni „Polski Ład”?
Kto straci na tych zmianach?

Dobre czasy dla wynajmujących
Z danych jednego z największych serwisów rynku nieruchomości w Polsce tabelaofert.pl wynika, iż w ostatnich miesiącach można zauważyć tendencję wzrostową, jeśli chodzi o wynajem mieszkań w Polsce. Największym powodzeniem nadal cieszą się kawalerki i dwupokojowe mieszkania o powierzchni do 38 mkw. W ich przypadku również stawki za najem najmocniej poszybowały w górę.

– Chwilowy spadek stawek za najem mieszkań można było zauważyć na początku drugiej fali pandemii, kiedy pojawiła się groźba lockdownu. Wiązało się to w dużej mierze z oferowaniem na rynku najmu długoterminowego mieszkań, które były wcześniej wynajmowane krótkoterminowo – ten rodzaj najmu w pandemii ucierpiał najbardziej. Dodatkowo dużo osób w związku z pracą zdalną wróciło w rodzinne strony i wypowiedziało umowy najmu. Teraz jednak zauważamy znaczny wzrost stawek, a wpływ na to mają studenci, którzy wrócili w październiku do nauki stacjonarnej oraz cudzoziemcy, w tym przyjeżdzający do pracy – najczęściej Ukraińcy – mówi Maciej Dymkowski, prezes zarządzający serwisem tabelaofert.pl

Wynajem prywatny – jak liczony jest podatek obecnie?
Obecnie osoba fizyczna, nieprowadząca działalności gospodarczej ma możliwość wyboru odprowadzania podatku od wynajmu swojej nieruchomości. Jedną z najczęściej wybieranych opcji jest opodatkowanie według skali podatkowej dochodu (17% lub 32%), czyli opodatkowanie przychodów pomniejszanych o koszty. Do kosztów można zaliczyć min. składki na ubezpieczenie przedmiotu najmu, remonty, naprawy, wyposażenie czy amortyzację. W momencie, kiedy inwestycje w nieruchomość przewyższą wpływy z czynszu, to podatku w ogóle nie płacimy, ponieważ ponosimy stratę. Alternatywą dla tej formy jest ryczałt od przychodów ewidencjonowanych. Podstawę obliczenia podatku stanowi przychód, w tym przypadku nie jest możliwe pomniejszanie jej o nakłady ponoszone na nieruchomość. Podatek trzeba zatem zapłacić nawet wtedy, kiedy ponosimy straty.

Co zmieni „Polski Ład”?
Od 1 stycznia 2023 roku w myśl zmian zaproponowanych w „Polskim Ładzie” nastąpi brak możliwości wyboru formy opodatkowania najmu prywatnego (w 2022 roku będzie jeszcze możliwość, by niektórzy rozliczali się według skali podatkowej). Jedyną dostępną formą zostanie ryczałt od przychodów ewidencjonowanych obliczany na dotychczasowych zasadach – 8,5% do kwoty 100 000 zł rocznych przychodów oraz 12,5% od nadwyżki ponad kwotę 100 000 zł przychodów. Dla osób, które teraz korzystają z tej formy nic się zmieni. Najmocniej zmiany odczują ci, którzy korzystali ze skali podatkowej i chcieli wysokie koszty inwestycyjne nieruchomości odliczyć od podatku. W myśl nowej ustawy już nie będzie to możliwe.

Kto straci na tych zmianach?
Dziś najem to bardzo popularny sposób inwestowania pieniędzy. Nie trudno się zorientować, że zmiana prawa okaże się dla wielu finansowo dotkliwa. Najbardziej stracą Ci, którzy kupowali mieszkania specjalnie pod wynajem lub remontowali stare, ponosząc bardzo duże koszty remontu, które mogli jednak odliczyć potem od podatku.

– Zaproponowane zmiany prawa, mogą spowodować jeszcze większy wzrost cen najmu niż do tej pory, a jak wiadomo, szczególnie w dużych miastach stawki poszybowały już bardzo wysoko w górę. Podatnicy będą w ten sposób szukać możliwości rekompensaty za zryczałtowany podatek. W związku z tym zmiany dotkną bezpośrednio również najemców – podkreśla Maciej Dymkowski, prezes zarządzający serwisem tabelaofert.pl
Źródło: REDNET 24, tabelaofert.pl.

GUS: przeciętne wynagrodzenie w trzecim kwartale 2021 roku

adeolu-eletu-38649-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował komunikat w sprawie przeciętnego wynagrodzenia w trzecim kwartale 2021 roku.

GUS opublikował komunikat Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego z dnia 10 listopada 2021 r. Jest to komunikat w sprawie przeciętnego wynagrodzenia w trzecim kwartale 2021 r.
Jak czytamy w komunikacie Głównego Urzędu Statystycznego, na podstawie art. 20 pkt 2 ustawy z dnia 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (Dz. U. z 2021 r. poz. 291, 353, 794, 1621 i 1981) przeciętne wynagrodzenie w trzecim kwartale 2021 r. wyniosło 5657,30 zł.

Przedsiębiorcy cierpią na deficyt zatrudnionych – rynek pracownika odbudował się po pandemicznym szoku

Gumtree_rynekpracy_grafika

Pracodawcy wierzyli, że pandemia sprawi, że nie będą musieli tak zaciekle rywalizować o pracowników. Najnowsze dane wskazują, że stało się odwrotnie. We wrześniu liczba internetowych ofert pracy wzrosła we wszystkich województwach, a firmy wciąż cierpią na deficyt zatrudnionych. Po stronie oczekiwań pracowników coraz częściej pojawia się praca zdalna, pomimo pewnych pułapek, które zauważają już korzystający z „home office”.

Spis treści:
Poszukiwania w każdym sektorze
Pracownicy wszystkich branż, łączcie się – online
Rozwój, elastyczność, pieniądze? Dlaczego zmienialiśmy pracę w 2021 r.

Poszukiwania w każdym sektorze

W 2021 r. we wszystkich grupach ofert pracy odnotowano istotny wzrost liczby wakatów. Jak wynika z raportu Biura Inwestycji i Cykli Ekonomicznych (BIAC), rynek napędzały przede wszystkim zawody związane z technologiami cyfrowymi, o wysokim udziale pracy zdalnej. Mocno poszukiwani są absolwenci kierunków ścisłych, dla których ofert pracy w trybie online jest relatywnie najwięcej – od początku pandemii liczba wakatów wzrosła tam prawie o 50%.

Pandemia odcisnęła jednak swoje piętno. Zawody usługowe, wyjątkowo podatne na ograniczenia epidemiologiczne, zaliczyły w tym roku dużo mniejsze wzrosty. Jak podkreśla BIAC, relatywnie najmniej ofert pojawiło się w grupie prac fizycznych.

– To wyraźnie pokazuje, że nadal mamy do czynienia z rynkiem pracownika, a cyfryzacja przedsiębiorstw pozytywnie stymuluje jego dynamikę. Zagrożeniem dla tego trendu jest wizja przywrócenia restrykcji sanitarnych w związku pogarszającą się sytuacją epidemiczną. Negatywnie na rynek pracy wpływa również wysoka inflacja i wzrost kosztów pracy sięgający 8%, co jest drugim najgorszym wynikiem w całej Unii Europejskiej w II kwartale tego roku. Wskaźniki te są przeszkodą dla tworzenia nowych miejsc pracy – mówi Katarzyna Merska, Koordynator ds. Komunikacji Gumtree.pl.

Większość poszukujących pracy nadal znajduje ją w dość szybko, co tylko potwierdza dobrą kondycję rynku pracownika. Jak wskazują dane „Monitoringu Rynku Pracy” Randstad, czas poszukiwania nowego zajęcia w II kwartale 2021 r. najczęściej nie przekraczał miesiąca (35% badanych). Pracodawcy muszą więc skutecznie odpowiadać na oczekiwania przyszłych kadr. W tym te dotyczące przeniesienia biura do domu.

Pracownicy wszystkich branż, łączcie się – online

Gotowość do przejścia na zdalny tryb pracy – to obecnie najbardziej widoczny trend na rynku. Już niemal 40% millenialsów wolałoby wykonywać obowiązki służbowe całkowicie z domu. Wśród osób zmotywowanych do zmiany pracy aż 77% gotowych jest na podjęcie zatrudnienia w domowym zaciszu od ręki. Jednak, jak wskazują badania Gumtree, ta ma także swoje minusy, nie zawsze dostrzegane przez osoby pracujące w innym trybie. W warunkach pracy zdalnej polskie przedsiębiorstwa częściej narzucały swoim pracownikom nadmiar obowiązków, a szefowie kontaktowali się z podwładnymi po godzinach, co wskazywało 7 na 10 badanych. Praca w domu ma jeszcze jeden, wyraźny minus – aż ⅔ osób pracujących na home office przekraczało standardowe godziny pracy. 17% badanych przyznało, że wynikało to z problemów komunikacyjnych, a co dziesiątemu zlecano zbyt wiele zadań na dzień; wiele osób deklarowało jednak, że wykonywanie zadań służbowych łączyli z obowiązkami domowymi, czy też dłuższymi przerwami.

– Polskie otoczenie prawne, jeśli chodzi o pracę zdalną, jest wciąż opóźnione w stosunku do potrzeb, a na zmiany dyktowane przez rynek, które już nastąpiły, odpowiada ze sporym poślizgiem czasowym. Pracodawcy implementują nowe rozwiązania technologiczne i cyfryzują swoje przedsiębiorstwa, jednak w ambitnych planach rozwoju muszą pamiętać o dobru zatrudnionych. Przestrzeganie kultury pracy i szacunek dla czasu wolnego to podstawa zdalnego work-life balance – podkreśla Katarzyna Merska, Koordynator ds. Komunikacji Gumtree.pl.

Rozwój, elastyczność, pieniądze? Dlaczego zmienialiśmy pracę w 2021 r.

Należy jednak mieć świadomość, że praca zdalna to nie nowy synonim owocowego czwartku czy karty multisport. Zwiększające się koszty życia i ciągła niepewność związana z sytuacją epidemiologiczną determinują główne powody zmiany pracodawcy – szczególnie wśród osób zatrudnionych w branżach, w których praca zdalna jest trudna lub niemożliwa. Najwięcej Polaków zmienia pracodawcę z pobudek materialnych, a nie dla rozwoju zawodowego.

Wśród głównych przyczyn zmiany miejsca pracy w tym roku respondenci wymienili najczęściej:

wyższe wynagrodzenie u nowego pracodawcy. Tu odsetek wskazywanych odpowiedzi wzrósł z 38% w I kwartale 2021 roku do 45% w II kwartale.
Drugim co do ważności czynnikiem okazała się korzystniejsza forma zatrudnienia, która odnotowała wzrost z 30% do 40% w II kwartale.
Chęć rozwoju zawodowego motywowała 33% poszukujących pracy w pierwszym kwartale po 39% w II kwartale.

Jak prezentuje się koniec „piramidy potrzeb” potencjalnego pracownika? Najmniej ważnym powodem zmiany pracy (odpowiednio 8% w I kwartale 2021 i 12% w II kwartale) okazały się lepsze benefity oferowane w nowej firmie.

Źródło: Gumtree.pl

Badanie SAS: Banki coraz częściej wykorzystują sztuczną inteligencję do przeciwdziałania praniu pieniędzy

ibrahim-rifath-789914-unsplash
SAS przeprowadziło badanie, z którego wynika, że ponad połowa instytucji finansowych wykorzystuje sztuczną inteligencję w projektach z zakresu przeciwdziałania praniu pieniędzy lub planuje to zrobić w niedalekiej przyszłości.

Jak podają eksperci SAS, 1/3 organizacji z sektora finansów potwierdziło, że pandemia COVID-19 miała wpływ na przyspieszenie wdrożenia sztucznej inteligencji (AI) i uczenia maszynowego (ML) na potrzeby przeciwdziałania praniu pieniędzy (AML). Jednocześnie 39 proc. specjalistów ds. zgodności przyznaje, że projekty z tego zakresu, mimo zakłóceń spowodowanych pandemią, nie uległy spowolnieniu.
Raport „Acceleration Through Adversity: The State of AI and Machine Learning Adoption in Anti-Money Laundering Compliance” prezentuje wyniki badania przeprowadzonego wśród 850 członków Association of Certified Anti-Money Laundering Specialists (ACAMS), największej międzynarodowej organizacji zajmującej się rozwojem kompetencji specjalistów z zakresu wykrywania i zapobiegania przestępstwom finansowym.
ACAMS przeprowadziło wśród nich ankietę na temat wykorzystania technologii w ich organizacjach do wykrywania przypadków prania pieniędzy. Szacuje się, że proceder ten stanowi 2-5 proc. globalnego produktu krajowego brutto, czyli od 800 miliardów do 2 bilionów USD rocznie. Wnioski z badania i poszczególne wartości procentowe zaprezentowano na portalu.
Rola sztucznej inteligencji w zwalczaniu prania pieniędzy staje się kluczowa. Ponad połowa respondentów (57 proc.) już wdrożyła AI/ML w procesy AML, pilotuje rozwiązania z tego zakresu lub planuje wdrożyć je w najbliższych 12-18 miesiącach.

Źródło: SAS Institute.

Polski Ład – ile rocznie stracą samozatrudnieni, żeby zyskało państwo?

analiza
Według wyliczeń Ministerstwa Finansów, na „Polskim Ładzie” skorzysta około 18 milionów Polaków, z czego 9,5 mln najmniej zarabiających przestanie płacić PIT. Jednak ogłoszona przez rząd reforma uderzy przede wszystkim w przedsiębiorców rozliczający się z dochodu liniowo, których w Polsce może być nawet 700 tys. Jak realnie plan naprawczy rządu obciąży mikroprzedsiębiorców?

Spis treści:
Ukryte koszty podatkowe w nowej składce zdrowotnej
Za ambitne plany rządu zapłacą przedsiębiorcy

W połowie maja rząd zaprezentował plan naprawy gospodarki, tzw. Polski Ład. Celem programu jest przezwyciężenie skutków pandemii. Pozornie ma on wesprzeć polską gospodarkę w wyjściu z zapaści. Realnie eksperci oceniają, że to cios w stronę osób samozatrudnionych. Program wiązać się będzie z szeregiem zmian w zakresie podatku dochodowego (PIT i CIT), od towarów i usług (VAT) oraz naliczaniem składek zdrowotnych.

– Proponowane zmiany podatkowe najbardziej dotkną osoby prowadzące jednoosobowe działalności gospodarcze. Zakładając, że składka zdrowotna nie będzie odliczana od podatku, koszt podatkowy ulegnie podwyższeniu. – komentuje Jan Enno Einfeld, dyrektor zarządzający Finiata Group. – Szczególnie osobom z wyższymi dochodami poza 32 proc. stawką podatkową potrącone zostanie 9 proc. składki zdrowotnej, a także danina solidarnościowa.

Ukryte koszty podatkowe w nowej składce zdrowotnej
Wspomniana składka zdrowotna, a właściwie zmiana w niej, może mieć kluczowe znaczenie dla osób samozatrudnionych. Według założeń Polskiego Ładu ma ona być ryczałtowa i naliczana na zasadach analogicznych jak dla umów o pracę (9 proc. dochodu). Złą informacją dla samozatrudnionych i mikro- przedsiębiorców jest fakt, że składka nie będzie mogła być odliczona od podatku co ma fundamentalne znaczenie. Nie będzie też stanowiła kosztu uzyskania przychodu. Negatywne skutki odczują przedsiębiorcy, których dochody przekraczają 6 000 zł brutto miesięcznie.

– W efekcie, mimo braku zmiany nominalnej stawki podatkowej i wprowadzeniu kwoty wolnej od dochodu i to na wysokim poziomie, realnie poziom opodatkowania dla osób prowadzących działalność gospodarczą znacząco wzrośnie. Osoby samozatrudnione i mikroprzedsiębiorcy już teraz powinni wziąć to pod uwagę planując budżety na 2022 rok, ponieważ zmiana prawdopodobnie jesienią br. zostanie zatwierdzona przez parlament. – dodaje Jan Enno Einfeld. – Jeśli przełożymy zmiany dla samozatrudnionych na realne pieniądze, okazuje się, że przedsiębiorca, który miesięcznie osiąga dochód 10 tys. zł, od stycznia 2022 będzie notować miesięczną stratę na poziomie 519 zł. W skali roku straci w sumie ponad 6200 zł.

Za ambitne plany rządu zapłacą przedsiębiorcy
Zmiany w składce zdrowotnej, to jednak tylko jedna składowa pomysłów rządu na wzmocnienie budżetu ochrony zdrowia z aktualnego poziomu około 5,3 proc. PKB do oczekiwanych 6 proc. w 2023 roku. Na wydatki złożą się przede wszystkim przedsiębiorcy rozliczający się podatkiem liniowym – pod koniec 2019 roku Ministerstwo Finansów informowało, że 629 tys. stosuje tę formę rozliczenia. Eksperci oceniają, że tej grupie nie przysługuje żadna ulga, a będą musieli jeszcze dopłacić wcześniej wspomnianą składkę zdrowotną.

Według zapowiedzi rządzących podniesiony zostanie drugi próg podatkowy do 120 tys. zł. Jednak za pozorną ulgą dla coraz lepiej zarabiającego społeczeństwa, kryją się pewne wykluczenia. To rozwiązanie nie obejmie przedsiębiorców rozliczających się z dochodu liniowo (19% bez względu na wysokość osiąganych dochodów).
– Zmiany ogłoszone przez rząd bardzo mocno uderzą w przedsiębiorców, którzy korzystają z 19% stawki przy podatku dochodowym. Podniesie kwoty wolnej od podatku miało równoważyć im zwiększenie składek zdrowotnych oraz brak możliwości odliczania ich od daniny publicznej. Niestety, według obecnych informacji, nie będzie ich obejmować. W efekcie, można spodziewać się, że część osób prowadzących działalność gospodarczą, zdecyduje się na rezygnacje z podatku liniowego na rzecz opodatkowania wg skali podatkowej. – komentuje Jan Enno Einfeld, dyrektor generalny Finiata Group.

Nowy plan rządu nie uwzględnia jednego z najpoważniejszych problemów przedsiębiorców – walki z nierzetelnymi i nieterminowymi kontrahentami. Badania wskazują, że prawie 80 proc. małych i średnich firm doświadczyło w czasie pandemii większej liczby nieetycznych działań ze strony partnerów. To właśnie pandemia stała się jedną z najczęstszych wymówek (30 proc. wskazań) takich działań, nawet wśród przedsiębiorców, którzy nie odczuli jej negatywnych skutków.
Źródło: Finiata.

Jak zwiększyć zdolność kredytową w 6 krokach

fabian-blank-78637-unsplash
W 2020 r. Rada Polityki Pieniężnej aż trzykrotnie obniżała wysokość stóp procentowych, dzięki czemu nasza gospodarka miała lepiej poradzić sobie z negatywnymi skutkami pandemii Covid-19.

W konsekwencji do rekordowo niskiego poziomu spadło oprocentowanie kredytów hipotecznych, co sprawiło, że stały się one wyjątkowo tanie, a zakup mieszkania na wynajem wyjątkowo opłacalną inwestycją i to mimo pandemii. Tylko w samym IV kwartale 2020 r. wartość kredytów mieszkaniowych udzielonych przy wsparciu pośredników zrzeszonych w Związku Firm Pośrednictwa Finansowego (ZFPF) wyniosła aż 8,3 mld zł, co wskazuje na ogromne zainteresowanie produktami tego rodzaju. Z drugiej strony aż 45% konsumentów w naszym kraju przyznaje, że ich dochody zmniejszyły się w wyniku pandemii, a tylko 1% badanych zauważył więcej gotówki w portfelach[1]. W konsekwencji spadła siła nabywcza naszego społeczeństwa. Problemem jest także pogorszenie się zdolności kredytowej wielu osób. Co zrobić, by ją szybko poprawić i zwiększyć szanse na otrzymanie kredytu hipotecznego na kupno własnego mieszkania? Podpowiadają eksperci ZFPF.

Spis treści:
Krok 1: Popraw swoją sytuację finansową
Krok 2: Sprawdź, których zobowiązań finansowych możesz się pozbyć
Krok 3: Zadbaj o swoją historię kredytową w BIK
Krok 4: Staraj się o środki z drugim kredytobiorcą
Krok 5. Wybierz dłuższy okres spłaty
Krok 6: Właściwy wybór rat

O zdolności kredytowej słyszał zapewne każdy, kto zastanawiał się nad wzięciem kredytu lub starał się o pożyczkę. Jest ona podstawową informacją dla banku o potencjalnym kredytodawcy. Na jej podstawie bank ocenia, czy klient ma możliwość terminowanego wywiązania się ze zobowiązania, czyli mówiąc inaczej – czy jego sytuacja finansowa jest na tyle stabilna, by mógł bez przeszkód spłacać kredyt. Zdolność kredytowa jest kwestią zmienną, bo wpływa na nią wiele czynników, m.in. wysokość otrzymywanych dochodów, miesięczne wydatki, obecnie spłacane zobowiązania, itp. A jeżeli zmienia się w czasie, to do pewnego stopnia można nią kierować. Przede wszystkim można ją poprawić, by mieć większe szanse na otrzymanie środków z kredytu. Wystarczy 6 prostych kroków.

Krok 1: Popraw swoją sytuację finansową

Jednym z ważniejszych czynników wpływających na zdolność kredytową jest wysokość zarobków i ich stosunek do wydatków potencjalnego kredytobiorcy (to, jak radzimy sobie zarządzaniem finansami), oraz stałość zatrudnienia. Oczywiście, najlepszą sytuacją przed wnioskowaniem o kredyt hipoteczny byłoby znalezienie lepiej płatnej pracy. Jednak w korona-kryzysie może być to niezwykle trudne. Ale zamiast tego można zadbać o „lepsze” udokumentowanie swoich zarobków. Sprawdźmy, czy posiadamy właściwie poświadczone każde źródło naszych dochodów. A może zgodnie z Kodeksem Pracy przyszedł już czas na to, by pracodawca zmienił naszą formę zatrudnienia na stałą umowę podpisywaną na czas nieokreślony? Z pewnością, szczególnie
w obecnej sytuacji, będą to dodatkowe punkty dla naszej zdolności kredytowej.

Zróbmy również porządek w wydatkach. Jeżeli mamy czas i dajemy sobie chwilę na poprawienie naszej zdolności kredytowej, minimum 3 miesiące przed złożeniem wniosku kredytowego ograniczmy niepotrzebne wydatki. Przyszły kredytobiorca powinien również zadbać o to, aby na jego rachunku osobistym nie widniała kwota salda równa 0 zł, ani tym bardziej debet. Najlepszą sytuacją jest zadbanie o regularne dodatnie saldo na koniec każdego miesiąca – podpowiada Ewa Kozłowska, ekspert ZFPF, Gold Finance.

Krok 2: Sprawdź, których zobowiązań finansowych możesz się pozbyć

Każde aktualnie spłacane zobowiązanie finansowe – pożyczka, drobny kredyt, nawet raty za zakupy, są obciążeniem dla domowej kasy, a co za tym idzie – mogą wpływać negatywnie na ocenę zdolności kredytowej, bo zdaniem banku w takim przypadku konsumenta nie będzie stać na kolejny kredyt. Więc jeżeli nasza sytuacja finansowa na to pozwala, powinniśmy postarać się o wcześniejszą spłatę kredytu na karcie czy pożyczki.

Jeżeli jednak nie jesteśmy w stanie dokonać wcześniejszej spłaty zobowiązań, warto rozważyć kolejną opcję, którą jest konsolidacja długów. Jest to połączenie dwóch lub kilku zobowiązań finansowych, np. kredytów, w jedno. Konsolidacji można poddać takie należności, jak np.: kredyt hipoteczny, ratalny, gotówkowy, samochodowy, zaciągnięte pożyczki, limit na rachunku bieżącym czy ten na karcie kredytowej. – Korzystając
z konsolidacji, zamiast kilku różnych zobowiązań w różnych instytucjach, w bankach czy firmach pożyczkowych, będziemy spłacać jedną ratę pojedynczego kredytu. Zazwyczaj jest ona niższa niż suma wszystkich wcześniej spłacanych zobowiązań. Dodatkową zaletą tej opcji jest uniknięcie konieczności pilnowania, by każda płatność trafiała do danego wierzyciela na czas, a może być to kłopotliwe, gdy spłacamy kilka zobowiązań
– wyjaśnia Ewa Kozłowska, ekspert ZFPF, Gold Finance.

Sprawdźmy również, których wydatków możemy pozbyć się na stałe. Warto zrezygnować np. z dostępu do piątego z kolei serwisu stremingowego z serialami lub postarać się o tańszego dostawcę energii. Dzięki temu będziemy płacić niższe rachunki, co z pewnością pozytywnie wpłynie na ocenę naszej zdolności kredytowej.

Krok 3: Zadbaj o swoją historię kredytową w BIK

Wydaje Ci się, że dotychczas byłeś/-aś wzorowym kredytobiorcą? Sprawdź, jak widzą to inni. Warto być świadomym faktu, że na naszą zdolność kredytową znacząco wpłyną również informacje z Biura Informacji Kredytowej. Są w nim zawarte nie tylko dane dotyczące tego, jak radziliśmy sobie ze spłatą zobowiązań
w historii, ale także jak się wywiązujemy z tego obowiązku aktualnie. – To bardzo ważne fakty dla banku, który będzie oceniać naszą zdolność kredytową. A ten może wyczytać z BIK-u wiele przydatnych dla siebie informacji, np. to, czy mamy otwarty limit na karcie kredytowej lub na naszym rachunku. Pamiętajmy, że nawet ten niewykorzystany, będzie postrzegany przez bank, jak zaciągnięte zobowiązanie, które wpływa na naszą zdolność kredytową. Bank musi brać pod uwagę takie „nieaktywne” limity, gdyż nie może z pewnością wykluczyć, że klient nie zacznie z nich korzystać już po zaciągnięciu kredytu hipotecznego – komentuje
Leszek Zięba, ekspert ZFPF, mFinanse.

Sprawdźmy również w Biurze Informacji Gospodarczej, czy przypadkiem nie widniejemy na tzw. czarnej liście dłużników. Mimo odpowiedzialnego zarządzania domową kasą i przeważnie terminowej spłaty zobowiązań, paradoksalnie możemy w łatwy sposób stać się dłużnikiem… mimochodem. Wystarczy jedna nieopłacona rata za zakupy, mandant czy kara za jazdę bez biletu w MPK i możemy pojawić się w takim spisie, nawet o tym nie wiedząc. To nie tylko wpłynie negatywnie na ocenę naszej zdolności kredytowej, ale w ogóle może przekreślić szansę na uzyskanie finansowania.

Krok 4: Staraj się o środki z drugim kredytobiorcą

Niewiele osób o tym wie, ale kredytu hipotecznego nie musimy brać w pojedynkę. O środki możemy się starać z drugą osobą, która staje się współkredytobiorcą. Może być to mąż, żona, a także ktoś z rodzeństwa, nasz rodzic itp. Każda taka osoba figuruje we wniosku, ma te same obowiązki, co „główny” kredytobiorca. Tu przede wszystkim chodzi o terminową spłatę. Bank również prześledzi i oceni zdolność kredytową osoby, z którą będziemy się starać o pieniądze. Jeżeli będzie ona odpowiednia, drugi kredytobiorca znacznie zwiększa szanse na otrzymanie kredytu mieszkaniowego i tylko wtedy warto zdecydować się na niego w takiej formie. Można uznać, że dobra/wysoka zdolność kredytowa naszego współkredytobiorcy wpływa pozytywnie na ocenę naszej zdolności kredytowej, ponieważ banki przy podejmowaniu decyzji o przyznaniu środków oceniają łączny dochód.

Staranie się o kredyt we dwoje częściej kończy się sukcesem. Według danych z BIK, para może liczyć na to, że uzyska o 17% wyższą wartość kredytu mieszkaniowego. Co więcej ,,kredyt we dwoje’’ to nie tylko zabezpieczenie dla banków, ale również dla nas samych. Decydując się na taką formę, w przypadku zdarzeń losowych tj. jak wypadek czy utrata pracy, nie pozostajemy bez wsparcia, bo obie osoby są jednakowo odpowiedzialne za spłatę zadłużenia. Takie rozwiązanie jest z jednej strony ułatwieniem, z drugiej niesie ze sobą ryzyko, dlatego składając wniosek w banku, pamiętajmy o tym, by zrobić to z osobą, do której mamy pełne zaufanie – zauważa Leszek Zięba, ekspert ZFPF, mFinanse.

Krok 5. Wybierz dłuższy okres spłaty

Zdecydowanie się na dłuższy okres spłaty zobowiązania także pomaga zwiększyć zdolność kredytową. W tym przypadku występuje bowiem zależność: wydłużenie okresu kredytowania, sprawia, że pojedyncza rata zobowiązania będzie niższa. Ona z kolei będzie mniejszym obciążeniem finansowym dla naszego budżetu,
co wpłynie pozytywnie na ocenę zdolności kredytowej. Nie można jednak ukryć, że spłacając kredyt w dłuższym okresie, zwracamy bankowi więcej pieniędzy z powodu „dodatkowych” odsetek. Sprawia to, że za całe zobowiązanie ponosimy wyższe koszty.

Krok 6: Właściwy wybór rat

Wnioskując o kredyt hipoteczny, musimy podjąć szereg decyzji. Jedną z nich jest wybór tego, czy będziemy spłacać kredyt w ratach równych czy malejących. Nasza zdolność kredytowa wypadnie lepiej, gdy zdecydujemy się na raty równe, ale to jak w poprzednim przypadku, również zwiększa całkowity koszt kredytu, bo zapłacimy wyższe odsetki.

Wybór „rodzaju” rat czy formy oprocentowania (kredyt ze stałym i zmiennym oprocentowaniem) może być trudną decyzją dla przyszłego kredytobiorcy, ale ten nie musi podejmować jej samodzielnie. Warto skorzystać np. z pomocy pośrednika finansowego. Z jego wsparciem będziemy mogli sprawdzić, w jaki sposób różne „modele” spłaty będą wpływać na naszą zdolność kredytową. Taki ekspert posiada również wiedzę na temat aktualnej oferty i polityki kredytowej banków, co szczególnie w pandemii jest wiedzą nie do przecenienia. Taka osoba dokona wstępnej analizy naszej zdolności – podpowie co zrobić, by ją zwiększyć/poprawić i w którym banku będziemy mieć największe szanse na uzyskanie finansowania.

To ważne, ponieważ należy wiedzieć, że banki posiadają wspólnie, niejako odgórnie założone kryteria, wedle których oceniają zdolność kredytową swoich klientów, ale przyjmują również własne zasady. To dlatego zdarza się, że przy tych samych warunkach wyjściowych w niektórych bankach nasz wniosek kredytowy zostanie odrzucony, a w kolejnym otrzymamy środki.

[1] Intrum, European Consumer Payment Report 2020, grudzień 2020.

Źródło: Związek Firm Pośrednictwa Finansowego (ZFPF).

Polacy nie lubią ryzyka: większość wybiera inwestycje, które gwarantują bezpieczeństwo kapitału, a nie zyski

Udział aktywów finansowych
Zdaniem Polaków, jeśli lokować swoje oszczędności, to bezpiecznie. Z badania „Finansowe DNA Polek i Polaków 2020” wynika, że większość z nas preferuje bezpieczne sposoby zarządzania nadwyżkami finansowymi. Zazwyczaj wolimy nisko oprocentowaną lokatę niż instrumenty obarczone jakimkolwiek ryzykiem, jak akcje czy fundusze inwestycyjne. Jak dotąd przyzwyczajeń tych nie zmieniły rekordowo niskie stopy procentowe, w tym roku już trzykrotnie obniżane przez Radę Polityki Pieniężnej.

Na koniec ubiegłego roku depozyty stanowiły aż 72 proc. aktywów finansowych gospodarstw domowych w Polsce, podczas gdy średnia europejska wynosiła 37 proc. Wyższy udział lokat w aktywach posiadali jedynie mieszkańcy Grecji i Cypru. Wysoki udział depozytów jest charakterystyczny dla krajów byłego Bloku Wschodniego. Z kolei w funduszach, w tym emerytalnych oraz akcjach, Polacy posiadali w 2019 roku 28 proc. swoich aktywów, podczas gdy średnia europejska wynosi ponad dwukrotnie więcej – 63 proc.

 

Polacy na tle mieszkańców Europy Zachodniej są bardziej ostrożni i mniej chętnie akceptują jakiekolwiek ryzyko inwestycyjne. Świadczy o tym dużo wyższy udział lokat oraz niższy udział akcji i jednostek funduszy w posiadanych aktywach, w porównaniu z innymi nacjami. W krajach Europy Zachodniej udział innych niż depozyty aktywów finansowych jest mocno zróżnicowany, co zależy przede wszystkim od rozwoju rynku funduszy emerytalnych. W Wielkiej Brytanii i Niderlandach aktywa w nich zgromadzone stanowią ponad 50 procent oszczędności mieszkańców. W Skandynawii akcje ma średnio kilkanaście procent społeczeństwa – mówi Monika Szlosek, odpowiedzialna za ofertę inwestycyjno-oszczędnościową w Santander Bank Polska.

 

Na czym najwięcej się zarabia?

Nieruchomości to, zdaniem Polaków, niezmiennie, od wielu lat najbardziej zyskowne inwestycje. Aż 65 proc. badanych uważa, że mogą przynieść wysokie albo bardzo wysokie zyski. Grupą najsilniej przekonaną o dużych zyskach z takiej inwestycji są osoby w wieku 40-49 lat (77 proc. wskazań w tej grupie). Na kolejnych miejscach pod względem potencjalnie wysokiej stopy zwrotu zdaniem Polaków znalazły się inne aktywa materialne, jak złoto, diamenty i dzieła sztuki. Za zyskowne lub bardzo zyskowne uznała je około połowa respondentów.
Młodzi są bardziej skłonni do ryzyka

Z badania „Finansowe DNA Polek i Polaków 2020” wynika, że znacznie mniej osób uznaje za zyskowne inwestycje w waluty (27 proc.), kryptowaluty (21 proc.), oraz inwestycje na giełdzie (20 proc.). W przypadku ostatniej kategorii uwagę zwraca fakt, że przekonanie o zyskowności takich aktywów z wiekiem maleje. Za najbardziej zyskowne uważają je badani w wieku 18-29 lat, około 30 proc. z nich, a za najmniej – w wieku powyżej 70 lat – tylko 6 proc. badanych z tej grupy. Także inwestowanie w kryptowaluty jest szczególnie dobrze postrzegane wśród osób w młodym wieku (18-29 lat). Aż 79 proc. z nich uznało je za inwestycję z dużym potencjałem zysku.

Wyniki pochodzą z badania „Finansowe DNA Polek i Polaków 2020”, wykonanego w wrześniu br. przez Instytut Badań Społecznych i Rynkowych IBRiS na zlecenie Santander Bank Polska. Raport z badania powstał we współpracy z firmą analityczną Analizy Online SA. Badanie ogólnopolskie zrealizowano na pełnoletnich mieszkańcach Polski metodą (CATI). Próba wyniosła 1002 osób.

Źródło: Grupa Santander Bank Polska S.A.

Apel Związku Liderów Sektora Usług Biznesowych ABSL do Premiera o zmiany w prawie

biznesman1

Związek Liderów Usług Biznesowych (ABSL) apeluje w ramach Rady Przedsiębiorczości o niewprowadzanie drugiego lockdownu i podjęcie dialogu z biznesem w celu wypracowania standardów bezpiecznego funkcjonowania gospodarki. Jednocześnie w pakiecie dla wsparcia inwestycji w sektorze nowoczesnych usług biznesowych ABSL wskazuje na obszary, które trzeba zabezpieczyć, aby kryzys nie był aż tak dotkliwy dla jednej z najważniejszych gałęzi polskiej gospodarki, gdyż wyjście z kryzysu trzeba planować już dziś.

Sektor usług nowoczesnych w Polsce tworzy obecnie ponad 338 000 miejsc pracy. W ciągu ostatniego roku pod względem zatrudnienia branża urosła o 10% i jest drugą pod względem wielkości zatrudnienia gałęzią gospodarki w Polsce. Brak adekwatnych rozwiązań w zakresie ochrony gospodarki wpływa na cały sektor, a co za tym idzie przekłada się negatywnie na wartość eksportu, który na koniec 2019 roku był szacowany na 19,8 mld USD.

Piotr Dziwok, Prezes ABSL podkreśla: – Kontynuacja biznesowa i szybkość reakcji na kryzysy jest tak samo ważna jak koszt i poziom innowacyjności. Biorąc pod uwagę m. in. wartość eksportu sektor usług wspólnych to szansa dla całej gospodarki. My jesteśmy przygotowani od strony procedur i procesów, czasami ograniczają nas jednak przepisy prawa, które nie zawsze są adekwatne do danej sytuacji biznesowej.

Wśród najpilniejszych zmian firmy zrzeszone w ABSL wymieniają:

  • Usankcjonowanie elastycznych form świadczenia pracy (praca zdalna, w pełnym bądź niepełnym wymiarze godzin), i to zarówno z punktu widzenia kodeksu pracy i bezpieczeństwa rozwiązań dla pracowników i pracodawców, jak i w kontekście programów pomocy publicznej.
  • Upowszechnienie formy dokumentowej w każdym możliwym aspekcie oraz zmiana obowiązku składania formy pisemnej dokumentów; możliwość przesyłania dokumentacji drogą elektroniczną m.in. certyfikowanymi mailami służbowymi bez obowiązku zapewnienia kosztownego podpisu elektronicznego każdemu pracownikowi
  • Zwiększenie liczby testów i lepsze wykorzystanie testów na obecność koronawirusa poprzez wprowadzenie m.in. refundacji pracodawcom części kosztów wykonania testów dla pracowników; dostępność szczepionek na grypę, możliwość sprawdzania stanu zdrowia pracowników pracujących stacjonarnie
  • Brak jasnych przepisów i wytycznych w związku z przebywaniem pracownika na kwarantannie i izolacji.
  • Wsparcie przedsiębiorców poprzez budowanie instrumentów prawnych i administracyjnych w celu ułatwienia i przyspieszenia procesów legalizacji pobytu cudzoziemców, pracy transgranicznej, a także pracy zdalnej z zagranicy.

ABSL w imieniu swoich członków wielokrotnie podkreślała znaczenie stosowanych rozwiązań prawno-podatkowych wspierających rozwój gospodarczy oraz przewidywalność systemu prawno-podatkowego jako jeden z najważniejszych elementów przy utrzymaniu inwestycji i pozyskiwaniu nowych, tym bardziej że wśród firm inwestorów posiadających centra usług w Polsce – 71 proc. to inwestorzy zagraniczni. Inwestorzy w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca do inwestycji są̨ bardzo wyczuleni na to, w jaki sposób dany kraj i jego rząd podchodzi do kwestii wolności oraz podstawowych praw człowieka i jaka jest opinia w tym zakresie odnośnie danego kraju na arenie międzynarodowej.

Piotr Dziwok dodaje: – Brak stabilności fiskalnej z perspektywy inwestorów i skomplikowanie systemu podatkowego jest dużym wyzwaniem. Wyjątkowo ważne z naszej perspektywy są też przepisy w zakresie zatrudniania cudzoziemców i przekraczania przez niech zewnętrznych granic UE. Kolejne obostrzenia sprawiają, że pojawią się problemy w powiatowych urzędach pracy i urzędach wojewódzkich legalizujących pobyt i pracę cudzoziemców w związku z ograniczeniami w obsłudze interesantów, a to powoduje potrzebę rozwoju systemów teleinformatycznych pozwalających na obsługę pracodawców i cudzoziemców on-line.

Źródło: ABSL.

Bank Światowy o polskim PKB

166Jak się okazuje, Bank Światowy ma zupełnie inne prognozy dla wzrostu PKB w Polsce, niż nasz rząd.

Szacuje on, że w 2014 roku w Polsce PKB wzrośnie o 3,3 procent. Rok później wzrost ten ma wynieść 3,5 procent.

Polski rząd jest zgodny, jeśli chodzi o wzrost PKB w bieżącym roku. Również prognozuje bowiem wzrost na poziomie 3,3 procent. Jeśli zaś chodzi o wzrost w 2015 roku, to rząd jest bardziej optymistyczny od Banku Światowego. Zakłada on bowiem, że PKB wzrośnie o 3,8 procent.