Rola BNP Paribas Faktoring w handlu międzynarodowym

A. Fieback_Mat. prasowy
Jaka jest rola BNP Paribas Faktoring w handlu międzynarodowym? BNP Paribas Faktoring odgrywa kluczową rolę w handlu międzynarodowym, wspierając zarówno małe, jak i duże przedsiębiorstwa w zarządzaniu płynnością finansową oraz minimalizowaniu ryzyka związanego z transakcjami zagranicznymi. Jako część jednej z największych grup finansowych na świecie, firma oferuje szerokie portfolio usług faktoringowych, umożliwiając bezpieczne i szybkie realizowanie transakcji eksportowych oraz importowych.

Współczesny handel międzynarodowy wymaga elastyczności i skutecznych narzędzi finansowych, aby poradzić sobie z wyzwaniami, jak opóźnienia w płatnościach, ryzyko walutowe czy różnice w regulacjach prawnych. BNP Paribas Faktoring oferuje rozwiązania, które nie tylko zapewniają szybki dostęp do kapitału, ale także ochronę przed niewypłacalnością kontrahentów.

Faktoring eksportowy jest narzędziem, które pozwala firmom na wcześniejsze uzyskanie środków z wystawionych faktur, nawet w ciągu dwóch godzin od wprowadzenia ich do naszego systemu. Globalna rozpoznawalność Grupy BNP Paribas przekłada się także na kwestie związane z windykacją, ponieważ niesie za sobą zdecydowanie większą moc dyscyplinującą kontrahentów. W ramach naszej grupy, jesteśmy obecni w 63 krajach, zapewniając klientom spokój i większą elastyczność w negocjacjach handlowych – mówi Agnieszka Fieback, dyrektorka ds. sprzedaży faktoringu w BNP Paribas Faktoring.

Faktoring międzynarodowy to usługa finansowa, która wspiera przedsiębiorstwa w handlu zagranicznym, zapewniając im dostęp do natychmiastowej gotówki oraz minimalizując ryzyko związane z transakcjami eksportowymi i importowymi. Kluczowym aspektem tego rozwiązania jest możliwość szybkiego finansowania należności wynikających z wystawionych faktur zagranicznych, co poprawia płynność finansową przedsiębiorstwa. W ramach faktoringu międzynarodowego, firmy mogą również skorzystać z usług zarządzania wierzytelnościami, w tym windykacji w kraju kontrahenta, co ułatwia egzekwowanie płatności. Ważnym elementem jest także ochrona przed ryzykiem niewypłacalności odbiorcy, co stanowi istotne zabezpieczenie w obliczu niepewności na rynkach zagranicznych. Faktoring międzynarodowy oferowany przez duże instytucje zapewnia także dostęp do szerokiej sieci partnerów na całym świecie, co dodatkowo ułatwia obsługę transakcji handlowych w różnych krajach.

Dzięki przynależności do sieci Factors Chain International (FCI), BNP Paribas Faktoring ma dostęp do globalnej sieci, która umożliwia zarządzanie międzynarodowymi transakcjami faktoringowymi na całym świecie. W ten sposób może wspierać swoich klientów nie tylko na rynkach, na których działa bezpośrednio, ale również w krajach, w których współpracuje z lokalnymi partnerami. BNP Paribas Faktoring kładzie duży nacisk na dostosowanie swoich usług do potrzeb klientów w różnych branżach i na różnych rynkach. Oferta obejmuje zarówno tradycyjne rozwiązania faktoringowe, jak i bardziej złożone usługi dostosowane do specyficznych wymagań rynku oraz lokalnych przepisów. Dzięki temu klienci mogą liczyć na wsparcie w każdym aspekcie swojej działalności, od finansowania po zarządzanie ryzykiem i obsługę wierzytelności. W kontekście handlu międzynarodowego, faktoring jest narzędziem, które pozwala firmom na stabilny rozwój, niezależnie od złożoności rynków zagranicznych.

Źródło: BNP Paribas Faktoring Sp. z o.o.
materiał prasowy

GUS z raportem o ruchu granicznym oraz wydatkami cudzoziemców w Polsce i Polaków za granicą w II kwartale 2024 roku

analiza
Główny Urząd Statystyczny (GUS) z raportem o ruchu granicznym oraz wydatkami cudzoziemców w Polsce i Polaków za granicą w II kwartale bieżącego roku.

Jak czytamy w raporcie GUS, w II kwartale 2024 r. ruch graniczny cudzoziemców spadł o 1,7%. Natomiast ruch graniczny Polaków wzrósł o 1,7% w stosunku do analogicznego okresu poprzedniego roku. Wartości towarów i usług zakupionych w tym okresie przez cudzoziemców w Polsce oraz towarów i usług zakupionych przez Polaków za granicą były większe niż w 2 kwartale 2023 r., odpowiednio o 2,9% i 13,8%.
Pełna treść raportu znajduje się na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

Komentarz eksperta: Wpływ wyborów w USA z kurs złotego

Benny Avraham
Potencjalna druga kadencja prezydencka Trumpa może mieć daleko idące skutki dla polskiej gospodarki. Protekcjonistyczna polityka Trumpa, oparta głównie na nakładaniu ceł importowych, będzie zapewne koncentrować się na towarach przemysłowych i surowcach. Należy zauważyć, że zdecydowana większość polskiego eksportu do USA (około 11 mld USD w 2023 r.) to towary przemysłowe i surowce (ponad 80 proc.). Polski eksport towarów przemysłowych i towarów do swojego głównego partnera handlowego, Unii Europejskiej, stanowi około 75 proc. całego eksportu. Paradoksalnie, zmiana polityki celnej USA prawdopodobnie będzie miała trzeciorzędne skutki również w tym kontekście.

Z drugiej strony, polityka środowiskowa Trumpa może mieć korzystny wpływ na polską gospodarkę — poprzez obniżenie globalnych cen energii i złagodzenie wymogów środowiskowych dotyczących importu.

Jeśli chodzi o geopolitykę, nadal nie jest jasne, jak prezydentura Trumpa wpłynie na Polskę. Czy Stany Zjednoczone wzmocnią swoje więzi z Polską, która jest postrzegana jako ważny sojusznik i członek NATO (i jeden z niewielu krajów, który zastosował się do wytycznych Trumpa dotyczących wydatków na obronność) czy też zdecydują się na przywrócenie relacji z Rosją, celem zakończenia wojny w Ukrainie.

W tym kontekście można oczekiwać, że dolar amerykański umocni się w stosunku do złotego (który nadal będzie mocno powiązany z euro). Z kolei złoty powinien umacniać się w stosunku do walut krajów rozwijających się (takich jak Chiny, Brazylia i Indie). Przewiduje się, że ceny energii spadną, ale może nastąpić wzrost cen innych surowców.

Polskie firmy powinny przygotować się na niestabilną kadencję — zarówno pod względem kursów walutowych, jak i cen surowców. Co to oznacza w praktyce? Polscy importerzy, zwłaszcza ci, którzy importują towary i usługi denominowane w dolarach amerykańskich, powinni przygotować się na dewaluację złotego. Z kolei polscy eksporterzy powinni w ciągu najbliższych miesięcy nauczyć się wykorzystywać zmienność kursów walutowych, aby szybko zauważać nadarzające się okazje i korzystne kursy wymiany, gdy takie się pojawią.

 

Autor komentarza: Benjamin Avraham. Założyciel i dyrektor Okoora, fintechu ułatwiającego firmom planowanie i zarządzanie międzywalutowymi transakcjami. Firma operuje 100 walutami i zapewnia działalność 24/7. Z platformy korzysta 15 tys. klientów, którzy tylko w 2023 roku zaoszczędzili dzięki niej 3 mld dolarów. W tym roku firma trafiła na listę “World’s Top Fintechs 2024” według CNBC. W Polsce została oficjalnym partnerem Mapy Polskiego Fintechu 2024. Wcześniej Avraham przez 20 lat kierował Ofakim Group – firmą zarządzającą ryzykiem finansowym. Doradzał także dużym firmom i instytucjom rządowym w zakresie transakcji i sposobów minimalizowania ich ekspozycji na ryzyko, w tym międzywalutowe.

Wartość złota inwestycyjnego a wybory w USA

michal_teklinski_goldsaver
W minionym tygodniu złoto – po raz kolejny w tym roku – ustanowiło swój nowy rekord ceny, wspinając się ponad poziom 2 482 USD za uncję. To efekt przede wszystkim danych płynących z amerykańskiej gospodarki, ale też wydarzeń na scenie politycznej w USA. Sprawdzamy, jak na notowania królewskiego metalu może wpłynąć zwycięstwo Donalda Trumpa w nadchodzących wyborach.

Czwarte już ATH (czyli tzw. all-time high) w 2024 roku królewski kruszec osiągnął w środę 17 lipca. To efekt bardzo dobrych danych gospodarczych dotyczących inflacji w Stanach Zjednoczonych, która spada czwarty miesiąc z rzędu i zapowiedzi szefa FED Jerome’a Powella, że wobec takiej sytuacji obniżka stóp procentowych jest bardzo prawdopodobna.

Narzędzie FedWatch Tool, które prognozuje prawdopodobieństwo obniżki, wskazuje (zgodnie ze stanem z poniedziałku 22 lipca), że we wrześniu z ponad 96-procentową pewnością przyjdzie cięcie i stopy zostaną obniżone o kilka punktów. Ile dokładnie? Tego nie wiemy, natomiast szanse na to, że być przed końcem roku spotkamy się z drugą obniżką, również wzrosły.

W USA działo się także bardzo dużo, jeśli chodzi o wydarzenia na scenie politycznej. Najpierw, w sobotę 13 lipca, doszło do próby zamachu na Donalda Trumpa, który kilka dni później otrzymał oficjalną nominację jako kandydat Republikanów na prezydenta Stanów Zjednoczonych, a kandydatem na wiceprezydenta został J. D. Vance.

Z kolei w niedzielę 21 lipca z ubiegania się o reelekcję zrezygnował Joe Biden, ulegając presji, którą – po fatalnym występie urzędującego prezydenta podczas debaty z Donaldem Trumpa – wywierali na nim liderzy Partii Demokratycznej, kongresmeni i darczyńcy. Biden swoje poparcie przekazał wiceprezydent Kamali Harris.

Jak zwycięstwo Trumpa może wpłynąć na cenę złota?

Wybory w USA coraz bliżej, a to zawsze bardzo ważne wydarzenie dla rynków finansowych, na które skierowane są oczy całego świata. Czy zwiększające się prawdopodobieństwo, że Republikanie i Trump odzyskają stanowisko prezydenta może wpłynąć na rynek złota? Warto tutaj spojrzeć na analogię historyczną.

Gdy w 2016 roku Donald Trump zwyciężył w wyborczej walce po raz pierwszy, czwarty kwartał tamtego roku cechował się olbrzymim wzrostem popytu na kruszec. Dodajmy przy tym, że wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych zawsze wpływają dość pozytywnie na rynki – tuż przed samą elekcją i zaraz po niej.

Jeśli Donald Trump wygra ponownie, według jego zapowiedzi najprawdopodobniej zmieni się polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych wobec Ukrainy. To może doprowadzić do zmiany układu sił – USA nie będą pomagały Ukrainie w taki sposób, jak do tej pory, a większa odpowiedzialność za pomoc temu krajowi spadnie na Europę.

To z pewnością wywoła spore perturbacje, jeśli chodzi o sytuację na świecie, również o sytuację gospodarczą i będzie wpływało na większe niepokoje. A to z kolei może powodować duże zmiany również w cenie samego kruszcu. Eskalacja napięć geopolitycznych to bowiem zawsze paliwo napędzające wzrost notowań królewskiego metalu.

Może również zaostrzyć się polityka gospodarcza USA wobec Chin. To przecież właśnie Trump rozpoczął krucjatę przeciwko rozwojowi chińskiej gospodarki. To on wprowadził pierwsze cła i pierwsze obostrzenia gospodarcze, jeśli chodzi o współpracę z Państwem Środka. Jeśli kandydat Republikanów ponownie wygra, ta polityka może być kontynuowana.

Donald Trump zwrócił również uwagę Jerome’owi Powellowi, szefowi amerykańskiej Rezerwy Federalnej, żeby ten wstrzymał się przed wyborami z decyzjami odnośnie zmiany wysokości stóp procentowych. I zapowiedział, że jeśli tak się stanie, to być może pozwoli Powellowi dokończyć jego misję na stanowisku, które w tej chwili piastuje.

To bardzo mocna polityczna sugestia dla Jerome’a Powella i wskazówka, w jaki sposób Trump będzie chciał prowadzić swoją politykę. Usunięcie prezesa FED-u nie jest wcale takie proste, a decyzja nie należy wyłącznie do prezydenta. Ale takie sugestie, że może dojść do zmiany, mogą również zwiastować burzliwy sposób prowadzenia polityki kadrowej w USA.

Złoto po 2 600 USD już w przyszłym roku?

Tego typu sytuacje będą przekładać się na wzrost ryzyka na rynkach, co z kolei zawsze jest elementem sprzyjającym cenie złota. Wszelka niepewność działa korzystnie dla królewskiego kruszcu, a bank JP Morgan – biorąc pod uwagę wiele czynników – prognozuje, że w czwartym kwartale 2024 roku średnia cena uncji złota powinna sięgnąć 2,5 tys. dolarów.

To oznacza, że złoto już wkrótce może znowu pobić swoje all-time high, ustanawiając nowe rekordy. Co więcej, JP Morgan zakłada, że banki centralne będą dalej kupowały kruszec i wskazuje, że w przyszłym roku cena złota nie przestanie rosnąć. A w czwartym kwartale 2025 roku może oscylować już wokół pułapu 2 600 USD za uncję.

Autor: Michał Tekliński
Ekspert rynku złota z liczącym już ponad dekadę doświadczeniem w branży. W Goldenmark pełnił funkcję dyrektora ds. rynków międzynarodowych. Zwiedził świat i zobaczył wszystko (łącznie z legendarnymi dywanami jubilerów, z których wytapia się drobinki złota). W Goldsaverze pełni funkcję głównego analityka oraz filaru zespołu eksperckiego. Prywatnie wytrawny obserwator polityki, geopolityki i gospodarki.

Źródło: Goldsaver sp. z o.o.

Okoora: zmiana kursu złotego wobec innych walut może mieć duże konsekwencje finansowe dla przedsiębiorstw współpracujących z zagranicznymi partnerami

Okoora_Mocny złoty w lipcu. Co to oznacza dla MŚP_
Nawet nieznaczna zmiana kursu złotego wobec innych walut może mieć duże konsekwencje finansowe dla przedsiębiorstw współpracujących z zagranicznymi partnerami. Umocnienie złotego cieszy, jednak nie wszystkich. Może to być sytuacja niebezpieczna dla MŚP, których działalność opiera się na eksporcie. Silniejszy złoty wspiera walkę z inflacją, ale także budzi niepokój o konkurencyjność polskich eksporterów.

Od czasów pandemii polski złoty się umocnił — w tzw. ujęciu realnym (uwzględniającym inflację) o ok. 20 proc. Cieszy to konsumentów, jak również duże firmy posiadające możliwość dyktowania cen, które w ostatecznym ujęciu wyjdą „na zero” (taniej wyeksportują swój produkt, ale też taniej importują komponenty i materiały). Jednak małe i średnie przedsiębiorstwa na rynkach konkurencyjnych są szczególnie narażone na takie wahania walut. Pod koniec 2023 r., kiedy złoty był najmocniejszy od 2008 r., odsetek eksporterów deklarujących brak opłacalności sprzedaży zagranicznej wynosił ok. 13 proc. – były to najwyższe poziomy od 2011 r.

O jakiej skali mowa? Według najnowszych danych PARP w 2023 r. liczba eksporterów wyrobów i usług wśród MŚP wyniosła prawie 134 tys., a wartość eksportu wyniosła ponad 2 biliony zł. Importerów mamy z kolei w Polsce prawie 244 tys. W pierwszej piątce krajów, do których eksportujemy, są Niemcy, Czechy, Francja, Wlk. Brytania i Włochy. Importujemy z kolei głównie z Niemiec, Chin, Włoch, Stanów Zjednoczonych i Holandii.

Wykorzystując instrumenty i strategie zabezpieczające, takie jak transakcje forward, futures czy swap, firmy mogą blokować kursy wymiany, konwertować waluty i kompensować ekspozycje walutowe. Pomaga to stabilizować ich wyniki finansowe i chroni przed niekorzystnymi wahaniami kursów walut. Ustawiając wcześniej próg, po którego osiągnięciu jesteśmy gotowi na wykonanie transakcji, możemy pozwolić systemowi na samodzielne podjęcie działania lub też poprosić o wysłanie alertu i samodzielnie zadecydować o dalszych krokach – mówi Benjamin Avraham, CEO fintechu Okoora, platformy do zarządzania międzywalutowymi transakcjami dla MŚP oferującej atrakcyjne kursy wymiany.

W zarządzaniu ryzykiem walutowym pomocna może być także globalna dywersyfikacja działalności, tworząca naturalny hedging. Przykładowo, gdy dolar lub euro są silne, transakcje oparte na złotówkach mogą okazać się mniej opłacalne. Jednak kiedy sytuacja się odwróci, staną się one znaczącą częścią działalności przedsiębiorstwa.

W takiej sytuacji warto zadbać, by partnerzy, z którymi współpracujemy, pochodzili z rynków słabo skorelowanych. Rynki w różnych krajach i regionach mogą reagować różnie na globalne wydarzenia ekonomiczne. Ogromne znaczenie mają tutaj oczywiście również waluty używane w poszczególnych miejscach. Znając te zależności, można lepiej chronić się przed ryzykiem związanym z problemami w jednym konkretnym regionie.

Okoora to izraelski fintech ułatwiający firmom planowanie i zarządzanie międzywalutowymi transakcjami. Operuje 100 walutami i zapewnia działalność 24/7. Z platformy korzysta 15 tys. klientów, którzy tylko w 2023 roku zaoszczędzili dzięki niej 3 mld dolarów. W tym roku firma trafiła na listę “50 Najbardziej Obiecujących Startupów z Izraela” stworzoną przez czołowe fundusze VC (CTech), a także listę “World’s Top Fintechs 2024” według CNBC. W Polsce została oficjalnym partnerem Mapy Polskiego Fintechu 2024.

Źródło: Okoora (fragment raportu) / materiał prasowy

BNP Paribas Faktoring: Eksport towarów za granicę. Wyzwania i możliwości

P. Kacprzak_Mat. prasowyOstatnie tygodnie obfitowały w dwa kluczowe wydarzenia polityczne, wywierające bezpośredni wpływ na jedne z największych gospodarek w Europie.

Jak wskazuje biuro maklerskie BNP Paribas, wybory we Francji sprawiły, że w krótkim terminie możemy być świadkami niepewności rynkowej związanej z formowaniem nowego rządu, który prawdopodobnie będzie utrzymywać kierunek kształtowania polityki gospodarczej w kraju, jak i stosunków z Unią Europejską. Centrowa koalicja lub rząd technokratyczny mogą wywrzeć niewielki wpływ makro na podstawy gospodarki francuskiej i europejskiej, podczas gdy rząd lewicowy miałby bardzo małe pole manewru. W Wielkiej Brytanii przytłaczające zwycięstwo osiągnęła Partia Pracy, która zdobyła 411 mandatów w 650-osobowej Izbie Gmin. Wynik wyborów był zgodny z oczekiwaniami rynku, a rządząca partia zobowiązała się do stosunkowo niewielkich zmian w ramach polityki fiskalnej i budżetu w porównaniu z poprzednim rządem. Z tego względu reakcja inwestorów na rynku walutowym była niewielka.

Niezależnie od pozycji rynkowej, a także doświadczenia, eksport zawsze stanowi wyzwanie dla polskich przedsiębiorstw orientujących swoją działalność na zagranicznych rynkach, tym bardziej że każdy z nich ma swoje unikalne preferencje i trendy konsumenckie. Firmy muszą dokładnie zbadać i zrozumieć te aspekty, aby dostosować swoje produkty do lokalnych oczekiwań. Każdy kraj ma swoje specyficzne przepisy celne, które mogą obejmować cła, taryfy, kontrole graniczne oraz wymagania dokumentacyjne. Zrozumienie i przestrzeganie tych przepisów jest niezbędne, aby uniknąć opóźnień oraz dodatkowych kosztów. Ponadto, eksportowane produkty muszą spełniać lokalne normy i standardy jakości, bezpieczeństwa i zdrowia, a wysłanie towaru to dopiero początek, ponieważ kolejnym etapem pozostaje oczekiwanie na zapłatę za fakturę. Przy jej braku, eksporter musi mierzyć się z próbą uzyskania zapłaty od odbiorcy funkcjonującego w innym systemie prawnym. To z kolei pociąga za sobą często wysokie koszty dodatkowe bez gwarancji uzyskania zapłaty.

Finansowanie faktur

Negocjowanie korzystnych warunków płatności, jak akredytywa czy inkaso dokumentowe, może zabezpieczyć przedsiębiorstwo przed ryzykiem braku zapłaty, ale takie formy zabezpieczenia zapłaty są drogie i skomplikowane od strony formalnej. Polskie firmy mierzą się przede wszystkim z tym zagrożeniem z powodu niepewnej sytuacji gospodarczej w Europie i dużych wahań kursów walut w stosunku do złotówki. Rozwiązaniem dla tego wyzwania jest finansowanie faktur w walucie, w której zostały wystawione z przejęciem ryzyka niewypłacalności odbiorcy, dzięki czemu można uniknąć ryzyka braku zapłaty za fakturę przez odbiorcę oraz ryzyka wahań kursowych.

Polityczna niestabilność w kraju docelowym może z kolei prowadzić do nieprzewidzianych zmian w przepisach, utrudnień w handlu lub nawet konfiskaty towarów. Zmiany w warunkach ekonomicznych, takie jak recesje, inflacja czy zmiany w polityce handlowej, mogą wpłynąć na popyt na eksportowane towary. Eksport towarów za granicę wymaga starannego planowania, dogłębnego zrozumienia rynku docelowego i elastyczności w reagowaniu na zmieniające się warunki. Firmy, które potrafią skutecznie zarządzać tymi wyzwaniami, mogą z powodzeniem odnaleźć się na międzynarodowej arenie.

Komentarz ekspercki autorstwa Pawła Kacprzaka, członka zarządu BNP Paribas Faktoring / materiał prasowy

Branża HR-owa postuluje o ułatwienia dla migrantów z Azji i Ameryki Południowej

scott-graham-OQMZwNd3ThU-unsplash
Ukraińcom w wieku poborowym pozostał nieco ponad tydzień na dokonanie formalności określonych w ustawie mobilizacyjnej. Konieczność zaktualizowania swoich danych dotyczy również osób przebywających za granicą, w tym w Polsce. W ich przypadku pominięcie tego będzie skutkować ograniczonym dostępem do usług konsularnych. Według ekspertów od HR-u, to nie spowoduje gwałtownego odpływu Ukraińców z naszego rynku pracy. Jednak część przyjezdnych może poszukiwać rozwiązań niezgodnych z przepisami. Znawcy tematu dodają również, że rząd powinien priorytetowo wprowadzić ułatwienia dla migrantów zarobkowych z Azji i Ameryki Południowej. To najprostszy sposób na uzupełnienie luk kadrowych na wybranych stanowiskach.

Niewiele czasu

W przestrzeni publicznej pojawiają się informacje o możliwych masowych wyjazdach Ukraińców z Polski. Scenariusz ten ma związek z obowiązującą od 18 maja br. ukraińską ustawą mobilizacyjną. Zgodnie z nią, osoby zarejestrowane do służby wojskowej, w tym mężczyźni w wieku 18-60 lat, mają obowiązek zaktualizowania swoich danych. Czasu na dokonanie formalności pozostało niewiele. Termin upływa do 17 lipca. Jeśli ktoś, kto przebywa za granicą (np. w Polsce), nie zrobi tego, będzie mieć ograniczony dostęp do usług konsularnych.

– W ciągu 60 dni od daty wejścia w życie ustawy należy udostępnić w systemie elektronicznym określone informacje, w tym adres zamieszkania czy status pobytu. Obywatelom, którzy nie dopełnią tego obowiązku, nie zostaną przedłużone lub wydane dokumenty umożliwiające pobyt za granicą. W konsekwencji osoby, których paszporty mają krótki okres ważności, mogą stracić możliwość podróżowania oraz pracy po upływie ważności aktualnych dokumentów umożliwiających legalizację pracy i pobytu za granicą – podkreśla Maciej Pełka z Gi Group Poland.

Jak zaznacza Grzegorz Kuliś, ekspert BCC ds. rynku pracy i prezes zarządu grupy Weegree, z wielu źródeł wybrzmiewa, że niestety wojna w Ukrainie będzie trwać długo. Na pewno brakuje ludzi w armii ukraińskiej, więc tamtejsze władze chcą zmobilizować kolejnych poborowych, również przebywających poza granicami. Patrząc na dzisiejsze prawo, ograniczony dostęp do usług konsularnych będzie oznaczał konieczność opuszczenia Polski. Jeżeli jako państwo będziemy radykalnie postępować wobec takich ludzi, to oni zaczną przenosić się do mniej opresyjnych państw Europy Zachodniej.

– Według danych ZUS-u, na koniec marca 2024 roku zgłoszonych do ubezpieczenia było 762,2 tys. pracowników z Ukrainy. Ok. 52% w tej grupie stanowią mężczyźni. Większość pracuje w branży budowlanej, przemyśle, logistyce, rolnictwie, ale też w handlu. Najwięcej z nich zatrudnionych jest na stanowiskach fizycznych – informuje Wojciech Ratajczyk, wiceprezes Polskiego Forum HR i prezes agencji zatrudnienia Trenkwalder.

Z kolei Joanna Biederman z agencji pracy Randstad, podkreśla, że największe obawy mają przedsiębiorstwa, w których ze względu na profil działalności występuje przewaga mężczyzn w zespołach. Jest to związane z charakterem pracy czy systemem zmianowym. Zdaniem ekspertki, takie warunki niekoniecznie zachęcają do podjęcia zatrudnienia kobiety, które często mają pod swoją opieką dzieci lub osoby starsze. Przemysł lekki czy spożywczy nie wykazuje aż takiego zaniepokojenia.

Opcje dla Ukraińców

W opinii Macieja Pełki, można założyć, że gwałtowny odpływ obywateli Ukrainy nie jest realny. To perspektywa raczej długoterminowa. Część Ukraińców przybyła do nas przed wybuchem wojny i ich pobyt trwa nieprzerwanie od co najmniej pięciu lat. Oni będą mogli kontynuować pracę i starać się o przedłużenie lub wydanie dokumentów umożliwiających legalną pracę i pobyt w Polsce na podstawie np. kart rezydenta długoterminowego. Z kolei ci, którzy są w związkach małżeńskich z Polkami bądź mają polskie pochodzenie, mogą wnioskować o karty stałego pobytu, karty Polaka lub o polskie obywatelstwo. Z tych opcji nie będą mogli skorzystać mężczyźni, którzy przekroczyli granicę Polski po 24 lutego 2022 roku. I to może zmusić ich do poszukiwania rozwiązań niezgodnych z przepisami.

– Nie znamy dokładnych liczb, ale szacuje się, że odpływ może dotyczyć tysięcy osób. To, ilu mężczyzn wyjedzie z polskiego rynku pracy, będzie zależeć od różnych czynników, takich jak decyzje polityczne i administracyjne w Ukrainie czy zakres mobilizacji. Zauważamy jednak, że prace nad ustawą trwały na tyle długo, iż większość Ukraińców zdążyła zabezpieczyć sprawy administracyjne z wyprzedzeniem. Obecnie nie są nam znane żadne mechanizmy prawne, które mogłyby doprowadzić do przymusowego wydalenia pracowników z Polski. Oczekujemy więc, że nie nastąpi duży ani nagły odpływ pracowników, lecz będzie to raczej stopniowy proces – analizuje Joanna Biederman.

Jak stwierdza Wojciech Ratajczyk, firmy w Polsce już od kilkunastu miesięcy systematycznie tracą pracowników z Ukrainy. Oni decydują się na wyjazd do innych krajów UE, oferujących wyższe wynagrodzenia niż u nas. Ustawa mobilizacyjna to tylko kolejny czynnik, który może zwiększać skalę wyjazdów. Ekspert nie przewiduje jednak, aby spowodowała nagły, duży lub drastyczny odpływ pracowników.

– Kraje Europy Zachodniej również borykają się z problemami podażowymi na rynku pracy. One są doświadczone migracją z Afryki Północnej. Zasób ukraiński byłby tam przyjęty z dużym zadowoleniem, co wynika z informacji od naszych klientów z Belgii, Holandii czy Francji. Myślę, że im byłoby na rękę, żeby Ukraińcy pojechali na zachód kontynentu. Zróżnicowane podejście poszczególnych państw do egzekwowania ustawy może mieć ogromny wpływ na to, co się u nas wydarzy – komentuje Grzegorz Kuliś.

Temat dla rządu

Maciej Pełka nie wyklucza scenariusza, w którym Ukraińcy w wieku poborowym staną przed wyborem – albo powrót do kraju i tym samym udział w wojnie, albo pozostanie w bezpiecznych dla siebie i rodziny warunkach za granicą. Zdaniem eksperta, można założyć, że większość z nich nie wróci do Ukrainy i będzie poszukiwać pracy w szarej strefie. Mogą też uciekać się do rozwiązań pozwalających na uniknięcie służby wojskowej, np. pozyskiwania zwolnień lekarskich lub zaświadczeń potwierdzających brak możliwości pełnienia służby wojskowej.

– Odpływ Ukraińców nie jest czynnikiem mającym wpływ na koszty pracy. Pracownicy z Ukrainy już od kilku lat nie są tzw. tanią siłą roboczą. Ich oczekiwania finansowe oraz zarobki są takie same, jak zarobki Polaków na analogicznych stanowiskach – przekonuje wiceprezes Polskiego Forum HR.

Znawcy tematu podkreślają, że wciąż nieuregulowana jest polityka związana z migracją zarobkową i ułatwieniami dla obywateli z krajów Azji czy Ameryki Południowej. Pozyskanie pracowników z tamtejszych państw to wielomiesięczny proces, nie zawsze zakończony sukcesem. Według Wojciecha Ratajczyka, ustawa mobilizacyjna to kolejny sygnał dla polskiego rządu, by wreszcie wsłuchać się w postulaty pracodawców. W opinii eksperta, wprowadzenie ułatwień dla migrantów zarobkowych z Azji i Ameryki Południowej powinno być priorytetem obecnego rządu. Jest to najprostszy sposób na uzupełnienie luk kadrowych w polskich firmach na stanowiskach fizycznych, niewykwalifikowanych.

– Przede wszystkim trzeba przyspieszyć procedury legalizacji pobytu i pracy dla kandydatów z Azji czy Ameryki Łacińskiej. Jednak musimy pamiętać o tym, że oni nie będą w stanie zastąpić jeden do jednego Ukraińców. Nie mówię tego w kontekście ilościowym, bo np. w Indiach są wolumeny ludzkie, które wielokrotnie przekraczają potrzeby naszego rynku pracy. Myślę o różnicach kulturowych i związanych z etosem pracy, co będzie dużym wyzwaniem dla pracodawców. Jeżeli będziemy musieli skorzystać z pracowników z odległych nam krajów, to szybko zatęsknimy za Ukraińcami czy Białorusinami – podsumowuje ekspert BCC ds. rynku pracy.

Źródło: MondayNews Polska Sp. z o.o.

Firma Grenevia otrzyma 21 mln zł dofinansowania z UE na rozwój kompetencji w energetyce wiatrowej

Grenevia_FAMUR_Total Wind
Firma Grenevia otrzyma 21 mln zł dofinansowania z UE na rozwój kompetencji w energetyce wiatrowej.

Grenevia SA dostanie niemal 21 mln zł unijnego dofinansowania na rozwój technologii i usług dla energetyki wiatrowej. Projekt, którego całkowita wartość to ok. 68 mln zł, wpisuje się w plany budowy polskiego wiatraka, czyli uruchomienia produkcji turbin wiatrowych, wykorzystując krajowe zasoby.

– Przyznane dofinansowanie to wiatr w żagle naszej biznesowej transformacji, w szczególności będącego częścią Grenevii segmentu FAMUR, który sprawnie wykorzystuje swoje kompetencje i możliwości produkcyjne, by wzmacniać pozycję w obszarze OZE. Co równie ważne, realizacja całej inwestycji w bezpośredni sposób wpisuje się w Strategię Zrównoważonego Rozwoju Grupy Grenevia – mówi prezes Grenevia SA Beata Zawiszowska.

Projekt jest również zgodny ze strategiami w zakresie ochrony środowiska i transformacji gospodarki, które są podstawą Europejskiego Zielonego Ładu, w tym zwłaszcza Strategią Rozwoju Województwa Śląskiego „ŚLĄSKIE 2030” – Zielone Śląskie oraz Terytorialnym Planem Sprawiedliwej Transformacji Województwa Śląskiego 2030.

– To ważny moment. Dzięki dofinansowaniu z UE Grenevia, w ramach segmentu FAMUR, będzie mogła zrealizować ambitny projekt, który wzmacnia budowę polskiego, a tym samym europejskiego potencjału w zakresie energetyki wiatrowej, ale ma też drugi wymiar – będzie wspierał zatrudnienie w regionie mocno odczuwającym zmiany wywołane transformacją energetyczną – komentuje z kolei prezes Famuru Mirosław Bendzera.

Szacuje się, że projekt pozwoli na przekwalifikowanie i utrzymanie lub utworzenie nowych miejsc pracy dla łącznie 100 osób.

Źródło: Grupa Grenevia.

Polskie środowiska biznesowe apelują do Ministerstwa Obrony Narodowej o wzmocnienie potencjału gospodarczego i obronnego Polski

adeolu-eletu-38649-unsplash
Rada Polskich Przedsiębiorców, ciało doradcze przy Pracodawcach RP, wspólnie z Konfederacją Lewiatan oraz Polską Radą Biznesu wystosowała do Wiceprezesa Rady Ministrów i Ministra Obrony Narodowej Władysława Kosiniaka-Kamysza apel o dialog z przedstawicielami biznesu. Organizacje biznesowe postulują wspólne wypracowanie rozwiązań, które wzmacniałyby potencjał obronny Rzeczypospolitej Polskiej, przy jednoczesnym wzmocnieniu polskiej gospodarki oraz Sił Zbrojnych.

Środowiska biznesowe wskazują na kilka kluczowych zagadnień, które w ich ocenie w istniejącej rzeczywistości prawno-gospodarczej nie są w wystarczający sposób dostrzeżone, czy to przez brak odpowiednich regulacji, ich niewłaściwe lub niewystarczające stosowanie lub też poprzez brak właściwej komunikacji, skutkujący niewykorzystaniem istniejącego i przyszłego potencjału gospodarczego Kraju.

Postulaty skupione są wokół 5 punktów:

  1. Fundusz i ubezpieczenia

Postulat stworzenia funduszu wparcia dla firm działających przy wschodniej granicy, współfinansowanego przez sektor prywatny i państwo oraz wprowadzenie specjalnych programów ochrony i ubezpieczenia dla firm zlokalizowanych przy ww. granicy, które mogą być narażone na bezpośrednie zagrożenia w przypadku konfliktu. Te rozwiązania, zabezpieczające funkcjonowanie i zdolności produkcyjne w sytuacjach kryzysowych umożliwiłyby firmom ubezpieczeniowym oferowanie specjalnych polis dla tych przedsiębiorstw.

  1. Offset i Platforma Technologiczna

Apel polskich środowisk biznesowych o połączenie wzrostu wydatków obronnych z offsetem w udzielanych zamówieniach. Ma to na celu zwiększenie dostępu polskich przedsiębiorców do nowoczesnych technologii, a także zwiększenie potencjału produkcyjno-remontowego krajowych firm w zakresie obronności.

Krajowe środowiska biznesowe uważają również, że rozwój nowych technologii oraz ich nowe zastosowania w konfliktach zbrojnych wymagają ściślejszej współpracy państwa i prywatnych firm.

  1. Rezerwa i zaplecze produkcyjno-usługowe

Polscy przedsiębiorcy zauważają, że istniejące regulacje w zakresie wspierania firm zatrudniających rezerwistów nie są wystarczające. Postulują m.in. stosowanie mechanizmu dodatkowej punktacji w przetargach publicznych dla przedsiębiorców zatrudniających rezerwistów.

Proponują rozważenie wprowadzenia katalogu ulg podatkowych dla szeregu proobronnościowych wydatków, np. na: zakup broni oraz pełnego wyposażenia obronnego, a także jego serwisowanie i magazynowanie oraz szkolenia w zakresie posługiwania się bronią i innym wyposażeniem, w tym dronami, a także możliwość finansowania stowarzyszeń strzeleckich przy pracodawcach.

Środowiska biznesowe apelują ponadto o zwiększenie wysiłków w zakresie stworzenia Mapy Zasobów, która zawierałaby optymalną listę przedsiębiorców będących w stanie gotowości z rezerwą infrastruktury, dot. m.in: sprzętu, infrastruktury IT, zakładów produkcyjnych mogących podczas zagrożenia zmienić swoją produkcję na produkcję dla wojska oraz wykwalifikowanej kadry, mającej wiedzę i zasoby, aby pełnić ważne funkcje wspierające Siły Zbrojne.

  1. Bezpieczeństwo lekowe

Wzrost produkcji leków w Polsce jest warunkiem zwiększenia bezpieczeństwa lekowego w regionie, skutecznego odpierania ataków i możliwości utrzymania funkcjonowania państwa w razie konfliktów międzynarodowych. Stanowi też istotny element odporności kraju – kluczowej w doktrynie odstraszania sformułowanej przez NATO. Istotnym staje się włączenie branży farmaceutycznej i przedsiębiorców tego sektora do dialogu dotyczącego obronności państwa oraz jego infrastruktury krytycznej.

  1. Komunikacja

Przedstawiciele środowisk biznesowych apelują ponadto o dialog, a także skuteczną walkę z dezinformacją. Proponują wypracowanie i przyjęcie krajowej strategii walki z dezinformacją oraz określenie właściwego organu administracji publicznej, który weźmie odpowiedzialność za jej realizację, we współpracy z przedsiębiorcami.

Sygnatariuszami listu są:

  • Rafał Brzoska, Przewodniczący Rady Polskich Przedsiębiorców

  • Rafał Dutkiewicz, Prezes Pracodawców RP

  • Wojciech Kostrzewa, Prezes Polskiej Rady Biznesu

  • Maciej Witucki, Prezes Konfederacji Lewiatan

Sygnatariusze listu wyrażają przekonanie, że wspólne działania przyczynią się do wydajniejszego działania polskich przedsiębiorców oraz poprawy stanu polskiej gospodarki, co w konsekwencji pozytywnie wpłynie na rozwój Sił Zbrojnych RP i wzmocnienie potencjału obronnego naszego kraju.

materiał prasowy

Polski transport drogowy a jego pozycja lidera w UE

denys-nevozhai-100695-unsplash
300 miliardów euro. Według Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów co najmniej tyle trzeba inwestować w tabor i infrastrukturę, aby zrealizować plan objęcia transportu drogowego towarów w UE systemem handlu emisjami CO2.

Na razie koszty ponoszą głównie przewoźnicy. Nowe stawki opłat drogowych oraz mniejsza liczba zleceń sprawiają, że sytuacja w tym sektorze jest coraz trudniejsza. Rosnące koszty prowadzenia biznesu zmuszają właścicieli firm w Polsce do restrukturyzacji lub zawieszenia działalności. Nastroje wśród przewoźników drogowych są złe, a branża transportowa bez wsparcia może niebawem znaleźć się na niebezpiecznym zakręcie.

Ocena koniunktury gospodarczej w sektorach transportu i gospodarki magazynowej jest nadal na minusie (-1,5). Według najnowszych danych GUS firmy transportowe zgłaszają bariery rozwoju swojej działalności między innymi w zakresie wysokich kosztów prowadzenia biznesu, na co wskazało ponad 47% respondentów. Przedsiębiorcom nie sprzyja także inflacja (ponad 30%), a sytuację makroekonomiczną oceniają jako niepewną (27,6%).

Trudno się dziwić, skoro od blisko pięciu lat branża transportowa, w szczególności przewozów drogowych, mierzy się z wyzwaniami zarówno legislacyjnymi, jak i gospodarczymi. Obecnie najbardziej odczuwalny jest niski popyt, a co za tym idzie spadek stawek spotowych i kontraktowych w pierwszym kwartale bieżącego roku. Prowadzenia działalności przewozowej nie ułatwiają też podwyżki opłat za emisję CO2, co jako pierwsze wprowadziły Niemcy, a ostatnio dołączyły inne kraje europejskie. Do tego dochodzą również rosnące wynagrodzenia kierowców. W rezultacie koszty operacyjne są bardzo wysokie, a korekta paliwowa przy zleceniach zdecydowanie nie załatwia sprawy opłacalności zwrotu z inwestycji, 

wyjaśnia Kameliya Vasileva, Chief Commercial Officer w Gopet Trans.

Źródło: Gopet Poland (fragment raportu).

Ekonomiści uspokajają: Ukraińska ustawa mobilizacyjna nie pogrąży naszego rynku pracy

paszport-ukraina
Zdaniem ekonomistów, wprowadzona niedawno w Ukrainie ustawa mobilizacyjna nie wpłynie znacząco na sytuację na naszym rynku pracy. Polskę co prawda może opuścić część Ukraińców, ale nie będzie to zbyt duży odpływ. Gdyby zaś doszło do masowych wyjazdów, to rozwiązaniem byłoby poszukiwanie pracowników w innych krajach. Ale proces ten powinien odbywać się we współpracy państwa z pracodawcami, aby do minimum ograniczyć możliwe nadużycia. Ponadto eksperci odnoszą się do nakreślanej wizji wzrostu kosztów pracy po wyjeździe Ukraińców. Do tego uspokajają przedsiębiorców, że nawet gdyby Ukraińcy masowo opuszczali nasz kraj – co wydaje się mało prawdopodobne – to i tak sobie z tym poradzimy.

Mobilizacja na rynku pracy
Do 17 lipca br. obywatele Ukrainy mają czas na zaktualizowanie swoich danych. Dotyczy to osób zarejestrowanych do służby wojskowej, w tym mężczyzn w wieku 18-60 lat. Jeśli przebywający za granicą nie dokona formalności, będzie mieć ograniczony dostęp do usług konsularnych. Tak wynika z ukraińskiej ustawy mobilizacyjnej, obowiązującej od 18 maja 2024 roku. W przestrzeni publicznej pojawiają się opinie, że skutki tego odczują pracodawcy w Polsce. Jak prognozuje prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC i były wiceminister finansów, te przepisy nie pogorszą w sposób znaczący sytuacji na rynku pracy. Obecnie w naszym kraju jest ¬sporo kobiet z Ukrainy. One praktycznie nie służą w armii. Część mężczyzn może wyjechać, ale nie należy spodziewać się zbyt dużego odpływu.

– To przypomina dyskusję z okresu tuż po napaści Rosji na Ukrainę i wielkiej fali ukraińskich uchodźców wojennych szukających schronienia w naszym kraju. Wówczas w mediach nie brakowało alarmistycznych opinii, że napływ Ukraińców na polski rynek pracy sprawi, iż zabraknie pracy dla Polaków, a w dodatku ciągnąć to będzie płace w dół. Ten scenariusz absolutnie się nie spełnił, wręcz stało się odwrotnie. Zwiększyło się zatrudnienie i przybyło ofert pracy. Rosły także wynagrodzenia nominalne. Choć przejściowo duża inflacja negatywnie rzutowała na realny ich poziom, to wysoka dynamika wynagrodzeń wciąż się utrzymuje i obecnie dotyczy zarówno wynagrodzeń nominalnych, jak i realnych – komentuje prof. Elżbieta Mączyńska, prezes honorowa Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.

Jak podkreśla prof. Witold Modzelewski, były wiceminister finansów, Ukraińcy uciekli do Polski nie tylko przed wojną, ale też przed biedą i swoim opresyjnym państwem. Oni decydują, gdzie chcą przebywać. To są ich wybory, a my – jako państwo – tego nie powinniśmy w ogóle oceniać. Najlepiej będzie, jeśli zachowamy neutralność w tym zakresie. Natomiast wszelkie głosy o tym, że Polska będzie ich deportować, są bardzo źle odbierane. Ekspert zaleca zachowanie prawa gościnności.

– Nie sądzę, żeby nasze władze dokonywały jakiegoś tzw. polowania na Ukraińców. Bardziej liczymy się z tym, że może ich wyjechać więcej z Polski. Ale przedsiębiorcy nie mają specjalnie powodów do tego, aby się obawiać. Oczywiście, pomijam sprawę, czy taka ustawa jest potrzebna z punktu widzenia wojny, czy nie. Skupiamy się tylko na kwestiach dotyczących naszej gospodarki – analizuje prof. Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny firmy PwC.

Poszukiwanie zastępców
Pojawia się też pytanie, czy w przypadku masowych wyjazdów Ukraińców z Polski, mogliby oni zostać szybko i sprawnie zastąpieni przez inne narodowości. Zdaniem prof. Modzelewskiego, nie ma jakichkolwiek szans na taką zamianę. Jeszcze kiedyś myślano o Białorusinach, bo była też chęć z ich strony. Natomiast od pewnego czasu sytuacja wygląda inaczej, stworzyliśmy nowe bariery. Według byłego wiceministra finansów, w tej sprawie należy kierować się przede wszystkim interesem Polski. To jest teraz dla nas najważniejsze.

– Gdyby z jakichś powodów nastąpił znaczący odpływ Ukraińców z Polski, to nasze firmy prawdopodobnie odczułyby to, np. w budownictwie. Chociaż nie wykluczam, że często możemy mieć tam do czynienia z pracą w szarej strefie, więc zmiana oficjalnego statusu zatrudnienia nie byłaby aż tak odczuwalna. Gdybyśmy musieli zastąpić ich pracownikami z innych państw, to technicznie jest to realne. Moglibyśmy przyciągać więcej imigrantów z bardziej odległych krajów, choć nie doszłoby do tak masowego dopływu legalnych pracowników, jak w przypadku Ukraińców. Polska jest już jednak na tyle atrakcyjnym miejscem, że w różnych krajach znaleźlibyśmy osoby chętne do pracy u nas – dodaje prof. Orłowski.

Z kolei prof. Gomułka zaznacza, że nawet w mniejszych miejscowościach pracują obywatele państw Azji Centralnej, np. Indii czy Afganistanu. Według eksperta BCC, liczba takich osób może wzrastać, bo tu otrzymują wynagrodzenia wielokrotnie wyższe niż w swoich ojczyznach. Podaż siły roboczej jest bardzo duża. Jak przekonuje były wiceminister finansów, ważna będzie więc polityka imigracyjna sformułowana teraz przez obecny rząd. A jeśli nie pojawią się w niej radyklane ograniczenia, to nastąpi napływ imigrantów, choć nie na taką skalę, jak z Afryki na południe Unii Europejskiej.

– Jeśli mówimy o możliwości zastępowania na naszym rynku pracy Ukraińców przez imigrantów z innych krajów, to trzeba podkreślić, że proces ten wymaga dobrze przemyślanych regulacji i współpracy państwa z organizacjami pracodawców. Istotne jest zwłaszcza to, żeby nie dochodziło do sytuacji, gdy osoby otrzymujące wizę upoważniającą do przyjazdu i zatrudnienia w naszym kraju, po przyjeździe nie zgłaszają się do pracy. Przemieszczają się do innych krajów, przede wszystkim strefy Schengen. Dlatego też konieczne są przeciwdziałające tego typu potencjalnym nadużyciom, systemowe rozwiązania, regulacje dotyczące imigrantów i ich zatrudniania – stwierdza prof. Mączyńska.

Wpływ na koszty pracy
W przestrzeni publicznej pojawiają się też opinie, że ewentualny masowy wyjazd Ukraińców przyczyni się do wzrostu kosztów pracy. Jak podkreśla prof. Mączyńska, rzeczywiście imigranci dość często są tańszymi pracownikami niż Polacy. Przy tym z badań wynika, że przyjezdni wcale nierzadko i z konieczności decydują się na pracę poniżej ich kwalifikacji. Często też obejmują stanowiska, którymi nie są zainteresowani nasi rodacy. Jeśli więc wyjadą z Polski, to pracodawcy będą zmuszeni zwiększać wynagrodzenia, żeby pozyskiwać nowych pracowników. To przekłada się na wzrost płac, który w ostatnim okresie jest szczególnie dynamiczny.

– Nie powinno być znaczących problemów na rynku pracy, m.in. ze względu na sytuację w rolnictwie. W najbliższych latach głównymi producentami produktów rolnych wciąż będą gospodarstwa z powierzchnią areału powyżej 50-60, a nawet 70 hektarów. Tylko ich jest niewiele, a sporo mamy takich do 10 hektarów. W tych ostatnich wydajność pracy pozostaje niska, więc szczególnie młodzi ludzie będą poszukiwać pracy poza rolnictwem. Oni zaczną przenosić się do miast – analizuje główny ekonomista BCC.

Jak przekonuje prof. Modzelewski, droga energia, wysokie koszty pracy i brak pracowników zabijają polską przedsiębiorczość. Już teraz mamy do czynienia z masowym zjawiskiem zawieszania lub zamykania działalności gospodarczych, a dopiero przed nami 1 lipca tego roku, czyli wzrost cen energii i gazu. Później będzie katastrofa kosztowa związana z Zielonym Ładem, choć ostatnio część klasy politycznej, pod wpływem krytyki, nagle stała się jego przeciwnikami. Zobaczymy, ile w tym jest opowieści na potrzeby kampanii wyborczej i czy po wyborach do Parlamentu Europejskiego nie nastąpi kolejna zmiana stanowiska w tej sprawie. Ekspert podkreśla, że to właśnie polski przedsiębiorca jest podmiotem najbardziej restrykcyjnie traktowanym od 1989 roku.

– Cały czas mamy do czynienia ze wzrostem kosztów pracy, na co wpływ mają różne czynniki. Niewątpliwie gwałtowny odpływ Ukraińców z naszego rynku pracy skutkowałoby podniesieniem cen wielu usług. Jednak powtórzę – nie wyobrażam sobie, żeby z dnia na dzień nastąpiły masowe wyjazdy do Ukrainy czy też do innych państw – podsumowuje prof. Witold Orłowski.

(MN, Czerwiec 2024 r.)
Źródło: © MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

GUS: Cudzoziemcy na polskim rynku pracy w październiku 2023 r.

mari-helin-tuominen-38313-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opracował krótki raport pt. „Cudzoziemcy na polskim rynku pracy w październiku 2023 roku”.

Jak informuje GS, na koniec października 2023 r. udział cudzoziemców w ogólnej liczbie wykonujących pracę wyniósł 6,6%. Obcokrajowcy wykonujący pracę w październiku 2023 r. pochodzili z ponad 150 państw. Na koniec października 2023 r. cudzoziemców wykonujących pracę było 1013,3 tys. W tej liczbie 395,2 tys. stanowili cudzoziemcy realizujący umowy cywilnoprawne. – podsumowuje Główny Urząd Statystyczny.

Źródło: GUS.

Czy cudzoziemcy zapełnią wakaty w branży transportowej?

intertransauto
W obliczu rosnącego niedoboru kierowców, polska branża TSL szuka skutecznych sposobów na przyciągnięcie pracowników. Wyzwaniem staje się znalezienie metod atrakcyjniejszych niż podwyżki płac. Napływ cudzoziemców z Ukrainy i Białorusi nie gwarantuje już wypełnienia luk kadrowych w branży.

Jak wynika z raportu „Transport drogowy w Polsce 2023”, stopa wakatów w sektorze TSL jest wyższa o 25 proc. niż średnio w gospodarce. Podwyższenie wynagrodzeń może jednak nie być wystarczającym sposobem na uczynienie branży TSL bardziej atrakcyjną dla potencjalnych pracowników. Aż 43 proc. pracodawców w Polsce planuje podwyższyć wynagrodzenia swoim pracownikom, z danych raportu „Barometr Polskiego Rynku Pracy” opracowanego przez Personnel Service. W obliczu ogólnego trendu zwiększania wynagrodzeń branża TSL potrzebuje alternatywnych sposobów wyróżnienia się na tle konkurencji.

Nadzieją w zapełnieniu wakatów jest napływ nowych pracowników zza granicy, głównie z Ukrainy i Białorusi. Jednak w ciągu ostatniego roku liczba kierowców z Ukrainy znacznie zmalała. W 2023 roku liczba ukraińskich kierowców funkcjonujących na polskim rynku TSL spadła o 30% w stosunku do 2022 roku ze 127,4 tys. do 88,9 tys., wynika z danych opublikowanych przez Polski Instytut Transportu Drogowego. Natomiast o 97% zwiększyła się grupa kierowców z Białorusi i w tym momencie pracuje ich w Polsce 56,3 tys.

Niepewność dotycząca przyszłości zawodowej kierowców ze wschodu w Polsce jest zjawiskiem wielowymiarowym. Dane przedstawione w „Barometrze Polskiego Rynku Pracy” rzucają światło na istotne aspekty tej kwestii, pokazując, że aż 87 proc. Ukraińców zna kogoś, kto wyjechał z Polski do krajów Europy Zachodniej. Ten trend może być interpretowany jako wyraźny sygnał, że Polska, mimo swoich atutów, wciąż stoi przed wyzwaniem zbudowania trwałych i przekonujących argumentów dla tej grupy pracowników, aby rozważyli oni możliwość długoterminowego pobytu i pracy w kraju.

Z kolei niska deklaracja stałego przeprowadzenia się do Polski przez pracowników z Ukrainy, wynosząca jedynie 11,5 proc., może być odbierana jako wyraz obaw przed niepewnością zawodową, barierami kulturowymi, a także potencjalnymi trudnościami w integracji z lokalnym społeczeństwem. Fakt, że większość pracowników rozważa Polskę raczej jako przystanek w drodze do dalszych krajów UE, niż jako miejsce na stałe wiązania z nią swojej przyszłości, stanowi znaczący sygnał dla polityki migracyjnej i rynku pracy.

„Zdajemy sobie sprawę, że konkurencja na rynku pracy w branży TSL jest ogromna, a samo podniesienie płac, choć niezbędne, nie wystarczy, by przyciągnąć i zatrzymać najlepszych kierowców. W obliczu tych wyzwań, pracodawcy z branży TSL powinni przyjąć bardziej holistyczne podejście. Oprócz konkurencyjnych wynagrodzeń, kluczowe jest zaoferowanie szerokiego pakietu benefitów. Takie benefity powinny obejmować nie tylko możliwości rozwoju zawodowego poprzez specjalistyczne szkolenia i kursy doszkalające, ale również wsparcie w zakresie zdrowia psychicznego i fizycznego. Podkreślamy tutaj znaczenie programów opieki zdrowotnej, dostępu do poradnictwa psychologicznego, jak również inicjatyw promujących zdrowy tryb życia i zapobieganie wypaleniu zawodowemu” – mówi Sylwia Pawlina, Dyrektor Zarządzająca w Intertransauto.

„Ponadto, budowanie środowiska pracy, w którym panuje szacunek, uznaje się wkład każdego pracownika i promuje otwartą komunikację, jest fundamentalne dla przyciągnięcia i utrzymania talentów. Ważne jest, aby kierowcy czuli, że są ważną częścią organizacji, a ich praca jest doceniana. Obejmuje to nie tylko formalne systemy nagród, ale także codzienne gesty uznania oraz kulturę organizacyjną opartą na wzajemnym szacunku i wsparciu” – dodaje Sylwia Palwina.

Wspieranie równowagi między życiem zawodowym a prywatnym również odgrywa kluczową rolę. Elastyczne godziny pracy, możliwość pracy zdalnej dla pozycji nieoperacyjnych, czy też programy wspierające rodziny pracowników mogą znacznie przyczynić się do poprawy zadowolenia z pracy.

Zachodni sąsiedzi Polski wykazują inicjatywę i już kuszą ukraińców rządowym programem „Job-turbo”. Został on zaprojektowany z myślą o ułatwieniu i przyspieszeniu procesu integracji uchodźców ukraińskich, nie tylko poprzez zapewnienie im dostępu do rynku pracy, ale również przez oferowanie wsparcia w zakresie nauki języka, czy orientacji w lokalnym systemie prawnym i społecznym.

Autor: Intertransauto.

Rynek stawia wyzwania, ale mimo wszystko Polscy przewoźnicy inwestują we flotę

rodrigo-abreu-565091-unsplash
Rynek stawia wyzwania, ale mimo wszystko Polscy przewoźnicy inwestują we flotę. Polska branża transportowa w zeszłym roku kolejny raz udowodniła, że stanowi silną gałąź gospodarki, mimo że sytuacja na rynku nie należała i nadal nie należy do najłatwiejszych. Coraz  wyższe koszty prowadzenia działalności, spadek stawek za frachty czy wzrost opłat drogowych to tylko kilka najważniejszych wyzwań, z którymi przewoźnicy mierzą się każdego dnia. Niemniej jednak najnowsze dane GITD za rok 2023, wskazują ponowny wzrost ogólnej liczby ważnych licencji na międzynarodowy przewóz rzeczy, czyli niezbędnego pozwolenia uprawniającego do wykonywania zarobkowych przewozów za granicami naszego kraju. Liczba ta wzrosła względem roku poprzedniego o 1000 podmiotów i wyniosła – 45 600[1]. Zwiększyła się również liczba wypisów z licencji na pojazdy powyżej 3,5 tony, osiągając po raz pierwszy w historii rekordowy poziom ponad 300 tys. egzemplarzy.

– Trzeba jednak pamiętać o tym, że choć dane te wskazują na to, że zwiększa się liczba pozwoleń do prowadzenia działalności transportowej oraz wypisów na pojazdy to nie oznacza to od razu, że wszystkie uprawnione pojazdy wykonują aktywnie ten rodzaj transportu, szczególnie w obecnej, trudnej dla przewoźników sytuacji rynkowej – wyjaśnia Mateusz Włoch, ekspert ds. rozwoju i szkoleń, Inelo z Grupy Eurowag.

 Ponad 4 000 nowych licencji w transporcie międzynarodowym

Licencja na międzynarodowy przewóz rzeczy popularnie nazywana jest międzynarodową licencją transportową. Dokument ten wydawany jest przez GITD na wniosek przewoźnika, do którego należy dołączyć m.in. wykaz pojazdów ciężarowych oraz szereg oświadczeń dotyczących kierowców, bazy eksploatacyjnej czy niekaralności właścicieli i osób zarządzających transportem. Uzyskanie licencji wymaga posiadania zezwolenia na wykonywanie zawodu przewoźnika drogowego. W tym celu przedsiębiorca musi wykazać posiadanie m.in. siedziby na terenie Unii Europejskiej, zdolności finansowej oraz kompetencji zawodowych potwierdzonych certyfikatem. Według GITD w 2023 roku wydano ponad 4 000 nowych licencji na wykonywanie międzynarodowego transportu drogowego. Z kolei ponad 3 870 firm transportowych zdecydowało się odnowić te uprawnienia [2].

–  Zdobycie licencji na międzynarodowy przewóz rzeczy to złożony proces. Z jednej strony dopełnienie wielu formalności i obowiązek wykazywania zdolności finansowej może utrudniać wejście firmy na zagraniczne rynki. Z drugiej jednak strony obowiązki nakładane na firmy transportowe ograniczają liczbę przewoźników nieposiadających wiedzy czy środków finansowych potrzebnych do prowadzenia tego typu działalności. Z danych GITD wynika, że w Polsce nie brakuje firm transportowych, spełniających wszystkie wymogi. W ostatnich latach przewoźników międzynarodowych przybyło i obecnie ważną licencję posiada blisko 45 600 podmiotów. Oznacza to, że ich liczba z roku na rok wzrosła o ponad 1 000, a na przełomie ostatnich dwóch lat zwiększyła się aż o 7 700 nowych licencji (45 565 w 2023 roku w porównaniu do 37 860 w 2021 roku). Warto zauważyć, że na wzrost ich liczby wpływ miały m.in. również nowe przepisy, które od maja 2022 roku nałożyły konieczność uzyskania licencji na firmy, wykonujące międzynarodowy, zarobkowy przewóz rzeczy pojazdami o DMC 2,5 do 3,5 tony – wyjaśnia Mateusz Włoch, ekspert ds. rozwoju i szkoleń, Inelo z Grupy Eurowag.

Trzeba dodać, że na wysokość kwot wymaganych do wykazania zdolności finansowej przewoźnika zależy od rodzaju posiadanych ciężarówek. Dla pierwszego pojazdu o dopuszczalnej masie całkowitej (DMC) powyżej 3,5 tony minimalna kwota wynosi 9 000 euro. Na każdy kolejny pojazd przewoźnik musi dysponować środkami finansowymi o wysokości co najmniej 5 000 euro. Niższe kwoty wymagane są w przypadku popularnych busów, czyli samochodów ciężarowych o DMC poniżej 3,5 tony, gdzie na pierwszy pojazd należy wykazać posiadanie 1 800 euro, a na każdy kolejny pojazd po 900 euro.

Za wydanie licencji na międzynarodowy przewóz rzeczy na 5 lat przewoźnik musi zapłacić 4 000 zł. Decydując się licencję ważną od 5 do 10 lat koszt jest wyższy i wynosi 8 000 zł.

Polskie firmy transportowe inwestują we flotę

Każdy samochód ciężarowy używany w międzynarodowym transporcie drogowym musi być wyposażony w wypis licencji na przewóz rzeczy. Koszt wydania jednego egzemplarza wynosi 440 zł dla licencji wydawanych na okres do 5 lat, a w przypadku licencji ważnych przez okres do 5 do 10 lat – 880 zł. Podczas kontroli policyjnej bądź ITD kierowca zobowiązany jest do okazania oryginalnego wypisu z licencji. Za brak dokumentu kierowcy grozi mandat wynoszący 200 zł, a osoba zarządzająca transportem musi liczyć z postępowaniem administracyjnym i karą w kwocie 500 zł. Dodatkowo firmie transportowej również przysługuje kara w wysokości 500 zł, a trzeba pamiętać o tym, że za granicą te kary mogą być znacznie wyższe.  Na koniec grudnia 2023 r. łączna liczba ważnych w obrocie wypisów  z licencji na międzynarodowy przewóz wyniosła łącznie ponad 341 000 szt., z czego blisko 36 120 egzemplarzy dotyczyło wypisów dla pojazdów o DMC od 2,5 do 3,5 t.[1] Z kolei w 2022 r. ogólna liczba wypisów wyniosła ponad 324 000 szt, w tym wydano 31 376 wypisów z licencji dla tzw. busów. Mowa tu o wydanych blisko 17 000 więcej wypisów z licencji w ujęciu rok do roku.

– Wzrost liczby wydanych wypisów z licencji świadczy o tym, że pomimo trudnej sytuacji gospodarczej firmy transportowe chcą i nadal inwestują w rozwój polskiej floty. Trendem, który utrzymuje się już od kilku lat jest także zwiększenie się średniej liczby pojazdów w polskich firmach transportowych. W 2020 r. na statystycznego polskiego przewoźnika przypadało średnio 7 ciężarówek, a w roku 2023 średnia wielkość floty wynosiła już 7,5 pojazdu. Co ciekawe, po raz pierwszy w historii mamy również do czynienia z sytuacją, w której liczba wypisów licencji na pojazd powyżej 3,5 tony przekroczyła 300 000 i osiągnęła rekordowy poziom. Warto również zaznaczyć, że większa liczebność taboru to także rozwój zdolności operacyjnych przewoźników, a wraz z rozwojem skali swojej działalności dobrze jest pamiętać o narzędziach, wspierających pracę spedytorów, jaki i kierowców m.in. do rozliczania czasu pracy kierowców, systemach  TMS do zarządzania transportem, a także telematyce, ułatwiającą wydajne planowanie tras przejazdów ciężarówek –  komentuje Kamil Wolański, Kierownik Działu Ekspertów, Inelo z Grupy Eurowag.

[1] Jak wyżej.
[1] GITD, Sprawozdanie. Dokumenty wydane przez Głównego Inspektora Transportu Drogowego od dnia 1 stycznia 2023 r. do dnia 31 grudnia 2023 r. oraz ważne w obrocie prawnym wg stanu na dzień 31 grudnia 2023 r.
[2] Jak wyżej.

Autor: Inelo z Grupy Eurowag.
materiał prasowy

Polskie firmy chcą podbijać świat. O czym muszą pamiętać ruszając w zagraniczną podróż?

michal_jangas_semcore_cdo (1)
Rodzime przedsiębiorstwa coraz śmielej poczynają sobie na globalnych rynkach, a wśród tych, którzy decydują się na ekspansję międzynarodową, nie brakuje firm stawiających w dużej mierze na digital marketing. Eksperci zdradzają, o czym nie można zapomnieć planując działania online za granicą.

Ubiegły rok był rekordowy pod względem wielkości obrotów handlu zagranicznego Polski. Z ekspertyzy Polskiego Funduszu Rozwoju wynika, że eksport towarów i usług w 2022 roku wzrósł o 21,4% i wyniósł 404 034,7 mln EUR. Import z kolei zwiększył się o 26,6% i ukształtował na poziomie 396 749,3 mln EUR. W obu przypadkach mamy do czynienia z najwyższą wartością w historii Polski.

Również “Raport o stanie sektora małych i średnich przedsiębiorstw w Polsce”, przygotowany przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości, pokazuje, że proces umiędzynarodowienia polskiej gospodarki postępuje dynamicznie, a relacja eksportu wyrobów i usług do PKB systematycznie rośnie. W latach 2012–2021 zwiększyła się z 44,3% do 60,7%, od 2016 roku przekracza 50%, a w 2022 roku wyniosła 62,2%.

Sukcesywnie rozwija się także rodzimy rynek handlu elektronicznego. Jak wynika z raportu “Perspektywy rozwoju rynku e-commerce w Polsce 2018-2027”, do 2027 roku wartość tego rynku w naszym kraju wzrośnie do 187 mld złotych (w 2023 roku szacowany jest na 124 mld zł), a jego udział w sprzedaży detalicznej będzie kształtował się na poziomie 17% (w 2021 roku było to 13%).

Polskie “ekomersy” ruszają na podbój świata

Przytoczone dane potwierdzają obserwacje ekspertów, którzy zwracają uwagę, że coraz więcej firm myśli o ekspansji zagranicznej. A wśród tych, którzy chcą ruszyć na podbój globalnych rynków, nie brakuje przedstawicieli świata handlu elektronicznego. Aby jednak ta misja zakończyła się powodzeniem, trzeba do niej odpowiednio się przygotować, także pod kątem reklamowania swoich usług w internecie.

– Od pewnego czasu otrzymujemy sporo zapytań, dotyczących prowadzenia kampanii SEO na rynkach zagranicznych. To przede wszystkim USA i Wielka Brytania. Naturalnym kierunkiem dla polskich firm są także Niemcy. Sporym zainteresowaniem cieszy się też Europa Środkowo-Wschodnia, ze względu na dobrą logistykę i ekonomię skali. Ten kierunek mocno zyskał na popularności, po tym jak Allegro przejęło Mall Group i uruchomiło Allegro.cz – mówi Alek Cierniewski, COO agencji Semcore.

Na naszym rynku są już przykłady firm, które odnoszą sukcesy w globalnym e-handlu. To choćby marka odzieżowa Denley.pl, która od 2014 roku z sukcesem realizuje strategię cyfrowego eksportu na 14 rynkach europejskich rynkach. Dobrym przykładem jest też R-GOL.com, czyli największy sklep piłkarski w Polsce i jeden z największych w Europie, który funkcjonuje w 15 wersjach językowych i oferuje dostawę do 18 krajów.

W zagraniczną podróż zabierz ze sobą SEO

Jak zaznaczają eksperci, w świecie cyfrowej transformacji, gdzie ogromna część konsumentów zaczyna swoją podróż zakupową od wyszukiwarki internetowej, SEO staje się nieodzownym elementem strategii ekspansji międzynarodowej. Skuteczne pozycjonowanie daje bowiem unikalne korzyści, których nie można osiągnąć za pomocą innych kanałów marketingowych.

– Inaczej niż płatne kampanie reklamowe, które przynoszą efekty tylko wtedy, gdy płacisz, SEO jest długoterminową inwestycją. Optymalizując swoją stronę pod kątem wyszukiwarek, budujesz trwałą wartość, która przyniesie korzyści przez lata. Wysoka pozycja w wynikach wyszukiwania buduje zaufanie wśród konsumentów. Ludzie ufają wyszukiwarkom, a strony, które pojawiają się na górze listy wyników, są postrzegane jako bardziej wiarygodne – podkreśla Michał Jangas, Chief Delivery Officer w Semcore.

SEO pozwala też dostarczać treści dokładnie odpowiadające na potrzeby i pytania potencjalnych klientów, a także dopasowane do dojrzałości użytkownika na ścieżce zakupowej. Na początku koszt inwestycji w pozycjonowanie może wydawać się wysoki, ale w perspektywie dłuższego czasu to jeden z najbardziej efektywnych kanałów, z którego zwrot jest bardzo wysoki.

Ile to kosztuje i dlaczego tak drogo?

Specjaliści zwracają uwagę, że prowadzenie kampanii SEO na rynkach zagranicznych może nieść ze sobą koszty znacząco różniące się od tych, do których przywykliśmy działając na polskim gruncie. Na wielu rynkach międzynarodowych, zwłaszcza w krajach takich jak USA czy Wielka Brytania, koszt pozyskania linków jest bowiem znacznie wyższy niż w Polsce. W niektórych przypadkach może to być nawet kilkukrotna różnica.

– Na mniejszych rynkach, takich jak kraje bałtyckie, liczba portali, na których można zakupić linki, jest ograniczona. Może to utrudnić budowanie profilu linkowego i wymagać bardziej kreatywnego podejścia. Mniejsza konkurencja między portalami pozwala na zawyżanie cen. Ograniczona liczba miejsc, z których da się pozyskać wartościowe odnośniki, może skłaniać też do bardzo kosztownego procesu budowania własnej sieci stron, czyli do zaplecza SEO – wyjaśnia Michał Jangas.

Tworzenie treści na rynki zagraniczne często wiąże się też z koniecznością zatrudnienia native speakerów lub korzystania z biur tłumaczeń. Choć istnieją narzędzia oparte na AI, które mogą pomóc w tłumaczeniu, nie zawsze są one idealne. Warto też pamiętać o tym, że teksty przygotowywane przez tłumaczy czy copywriterów również wymagają często dodatkowej korekty pod kątem nasycenia frazami kluczowymi i umieszczenia ich w konkretnej formie.

Pamiętaj o lokalnym kontekście

Przy planowaniu działań SEO za granicą warto pamiętać również, że choć zasady, jakimi kierują się wyszukiwarki, są względnie takie same dla wszystkich rynków, w każdym kraju klienci mogą mieć inne nawyki i sposób podejmowania decyzji zakupowych. Inny może być także sposób formułowania zapytań w wyszukiwarce internetowej.

– Każdy rynek ma swoją specyfikę. Konsumenci w Hiszpanii mogą inaczej reagować na komunikaty niż konsumenci w Turcji. Dlatego ważne jest, aby dostosować treść do lokalnych oczekiwań, uwzględniając kulturowe i społeczne różnice. Język to nie tylko słowa, ale także kontekst. Tłumaczenie “słowo w słowo” może prowadzić do nieporozumień. Ważne jest, aby dostosować treść do kultury danego kraju, uwzględniając lokalne zwroty, przysłowia czy symbole – zaznacza ekspert Semcore.

Dodatkowo warto wziąć pod uwagę regulacje prawne na poszczególnych rynkach. W Polsce mamy wiele branż i produktów obłożonych restrykcjami dotyczącymi reklamy, jak np. leki, zakłady bukmacherskie, notariusze czy adwokaci. Rozpoczynając działania SEO na nowych rynkach, koniecznie należy przeanalizować prawne aspekty takich działań i wziąć te regulacje pod uwagę tworząc strategię.

Konkurencja nie śpi

Przy planowaniu działań SEO za granicą warto pamiętać, że choć zasady, jakimi kierują się wyszukiwarki, są względnie takie same dla wszystkich rynków, w każdym kraju klienci mogą mieć inne nawyki i sposób podejmowania decyzji zakupowych. Inny może być także sposób formułowania zapytań w wyszukiwarce internetowej.

Nie można także zapomnieć o tym, że niektóre rynki są zdecydowanie bardziej konkurencyjne niż inne.

– Na przykład rynek amerykański może być trudniejszy do penetracji niż rynek czeski. Zrozumienie konkurencji i dostosowanie strategii to klucz do sukcesu. Analizując kierunki ekspansji w kontekście SEO, warto wziąć pod uwagę zarówno trudność danego rynku, jak i jego wielkość. Dopiero, gdy zestawimy te dane z kosztami działań, będziemy w stanie ocenić, czy prowadzenie kampanii SEO w danym kraju przyniesie oczekiwany zwrot z inwestycji – dodaje Alek Cierniewski z Semcore.

Ważna jest również synergia działań na różnych rynkach. To, co robisz w kwestii pozycjonowania na jednym rynku, może wpłynąć pozytywnie na pozycję sklepu internetowego w wyszukiwarkach w innych krajach. Dla przykładu: siła linków pozyskanych do serwisu internetowego ukierunkowanego na Niemcy, może wpłynąć na lepsze wyniki widoczności w Austrii czy Szwajcarii.

Źródło: Semcore.

Obcokrajowcy planujący zakup nieruchomości w Polsce ze wsparciem w formie przewodnika od ACCIONA

ACCIONA
Obcokrajowcy planujący zakup nieruchomości w Polsce ze wsparciem w formie przewodnika od firmy ACCIONA.

Zakup nieruchomości może okazać się szczególnie trudny dla obcokrajowców, dla których zarówno język, jak i procedury prawne, mogą stanowić wyzwanie. Dlatego firma ACCIONA wraz z niezależnymi konsultantami prawnymi przygotowała specjalny przewodnik dla tych z nich, którzy chcą osiedlić się w Polsce na stałe.

Chcąc ułatwić obcokrajowcom zakup mieszkania w Polsce, ACCIONA – warszawski deweloper działający na rynku nieruchomości od przeszło 30 lat, przygotował „Przewodnik po polskich procedurach, przepisach i dokumentach w procesie zakupu mieszkania na rynku pierwotnym”. Celem nadrzędnym dokumentu było uporządkowanie procedur i wyjaśnienie ich krok po kroku. Tak, aby każdy cudzoziemiec, decydujący się na zakup nieruchomości w Polsce, czuł się w tym procesie bezpiecznie i pewnie.

Dokument ma formę krótkiej broszury, w której za pomocą prostego języka (ukraińskiego i angielskiego) przedstawiono uporządkowaną procedurę zakupu mieszkania na polskim rynku pierwotnym. Wskazówki obejmują konkretne etapy: od kwestii formalnych, o których należy pamiętać przed podjęciem decyzji o zakupie, wybór mieszkania, finansowanie ze środków własnych lub kredytem, aż po przejście przez proces budowlany i odbiór mieszkania.

Inicjatorem pomysłu została firma ACCIONA, której w projekcie towarzyszyły kancelarie prawne: polska – Miller Canfield, oraz ukraińska – Dictio. To kolejna inicjatywa warszawskiego dewelopera, która świadczy o tym, że jego strategia działania zorientowana jest na człowieka i sięga daleko poza samo dostarczanie rozwiązań mieszkaniowych.

Źródło: ACCIONA.

Kluczem do sukcesu na europejskich rynkach są stabilne łańcuchy dostaw

wedfg
Kluczem do sukcesu na europejskich rynkach są stabilne łańcuchy dostaw. Zgodnie z danymi zawartymi w analizie Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOiR) pt. Global Supply Chains In Turublence, analizującego stan światowej gospodarki w 2022 i 2023 roku w efekcie pandemii oraz ataku Rosji na Ukrainę rozpoczął się proces uniezależniania się przedsiębiorstw i gospodarek od globalnych łańcuchów dostaw. Wszystko wskazuje na to, że przedsiębiorcy odrobili lekcje i działają znacznie bardziej perspektywicznie niż przed 2019 rokiem.  

Już w minionym roku firmy postawiły na rozbudowanie swoich stanów magazynowych i model handlu „just in case” w miejsce wcześniej dominującej redukcji zasobów i handel w popularnym wcześniej modelu „just in time”. Ten model zakładał szybkość produkcji na podstawie na bieżąco dostarczanych komponentów, co przekładało się na spore korzyści związane chociażby z minimalizacją kosztów zabezpieczenia powierzchni magazynowej pod składowanie komponentów wykorzystywanych w produkcji. Ten model doskonale sprawdzał się w realiach pełnego dostępu do surowców i podzespołów, jaki znaliśmy w czasach przedcovidowych. Globalny kryzys gospodarczy i lock downy wprowadzane również w państwach azjatyckich ograniczył dostęp do półprzewodników, procesorów i licznych surowców, bez których produkcja w wielu miejscach na świecie została wstrzymana. Realia te, jak w soczewce pokazały uzależnienie europejskiej gospodarki od takich krajów, jak Chiny, Indie i Tajwan.

 

Technologia modułowa zyskuje na popularności w wielu krajach świata dzięki korzyściom, jakie oferuje klientom. Dla inwestorów z rynku hotelowego, PRS czy biurowego kluczowe znaczenie ma czas. Budynek modułowy powstaje w czasie o połowę krótszym niż budynki przygotowywane w technologii tradycyjnej, co pozwala operatorom budynków komercyjnych na znacznie szybsze możliwości czerpania przychodów z ich najmu. Drugim ważnym czynnikiem jest łatwość i szybkość montażu wielokondygnacyjnych budynków nawet w najbardziej zatłoczonych centrach miast. Oznacza to możliwość ich realizacji bez utrudnień dla ruchu miejskiego, czy chociażby protestów ze strony sąsiadów inwestycji, co niejednokrotnie powoduje paraliż procedur uzyskiwania pozwoleń na budowę.

Kolejnym ważnym czynnikiem, który na europejskim rynku ma olbrzymie znaczenie jest ekologia. Budownictwo modułowe pozwala na optymalizację procesów budowy obiektów w warunkach fabrycznych. Oznacza to nie tylko wysoką, powtarzalną jakość, ale także ograniczenie odpadów budowlanych do absolutnego minimum. Optymalizacja procesowa to jedna z kluczowych cech budownictwa modułowego, zatem także wykorzystanie energii, ilość roboczogodzin i efektywność energetyczna przyszłych budynków przyczyniają się do wysokich not, jakie budynki modułowe uzyskują w wymagających certyfikacjach ekologicznych jak BREEAM, LEED czy WELL. Wyniki te mają kluczowe znaczenie dla uzyskania preferencyjnych warunków finansowania inwestycji, zatem wielu inwestorów stawia na tę technologię także z tego powodu.

Dynamika wydarzeń ostatnich lat nie zapewnia spokoju wielu sektorom gospodarki. Inflacja, zakłócenia łańcuchów dostaw, lock downy wymusiły zmiany w sposobach myślenia o prowadzeniu biznesu. Dywersyfikacja dostawców i orientacja gospodarek europejskich na rynek wewnętrzny w miejsce uzależnienia od dostawców z Azji z pewnością korzystnie wpłyną na sytuację wielu europejskich firm. Przyczynią się do zapewnienia większej stabilności dostaw i terminowości realizacji kontraktów. Doświadczenie uczy, że są one kluczowe dla utrzymania wiarygodności europejskich producentów.

Źródło: ultrarelations.com

Kurs na Euro? Fundacja Wolności Gospodarczej o reformach dobrych dla gospodarki

adeolu-eletu-38649-unsplash
Fundacja Wolności Gospodarczej, w ramach kampanii „Kurs na euro”, prowadzi regularne badania opinii dotyczące przyjęcia euro w Polsce. Dzisiaj dzielimy się z Państwem wnioskami z naszego badania ilościowego (sondaż CAWI na reprezentatywnej próbie dorosłych mieszkańców Polski zrealizowany przez SW Research).

Kurs na euro to nie gwałtowna zmiana, a dobre dla gospodarki reformy. Badamy stosunek Polaków do przyjęcia europejskiego pieniądza w perspektywie lat.

Wprowadzenie euro to długi proces reformowania gospodarki i do którego należy się odpowiednio przygotować. Dlatego o przyjęciu euro powinno mówić się właśnie jako o kilkuletnim procesie, kursie, który należy obrać, a nie gwałtownej zmianie – mówi Marek Tatała, wiceprezes Fundacji Wolności Gospodarczej.

Firma SW Research, na zlecenie Fundacji Wolności Gospodarczej, przeprowadziła sondaż CAWI na reprezentatywnej próbie dorosłych mieszkańców Polski, którego celem było poznanie społecznych postaw wobec wprowadzenia euro w Polsce w perspektywie długofalowej.

– Temat euro będzie pewnie obecny w kampanii wyborczej niezależnie od tego, czy zwolennicy euro odważą się sami go podnieść. Będzie on użyty do budzenia i pogłębiania obaw społecznych związanych z euro i będzie jeszcze jednym narzędziem do atakowania opozycji. Jednocześnie uciekanie od tematu przez przedstawicieli opozycji pozbawi jej zwolenników, spośród których rekrutuje się gros zwolenników wejścia na drogę do euro, ważnego i wiarygodnego głosu dotyczącego przyszłości – zwracają uwagę dr Robert Sobiech i prof. Marek Góra, pomysłodawcy badania.

Najważniejsze wnioski z badania (szczegóły w załączniku):

  • Wyborcy obecnej opozycji deklarują silne poparcie dla przyjęcia euro w Polsce, zupełnie przeciwne zdanie mają za to zwolennicy rządu. Przyjęcie euro odrzuca 76,4% wyborców Zjednoczonej Prawicy. Sprzeciw wobec euro deklaruje ponad połowa (55,9%) wyborców Konfederacji.
  • Blisko połowa badanych (43,7%) opowiada się za rozpoczęciem przygotowań do wejścia Polski do strefy euro.
  • Miejsce w strukturze społecznej nie ma większego znaczenia dla poparcia przyjęcia euro w Polsce.

Poprzednie badania prowadzone przez Fundację Wolności Gospodarczej w ramach kampanii „KursNaEuro.pl” wykazały, że wprowadzenie euro jest w dużym stopniu postrzegane w kategoriach szybkiej zmiany, niosącej wiele zagrożeń zarówno dla codziennego życia, jak i funkcjonowania nieprzygotowanych do takiej zmiany instytucji państwa.

– Istniejące, nieliczne sondaże przeprowadzone przez polskie ośrodki badają na ogół opinie na ten temat tak, jak gdyby chodziło o wprowadzenie w Polsce euro praktycznie natychmiast. Nic więc dziwnego, że w warunkach wysokiej inflacji, wojny za wschodnią granicą i antyunijnej propagandy górę biorą obawy i ponad połowa badanych deklaruje, że jest przeciwna euro – zwracają uwagę autorzy koncepcji badania dr Robert Sobiech i prof. Marek Góra.

Źródło: Fundacja Wolności Gospodarczej.

Banki tylko w pół roku zawarły 70 tys. ugód z frankowiczami

frank-ugoda
Jak informuje Związek Banków Polskich, do końca II kwartału br. banki zawarły ok. 70 tys. ugód z frankowiczami. Co trzecia z nich nastąpiła w okresie trzech pierwszych miesięcy br. Eksperci prognozują, że w nadchodzących miesiącach dojdzie do tysięcy kolejnych takich porozumień. Ale nie brakuje też opinii, że bankom jest coraz ciężej przekonać frankowiczów do polubownego rozwiązania, bo proponowane ugody wciąż nie spełniają ich oczekiwań. Ponadto w przestrzeni publicznej mówi się o tym, że kredytobiorcy po czerwcowym wyroku TSUE coraz chętniej sondują u prawników, czy istnieje możliwość rozwiązania już zawartej ugody. ZBP zastrzega, że podważanie takich porozumień nie ma i nie może mieć masowego charakteru. Z kolei prawnicy dodają, że teoretycznie jest to możliwe, ale z reguły to skomplikowany i kosztowny proces, który nie w każdym przypadku doprowadzi do oczekiwanego rezultatu.

Banki zawierają coraz więcej ugód

Według danych pozyskanych ze Związku Banków Polskich (ZBP), do końca drugiego kwartału br. zostało zawartych (według wstępnych szacunków) ok. 70 tys. ugód banków z frankowiczami. Blisko 20 tys. z nich podpisano w okresie trzech pierwszych miesięcy tego roku. Jak podkreśla dr Tadeusz Białek, prezes ZBP, ugody zaproponowane przez przewodniczącego KNF są oferowane od ok. dwóch lat. A ten okres był trudny dla banków. Wzrost stóp procentowych w sposób oczywisty wyhamował dynamikę zawierania ugód, zwłaszcza w drugim półroczu 2022 roku.

– Istotnie banki znacząco polepszyły ofertę ugód i podpisują ich coraz więcej. Jednakże nadal zdecydowana większość z nich nie jest tak dobra, jak rozstrzygnięcia na drodze sądowej. Banki zachęcają klientów znaczącym obniżaniem salda i rozłożeniem pozostałej części długu zamienionego już na kredyt złotowy na raty ze stałym oprocentowaniem. Jednocześnie straszą przy tym, że korzystny wyrok nie jest pewny, a postępowanie sądowe może trwać latami – komentuje Adrian Goska, radca prawny z Kancelarii SubiGo.

Z kolei jak podkreśla adwokat Milena Mocarska z Kancelarii MBM Legal, kredytobiorcy niezwykle rzadko przegrywają sprawy w I instancji. A jeśli już dojdzie do takiej sytuacji, to przysługuje jeszcze apelacja i skarga kasacyjna do Sądu Najwyższego. Wobec tego ewentualny niekorzystny wyrok w I instancji nie zamyka sprawy. Ekspertka też dodaje, że żadne roszczenia banku, w szczególności związane z wynagrodzeniem za korzystanie z kapitału, nie są uzasadnione. Przesądził o tym TSUE w czerwcowym orzeczeniu.

– Z naszych obserwacji wynika, że większość frankowiczów, którzy zamierzali pójść do sądu, już to zrobiła. Według ostrożnych szacunków, co najmniej 1/3 klientów z aktywnymi umowami w ogóle nie planuje takiego rozstrzygnięcia. Decydują o tym różne czynniki, przede wszystkim koszty czy niechęć do sądzenia się przez lata. Potencjalnie więc jest to grupa najbardziej zainteresowana ugodami. Aczkolwiek widzimy zwiększanie się dynamiki zawierania ugód sądowych, co wcześniej było rzadkością – dodaje dr Białek.

ZBP widzi szansę na utrzymanie dynamiki

Do końca roku istnieje szansa na zawarcie kilku tysięcy ugód banków z frankowiczami, co prognozuje Adrian Goska. Według radcy prawnego z Kancelarii SubiGo, może to być efekt obaw niektórych kredytobiorców o czas trwania postępowania sądowego, który jest dość długi. Inni wolą mieć sprawę zamkniętą już teraz. Ekspert zaznacza, że podpisanie ugody z bankiem zamyka drogę do jakichkolwiek roszczeń odszkodowawczych, w tym o korzystanie z kapitału frankowicza o czym orzekł TSUE w czerwcu br.

– Patrząc na statystyki dotyczące ugód, liczę na utrzymanie dynamiki ich zawierania. I to przy ostrożnych szacunkach, bo docelowo jest to potencjalnie większy wolumen. Istota ugody pozostaje bez zmian, tzn. kredyt jest potraktowany jakby od początku był udzielony jako złotowy. Takie rozwiązanie jest o tyle wartością, że całkowicie eliminuje z umowy ryzyko kursowe – od początku jej obowiązywania, a nie od momentu zawarcia ugody – podkreśla prezes ZBP.

Według Mileny Mocarskiej, ugoda na korzystnych warunkach może być naprawdę dobrym rozwiązaniem pod warunkiem, że uwzględnia interesy i ustępstwa każdej ze stron. Zdaniem ekspertki, kredytobiorca nie powinien jednak poddawać się presji banku, godzić się na każde warunki, by tylko zakończyć spór. Coraz częściej w sprawach, w których jest już pozew w sądzie, a nawet nieprawomocny wyrok, banki próbują namówić klientów do ugody. Robią to z pominięciem pełnomocnika i sądu, co oczywiście nie powinno mieć miejsca.

– Mimo pewnego optymizmu, bankom coraz trudniej jest przekonać frankowiczów do podpisywania ugód, przede wszystkim ze względu na wysokie stopy procentowe. Kolejnym powodem jest rosnąca świadomość kredytobiorców. Oni zdają sobie sprawę z tego, że proponowane im warunki nie są dla nich opłacalne. Każdy, kto rozważa podpisanie ugody, powinien dokładnie przeanalizować propozycję banku i zastanowić się, czy sprawa sądowa, choć czasochłonna, nie jest dla niego korzystniejsza. Trzeba wziąć pod uwagę potencjalny zwrot nadpłaconych rat, opłat dodatkowych, a w późniejszym czasie również możliwe dochodzenie odszkodowania od banku – stwierdza radca prawny Adrian Goska.

Frankowicze chcą podważać zawarte ugody?

Oprócz dylematu w kwestii zawierania samych ugód na rynku pojawił się dodatkowy problem. Dr Białek zwraca uwagę na agresywny marketing niektórych kancelarii prawnych. One próbują tworzyć fałszywą narrację. Przekonują o rzekomo masowym zainteresowaniu podważaniem zawartych ugód. Natomiast z danych, które związek zbiera z banków, wynika, że takie przypadki mają charakter jednostkowy. Prezes ZBP podkreśla, że negowanie ugody zawartej przed sądem polubownym przy KNF wymaga oddzielnego postępowania. Kodeks postępowania cywilnego nie przewiduje podważenia takiego porozumienia z przyczyn merytorycznych, czyli w sytuacji, w której jedna ze stron nie zgadza się na przyjęte rozwiązanie kompromisowe, bo się rozmyśliła. Kwestionowanie możliwe jest tylko ze względów formalnych.

– Frankowicze po czerwcowym wyroku TSUE faktycznie coraz częściej przychodzą do kancelarii prawnych i dopytują o możliwość ewent. podważenia już zawartej ugody. Mówiąc wprost, dopiero badają grunt, czy mogliby coś jeszcze zyskać i czy w ogóle ten manewr jest możliwy. Jednak w sporej części uchylenie się od skutków prawnych złożonego oświadczenia w zakresie zawartej ugody jest dość trudne, tym bardziej że zawiera ona szereg informacji o skutkach oraz o pełnej świadomości jej podpisania. Z punktu widzenia kredytobiorcy, ugody zawierane ponad rok temu są o wiele gorsze niż te, które bank proponuje dziś. Klienci dostrzegli to i zaczynają studiować takie porozumienia. Jest oczywiście zbyt późno, aby cokolwiek negocjować. Jednak nie jest też tak, że tego typu ugód w ogóle nie da się podważyć, szczególnie tych zawieranych rok czy dwa lata temu – przekonuje radca prawny z Kancelarii SubiGo.

W ocenie Mileny Mocarskiej, uchylenie się od skutków ugody jest bardzo trudne. Wymagałoby to stwierdzenia, że ugoda była nieważna, np. z uwagi na klauzule niedozwolone. O ile takich klauzul można się doszukać w ugodach zawieranych kilka lat temu, o tyle prawdopodobieństwo takiej sytuacji w porozumieniach zawieranych w ostatnim czasie jest raczej znikoma. Inną możliwością jest powołanie się na błąd w zakresie faktów istotnych z punktu widzenia zawarcia takiego porozumienia. Zdaniem ekspertki, każdy przypadek trzeba przeanalizować i ocenić indywidualnie.

– Chcąc podważyć ugodę, trzeba byłoby udowodnić ważne uchybienia w procesie jej zawarcia albo wykazać niedoinformowanie o konsekwencjach jej podpisania. Uczestniczyłem w pracach nad wzorcem ugód. Wówczas jedną z najbardziej fundamentalnych kwestii było właściwe ułożenie obowiązków informacyjnych związanych z treścią porozumień. To stanowiło chyba najbardziej czasochłonną część tych ustaleń. Podważanie zawartych ugód nie ma i nie może mieć masowego charakteru – podsumowuje prezes Związku Banków Polskich.

Źródło: MondayNews Polska Sp. z o.o.

Badanie FWG: Polacy boją się euro, bo nie mają wiedzy na temat wspólnego pieniądza

helloquence-61189-unsplash

Polska jest już w NATO i Unii Europejskiej. Czy wykona konkretny krok ku pogłębieniu integracji ze swoimi sojusznikami wstępując do strefy euro i przyjmując wspólny europejski pieniądz? Jak wynika z badania fokusowego przeprowadzonego na zlecenie Fundacji Wolności Gospodarczej, Polacy, pomimo entuzjazmu wobec otwarcia się na Zachód, zgłaszają w tej sprawie obawy. Brak dostatecznej wiedzy połączony z utratą zaufania do państwa – to główny powód, dla którego Polacy przyznają się do niepokoju wobec perspektywy przyjęcia euro.

Grupowe badanie pogłębione (FGI) “Polacy wobec perspektywy wprowadzenia euro” zostało przeprowadzone na zlecenie Fundacji Wolności Gospodarczej w pierwszym kwartale br. przez firmę Day Ray. Autorami koncepcji badania są dr Robert Sobiech (Collegium Civitas) i prof. Marek Góra (Szkoła Główna Handlowa).

Najważniejsze wnioski:

  • Brak dostatecznej wiedzy połączony z utratą zaufania do państwa – to główne powody, dla których Polacy przyznają się do niepokoju wobec perspektywy przyjęcia euro.
  • Istnieje potrzeba działań edukacyjnych i informacyjnych na temat euro, które odpowiedzą na płynącą ze strony rządzących, w tym banku centralnego, dezinformację, która ma obrzydzić ludziom euro.
  • Obawy wobec przyjęcia euro dotyczą przede wszystkim mylnego przeświadczenia o – jakoby wiążącym się z tym – wzrostem cen oraz o tym, że przyjęcie euro miałoby zburzyć dotychczasowy porządek ekonomiczny i społeczny. Dlatego trzeba odnosić się do popularnych, ale kłamliwych mitów na tematu euro.
  • Polacy chcą czerpać wiedzę o euro od autorytetów naukowych oraz biznesowych. Nie przekonują ich politycy.

– Niestety, pomimo że mit o wzroście cen i tzw. “euro-drożyźnie” (częste skojarzenie z europejskim pieniądzem), w żadnym kraju nie znalazło potwierdzenia w rzeczywistości, to i tak stanowi on największe źródło lęków Polaków związanych z euro – komentuje Marek Tatała, CEO Fundacji Wolności Gospodarczej, która zleciła badanie.

Badanie fokusowe “Polacy wobec perspektywy wprowadzenia euro” zostało przeprowadzone w lutym br. przez firmę Day Ray na próbie 24 osób, kobiet i mężczyzn w dwóch grupach wiekowych (25-40 i 55+ lat) o zróżnicowanym wykształceniu (podstawowe/zawodowe, średnie, wyższe) i zróżnicowanym statusie rodzinnym, mieszkających zarówno w dużym mieście wojewódzkim, jak i mieście powiatowym. Autorami koncepcji badania są dr Robert Sobiech (Collegium Civitas) i prof. Marek Góra (Szkoła Główna Handlowa).

mat.prasowy

Obroty towarowe handlu zagranicznego w okresie styczeń-czerwiec 2023 r. wg GUS

g-crescoli-365895-unsplash

Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport o nazwie „Obroty towarowe handlu zagranicznego ogółem i według krajów w okresie styczeń-czerwiec 2023 roku”.

Jak czytamy w raporcie, obroty towarowe handlu zagranicznego  w styczniu – czerwcu 2023 roku wyniosły w cenach bieżących 821,4 mld PLN w eksporcie oraz 790,6 mld PLN w imporcie. Dodatnie saldo ukształtowało się na poziomie 30,8 mld PLN, podczas gdy w analogicznym okresie 2022 roku wyniosło minus 42,4 mld PLN. W porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku eksport wzrósł o 6,1%, a import spadł o 3,2%. Eksport wyrażony w dolarach USA wyniósł 190,3 mld USD, a import 183,1 mld USD (wzrósł odpowiednio w eksporcie o 2,4%, a w imporcie spadł o 6,6%). Jak dodaje GUS, dodatnie saldo ukształtowało się na poziomie 7,2 mld USD, w analogicznym okresie 2022 r. wyniosło minus 10,3 mld USD. Eksport wyrażony w euro wyniósł 176,4 mld EUR, a import 169,8 mld EUR (wzrósł odpowiednio w eksporcie o 4,9%, a w imporcie spadł o 4,3%). Dodatnie saldo wyniosło 6,6 mld EUR, podczas gdy w styczniu – czerwcu 2022 r. wyniosło minus 9,3 mld EUR.

Źródło: GUS.

Zainteresowanie handlem transgranicznym wśród polskich sprzedawców

markus-spiske-484245-unsplash
Zainteresowanie handlem transgranicznym wśród polskich sprzedawców stale rośnie. W ubiegłym roku już ponad 45 proc. merchantów korzystających z usług IdoSell sprzedawało za granicę. Jak konsumenci z różnych krajów kupowali w polskich sklepach? Jak przedsiębiorcy dawali sobie radę na rynkach Europy i świata?

Model cross-border jest coraz popularniejszy w e-commerce. Zainteresowanie handlem transgraniczny wzrasta z roku na rok. Potwierdzają to m.in. dane najbardziej efektywnej sprzedażowo polskiej platformy sklepowej IdoSell. Prawie połowa jej klientów wychodzi ze swoją ofertą na zagraniczne rynki.

– Trzeba jednak pamiętać, że otwarcie sklepu internetowego w konkretnym kraju to dopiero pierwszy krok. Merchanci powinni dobrze poznać preferencje klientów i dostosować do nich swój biznes. Z naszych badań wynika, że każdy rynek ma swoje unikalne potrzeby – mówi Marcin Stankiewicz, Product Manager zajmujący się zagadnieniem cross-border w IdoSell.

W Polsce końcówka roku, to najlepszy czas dla e-sklepów. Wysoki sezon zakupowy rozpoczyna się we wrześniu, kulminację ma pod koniec listopada i na początku grudnia, a kończy się tuż przed świętami Bożego Narodzenia.

– Nie inaczej jest w krajach, do których sprzedają nasi merchanci. Praktycznie w każdym z nich wysoki sezon w 2022 roku rozpoczynał się pod koniec września i moment największego skoku zamówień odnotowywał podczas Black Friday – mówi Sara Dzierżawska.

To pokazuje, że e-commerce jest bardzo zunifikowane oraz fakt, że doświadczeni sprzedawcy mogli przygotowywać ofertę specjalną na poszczególne rynki w tym samym okresie.

Źródło: IdoSell.

DEKRA: Coraz większa liczba cyberataków na łańcuchy dostaw

axel-ahoi-50659-unsplash
Z raportu Upstream 2023 Global Automotive Cybersecurity wynika, że w 2022 r. liczba ataków na API (interfejsy programistyczne aplikacji) w branży motoryzacyjnej wzrosła o 380%1. Coraz częściej celem ataków cyberprzestępców nie są jednak bezpośrednio koncerny samochodowe (OEM-y), a ich łańcuchy dostaw. W dzisiejszym świecie, producenci podzespołów do aut mają coraz węższe specjalizacje, co powoduje, że ich łańcuchy dostaw się wydłużają. Jednocześnie ta specjalizacja powoduje bardzo wysokie koszty jakichkolwiek zakłóceń w tym procesie, a tym bardziej zmiany dostawcy.

Według badania Software Supply Chain Security, przeprowadzonego w styczniu 2022 r. przez firmę Anchore, ataki na łańcuchy dostaw dotykają 62% organizacji. Natomiast aż 83% respondentów wskazuje, że zabezpieczanie oprogramowania łańcucha dostaw właśnie przed cyberprzestępcami to istotna kwestia.2 Jednym z głównych czynników wpływających na występowanie cyberataków na łańcuchy dostaw jest zwiększające się wykorzystywanie oprogramowania pochodzącego z różnych źródeł. Wiele współczesnych systemów opiera się na oprogramowaniu open source oraz komponentach pochodzących od różnych producentów, co zwiększa ryzyko wystąpienia luk w zabezpieczeniach i podatności na wprowadzanie złośliwego oprogramowania lub podmianę komponentów w celu infiltracji w systemy docelowe.

Powszechnym problemem jest przyjęcie efektywnego sposobu przekazywania swoim dostawcom wymagań w zakresie bezpieczeństwa, do jakich przestrzegania dana organizacja została zobowiązana przez swojego klienta – mówi Tomasz Szczygieł, ekspert ds. cyberbezpieczeństwa w DEKRA. – W tym aspekcie warto zwrócić uwagę na wybór istotnych elementów polityk bezpieczeństwa z uwagi na wpływ pracowników dostawcy na bezpieczeństwo informacji oraz ich odpowiednio szybką aktualizację w przypadku wystąpienia zmian. Należy również pamiętać o przekazywaniu tych informacji w taki sposób, aby były one w pełni zrozumiałe przez osoby bezpośrednio wykonujące zadania – dodaje ekspert DEKRA.

1 https://upstream.auto/reports/global-automotive-cybersecurity-report/
2 https://anchore.com/blog/2022-security-trends-software-supply-chain-survey/

Źródło: DEKRA.

Czy opłaca się inwestować w dolary, kiedy tracą na wartości?

jodko
Amerykański dolar spadł poniżej 4 zł, osiągając najniższe notowania wartości od dwóch lat. Rynek spodziewa się, że ten trend utrzyma się przez jakiś czas. Czy warto zatem oszczędzać w dolarach?

– Warto od razu zwrócić uwagę, że spadek wartości dolara wiąże się z pewnym paradoksem, a mianowicie z tym, że gospodarka Stanów Zjednoczonych lepiej, niż oczekiwano, poradziła sobie z inflacją. Inflacja spadła w Stanach do zaledwie 3 proc., co zwiększa prawdopodobieństwo obniżenia stóp procentowych przez amerykański bank centralny. I właśnie w krótkiej perspektywie pojawiają się inwestorzy spekulanci, którzy szukają rynków, gdzie stopy procentowe są coraz wyższe – zwraca uwagę Radosław Jodko, ekspert ds. inwestycji RRJ Group.
W Polsce już ok. 14 proc. wszystkich depozytów to te w walutach obcych – najpopularniejsze są dolary i euro.

– Jasne, że banki na razie proponują dość niskie oprocentowanie lokat w dolarach – choć już nawet w polskich bankach pojawiają się także nowe korzystne oferty depozytowe. Niezależnie jednak od wszystkiego pamiętajmy, że dolar to wciąż najważniejsza walut świata. Przy tego typu inwestycjach warto nie tyle przeliczać wszystko na złote, ale patrzeć na realną wartość, przykładowo – jak dużą nieruchomość można kupić płacąc w zgromadzonej walucie – wyjaśnia Jodko.

– Lokowanie oszczędności w obcej walucie z inwestycyjnego punktu widzenia nie jest sposobem na pomnażanie oszczędności, ale na ich dywersyfikację. Chodzi o to, żeby tak rozkładać swój portfel, by część pieniędzy trzymać w właśnie w pewnej obcej walucie, co nazywamy bezpieczną przystanią na czas niepewności – podsumowuje Radosław Jodko, ekspert ds. inwestycji RRJ Group.

Źródło: RRJ Group.

Przedsiębiorcy coraz mniej zainteresowani estońskim CIT-em

volkan-olmez-73767-unsplash

Według Ministerstwa Finansów, w pierwszych czterech miesiącach br. tzw. estoński CIT wybrało ponad 3 tys. spółek, co oznacza spadek rdr. o ponad połowę. Głównie były to podmioty z woj. mazowieckiego, śląskiego i wielkopolskiego. Najrzadziej decydowano się na taki krok w woj. warmińsko-mazurskim, lubuskim i podlaskim. Na takie rozwiązanie przeszły głównie spółki z o.o. I dotyczyło to blisko 3 tys. firm. Rok wcześniej takich przypadków było o ponad połowę więcej. Do tego w tym roku i w kolejnych latach resort spodziewa się mniej dynamicznego wzrostu zainteresowania ww. formą. Na chwilę obecną nie prowadzi też prac legislacyjnych. Zdaniem części ekspertów, to błąd, bo obecna regulacja wciąż wymaga doprecyzowania.

Spadek zainteresowania

Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że w pierwszych czterech miesiącach br. tzw. estoński CIT został przyjęty przez 3,2 tys. spółek. To o 53,1% mniej niż w analogicznym okresie ub.r. – 6,7 tys. Natomiast w całym zeszłym roku dotyczyło to 9,1 tys. podmiotów. – W mojej ocenie, mniejsze zainteresowanie estońskim CIT-em jest spowodowane tym, że firmy, które zamierzały na niego przejść, już wybrały ten sposób rozliczenia w poprzednim roku. Największy boom na dane rozwiązanie jest zwykle po wprowadzeniu nowych przepisów – komentuje doradca podatkowy Natalia Stoch-Mika z Kancelarii NSM LEGAL & TAX.

Jak stwierdza Tomasz Tratkiewicz, ekspert ds. podatków z organizacji Pracodawcy Rzeczypospolitej Polskiej, mniejszy wzrost liczby podatników, którzy wybrali estoński CIT, wynika z kilku przyczyn. Pierwsza to zdecydowanie mniejsza „akcja reklamowa” resortu finansów niż w 2022 roku. Druga to ciągła niepewność związana z interpretowaniem przepisów, w szczególności dot. ukrytych zysków oraz wydatków niezwiązanych z działalnością gospodarczą. Trzecia z przyczyn obejmuje warunki, które – pomimo zliberalizowania prawa – dla wielu spółek biznesowo mogą być nie do spełnienia, np. w zakresie zatrudnienia wymaganej minimalnej liczby pracowników.

– Zasady wprowadzone z początkiem ub.r. zrewolucjonizowały ryczałt od dochodów spółek i sprawiły, że estoński CIT stał się bardziej przyjazny dla podatników. Eliminacja progu przychodów i rezygnacja ze ściśle określonego wymogu ponoszenia nakładów inwestycyjnych miały istotne znaczenie dla procesu decyzyjnego przedsiębiorców. Wówczas rozszerzono też katalog podatników mogących korzystać z tego rozwiązania. Tegoroczne zmiany, których celem było wyeliminowanie wątpliwości zgłaszanych Ministerstwu Finansów, nie miały aż tak dużego znaczenia dla decyzji o wejściu w alternatywny system opodatkowania. Z tego może wynikać spadek liczby podmiotów wybierających ryczałt od dochodów spółek w bieżącym roku – mówi doradca podatkowy Katarzyna Winiecka z Ostrowska-Krzewina, Winiecka Kancelaria Doradztwa Podatkowego.

Najlepsze i najsłabsze wyniki

Według danych Ministerstwa Finansów, w pierwszych czterech miesiącach br. tzw. estoński CIT wybierały głównie spółki z woj. mazowieckiego – 546 (rok wcześniej – ponad 1,3 tys.), śląskiego – 427 (989), a także wielkopolskiego – 419 (755). Natomiast na końcu zestawienia widać woj. warmińsko-mazurskie – 37 (rok wcześniej – 97), lubuskie – 59 (120), jak również podlaskie – 71 (132).

– Struktura ta odpowiada rozkładowi liczby przedsiębiorców pomiędzy poszczególnymi województwami. W czołówce statystki znajdują się spółki z woj. mazowieckiego, śląskiego i wielkopolskiego. Są to województwa, w których swoje biznesy lokuje najwięcej przedsiębiorców. Nie dziwi zatem, że właśnie wśród tamtejszych podmiotów więcej spółek zdecydowało się na opodatkowanie ryczałtem od dochodów spółek – tłumaczy Katarzyna Winiecka.

Od stycznia do kwietnia br. na estoński CIT najchętniej przechodziły spółki z o.o. – blisko 3 tys. (w analogicznym okresie ub.r. – 6,4 tys.). – Są one najczęstszą formą prowadzenia firmy w Polsce. Przeważnie są również wybierane przez podmioty nastawione na długofalowe inwestowanie, a właśnie w spółkach inwestycyjnych estoński CIT cieszy się największą popularnością – wyjaśnia ekspertka z NSM LEGAL & TAX.

Kolejne w tym zestawieniu są spółki komandytowe – 107 (rok wcześniej – 190), akcyjne – 29 (77), a także proste spółki akcyjne – 21 (17). – W przypadku PSA wzrost jest skorelowany z rosnącym zainteresowaniem prowadzenia działalności w tej formie prawnej. Obowiązuje ona począwszy od lipca 2021 roku i jest coraz częściej zakładana. Nie dziwi zatem fakt, że wśród rosnącej liczby nowych spółek, zdarzają się takie, które wybierają opodatkowanie w formie ryczałtu od dochodów spółek. W mojej ocenie, łatwiej jest zdecydować się na CIT estoński nowym podmiotom mogącym odpowiednio zaplanować swoją działalność – zauważa Winiecka.

Ograniczony potencjał wzrostu

W tym roku oraz w kolejnych latach Ministerstwo Finansów spodziewa się mniej dynamicznego lecz stabilnego wzrostu zainteresowania tą formą opodatkowania. Aktualnie resort nie prowadzi prac legislacyjnych w zakresie estońskiego CIT-u. Natomiast obserwuje oraz analizuje, jak wpływa to rozwiązanie m.in. na kondycję spółek czy wpływy do budżetu państwa. Na tej podstawie, w duchu otwartego dialogu z przedsiębiorcami, będą podejmowane decyzje co do ewentualnych zmian legislacyjnych w przyszłości.

– Z całą pewnością konieczne są zmiany systemowe. Obecna regulacja jest nieprecyzyjna, zawiera wiele luk i obszarów potencjalnych sporów między organami a podatnikami. Co więcej, cześć wymogów stawianych firmom wydaje się nie mieć uzasadnienia w istniejącym systemie podatkowym i realiach gospodarczych. Tak jest chociażby z zakazem korzystania z estońskiego CIT-u przez podmioty, które mają pośród swoich wspólników spółki. Niestety, ale to pokazuje, jak niska jakość legislacji w Polsce bezpośrednio szkodzi gospodarce – ocenia prof. Adam Mariański, przewodniczący komisji podatkowej Business Centre Club i partner Kancelarii Mariański Group.

W opinii Tomasza Tratkiewicza, wzrost liczby spółek, które będą wybierać CIT estoński, nie osiągnie już takiej dynamiki jak w zeszłym roku. Jeżeli państwu zależy na promocji tej formy opodatkowania, np. ze względu na wspieranie inwestycji, to należałoby wprowadzić dalsze uproszczenia w ryczałcie od spółek, jak np. doprecyzowanie przepisów w zakresie ukrytych zysków oraz wydatków niezwiązanych z działalnością gospodarczą. Pozwoliłoby to być może w przyszłości na realnie większe niż w tym roku wzrosty liczby spółek wybierających CIT estoński.

– W kolejnych latach wybór estońskiego CIT-u ustabilizuje się. Ryczałt od przychodów spółek będą wybierać nowe podmioty, które w perspektywie długoletniej będą inwestować swoje zyski, bez ich wypłaty w formie dywidendy. Z mojego doświadczenia wynika też, że w tzw. spółkach inwestycyjnych rzadko można spotkać koszty, które w ryczałcie od przychodów spółek definiowane są jako ukryte zyski. Nie wykluczam oczywiście, że spółki, które aktualnie istnieją na rynku, również będą wybierać taką formę rozliczenia. Niemniej jednak, moim zdaniem, nie będzie już tak dużego zainteresowania, jak na początku wprowadzenia tych zmian – uważa Natalia Stoch-Mika.

Jak prognozuje prof. Mariański, w najbliższym czasie minie swoisty efekt nowości, a zainteresowanie estońskim CIT-em spadnie. Pojawią się też naturalne problemy z rozliczeniami. Firmy, które zostaną wykluczone z reżimu ryczałtowego, będą stanowiły przestrogę dla innych, rozważających zmiany. Konieczne jest doprecyzowanie przepisów i usunięcie istotnych wątpliwości, pojawiających się w praktyce. Celem zmian powinno być zapewnienie przedsiębiorcom stabilności i przewidywalności rozwiązania, a także łatwości rozliczenia w praktyce stosowanego ryczałtu. Dobrym rozwiązaniem byłoby też wprowadzenie zmian otwierających ryczałt na dodatkowe podmioty, np. działające w prostych strukturach holdingowych.

Źródło:

© MondayNews Polska | Wszelkie prawa zastrzeżone.

Obroty towarowe handlu zagranicznego w okresie styczeń-marzec 2023 roku wg GUS

adeolu-eletu-38649-unsplash

Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport nt obrotów towarowych handlu zagranicznego ogółem i według krajów. 

Jest to raport za okres styczeń-marzec 2023 roku. Jak informuje GUS, obroty towarowe handlu zagranicznego[1] w styczniu – marcu 2023 roku wyniosły w cenach bieżących 418,1 mld PLN w eksporcie oraz 404,5 mld PLN w imporcie. Dodatnie saldo ukształtowało się na poziomie 13,6 mld PLN, podczas gdy w analogicznym okresie 2022 roku wyniosło minus 21,3 mld PLN. W porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku eksport wzrósł o 12,5%, a import o 3,0%.
GUS zwraca uwagę, że ze względu na zaokrąglenia danych, w niektórych przypadkach sumy składników mogą się nieznacznie różnić od podanych wielkości „ogółem”.

[1] Zbiór danych o obrotach handlu zagranicznego ma charakter otwarty. Dane publikowane wcześniej są korygowane w miarę napływu zgłoszeń celnych oraz INTRASTAT. Dane za okres styczeń – marzec 2023 r. zostały uzupełnione o niezarejestrowane zgłoszenia celne za miesiące wcześniejsze br.

Źródło: GUS.

Codzienne zakupy w sklepach zdrożały rdr. o przeszło 20 proc.

fabian-blank-78637-unsplash

W kwietniu codzienne zakupy w sklepach były droższe średnio o ponad 20% rdr. Sama żywność i napoje rdr. zdrożały o nieco ponad 19%. Największy wzrost odnotowały karmy dla zwierząt – o blisko 49% rdr. Drugie w rankingu są warzywa z wynikiem prawie 36% rdr. Na trzecim miejscu znalazła się chemia gospodarcza ze zwyżką o prawie 28%. Na końcu zestawienia mamy produkty tłuszczowe, owoce i używki – droższe niż rok wcześniej odpowiednio o 8,5%, ponad 10% i niecałe 13%. Komentujący te dane eksperci mówią, że dynamika wzrostu cen faktycznie spada, ale też dodają, że dwucyfrowe podwyżki wciąż utrzymują się w sklepach. To oznacza, że ceny będą dalej rosły, tylko wolniej niż do tej pory. I taki stan może potrwać nawet przez najbliższych 5 lat.

Spis treści:
Dynamika spada, ale wciąż będzie drogo
Drożyźniana „top piątka” w sklepach
Tłuszcze i mięso trochę „odpuściły”

Dynamika spada, ale wciąż będzie drogo

Według raportu pt. „INDEKS CEN W SKLEPACH DETALICZNYCH”, autorstwa UCE RESEARCH i Uczelni WSB Merito, w kwietniu br. codzienne zakupy były droższe średnio o ponad 20% w porównaniu z analogicznym okresem ub.r. W marcu wzrost przekroczył 23% rdr. Analiza objęła 17 kategorii i 100 najczęściej kupowanych przez konsumentów artykułów. Łącznie zestawiono ze sobą blisko 68 tys. cen. Z kolei uwzględniając tylko grupę żywność i napoje bezalkoholowe, obejmującą 13 kategorii, ceny poszły w górę średnio o nieco ponad 19% rdr.

– W analizie widać spadek tempa przyrostu cen rdr. w porównaniu z marcem 2023 roku, ale poziom z kwietnia jest prawie taki sam jak w styczniu i w lutym br. Dla mnie oznacza to stabilizację cen na wysokim, nieakceptowanym przez społeczeństwo poziomie. Biorąc jeszcze pod uwagę prognozy z Raportu o inflacji NBP z marca tego roku, musimy być przygotowani na długotrwałość wzrostu cen. Przez 4, a może nawet i 5 kolejnych lat produkty będą drożały, choć w dość wolnym tempie – komentuje prof. Marian Noga, ekonomista z Uniwersytetu WSB Merito.

Jak stwierdza Piotr Bielski, dyrektor Departamentu Analiz Ekonomicznych w Santander Bank, wzrost cen zaczął spowalniać z dwóch powodów. Po pierwsze, działają efekty statystyczne tzw. wysokiej bazy. Porównujemy obecny poziom cen z tym sprzed roku, kiedy zaczęły gwałtownie piąć się w górę. Po drugie, potaniały paliwa i niektóre inne surowce, a także umocnił się kurs złotego. To wszystko powoduje, że towary importowane stają się tańsze. Nadal jednak widać, że tzw. rozpęd cen z miesiąca na miesiąc pozostaje wysoki.

– Od strony podażowej do obniżenia dynamiki przyczyniły się głównie spadki opłat za energię, z racji wyjścia z szoku energetycznego, finalnie obniżając koszty produkcyjne. Natomiast od strony popytowej mamy konsumenta, który zmienił swoje nawyki. On rzeczywiście oszczędza pieniądze, wybierając tańsze marki własne oraz ograniczając zbyteczne wydatki. W efekcie wywiera presję na detalistów, którzy zmuszeni są do obniżania cen lub zmiany propozycji produktowej – mówi Jakub Jakubczak, analityk sektora Food & Agri z Banku BNP Paribas.

Do powyższego dr Edyta Wojtyla z Uniwersytetu WSB Merito dodaje, że dynamika wzrostu cen w sklepach nadal utrzymuje się na szkodliwym dla konsumentów poziomie. To efekt wciąż wysokich kosztów produkcji, które zostały przerzucone na klientów przy utrzymaniu marż gwarantujących producentom i sprzedawcom zyski. I jak twierdzi ekspertka, niestabilna sytuacja rynkowa i zmienne otoczenie gospodarcze wymuszają na dostawcach ustalanie zawyżonych cen. Dzięki temu mogą unikać strat np. w wyniku zmian przepisów, niedoboru surowców czy wzrostu stałych opłat. Do tego niestabilna wartość waluty krajowej podbija ceny produktów importowanych.

– Widać wyraźnie, że dynamika wzrostu cen spada, ale faktycznie dość wolno. W naszej ocenie, średnie podwyżki w sklepach przez kilka, a może nawet i kilkanaście najbliższych miesięcy wciąż będą rdr. dwucyfrowe, poza drobnymi wyjątkami. Na rynku będziemy też obserwować niekontrolowane skoki cen poszczególnych towarów, które w miarę bieżących możliwości szybko będą się stabilizować – prognozują autorzy raportu.

Ponadto prof. Noga uważa, że obniża się tempo wzrostu cen, ale nie jest to jakiś gwałtowny spadek. Wiemy też, że gospodarstwa domowe o niskich i średnich dochodach już wykorzystały na bieżące potrzeby większość swoich oszczędności. W związku z tym wyraźnie ograniczone zostały wydatki na dobra żywnościowe.

Drożyźniana „top piątka” w sklepach

Jak wynika z raportu, w kwietniu najmocniej znowu podrożały karmy dla zwierząt – o blisko 49% rdr. Zdaniem prof. Nogi, karmy dla zwierząt właśnie odnotowały szczyt cenowy. Z kolei na drugim miejscu w zestawieniu znajdują się warzywa, które podrożały o prawie 36% rdr. W obrębie tej kategorii widzimy, że np. cena cebuli rdr. poszła w górę o niecałe 130%, marchwi – o ponad 88%, a kapusty – o 32%.

– Produkcja karm nierozerwalnie wiąże się z cenami mięsa i warzyw. Te pierwsze ostatnio przestały tak szybko rosnąć, ale koszty zakupu warzyw wciąż są wysokie. Patrząc na to z perspektywy czasu, art. dla zwierząt w kolejnych miesiącach powinny stracić dużą dynamikę wzrostu, ale powrót do cen sprzed okresu drożyzny nie będzie raczej możliwy – podkreślają autorzy badania.

Z kolei w kwestii warzyw sytuacja wygląda nieco inaczej. Według Jakuba Jakubczaka wzrosty w ostatnich miesiącach wynikały z mieszanki czynników jeszcze z 2022 roku i jednorazowych wydarzeń z 2023 roku. Rekordowo wysokie koszty energii w ub. roku wpłynęły na znaczące ograniczenie produkcji szklarniowej w Polsce oraz Europie, która wspiera rynek w pierwszych miesiącach każdego roku.

– Dodatkowo atak zimy w Hiszpanii i w Afryce Północnej spotęgował braki warzyw na rynku w tym okresie. Możemy zatem spodziewać się realnych spadków cen w najbliższych miesiącach, szczególnie w sytuacji gdy na rynku pojawią się lokalne warzywa, a podaż szklarniowa i zagraniczna się odbuduje – wyjaśnia ekspert z Banku BNP Paribas.

Na trzecim miejscu w kwietniowym zestawieniu widzimy chemię gospodarczą, która podrożała o blisko 28% rdr. Na ten wynik wpływ miały przede wszystkim podwyżki cen papieru toaletowego – o ponad 63% rdr. oraz proszku do prania – o przeszło 52% rdr. Dalej w rankingu mamy nabiał – niespełna 27% rdr. oraz dodatki spożywcze – nieco ponad 26% rdr. W obrębie tej ostatniej kategorii np. majonez podrożał o prawie 52% rdr.

– To, ile płacimy za produkty chemiczne, zależy przede wszystkim od wartości energii elektrycznej. Ewentualne wyhamowanie cen jest uzależnione od regulatora państwowego. Z kolei nabiał drożeje pomimo tego, że spółdzielnie mleczarskie obniżają cenę skupu mleka, bo zaczynają notować straty. To może dawać nadzieję na to, że ceny w sklepach również wyhamują – dodaje prof. Noga.

Według autorów badania, wzrost cen w kategorii dodatków spożywczych został „nakręcony” przez majonez oraz musztardę. To mogło być wynikiem okresu przedświątecznego. Obecnie ceny tych art. powinny zacząć się stablicować. Dalej w zestawieniu mamy pieczywo ze średnim wzrostem rdr. na poziomie 25% i napoje z podwyżką prawie 19% rdr.

Tłuszcze i mięso trochę „odpuściły”

Najmniej spośród siedemnastu analizowanych kategorii rdr. podrożały produkty tłuszczowe – o 8,5%. Natomiast przedostatnie miejsce w rankingu drożyzny zajmują owoce – ponad 10% rdr. Wyżej są używki – prawie 13% oraz słodycze i desery – przeszło 13%.

– Niższa dynamika wzrostu cen produktów tłuszczowych wynika z uregulowania się rynku po stronie podaży oraz ustabilizowania cen transportu i energii. Wojna w Ukrainie, w tym utrudnienia w dostawach z tego kraju, a także sankcje nałożone na Rosję i Białoruś ograniczyły liczbę dostawców na rynku europejskim i krajowym. Ceny w tej kategorii są zwyczajowo wyższe w okresie zimowym, kiedy ogranicza się podaż jajek i masła – zaznacza dr Edyta Wojtyla.

Prof. Noga uważa, że ceny słodyczy i deserów, niebędących towarami pierwszej potrzeby, nie mają dla smakoszy większego znaczenia. I dodaje, że ekonomiści powszechnie mówią o zjawisku uniezależnienia się popytu od ceny tych produktów. Ich nabywcy to głównie ludzie dysponujący tzw. funduszem swobodnej decyzji. Od jego poziomu zależeć będzie popyt na te towary, co de facto może doprowadzić do wzrostu cen w tym obszarze.

Patrząc na pozostałe kategorie wzięte pod uwagę w badaniu, widać np. mięso i wędliny, które nie drożeją już tak mocno jak wcześniej. W kwietniu ceny poszły w górę odpowiednio o 14% i blisko 17% rdr. Dla porównania, w marcu mięso zaliczyło wzrost rdr. na poziomie ponad 22%, a wędliny były droższe o prawie 25% rdr.

– Na niższą dynamikę wzrostu cen tych kategorii względem innych przełożyło się ustabilizowanie, zaburzonej w wyniku wojny i kryzysu energetycznego, podaży pasz, leków, hodowli i usług transportowych. Jednak produkty wciąż drożeją w tempie dwucyfrowym, a więc nie należy mówić o stabilizacji, zwłaszcza gdy odniesieniem jest wysoka baza z tamtego roku. W przypadku kształtowania się cen znaczenie ma też sezonowość. W kwietniu, tuż przed Wielkanocą, zwyczajowo rosły. Klienci, nie chcąc przepłacać, zaopatrzyli się w mięso i wędliny już w marcu. Następnie po świętach, popyt spadł, co wpłynęło właśnie na wyhamowanie dynamiki wzrostu cen – podsumowuje dr Edyta Wojtyla.

Źródło: Serwis Agencyjny MondayNews.

Rekordowa wartość wymiany handlowej Irlandii z Polską?

uscisk reki

W 2022 r. wartość wymiany handlowej pomiędzy Irlandią, a Polską przekroczyła 6 mld EUR, z czego eksport z Irlandii do Polski wyniósł 4 mld EUR, co oznacza ponad 10% wzrost w porównaniu do 2021 r. Ponad 130 firm irlandzkich eksportuje do Polski, a 62 mają tu swoje oddziały zatrudniające ponad 12 tys. pracowników. Kolejne firmy między innymi z sektora cyberbezpieczestwa planują otwarcie swoich oddziałów w Polsce, a inne planują rozszerzenie działalności i kolejne inwestycje. Według przedstawicieli irlandzkiego rządu także w tym roku może paść kolejny rekord jeśli chodzi o wartość wymiany handlowej pomiędzy Irlandią i Polską. 16 maja br. przyjedzie do Polski Dara Calleary, irlandzki minister stanu ds. promocji handlu, regulacji cyfrowych i firm, który spotka się z przedstawicielami firm technologicznych aktywnych w Polsce. Wizyta ministra będzie okazją do wymiany doświadczeń i prezentacji przykładów irlandzkich firm, które z sukcesami działają w naszym kraju. Przedstawiciele irlandzkiego rządu liczą na dalsze poszerzanie współpracy pomiędzy polskimi i irlandzkimi firmami, szczególnie w zakresie nowych technologii oraz innowacji dla rolnictwa.

Jedną z najnowszych irlandzkich inwestycji jest uruchomiona 16 marca 2023 r. fabryka opakowań kartonowych Smurfit Kappa w Pruszkowie zmodernizowana kosztem 40 mln EUR. Obiekt jest w tej chwili największym zakładem produkcyjnym Smurfit Kappa w Polsce i jednym z najnowocześniejszych tego typu w Europie.

„Istnieje kilka powodów dobrych stosunków gospodarczych między Polską a Irlandią, jednym z nich są na pewno trwałe, międzyludzkie, niejednokrotnie rodzinne relacje, bo w Irlandii mieszka 125 tysięcy Polaków. Są bardzo dobrze zintegrowani ze społeczeństwem irlandzkim i są największą mniejszością narodową, stanowiącą 2,5% ogółu populacji w Irlandii. Irlandzkie firmy chętnie zatrudniają Polaków, doceniają ich kompetencje i doświadczenie. Często także wykorzystują ich obecność do rozpoczęcia eksportu produktów i usług do Polski lub otwarcia tu swoich oddziałów”- komentuje Dara Calleary, irlandzki minister stanu ds. promocji handlu, regulacji cyfrowych i firm.

Drugi czynnik łączący Polskę i Irlandię to nastawienia na globalnie skalowalne innowacje i technologie cyfrowe, w tym np. fintech i cyberbezpieczeństwo.

Irlandia plasuje się na 5 miejscu europejskiego indeksu gospodarki i społeczeństwa cyfrowego i właśnie ogłosiliśmy naszą National Digital Strategy, w ramach której chcemy aby 90% małych i średnich firm osiągnęło podstawowy poziom ucyfrowienia do 2030 i żeby 75% dużych firm analizowało posiadane dane, korzystało z chmury i sztucznej inteligencji”dodaje minister Calleary.

Przy okazji wizyty ministra irlandzka firma 4Securitas oferująca innowacyjne rozwiązania z obszaru cyberbezpieczeństwa ogłosi start działalności na polskim rynku. „Dla 4Securitas wejście na nowy, rosnący rynek taki jak Polska jest strategicznym krokiem i dużym wyzwaniem. Naszym celem jest rozpowszechnienie rewolucyjnego modelu aktywnej cyberobrony i monitoringu zagrożeń w czasie rzeczywistym. Tworzenie suwerennych, europejskich rozwiązań w obszarze cyberbezpieczeństwa gwarantuje nam niezależność technologiczną. Wejście na polski rynek jest ważnym etapem w tym procesie i obecnie szukamy w Polsce partnerów biznesowych, którzy chcą sprzedawać i wdrażać najnowocześniejsze rozwiązania z zakresu cyberbezpieczeństwa wśród swoich klientów”, mówi Stefan Umit Uygur, prezes i współzałożyciel 4Securitas.

Kolejnym przykładem polsko-irlandzkiej technologicznej współpracy jest Oblivious, firma założona przez dwóch doktorantów Uniwersytetu Oksfordzkiego: Polaka Roberta Pisarczyka i Irlandczyka Jacka Fitzsimmonsa. Naukowcy specjalizujący się w teorii i praktycznych aplikacjach komputerów kwantowych wraz z zespołem programistów stworzyli rozwiązanie pozwalające wielu podmiotom na analizowanie danych przy zachowaniu ich poufności dzięki wykorzystaniu tzw. bezpiecznych enklaw. Oblivious właśnie pozyskał 5,35 mln EUR finansowania na rozwój od grupy funduszy inwestycyjnych. Wśród klientów Oblivious są m.in. firmy telekomunikacyjne, agendy ONZ i urzędy statystyczne.

„Polska jest bardzo atrakcyjnym rynkiem dla irlandzkich firm, co potwierdzają przykłady PM Group, JFC, ICON, Smurfit Kappa, Keywords Studios, które inwestują i z sukcesami działają tu od wielu lat czy nawet dekad i są cenionymi pracodawcami. Te firmy bardzo dobrze znane na rynku irlandzkim przetarły drogę dla kolejnych irlandzkich przedsiębiorców z branży technologii cyfrowych, medycznych, producentów maszyn rolniczych, czy sektora inżynieryjnego. Właśnie dzięki tej aktywności widzimy znaczący wzrost wymiany handlowej między Polską i Irlandią. Szacuję, że w przyszłym roku padnie kolejny rekord jeśli chodzi o wartość wymiany handlowej pomiędzy naszymi obydwoma krajami”- podsumowuje minister Calleary.

„Czasami nie zdajemy sobie sprawy, jak często sięgamy po irlandzkie produkty w naszym codziennym życiu. Jako przykład możemy podać chociażby leki, gdzie 80% z 8 najczęściej kupowanych leków na świecie jest produkowanych w Irlandii, czy stenty sercowo-naczyniowe, gdzie 75% globalnej produkcji pochodzi z Irlandii. Równie często firmy irlandzkie obecne w Polsce są pionierami nowoczesnych rozwiązań w innych dziedzinach, jak np. rolnictwo precyzyjne i ekologiczne. Innym przykładem jest silny klaster 60 firm irlandzkich zaangażowanych w budowę obiektów z obszaru tzw. wysokich technologii (high-tech construction), które z sukcesami wdrażają swoje międzynarodowe doświadczenie i know-how do projektów rozwijanych na polskim rynku” – dodaje Tonia Spollen-Behrens, dyrektor Enterprise Ireland na Polskę i kraje bałtyckie.

Enterprise Ireland jest irlandzką agendą rządową wspierającą irlandzkie firmy w innowacjach i zwiększaniu eksportu na globalnych rynkach. Enterprise Ireland ma 50 biur w 24 krajach, wspiera ponad 4000 irlandzkich firm. Odnotowały one w 2022 r. 32 mld EUR eksportu i zatrudniają w sumie 218 tys. pracowników.

Enterprise Ireland jest też bezpośrednim inwestorem w ponad 3000 irlandzkich firm i regularnie inwestuje w kolejne. W rankingu serwisu Pitchbook opublikowanym w 2022 r. Enterprise Ireland było najaktywniejszym inwestorem na rynku europejskim z 988 inwestycjami w okresie od 2018 do 2022 r. Organizacja obchodzi w 2023 r. 25-lecie swojej działalności.

Warszawskie biuro Enterprise Ireland również działa od 25 lat i wspomaga irlandzkie firmy wchodzące i działające na rynku polskim i rynkach bałtyckich.

Źródło: Enterprise Ireland.

Firmy będą poszukiwać sposobów na redukcję kosztów w łańcuchu dostaw

Truck on a road in the evening

Wiele firm stoi obecnie w obliczu presji finansowej. Według ekspertów EY w wyniku pojawienia się oznak spowolnienia światowej gospodarki, słabnie popyt oraz ewoluuje rola łańcucha dostaw, stając się strategicznym elementem. Pojawił się więc wyraźny nacisk na redukcję kosztów w tym obszarze przy jednoczesnym podniesieniu wydajności, terminowości i odporności na czynniki zewnętrzne.1 Remedium okazać się może zewnętrzne zarządzanie łańcuchem dostaw.

Spis treści:
Strategicznie o kosztach
Dostęp do światowej klasy rozwiązań
Poprawa terminowości

Skala problemów z łańcuchami dostaw drastycznie wzrosła w 2020 roku wraz z początkiem pandemii COVID-19. To w połączeniu z nawet dwucyfrową inflacją w wielu krajach, niedoborem siły roboczej, podwyżkami cen energii czy opóźnieniami w przeładunkach portowych wprowadziło trudny czas dla firm, dla których transport stanowi ważny obszar operacyjny. Wydajność łańcucha dostaw może bowiem decydować o sukcesie przedsiębiorstwa, a odpowiednie nim zarządzanie wymaga dużego doświadczenia, know-how oraz wdrożenia innowacyjnych rozwiązań technologicznych.

Strategicznie o kosztach

Poprzednie zachwiania gospodarki pokazały, że okoliczności wielkiej niepewności nie wymagają od przedsiębiorstw dużych zmian, a strategicznego planowania. Oprócz audytu wewnętrznych możliwości, firmy będą musiały ponownie skonfigurować swoje łańcuchy dostaw w najbardziej efektywny sposób. To wpłynie na optymalizację finansową i podniesienie rentowności całego biznesu, ponieważ szacuje się, że nawet 50%-75% kosztów prowadzenia działalności gospodarczej zależy bezpośrednio od łańcuchów dostaw.2

– Jedną z największych korzyści, płynących ze współpracy z zewnętrznymi podmiotami zarządzającymi łańcuchami dostaw, jest optymalizacja kosztowa przy jednoczesnym zwiększeniu efektywności i elastyczności czy zmniejszeniu ryzyka wystąpienia różnych zagrożeń związanych z transportem towarów. Dzięki temu firma skupia się na głównym obszarze swojego biznesu, zostawiając logistykę w rękach specjalistów – komentuje Bartosz Boguszewski, Manager Value Protect Solutions w firmie C.H. Robinson.

Outsourcing usług stanowi obecnie megatrend, który będzie rozwijał się w najbliższych latach. Jak wynika z raportu Deloitte, 50% ankietowanych wskazało, że znalezienie wykwalifikowanych pracowników w odpowiednim budżecie staje się coraz bardziej niemożliwe3, a rośnie przy tym potrzeba otaczania się ekspertami, by móc rywalizować na globalnym rynku.

Dostęp do światowej klasy rozwiązań

Technologia w dalszym ciągu przekształca tradycyjne procesy logistyczne, zmuszając firmy do dostosowania się do nich. Dostęp do narzędzi cyfrowych i zaawansowanego oprogramowania optymalizującego jest kluczem do konfiguracji działań logistycznych. Firmy wyspecjalizowane w zarządzaniu łańcuchami dostaw przeprowadzają również symulacje z wykorzystaniem cyfrowych bliźniaków. W ten sposób modelują i badają potencjał różnych opcji, by dostarczać klientom wydajniejsze usługi.

– Coraz istotniejsze dla firm staje się także prowadzenie biznesu w sposób zrównoważony. Zwracają one wówczas uwagę na odpowiednie zarządzanie energią, odpowiedzialne zaopatrzenie czy realizację ostatniej mili za pomocą innowacyjnych rozwiązań. Poza tym potrzebują narzędzi, które mierzą ich starania i dostarczają danych do raportowania. To znowu wymaga inwestycji przedsiębiorstw w rozwiązania technologicznie, a korzystając z usług podmiotu zewnętrznego, w tak zwanym gratisie otrzymują dostęp do światowej klasy nowoczesnych rozwiązań i systemów – dodaje ekspert C.H. Robinson.

Poprawa terminowości

W badaniu Gartnera aż 76% managerów przyznało, że obecnie ich firmy borykają się z częstszymi zakłóceniami w łańcuchach dostaw niż trzy lata temu, a opóźnienia przesyłek między Chinami a Europą czy Stanami Zjednoczonymi wzrosły czterokrotnie od marca 2022 r.4 Opóźnienia dostaw towarów są więc prawdziwą bolączką branży TSL, a można je znacząco zminimalizować, a nawet wyeliminować dzięki zastosowaniu zewnętrznego zarządzania łańcuchem dostaw. To rozwiązanie daje bowiem dostęp do wielu różnych sposobów transportu, co umożliwia wybór formy, która będzie najlepiej dopasowana do danego produktu i klienta, przyspieszy dostawę oraz zredukuje ryzyko wystąpienia opóźnień.

– Wpływ na utrzymywanie wysokiego poziomu terminowości dostaw mają również odpowiednie planowanie tras, śledzenie jej w czasie rzeczywistym oraz szybka reakcja w przypadku jakichkolwiek zakłóceń. Jest to z kolei możliwe dzięki połączeniu odpowiednich technologii i urządzeń GPS z doświadczonymi ekspertami, którzy zajmują się zarządzaniem łańcuchami dostaw – dodaje Bartosz Boguszewski.

1 https://www.ey.com/en_us/coo/rapid-supply-chain-cost-reduction-strategies
2 j.w.
3 https://www2.deloitte.com/us/en/pages/operations/articles/global-outsourcing-survey.html
4 https://www.gartner.com/en/supply-chain/trends/supply-chain-analytics-mitigate-business-disruptions

Źródło: C.H. Robinson.

Knight Frank: Dubaj cementuje status hubu dla multimilionerów

Bez tytułu

Według The Wealth Report, sztandarowego, globalnego raportu Knight Frank, ceny luksusowych nireuchomości w Dubaju zdrożały w 2022 r. o 44,2%, utrzymując pozycję numer jeden w indeksie prowadzonym przez Knight Frank Prime International Residential Index (PIRI 100) i jednocześnie cementując swój status hubu dla grupy osób o bardzo wysokich dochodach, których majątek przekracza 30 milionów USD (Ultra-High Net Worth Individuals, UHNWI). Mają na to wpływ ułatwienia wizowe. PIRI 100 to indeks śledzący ceny nieruchomości luksusowych w 100 lokalizacjach na świecie – miastach oraz kurortach nadmorskich i narciarskich.

Spośród 100 rynków śledzonych przez indeks PIRI 100, który analizuje ceny nieruchomości mieszkaniowych premium w 100 lokalizacjach na całym świecie, 85 odnotowało dodatni lub stały wzrost cen w 2022 r. Obie Ameryki odnotowały wzrost cen na poziomie 7% nieznacznie prześciagając region EMEA (6,5%) oraz Azji i Pacyfiku, w którym ceny wzrosły nieznacznie, bo o 0,4%.

Resorty wypoczynkowe odnotowały wyższe wzrosty cen. Lokalizacje nadmorskie i podmiejskie w odnotowały średni wzrost cen o 8,4%, nieznacznie wyprzedzając ośrodki narciarskie, w których ceny wzrosły średnio o 8,3%. Słabszy wzrost cen odnotowano w miastach, gdzie ceny rosły średnio o połowę mniej niż w kurortach nadmorskich i podmiejskich (4,2%).

Rok 2021 nazwaliśmy „anomalią”, dlatego, ze był to rok charakteryzujący się niespotykanym wzrostem cen, po tym jak kraje ponownie otworzyły się po pandemii. Po takim boomie trudno było oczekiwać, że w 2022 r. nastąpi powrót do normalnego rynku. Pomijając rok 2021, rok 2022 zanotował najwyższy poziom wzrostu cen nieruchomości premium w ujęciu rocznym (5,2%) od czasu światowego kryzysu finansowego. Ucieczka kapitału do bezpiecznych przystani i ograniczenia w podaży odegrały swoją rolę w napędzaniu wzrostu cen najlepszych nieruchomości, ale to gwałtowny wzrost sprzedaży po pandemii powodował wzrost cen,”powiedziała Kate Everett-Allen, partner, residential research w Knight Frank.

Boom na światowych rynkach mieszkaniowych po pandemii dał impuls do jeszcze większego wzrostu cen w ciągu ostatnich 12 miesięcy, ale nawet rynki dóbr luksusowych nie są odporne na wahania stóp procentowych, które obecnie obserwujemy. Wzrost cen spowolni w 2023 r., ale rynki raczej ulegną deflacji niż załamaniu – to nie jest rok 2008,” – dodała Liam Bailey, global head of research w Knight Frank.

Analitycy Knight Frank ujawniają, że wolniejszy wzrost cen nie jest wszędzie na takim samym poziomie. Niektóre kraje bardziej od innych odczuwają wahania w światowej gospodarce. W 2022 r. 15 państw z indelksu PIRI 100 odnotowało spadek cen. W 2021 r. było to tylko 7. Prawie połowa tych, które odnotowały spadki jest w regionie Azji i Pacyfiku. Rynki, które odnotowały najwyższy wzrost cen w czasie pandemii, obecnie należą do tych notujących najwyższe spadki: Wellington (-24%); Auckland (-19%); Sztokholm (-8%); Vancouver (-7%) i Seul (-5%). Miasta odczuwają spadki cen bardziej niż kurorty zimowe czy letnie.

Źródło: Knight Frank.