Jak zdobyć pracę przez telefon

Niektórzy pracodawcy rozpoczynają weryfikację kandydata już w czasie rozmowy telefonicznej. Oto poradnik, jak zabłysnąć przez telefon i odnieść sukces w procesie rekrutacji.
Do rozmowy telefonicznej trzeba się odpowiednio przygotować. Przede wszystkim należy zadbać o ciszę i pomieszczenie, w którym będziemy sami. Pamiętaj, że doświadczony rekruter może wyczuć z jakiego miejsca rozmawiasz i co robisz – postaraj się wyciszyć i skupić na rozmowie. Zamknij pocztę elektroniczną, wyłącz radio, powiadom domowników, że przez pewien czas będziesz nieosiągalny. – W czasie, kiedy szuka się pracy trzeba szczególnie pilnować, aby bateria w telefonie była stale naładowana – to drobiazg, ale kluczowy – mówi dyrektor Działu Rozwoju Rynków w Work Service.
Rozmowa może być wspomagana połączeniem wideo oraz testami elektronicznymi, dlatego postaraj się mieć przygotowany komputer z dostępem do Internetu. Jeśli nie posiadasz kamery – nie martw się – pracodawca na pewno wziął taką sytuację pod uwagę i nie powinno to zaszkodzić Twojej kandydaturze.
Tuż przed rozmową dokładnie przeczytaj swoje CV, opis oferty oraz wymagania pracodawcy na stanowisko, na które aplikujesz. Powinieneś wiedzieć, jakie cechy są niezbędne w danym zawodzie i w czasie rozmowy akcentować te składowe swojego CV, które są z nimi zgodne. – Warto sobie przypomnieć wydarzenia z własnego życia, które mogą uwiarygodnić nasze CV i jednocześnie udowodnią, że nadajemy się do pracy w określonym zawodzie. Jeśli praca wymaga kontaktu z ludźmi lub umiejętności pracy w grupie – rekruter może nas zapytać, jaka sytuacja z przeszłości świadczy o tym, że posiadamy takie kompetencje.
W czasie rozmowy odpowiadaj konkretnie na pytania rekrutera. –  Ważne jest, aby nie koloryzować i bazować na swoim CV. – Jeśli obawiasz się zaskakującego pytania przygotuj kilka zwrotów, które dadzą Ci czas na zastanowienie. Mogą to być sformułowania typu: „To trudne pytanie – muszę się chwilę zastanowić”, „To zależy od wielu czynników”, „Nie tak łatwo odpowiedzieć na to pytanie” – dodaje dyrektor.
Ostatnia rada odwołuje się do Twojej samooceny i wiary w sukces. Staraj się myśleć o sobie w perspektywie osoby, która już zdobyła to stanowisko. – Mówią, że wiara czyni cuda i jest to w dużej mierze prawda. Rozmawiając z pracodawcą mów, co zrobisz, a nie co myślisz, że można by było zrobić na tym stanowisku. Takie podejście pokazuje Twoje zdeterminowanie i poważne podejście do swojej aplikacji. Nie myl jednak pewności siebie z arogancją – ostrzega Tomasz Hanczarek prezes zarządu Work Service S.A.
Warto wziąć sobie do serca wspomniane rady, jednak należy też pamiętać, że to „ćwiczenie czyni mistrza”. Nie przejmuj się więc, jeśli pierwsza rozmowa się nie powiedzie. Nie poddawaj się, a poszukiwanie pracy zakończy się sukcesem.

Nieruchomość komercyjna za minimum 400 tys. zł

Jeśli dom, to raczej cztero- lub pięciopokojowy, za co najmniej 400 tys. zł, ale niekoniecznie wiele więcej i o przeciętnej powierzchni do 200 m2.
Powyższe nieruchomości komercyjne stanowią specyficzny segment rynku nieruchomości, zwłaszcza jeżeli chodzi o duże miasta. O ile w mniejszych miejscowościach, małych miasteczkach i na wsiach domy stanowią zdecydowanie przeważającą część zasobów mieszkaniowych, o tyle w dużych miastach nie są już tak dostępne ani powszechne, przede wszystkim ze względu na wysokiem ceny i ograniczoną dostępność gruntów. Na zakup tej nieruchomości komercyjnej decydują się zazwyczaj rodziny z dziećmi posiadające raczej tzw. zasobny portfel albo przynajmniej wysoką zdolnością kredytową. Koszty budowy i materiałów we wszystkich lokalizacjach są podobne, ale pamiętajmy, że to wartość gruntu determinuje końcowa cenę domu.
Oczekiwania poszukujących domów zmieniają się w czasie. Chętni na nieruchomość w Katowicach jeszcze w czerwcu 2012 roku najczęściej ograniczali cenę do 600 tys. W styczniu 2013 roku co piąty z nich uznał, że za dom może zapłacić góra 400 tys. zł.
Klienci szukający domów wiedzą, że muszą zapłacić za taką nieruchomość więcej. W niektórych miastach bez wahania jako dolną granicę wpisują kwoty sięgające miliona złotych. Coraz częściej jednak wybierane są także domy nieco tańsze.
Najniższych cen spodziewają się klienci z Katowic i Łodzi. W pierwszym z miast w jednej czwartej przypadków cena powinna być wprawdzie niższa niż 300 tys. zł (w porównaniu z czerwcem 2012 wzrost o 6 pp), ale też nie powinna być wyższa niż 400 tys. zł (19 proc.) lub 500 tys. zł (16,5 proc.). W Łodzi wyniki są podobne. Także w innych miastach widać niechęć potencjalnych klientów do płacenia zbyt wysokich sum. W Krakowie 400 i 500 tys. zł jako maksymalna cenę wskazuje po 19 proc. użytkowników serwisu, a w Poznaniu odpowiednio 23 i 22 proc. osób.
Znacznie droższe domy poszukiwane są w Trójmieście i Wrocławiu. Tam klienci są skłonni płacić kwoty sięgające 600-700 tys. zł. Na tym tle w Warszawie mamy do czynienia z czymś, co można nazwać cenową orgią. Jeden na pięciu nabywców gotów jest zapłacić za dom co najmniej milion złotych, choć odsetek takich klientów jest niższy niż w czerwcu 2012 roku.

Ostatnie dni na wypicie kawy latte z obniżonym VAT-em

Kupując w Poniedziałek Wielkanocny kawę latte lub cappuccino musimy przygotować się na większy wydatek – w cenie zapłacimy bowiem już nie 8-proc. ale 23-proc. VAT. 1 kwietnia wchodzą też w życie inne ważne dla przedsiębiorców zmiany w VAT. Łatwiej będzie wręczać klientom próbki produktów, ale za to bardziej skomplikowane stanie się oferowanie im darmowych kalendarzy z logo firmy. Pierwsza część zmian wprowadzonych ustawą z 7 grudnia 2012 r. o zmianie ustawy o podatku od towarów i usług oraz niektórych innych ustaw obowiązuje już od 1 stycznia. 1 kwietnia 2013 r. to data, z którą wchodzi w życie druga część nowych regulacji. Poniżej najważniejsze z tych zmian.
Opodatkowaniu VAT-em podlega odpłatana dostawa towarów. Jednak ustawa o VAT w pewnych okolicznościach uznaje za czynność odpłatną także przekazanie bez wynagrodzenia, gdy na etapie nabycia przedsiębiorcy przysługiwało prawo do odliczenia.
Jednym z wyjątków, który wyłącza z opodatkowania nieodpłatne przekazania mimo istnienia prawa do odliczenia na etapie nabycia, są próbki. Zmieniona definicja próbki została rozszerzona, co jest korzystną informacją dla przedsiębiorców i konsumentów. Po zmianach próbką jest egzemplarz identyfikowalny jako próbka, mający na celu wyłącznie promocję sprzedaży, a nie jak obecnie – niewielka ilość towaru. Próbka ma pozwolić na ocenę cech i właściwości, ale nie może służyć zaspokojeniu potrzeb odbiorcy końcowego, chyba że zaspokojenie potrzeb odbiorcy jest nieodłącznym elementem promocji towaru i ma skłaniać go do zakupu.
Od kwietnia zmianie ulegnie także definicja działalności gospodarczej. Pojęcie to ma kluczowe znaczenie przy ustalaniu statusu podatkowego w VAT. Podatnikiem tego podatku są bowiem osoby fizyczne i prawne a także jednostki organizacyjne niemające osobowości prawnej, które samodzielnie wykonują działalność gospodarczą.
Od kwietnia trzeba także liczyć się z podwyżkami cen kawy w restauracjach i kawiarniach. Podstawowa 23-proc. stawka VAT obejmować będzie nie tylko sprzedaż kawy i herbaty, ale także napojów, do których wykorzystywane są napary z kawy i herbaty. Zmiana ta oznacza brak możliwości interpretacyjnych, pozwalających na opodatkowanie kawy latte czy cappuccino tak, jak napoju mlecznego – stawką 8-procentową.

Nowe nieruchomości komercyjne wchodzą do Polski

Niemiecka sieć nieruchomości komercyjnych – hoteli bez gwiazdek ma na oku aglomeracje. Zacznie od Warszawy i Krakowa. Choć najwięksi entuzjaści wieścili najazd światowych sieci hotelowych na EURO 2012, boomu nie było, bo nikomu nie opłacało się budowanie nieruchomości komercyjnej na dwutygodniową imprezę. Jednak inwestorzy z branży zaczęli się przekonywać do polskiego rynku, widząc niskie nasycenie hotelami — zwłaszcza sieciowymi. Według Horwath  HTL, od dwutysięcznego siódmego roku, kiedy przyznano Polsce organizację piłkarskich mistrzostw, do ubiegłego roku., kiedy się one odbyły, liczba tych nieruchomosci komercyjnych – hoteli w Polsce wzrosła z niecałych 1,4 tys. do prawie 2 tys. Polską zainteresowali się zagraniczni operatorzy hotelowi (jak Best Western) czy też inwestorzy (jak Wenaasgruppen, który kupił hotel Jan III  Sobieski w Warszawie). Zainteresowanie rynkiem nie gaśnie. Wejście do Polski zapowiada między innymi niemiecka sieć Motel One. — Nasz pierwszy hotel powstanie w Warszawie, przy ul. Tamka. Kolejny będzie Kraków — ze względu na potencjał. Chcielibyśmy też wejść do miast regionalnych, jak Poznań, Wrocław czy Gdańsk, ale to pieśń przyszłości — mówi Christian Lainer, dyrektor rozwoju Motel One na Europę Środkową. Polska to element strategii szybkiego

Spółka Kammela znika

Zajmująca się organizacją szkoleń spółka Sparrow, założona przez prezentera telewizyjnego Tomasza Kammela i jego znajomą Ewę Wróbel, została postawiona w stan likwidacji – podaje „Puls Biznesu”. To ta sama firma, której Katarzyna Niezgoda, życiowa partnerka Kammela, zlecała usługi warte miliony. Firma Sparrow przegrała proces sądowy, w toku którego domagała się od Pekao zapłaty ponad 1,25 mln złotych. Chodziło o rzekome zaległości, które wynikały z tego, że bank nie zapłacił za zorganizowane szkolenia. Po wydaniu przed sąd orzeczenia spółka, której działalność była od maja ubiegłego roku zawieszona, znów zaczęła funkcjonować. Jednak jej jedyną decyzją było rozwiązanie spółki i postawienie jej w stan likwidacji.
Sprawa ma związek z głośną aferą, która wybuchła w 2009 roku po publikacji „Pulsu Biznesu”. Gazeta napisała, że Katarzyna Niezgoda, najpierw jako wiceprezes Banku BPH, a potem Pekao zlecała wykonanie usług szkoleniowych firmie Sparrow, której współzałożycielem jest jej życiowy partner Tomasz Kammel. W rekordowym dla Sparrow roku 2008 przychody firmy sięgnęły ponad 18 milionów złotych. Gdy Katarzyna Niezgoda została dyscyplinarnie zwolniona z Pekao, przychody zaczęły spadać, by w 2011 roku osiągnąć 235 tysięcy złotych.
Jak podaje „Puls Biznesu”, Tomasz Kammel nie rezygnuje z działalności biznesowej. W Krajowym Rejestrze Sądowym wpisane są dwie spółki, których współwłaścicielem jest telewizyjny prezenter. Jedna, podobnie jak Sparrow, zajmuje się szkoleniami, druga zaś ma wybudować farmę wiatrow

Decydujemy się na kartę kredytową

Co powinieneś wiedzieć decydując się na kartę kredytową Wiele osób nie wie na co zwracać uwagę, gdy bank proponuje im kartę kredytową. Zwykle przeceniamy ważność oprocentowania i nie dość dokładnie sprawdzamy informacje na temat opłat za korzystanie czy kosztów ubezpieczeń dodawanych do karty.
Wśród produktów kredytowych służących do finansowania wydatków konsumpcyjnych najmniej wiemy o kartach kredytowych. Jest to bowiem produkt bardziej skomplikowany niż kredyt ratalny czy limit kredytowy w rachunku. Dwa najważniejsze parametry karty to oprocentowanie i opłata za korzystanie. Nierzadko jednak nie przywiązujemy do nich wystarczającej uwagi lub skupiamy się na czymś co tak naprawdę nie ma dla nas większego znaczenia.
Dla przykładu nie zwracamy uwagi na opłatę za korzystanie, gdyż banki przekonują nas, że karta jest darmowa. W rzeczywistości jednak karta jest zwykle bezpłatna tylko w pierwszym roku a w kolejnych opłata za nią nie jest naliczana jeśli będziemy z niej często korzystać. Decydować może wartość operacji wykonanych w minionym roku lub ich liczba. Zwykle, aby uniknąć opłaty należy co miesiąc płacić nią za zakupy o łącznej wartości ok. 1000 zł. Znajdziemy jednak oferty, w których ten limit jest istotnie niższy. Decydując się na kartę warto więc sprawdzić warunki zniesienia opłaty, a także to, ile będziemy musieli zapłacić jeśli ich nie spełnimy. Z reguły bank nalicza wtedy roczną opłatę w wysokości ok. 60 zł rocznie. O ile nie doceniamy opłat za korzystanie z karty to przeceniamy ważność poziomu jej oprocentowania. Kartę najczęściej bierze się bowiem po to, aby korzystać z nieoprocentowanego kredytu trwającego do niecałych 2 miesięcy. Gdy ktoś potrzebuje pożyczki na dłuższy okres to bardziej opłaca mu się skorzystać z pożyczki gotówkowej czy limitu w rachunku. Oprocentowanie karty zwykle ma więc drugorzędne znacznie. Staje się ono istotne tylko jeśli ktoś spłaca co miesiąc jedynie cześć zadłużenia. Wtedy naliczane odsetki są z reguły dość wysokie. Oprocentowanie kart kredytowych często jest bowiem zbliżone do najwyższego dopuszczalnego przez prawo poziomu, który obecnie wynosi 19%.

Polacy marzą o domu za miastem

Ranking inwestycji deweloperskich pokazał, że Polacy najchętniej zamieszkaliby w domu za miastem, blisko lasu, na osiedlu o kameralnym charakterze. O takich nieruchomościach marzymy. A co ostatecznie wybieramy? Przede wszystkim kierujemy się ceną i lokalizacją, choć coraz większą wagę przykładamy do aranżacji otoczenia i rozwiązań energooszczędnych. Okazuje się, że lokalizacja w centrum miasta nie jest już dla kupujących najważniejsza. Spośród 15 cech przypisanych nieruchomościom i przedstawionych głosującym, bliskość centrum plasuje się dopiero na 12 miejscu. -Ludzie są coraz bardziej mobilni. Hałas miasta zamieniają na spokojne otoczenie lasów, godząc się tym samym na nieco dłuższą drogę do pracy, ale w zamian otrzymując prawdziwy wypoczynek w domowym zaciszu i czystsze powietrze. Wśród najnowszych trendów na rynku nieruchomości widać wyraźny zwrot ku ekologii. Zarówno kupujący, jak i deweloperzy zwracają uwagę na wyposażenie inwestycji mieszkaniowej w rozwiązania ekologiczne, które nie tylko zapewnią ochronę środowisku, ale także pozwolą zmniejszyć koszty utrzymania nieruchomości. Do takich rozwiązań należą m.in. pojemniki do segregacji odpadów, energooszczędne oświetlenie czy nowoczesne systemy ogrzewania. To znak, że Polacy zaczynają patrzeć na nieruchomości z szerszej perspektywy. Nabywcy analizują nie tylko koszt zakupu nieruchomości, ale także jej przyszłe utrzymanie (ogrzewanie, gaz, prąd, woda). Coraz więcej osób zdaje sobie sprawę, że zakup mieszkania to dopiero początek wydatków. Często okazuje się, że warto na początku zainwestować więcej, np. w dobre materiały budowlane, wentylację z odzyskiem ciepła, kolektory słoneczne, by przez kolejnych kilkanaście lat znacznie zaoszczędzić na kosztach eksploatacji. Nowością wprowadzoną w ostatnim czasie przez deweloperów jest pozostawienie kupującym znacznie większej swobody w aranżacji wnętrz. Jak wynika z raportu, Polacy szukają mieszkań funkcjonalnych w dłuższej perspektywie czasu, zarówno dla bezdzietnego małżeństwa, jak i później, gdy pojawią się dzieci. Nieruchomości deweloperskie powinny charakteryzować się rozwiązaniami, które pozwolą przyszłym lokatorom na takie zabiegi jak wydzielenie większej liczby pokoi, dodatkowej łazienki, garderoby lub schowka.

Pogarsza się jakość portfela kredytów mieszkaniowych

Z najnowszego opracowania Biura Informacji Kredytowej wyłania się obraz jakości portfela kredytów mieszkaniowych zaciągniętych w ostatnich latach. Czy kredyty walutowe spłacane są lepiej od złotowych? Jakie czynniki wpływają na jakość portfela kredytów?
Z danych zaprezentowanych przez BIK wynika, iż w latach 2005–2012 banki udzieliły 2 035 tys. kredytów mieszkaniowych, z których 1 667 tys. pozostawało w grudniu 2012 r. w spłacie. Spośród nich 1 045 tys. było nominowanych w złotych, 622 tys. w walutach obcych. Standardowa ocena jakości portfela kredytów mieszkaniowych potwierdza rosnące wskaźniki kredytów straconych (opóźnionych w obsłudze powyżej 90 dni) wynikające z naturalnego starzenia się portfela. Ciekawszych danych dostarcza analiza vintage. W jej ramach każda generacja (rok udzielenia kredytu) przeanalizowana została oddzielnie, umożliwiając odróżnienie procesu starzejącej się struktury wieku portfela od zmian jakości kredytowania. Oddzielnej ocenie poddano zarówno portfel złotowy i walutowy. Oto wnioski, jakie wysunęli autorzy opracowania na podstawie wspomnianej analizy: kredyty walutowe udzielone po 2008 r. są znacznie lepszej jakości. Potwierdza to m.in. wyraźnie mniejszy wpływ osłabienia złotego wobec franka w drugiej połowie 2011 r. na odsetek kredytów straconych w tej grupie, niż na analogiczny wskaźnik obliczany dla portfela walutowego pochodzącego z lat 2005-2008 r.  Portfele złotowe są gorszej jakości od walutowych. Najgorszy portfel wśród złotowych wykazał w grudniu 2012 r. opóźnienia powyżej 90 dni na 4,2% rachunków otwartych w tamtym roku, najgorszy portfel walutowy tylko na 1,4% rachunków. Co więcej nawet osoby, które w 2006 r. zaciągnęły kredyt walutowy pomimo znaczącego wzrostu zadłużenia spłacają je lepiej niż te, które wtedy zaciągnęły je w złotówkach. Najgorszym rocznikiem zarówno w portfelu złotowym i walutowym jest zdecydowanie 2008 r. Łączny udział rachunków straconych w roczniku zależy w bardzo dużym stopniu od struktury walutowej. Im większy jest udział kredytów w walucie obcej, tym niższy, liczony łącznie, udział rachunków straconych w danym roczniku. Analiza łączna portfela złotowego i walutowego wskazuje, iż roczniki o dominacji złotego (2010-2012) podążają trajektorią obliczoną w ten sam sposób dla rocznika 2008 r.

Przedłużająca się zima a nieruchomości komercyjne

Przedłużająca się zima niestety bardzo uderza po kieszeni właścicieli nieruchomości komercyjnych. Za ogrzewanie w marcu będzie trzeba zapłacić o połowę więcej niż w ubiegłym roku. Ostrzejsza zima spowoduje także, że za cały sezon grzewczy rachunek będzie tym razem o kilkaset złotych wyższy niż w zeszłym roku. Niewiele tu pomoże tu styczniowa obniżka cen gazu. Przedłużający się sezon grzewczy kosztuje właściciela przeciętnego domu przynajmniej kilkanaście złotych, a właściciela mieszkania przynajmniej kilka złotych dziennie. Trudno się więc dziwić, że spoglądając na nienaturalną dla marca aurę za oknem wiele osób chwyta się za portfel w obawie o wysokość rachunku za ogrzewanie. Gdyż zapotrzebowanie na ciepło jest obecnie mniej więcej o połowę wyższe niż w marcu ubiegłego roku. Co więcej, na podstawie danych z okresu od września 2012 r. do marca br. można szacować, że zapotrzebowanie na ciepło będzie o 11,9% wyższe niż w poprzednim sezonie grzewczym. Przed nami pozostały już tylko dwa ostatnie miesiące korzystania z kaloryferów, które tego wyniku nie powinny znacznie zmienić.
Niestety właściciele nieruchomości inwestycyjnych nie tylko muszą się zmierzyć z bardziej wymagającą zimą, ale też wyższymi stawkami za nośniki energii, czyli: węgiel, energię elektryczną czy olej. Zgodnie z danymi GUS, wszystkie one drożeją. Staniał jedynie gaz, ale dopiero od stycznia br., przez co wpływ tej zmiany na cały aktualny sezon grzewczy jest ograniczony. W lutym br. uśredniona cena nośników energii była wyższa o 1,1% względem lutego sprzed roku. Najbardziej podrożało ciepło z sieci (o 4,9%). W przypadku opału (średni wskaźnik dla węgla, drewna i oleju opałowego) i energii elektrycznej wzrost był już znikomy.

Cypr kusi nieruchomościami komercyjnymi

Są pierwsze symptomy spadku cen nieruchomości komercyjnych takich jak: apartamentów i domów na dotkniętej kryzysem wyspie. Wyspa Afrodyty wciąż uchodzi za jedno z atrakcyjniejszych miejsc do zamieszkania na stałe lub czasowo. Kusi ponad 330 słonecznymi dniami w roku, przyjaznym klimatem, stylem życia i urodą. Dotychczas jej atutem była również stabilna sytuacja polityczno- gospodarcza i korzystny system podatkowy. Teraz sytuacja się zmieniła, ale nie wszystkich inwestorów to martwi. Są tacy, którzy liczą na zmniejszenie popytu na cypryjskie nieruchomości komercyjne i spadek ich cen. Cypryjczycy też są spokojni. Wiedzą, że jest ciężko, ale wierzą, że to sytuacja przejściowa. Duże nadzieje pokładają w podmorskich złożach gazu ziemnego u południowych wybrzeży, które amerykańska firma Noble Energy oszacowała po próbnych wierceniach na 140-230 mld m sześc. Dzięki nim Cypr miałby szansę stać się jednym z największych eksporterów gazu dla państw europejskich, a prace przy nich mogłyby zwiększyć zapotrzebowanie na kupno i wynajem nieruchomości. W perspektywie roku ruchy cen nie są pewne, ale w dłuższym czasie hossa wydaje się być bardzo prawdopodobna. Inwestycja może więc przynieść realne zyski. O atrakcyjności Cypru dla Polaków świadczy też wzrost kursów lotniczych na wyspę. Uruchamiają je kolejne linie lotnicze w największych polskich miastach: Warszawie, Krakowie, we Wrocławiu, w Szczecinie, Poznaniu, Gdańsku i Rzeszowie. Można z nich dolecieć do Larnaki lub Pafos. Lot trwa od 2,5 do 3 godzin, a bilety można kupić w promocji już za niespełna 500 zł. Raj jest więc w zasięgu ręki.

800 tysięcy mkw. powierzchni komercyjnej w budowie

W tym roku na polskim rynku nieruchomości komercyjnych obok mniejszych centrów zakupowych pojawią się też duże obiekty handlowe. W Polsce jest dziś w budowie blisko 800 tys. mkw. powierzchni nieruchomości komercyjnej. W 2013 roku, w przeciwieństwie do roku minionego, poza mniejszymi lokalnymi centrami handlowymi, planowane są też duże obiekty. Mimo to zainteresowanie inwestorów niedużymi centrami handlowymi, służącymi do robienia wygodnych i szybkich zakupów nie słabnie. Dzięki dużej aktywności deweloperów oferta rynku zwiększy się w tym roku o ok. 600 tys. mkw., wynika z szacunkowych danych. To znacznie więcej niż przyrost podaży zanotowany w 2012 roku, kiedy oddane zostało 485, 6 tys. mkw. nowoczesnej powierzchni handlowej. Przy czym nowa podaż zdominowana była przez mniejsze obiekty handlowe, a jedynym większym centrum handlowym była ukończona Galeria Rzeszów (42 tys. mkw.).
W Polsce jest teraz ok. 400 centrów handlowych, w których znajduje się w sumie 9,2 mln mkw. Miniony rok był okresem handlowego boomu w mniejszych miastach, liczących nawet mniej niż 100 tys. mieszkańców. Centra handlowe stanęły m.in. w Ciechanowie, Bełchatowie, Tczewie, Grudziądzu, Świdnicy, Kluczborku czy Kędzierzynie-Koźlu. W tej chwili w małych miastach w budowie znajduje się ok. 20 projektów. Nowe obiekty nieruchomości komercyjne powstają m.in. w Chojnicach, Czechowicach-Dziedzicach, Ełku, Inowrocławiu, Łomży, Nowym Sączu, czy Siedlcach.W niedużych miastach powstają różnego rodzaju placówki, zarówno duże centra handlowe o profilu regionalnym (np. Brama Pomorza w Chojnicach), parki handlowe typu „zakupy codzienne” (Park Handlowy Grudziądz), jak i miejskie centra handlowe (Galeria Veneda Łomża).
Deweloperzy wciąż eksplorują nowe koncepty i lokalizacje, dopasowując rozwiązania do potrzeb konkretnego rynku. Nawet na tzw. nasyconych rynkach znajdują miejsca na niszowe, profilowane inwestycje, jak outlety, czy retail parki skupiające najemców reprezentujących poszczególne branże, np. elektroniczną, meblową czy budowlaną.

Zarobki prezesów polskich banków coraz wyższe

Rekordzistą jest włoski prezes Banku Pekao Luigi Lovaglio. Jego zasadnicze wynagrodzenie wyniosło ponad 3,5 mln zł, a do tego trzeba doliczyć prawie milion złotych premii.
Luigi Lovaglio, włoski prezes Banku Pekao, był w zeszłym roku najlepiej zarabiającym polskim finansistą. Do kieszeni wpadło mu prawie 4,5 mln zł. Przeciętne roczne wynagrodzenie prezesa wielkiego banku w Polsce wynosi 2,9 mln zł brutto. Wciąż mniej niż kolegów na Zachodzie. „Gazeta” przyjrzała się zeszłorocznym zarobkom top menedżerów zarządzających dziesięcioma największymi polskimi bankami. Większość zafundowała sobie podwyżki. Prezesi zarabiali lepiej zwłaszcza w tych instytucjach, które w zeszłym roku poprawiły swoje zyski. Pretekstów do wypłacania premii nie brakowało, bo według KNF cała branża bankowa osiągnęła w zeszłym roku 16,14 mld zł zysku netto i był to najlepszy rok w jej historii.
Prezes Lovaglio położył na łopatki nawet tych finansistów, którzy zarządzają instytucjami większymi niż Bank Pekao. Prezes konkurencyjnego PKO BP Zbigniew Jagiełło w zeszłym roku zarobił 2,5 mln zł. I choć on też zainkasował przy okazji niemałą podwyżkę (ok. 400 tys. zł), to nie zmieścił się w pierwszej piątce.
Można się dziwić, że aż tak duża różnica – niemal 2 mln zł – dzieli prezesa Lovaglia i szefa PKO BP, który nie tylko zarządza wyższym majątkiem, ale też wypracowuje wyższe zyski. Chociaż z drugiej strony – w Banku Pekao zyski wciąż rosną, a w PKO BP – już stoją w miejscu. Poza tym Luigi Lovaglio zawsze cenił się wysoko. Nawet kiedy był „tylko” wiceprezesem zarządu Pekao, bywało, że zarabiał więcej niż ówczesny szef Jan Krzysztof Bielecki (dziś szef Rady Gospodarczej przy premierze).
Panteon najlepiej wynagradzanych bankowych menedżerów jest co roku podobny. Stale pojawiają się Sławomir Sikora, prezes Citi Handlowego, czy Cezary Stypułkowski, szef BRE Banku. Prawdopodobnie po raz ostatni gości tu natomiast Bogusław Kott, który od 15 lat prezesuje Bankowi Millennium i jest dziś najstarszym stażem „czynnym” prezesem banku. Kott (w zeszłym roku do kieszeni wpadło mu 2,7 mln zł) zapowiedział już, że w tym roku odejdzie ze stanowiska.
Milion euro rocznie, które w przeliczeniu na złotówki inkasuje prezes Lovaglio – i setki tysięcy euro, które wkładają do kieszeni jego koledzy zarządzający innymi bankami – to zaledwie stany średnie jak na standardy europejskie. Np. w większości brytyjskich banków prezesi inkasują po 1-1,5 mln funtów. Prezes niemieckiego Commerzbanku zarabia pół miliona euro rocznie i jest to maruder swoich kolegów. Head hunterzy, zawodowo zajmujący się rekrutacją osób na wysokie stanowiska menedżerskie, twierdzą zgodnie, że większość prezesów zarządzających polskimi bankami bez problemu znalazłaby pracę na podobnym stanowisku w dowolnym kraju w Europie. A skoro ich kwalifikacje są „międzynarodowe”, to może i pensje powinny takimi być?

Kupujemy coraz mniejsze nieruchomości

Dla wielu Polaków zakup własnej nieruchomości inwestycyjnej, to wciąż odległe marzenie. Przyczyny to przede wciąż malejące zdolności nabywcze i ceny nieruchomości. W efekcie, kupowane domy są coraz mniejsze. Wydłuża się również czas sprzedaży – obecnie na nabywcę trzeba czekać średnio nawet 200 dni.
Mediana powierzchni tych, sprzedanych w ubiegłym roku przez pośredników wynosi 152 m kw. i jest o 8 m kw. mniejsza niż rok wcześniej. Najwięcej sprzedaje się nieruchomości inwestycyjnych do 150 m kw., a domy o ponad 200 metrowej powierzchni stanowią z kolei tylko 27 proc. wszystkich transakcji. Głównym powodem takiego stanu rzeczy jest niestety niechęć do zaciągania wysokich zobowiązań kredytowych, problemy z finansowaniem zakupu kredytem, a także większe zainteresowanie niewielkimi segmentami podczas, gdy do niedawana domy wolnostojące cieszyły się największym zainteresowaniem. Nie bez znaczenia są też koszty utrzymania domu. Przy dużych powierzchniach i braku nowoczesnych systemów grzewczych opłaty za ogrzewanie mogą być znaczącym obciążeniem dla rodzinnych budżetów.  Najczęściej kupowane są domy w cenie do 500 tys. zł, które stanowią 60 proc. wszystkich transakcji sprzedanych domów w 2012 r. Z kolei tylko nieliczni mogą pozwolić sobie na zakup domu wartego ponad milion złotych . Większe, czy położone bliżej centrum miast domy znajdują nabywców wśród osób zamożniejszych, które dysponują własnymi oszczędnościami na zakup lub zarobkami znacznie powyżej średniej. Nabywcy, którzy szukają dla siebie domów zwykle kierują się wyśrubowanymi kryteriami i najchętniej wybierają nieruchomości wzniesione po 2000 r – Oczywiście nie brakuje transakcji sprzedaży domów o wiele starszych, nawet przedwojennych. Mimo to klienci wolą budynki z ostatniej dekady, które posiadają nowoczesne rozwiązania architektoniczne, aranżacyjne i najczęściej są tańsze w utrzymaniu niż domy budowane np. w latach 70-tych. Poszukiwane są budynki w dobrym stanie technicznych lub do niewielkiego remontu. Budynki w gorszym stanie nawet mimo atrakcyjnej ceny nie cieszą się dużym zainteresowaniem z obawy o wysokie koszty remontu.  Ze względu na wysoki koszt zaawansowanej technologii do rzadkości wciąż należą domy ekologiczne i pasywne, które w rzeczywistości są najtańsze w utrzymaniu. Wkrótce jednak może zapanować na nie moda, szczególnie wśród zamożnych klientów, ponieważ będzie można je kupić lub wybudować z dopłatą do kredytu .

Wycena nieruchomości leżących w pasie obwodnicy

Do piątku wyłoniony w drodze przetargu rzeczoznawca ma przedstawić wyceny kilkunastu zabudowanych nieruchomości komercyjnych leżących w pasie budowanej obwodnicy Augustowa – poinformowała rzeczniczka wojewody podlaskiego Joanna Gaweł. Dodała, że właściciele działek, którzy zgodzą się z proponowaną wyceną odszkodowania powinni dostać najpóźniej w połowie kwietnia. Dłużej poczekają natomiast właściciele pozostałych nieruchomości. Niezabudowane działki z powiatu augustowskiego wycenione zostaną do 21 maja, a z powiatu suwalskiego do 19 lipca. Rzecznik białostockiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad Rafał Malinowski zapewnił, że inwestor posiada zabezpieczone środki na wypłatę wszystkich odszkodowań a realizacja przelewów nastąpi w terminie 14 dni od wydania przez wojewodę decyzji odszkodowawczej. Postępowaniem wywłaszczeniowym i odszkodowawczym w związku z budową obwodnicy Augustowa objętych jest blisko 900 działek. Dziś w Płocicznie, właściciele nieruchomości zorganizowali trzygodzinną blokadę drogi krajowej numer 8 prowadzącej do przejścia granicznego w Budzisku. Nie zgadzają się ze sposobem, w jaki przeprowadzana jest cała procedura. Blokada zakończyła się w południe.

Niestandardowe nieruchomości komercyjne

Oferta mieszkaniowa w Krakowie jest szeroka, a propozycje deweloperów sobie nierówne. Czym się kierować, wybierając swoje wymarzone „m”? Warto poszukać inwestycji, które są nie tylko nowoczesne i komfortowe, ale mają w sobie nutę indywidualności, niepowtarzalny „dodatek” – który nadaje całości smaku i prestiżu.
Specjaliści od rynku nieruchomości, jak mantrę powtarzają, że na niesłabnącą popularność apartamentów wpływ ma: lokalizacja w dobrej dzielnicy, niekoniecznie na strzeżonym osiedlu, za to z pięknym widokiem, prestiżowym sąsiedztwem i przede wszystkim niestandardowym dodatkiem, który wyróżnia daną inwestycję na tle innych. Zapotrzebowanie rynku na niestandardowe realizacje deweloperskie ciągle rośnie. Nieruchomości inwestycyjne w nietypowych inwestycjach dedykowane są zupełnie innej grupie nabywców i najwolniej poddają się trendom panującym na rynku.
Czym wyjątkowym kuszą inwestorzy? Zachęcają nabywców nietypowymi koncepcjami architektonicznymi, wabią zielonymi azylami na terenie inwestycji oraz możliwością obcowania na co dzień ze sztuką najwyższych lotów. Niestety, innowacyjność kosztuje nieco więcej, dlatego najwięcej twórczych pomysłów znajdziemy wśród projektów apartamentowców w dobrych dzielnicach. Sporo dzieje się np. na krakowskiej Woli Justowskiej. Chcemy, aby zakup mieszkania, na naszym osiedlu, był równoznaczny z odnalezieniem swojego miejsca na ziemi – przyjaznego, będącego azylem, miejscem, gdzie nie tyle się mieszka, co się żyje – o nowej inwestycji Willa Sowiniec, prowadzonej przez dewelopera mówi Rafał Krzywda. Inwestycja Willa Sowiniec to luksusowa enklawa 14 budynków apartamentowych usytuowana nieopodal Willi Decjusza. W każdym domu znajdzie się do 4 jedno- i dwupoziomowych apartamentów o metrażach od 60 do 200 mkw.

Umowy śmieciowe do kontroli

Ponad 458 tys. osób zatrudnionych w firmach skontrolowanych przez inspekcję pracy pracowało w ubiegłym roku na umowach śmieciowych. Przybywa zatrudnionych na podstawie umów innych niż o pracę. W 2012 r. tzw. umowami śmieciowymi było objętych 12,6 proc. osób pracujących w podmiotach kontrolowanych przez Państwową Inspekcję Pracy (PIP). W 2011 r. ten odsetek wynosił 10,7 proc., w 2010 r. — 10,9 proc., a w 2009 r. — 9,5 proc. — wynika z raportu PIP przedstawionego w środę sejmowej Komisji Kontroli Państwowej.
W minionym roku zakwestionowano ponad 16 proc. z ponad 37 tys. zbadanych umów cywilnoprawnych. Nieprawidłowości dotyczyły 6040 osób. Inspektorzy stwierdzili, że warunki zatrudnienia w rzeczywistości odpowiadały stosunkowi pracy. W porównaniu z 2011 r. liczba nieprawidłowych umów wzrosła o 36 proc., a 2010 r. — o 56 proc. Praca na umowach śmieciowych będzie nadal w centrum uwagi inspekcji pracy. W planie pracy PIP na lata 2013-15 przewiduje ona dalsze kontrole takiego zatrudnienia pod kątem oceny, czy nie ma ono charakteru stosunku pracy, co według danych PIP staje się coraz częstsze. Prowadzone będą zarówno kontrole planowe w wytypowanych zakładach różnych branż, jak i kontrole związane z badaniem zgłaszanych do inspekcji skarg. Weryfikacji zostaną też poddane umowy terminowe.
Według danych Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, w Polsce co czwarty pracownik pracuje na takiej podstawie. Reguluje je art. 25[1] kodeksu pracy. Ogranicza on dopuszczalność zawierania z pracownikiem kilku umów o pracę na czas określony na tym samym stanowisku. Przestrzeganie tego przepisu ma być szczególnie brane pod uwagę podczas kontroli PIP.
I w tym przypadku inspekcja będzie kontrolowała wytypowane przez siebie podmioty, podejmując równolegle interwencje wynikające ze skarg do PIT na zatrudnienie pracowników (i ich zwalnianie) na umowy na okres próbny, na czas określony (w tym na zastępstwo) i na czas wykonania określonej pracy. PIP szykuje też kampanię promocyjną „Zanim podejmiesz pracę”.
Jest skierowana do pracowników, w tym osób wkraczających w etap aktywności zawodowej. Inspekcja chce w ten sposób zwrócić uwagę na przestrzeganie prawa pracy przy zatrudnianiu, ze szczególnym uwzględnieniem umów cywilnoprawnych i terminowych.

Telekomunikacja Polska do podziału

Przez lata TP SA broniła się przed rozbiciem na część hurtową i detaliczną, do czego chciał ją zmusić nadzorca rynku. Teraz gotowa jest to zrobić z własnej woli i dodatkowo jeszcze na tym zarobić.
– Orange Polska skorzysta z możliwości finansowania przez France Telecom w celu optymalizacji kosztów finansowych – podała TP SA w komunikacie. Telekomunikacja Polska S.A. planuje zwalniać bo rynek, na którym działa się kurczy, a konkurencja narasta – pisze dzisiejszy „Puls Biznesu”. Grupa Telekomunikacja Polska pracuje nad koncepcją oddzielenia od spółki części stacjonarnej – zarówno głosowej, jak i internetowej. Pozostawi sobie część mobilną pod szyldem Orange. Na bazie stacjonarnej powstałby hurtowy operator, w którym udziały mogliby mieć inni operatorzy telekomunikacyjni – wynika z informacji DGP uzyskanych od osób znających kulisy sprawy. – Na tym da się jeszcze sporo zarobić – mówi jeden z naszych rozmówców.
Do prac nad koncepcją została wybrana firma konsultingowa zaliczana do światowej czołówki. Z naszych ustaleń wynika, że żadne decyzje – czy oraz jak przeprowadzić taką operację – na razie nie zapadły.
Wojciech Jabczyński, rzecznik Orange Polska (nazwa handlowa TP), nie skomentował naszych informacji. Ale to, że temat jest mocno analizowany, Maciej Witucki, prezes Grupy TP, sygnalizował już w lutym. – Intensywnie zastanawiamy się nad tym, co zrobić z częścią stacjonarną – rzucił. Zapytany przez nas w ostatni poniedziałek, czy to prawda, że plan zakłada podział, sprzedaż i stworzenie operatora hurtowego, odpowiedział e-mailem: „Póki co brak newsów w tym temacie”. Moment jest jednak kluczowy i symboliczny. Lada chwila kończy się formalnie podpisane w 2009 r. porozumienie TP z Urzędem Komunikacji Elektronicznej, w ramach którego operator zobowiązał się do wybudowania 1,2 mln linii internetowych. Ponad 220 tys. łączy TP zobowiązała się wybudować w technologii światłowodowej, gwarantującej przepustowość 30 Mbit/s. W zamian regulator nie podzielił wtedy operatora na hurt i detal. Nie brakuje z kolei spekulacji, czy obecna szefowa UKE – Magdalena Gaj – nie pogrozi kolejny raz podziałem w zamian za kolejne inwestycje. We wczorajszym wywiadzie dla DGP przyznała wprawdzie, że sprawa podziału jest kwestią otwartą. Zasugerowała jednak, iż „zawsze może także wystąpić sytuacja, że operator sam dojdzie do wniosku, że z punktu widzenia biznesowego zasadne jest wydzielenie części hurtowej”.

Coraz więcej aktywnych zawodowo, coraz mniej etatów

IV kwartał 2012 roku na rynku pracy to przede wszystkim spadek zatrudnienia w przemyśle. To także kolejny kwartał zmniejszania się roli samozatrudnienia. Na znaczeniu zyskują jednak umowy czasowe – wynika z najnowszego raportu NBP. Zgodnie z wynikami BAEL liczba pracujących rosła w IV kwartale 2012 roku w tempie 0,2% rdr, tj. zbliżonym do tempa z poprzedniego kwartału. W tym samym czasie w sektorze przedsiębiorstw po raz pierwszy od I kwartału 2010 odnotowano spadek rdr liczby pracujących, która – po usunięciu efektów sezonowych – obniżyła się o 0,2 % rdr – czytamy w raporcie. Różnica między tymi wskaźnikami może wynikać z częstszego występowania w ostatnich dwóch kwartałach właśnie „nieetatowych” form zatrudnienia. Liczba pracujących w przemyśle zmniejszyła się już czwarty kwartał z rzędu. Spada także dynamika pracujących w budownictwie. Osłabienie koniunktury w budownictwie spotęgował efekt zakończenia niektórych projektów infrastrukturalnych, realizowanych jeszcze w 1. połowie 2012 roku. Sytuację na rynku pracy stabilizują jednak usługi, w którym obserwowany jest dalszy, choć słabszy, wzrost zatrudnienia. Jest to o tle ważne, że udział sektora usługowego w całkowitym zatrudnieniu stanowi blisko 3/5 i nadal wykazuje tendencję rosnącą.
Kalkulator W IV kwartale 2012 roku przeciętna liczba wolnych miejsc pracy wzrosła w stosunku do poprzedniego kwartału o 2,8% do poziomu 71 tys. Po wyłączeniu jednak z tej sumy prac subsydiowanych poziom ofert wyniósł 41 tys. Podobną sytuację odnotowano na początku tego roku, kiedy liczba miejsc aktywizacji zawodowej wzrosła o ponad 9 tys. Było to spowodowane wzrostem liczby subsydiowanych miejsc pracy, finansowanych z Funduszu Pracy. Nadal jednak mała jest liczba ofert pracy zgłaszanych do urzędów pracy przez pracodawców. W dodatku NBP ostrzega, że  w najbliższym czasie możemy być świadkami dalszego obniżenia dynamiki zatrudnienia, co doprowadzi do wzrostu poziomu bezrobocia.

Bez zmian w prawie, pieniądze będą marnowane

Bez zmian w prawie, unijne pieniądze będą marnowane. Luki i bariery w przepisach utrudniają wydawanie pieniędzy z Brukseli. Gdyby zostały usunięte, miliardy złotych na edukację i aktywizację niepełnosprawnych można byłoby lepiej wykorzystać. Tak wynika z raportu, który powstał na zlecenie Ministerstwa Rozwoju Regionalnego. Jednym z przykładów jest przepis w Karcie nauczyciela, który ogranicza możliwości zatrudniania nauczycieli. Ich czas pracy nie może przekraczać 40 godzin tygodniowo, za które powinni uzyskać średnie wynagrodzenie ustalone w ustawie. Każde zwiększenie pensji może być finansowane wyłącznie z dochodów własnych gmin, a tymi nie są środki unijne. Aby to umożliwić wystarczyłaby korekta Karty nauczyciela.
Z raportu wynika także, że prawo utrudnia efektywne wykorzystywanie unijnych pieniędzy na aktywizację niepełnosprawnych. Bruksela przewidziała na to pieniądze, ale mimo to mają oni problemy na rynku pracy. W polskim systemie brakuje kwalifikacji dostosowanych do ich możliwości. Osoby z lekką niepełnosprawnością intelektualną mogą być na przykład pomocnikami obsługi hotelowej. Jednak doświadczenia organizacji pozarządowych pokazują, że tę pracę mogą z powodzeniem wykonywać także osoby ze znacznym poziomem niepełnosprawności.
Ponadto niepełnosprawni intelektualnie mogliby uzyskiwać inne kwalifikacje nadawane przez izby rzemieślnicze. Wymaga to jedynie dokonania zmian w rozporządzeniach ministra edukacji narodowej.

Atrakcyjność inwestowania w nieruchomości komercyjne

Rośnie atrakcyjność inwestowania w nieruchomości komercyjne.  Spadające oprocentowanie obligacji i lokat bankowych zwiększa atrakcyjność inwestowania w nieruchomości o charakterze komercyjnym. Rentowność takich inwestycji może wynieść nawet 10% w skali roku, czyli nawet dwukrotnie więcej niż oferują dziś najlepsze lokaty. Co więcej, spadające stopy procentowe zwiększają szanse na wzrost ceny zakupionych nieruchomości. Malejące stopy procentowe powodują, że rentowności oferowane przez lokale komercyjne są obecnie bardziej atrakcyjne niż na przykład rok temu. Kupując na przykład pokój w hotelu we Władysławowie za niespełna 180 tys. zł można liczyć na zwrot rzędu 10% wartości nieruchomości rocznie. To o 5,5 pkt. proc. więcej niż na dobrej rocznej lokacie (oprocentowanej na 4,5% w skali roku). Podobnie jest w Mielnie, gdzie pokój w hotelu można mieć już za 229 tys. zł i ma on generować zysk na poziomie 9,5%, czyli 5 pkt. proc. więcej niż modelowa roczna lokata. Na sporą premię na poziomie 3,5 pkt. proc. ponad zysk z lokaty można też liczyć kupując lokal komercyjny w jednym z pasaży handlowych pod szyldem Czerwona Torebka, a 2,5 pkt. proc. premii można realizować kupując pokój w hotelu w Szklarskiej Porębie i Zakopanem. W sytuacji relatywnie wysokich rentowności, jakie można realizować dziś na rynku nieruchomości komercyjnych generujących dochód, otwarte pozostaje jednak pytanie czy firmy oferujące tego typu projekty inwestycyjne w najbliższym czasie nie obniżą poziomu oferowanych zysków. Nie ulega wątpliwości, że powinny one pozostać na poziomie wyższym niż oferowany przez banki na lokatach. Inwestując w nieruchomości komercyjne podejmuje się bowiem dodatkowe ryzyko za co wymagana jest premia.

Rolnicze inwestycje ważne dla giełdowych graczy

Bardzo dobrze sprzedają się od początku roku przyczepy rolnicze, ale giełdowe spółki, mające w swojej działalności tego typu produkcję, przegrywają rywalizacje z innymi producentami
Z danych agencji zajmującej się monitorowaniem rynku rolniczego wynika, że w lutym sprzedało się 606 nowych sztuk przyczep, o 23 proc. więcej niż w analogicznym czasie rok temu. Od początku roku sprzedaż zwiększyła się rok do roku o 10 proc. – Sprzedaż w lutym była naprawdę wysoka, a rolnicy kupowali przyczepy w większości ze środków własnych – mówi analityk. Najpopularniejszym producentem przyczep w lutym była produkcja własna, która ustanowiła sprzedaż na poziomie 168 sztuk. Od stycznia zarejestrowano już 277 takich przyczep, o niemal 65 proc. więcej niż rok wcześniej. – Większą popularnością w lutym cieszyły się tańsze przyczepy a na ich zakup decydowali się głównie właściciele małych gospodarstw – dodaje.
Skutek jest taki, że trudniej jest rozpychać się na tym rynku innym producentom, w tym spółkom giełdowym.
Ocenia się, że dla wielu firm 2013 r. będzie pod względem sprzedaży  przyczep rolniczych gorszy niż rok poprzedni. – Ze względu na kończącą się perspektywę unijnych dotacji na lata 2007-2013  rolnicy ograniczą zakupy – przewiduje. Jednocześnie zauważa, że wielką szansą dla tego rynku, jest rekordowa sprzedaż ciągników w ubiegłym roku. Zarejestrowano wówczas ok. 20 tys. nowych ciągników. Było to o przeszło 20 proc. więcej niż w roku wcześniejszym. – W tym roku rolnicy mogą dokupywać do tych ciągników inne maszyny – przewiduje Zarajczyk. Ursus zajmuje się głównie produkcją ciągników, rozrzutników, pras i ładowaczy. Przyczepy rolnicze stanowią ok. 8 proc. produkcji firmy. W styczniu i lutym firma sprzedała 22 przyczepy rolnicze, o 12 proc. mniej niż w analogicznym czasie roku poprzedniego. Natomiast w przypadku sprzedaży ciągników w styczniu firma odnotowała  wzrost rejestracji o 450 proc. rok do roku a po lutym uplasowała się już pod tym względem na czwartym miejscu wśród producentów ciągników.

Ile pieniędzy znika między pracodawcą a pracownikiem

Związkowców drażnią umowy cywilnoprawne, zwane przez nich śmieciowymi. Pracodawcy podkreślają, że dzięki takim umowom tysiące ludzi mają stałe zajęcie i dochody.
Związkowcy nie chcą rozliczania czasu pracy w okresach rocznych, bo wskazują, że może to drastycznie podnieść obciążenie pracą np. w jednym miesiącu, ale w innym, „martwym”, spowoduje drastyczny spadek płac. Pracodawcy kibicują temu rozwiązaniu – pozwoli lepiej dostosować się do zamówień na kryzysowym rynku. Zamiast zwalniać, będą mogli lepiej rozkładać czas pracy. Tym dyskusjom towarzyszy wielkie napięcie.
Kolejny punkt sporny to płaca minimalna. Związkowcy i niektórzy publicyści kibicują walce Piotra Dudy o wyższą płacę minimalną. W zamierzeniu związkowców docelowo miałaby ona stanowić 50 proc. średniej krajowej. Postulat zapewne szczytny, ale mało realny ekonomicznie. A płaca minimalna rośnie względnie szybko. 1 stycznia 2012 r. wzrosła o 114 zł. 1 stycznia 2013 r. o kolejne 100 zł. To nie są wzrosty szokujące. Ale w trudnym czasie kryzysu perspektywa jakiejkolwiek podwyżki jest optymistyczna. Poza tym, te wzrosty to względnie dużo, jeśli wspomni się podwyżki sprzed lat. Dziś tempo wzrostu płacy minimalnej znacznie przekracza tempo wzrostu płac w gospodarce.
Oczywiście – 1600 zł brutto to mało. Jednak główną irytację pracodawców budzi nie tyle sama kwota, ile wszystkie jej pochodne. W sumie najniżej opłacany pracownik realnie kosztuje obecnie pracodawcę 1931 zł (płaca minimalna plus wszystkie pochodne). Taka sama irytacja ogarnia pracownika, który za miesiąc pracy dostaje 1181 zł, bo tyle wynosi płaca netto. Łatwo policzyć, że ze środków pracodawcy dla pracownika państwo na różne składki przejmuje 750 zł! I te 750 zł jest głównym źródłem emocji i problemów.
Retoryczny konflikt przedsiębiorców i związkowców przykrywa istotę sporu, a są nią zasady działania firm regulowane przez prawo. Te żądania – elastycznego czasu pracy, uporządkowania sprawy umów cywilnoprawnych czy obniżania kosztów pracy – powinny być kierowane do rządu i parlamentu. Niestety, wszystkie antykryzysowe zmiany w prawie rząd i Sejm wprowadzają powoli. Dość wspomnieć, że dyskusja o zasadach rozliczania czasu pracy trwa od jesieni…

TVN sięga po ogromnie pieniądze

Zarząd TVN zamierza sprzedać emisję obligacji o wartości 485 mln euro,  rekomenduje również wypłatę 0,72 zł lub 0,59 zł dywidendy na akcję w zależności od przebiegu procesu refinansowania długu – podała spółka w komunikacie. Dodano, że spółka nie zamierza wypłacać kolejnej dywidendy przed rokiem 2015. Wiceprezes TVN John Driscoll za powiedział, że emisja obligacji jest częścią szerszej strategii grupy ukierunkowanej na optymalizację struktury kapitałowej, obniżenie kosztów finansowych przy jednoczesnym wydłużeniu okresu zapadalności długu. TVN wypłaci 0,72 zł dywidendy na akcję, jeśli zrealizuje proces refinansowania obligacji Senior Notes zapadalnych w 2017 roku przed datą walnego zgromadzenia akcjonariuszy. Natomiast jeśli proces refinansowania obligacji Senior Notes zakończy się po dacie walnego to dywidenda wyniesie 0,59 zł na jedną akcję. W przypadku dywidendy na poziomie 0,72 zł na akcję dzień jej wypłaty zaproponowano na 9 grudnia, zaś w przypadku poziomu 0,59 zł na akcję na 8 maja. „Korzystamy ze sprzyjającej sytuacji na rynku obligacji i zamierzamy sprzedać emisję obligacji o wartości 485 mln euro. Środki zostaną przeznaczone na spłatę obecnych obligacji zapadających w 2017 r. Nasza oferta jest częścią szerszej strategii Grupy TVN ukierunkowanej na optymalizację struktury kapitałowej, obniżenie kosztów finansowych przy jednoczesnym wydłużeniu okresu zapadalności długu” – powiedział cytowany w komunikacie prasowym John Driscoll, wiceprezes TVN.
„Jako część tej strategii, zakładając udane refinansowanie, zarząd spółki zaproponował dywidendę w wysokości 0,72 zł na akcję płatną w grudniu br., natomiast nie przewiduje wypłaty kolejnej dywidendy przed rokiem 2015” – dodał. We wtorek TVN poinformował, że wyemituje obligacje Senior Notes o wartości 450-500 mln euro z terminem zapadalności w 2020 roku w celu refinansowania w całości obligacji Senior Notes z terminem zapadalności w 2017 roku. Obligacje nowej emisji będą oprocentowane od 6 proc. do 7,25 proc. w skali roku. W komunikacie podano, że cena emisyjna obligacji nowej emisji zostanie ustalona w drodze budowania księgi popytu wśród potencjalnych inwestorów w ramach oferty prywatnej skierowanej do wybranych inwestorów instytucjonalnych.

Niepewne inwestycje w złoto

Ceny złota od półtora roku nie rosną. Inwestycyjny guru Georg Soros pozbył się połowy posiadanego kruszcu. „Złoty” fundusz nie mniej znanego Johna Paulsona stracił w tym roku jedną czwartą wartości. Wielu inwestorów zadaje sobie pytanie, czy to oznaki końca boomu, czy okazja do zakupów.
Od września 2011 r. notowania złota poruszają się horyzontalnie, w przedziale 1550-1800 dolarów za uncję. W najdłuższy od kilkunastu lat trend boczny notowania weszły zaledwie trzy tygodnie po ustanowieniu rekordu wszech czasów. Poprzednio taka sytuacja miała miejsce w latach 1999-2002. Wówczas ceny wahały się od 250 do 320 dolarów za uncję. Okresy względnej stabilizacji notowań nie są więc na tym rynku niczym wyjątkowym (jeszcze wcześniej trend boczny trwał od 1993 do1996 r.). Można raczej powiedzieć, że silne i długotrwałe fale wzrostowe, takie jak ta z lat 2001-2011, nie należą do zjawisk powszechnych. Poprzednia taka fala miała miejsce od 1970 do 1980 r. Najdłuższy trend boczny trwał 16 lat, od 1982 do 1998 r. Zakres wahań w jego ramach wynosił nieco ponad 30 proc. (jedynie sporadycznie zdarzały się wyskoki sięgające 40-50 proc.). W ciągu ostatnich 45 lat 20 lat stanowiły okresy hossy, 20 lat to dłuższe okresy stabilizacji, a jedynie 5 lat notowania spędziły w silnych trendach spadkowych (w trakcie trzech największych fal spadków ceny spadały dwukrotnie po około 40 proc. i raz o niemal 70 proc.).
W okresie dynamicznego spadku, który nastąpił po ustanowieniu rekordowo wysokich notowań oraz przez kilkanaście kolejnych miesięcy, czołowe ośrodki analityczne i rynkowi guru wciąż przekonywali, że ceny złota pokonywać będą kolejne szczyty. Gdy rzeczywistość nie potwierdzała ich prognoz, zaczęli łagodzić swoje poglądy. Do zasadniczej zmiany doszło dopiero niedawno. Weryfikacja byczego nastawienia trwała tak długo dlatego, że eksperci wciąż wierzyli w fundamentalne podstawy kontynuacji złotej hossy. Po okresie frustracji i „dyskutowania” z rynkiem, przyszedł czas na weryfikację prognoz. Dziś nawet te, mówiące o możliwości spadku notowań do 1000 dolarów, nie budzą już uśmiechu politowania. Za to miana utopijnych doczekały się te, które zakładały zwyżkę do ponad dwóch, czy nawet trzech tysięcy dolarów. Na początku 2013 r. średnia prognoz analityków wynosiła około 1850 dolarów. Kilka tygodni później Goldman Sachs obwieścił nadejście bessy, która miałaby do 2018 r. sprowadzić ceny złota w okolice 1200 dolarów.

Rosyjskie pieniądze opuszczą Cypr

Od czterech dni rząd Cypru prowadzi negocjacje z opozycją oraz partnerami ze strefy euro i MFW dotyczące zmian w stawkach podatku, jakim w ramach pakietu ratunkowego mają być obłożone depozyty w cypryjskich bankach. Na decyzje najbardziej czekają Rosjanie. 40-letnia Maria, od pięciu lat zatrudniona przez rosyjskiego biznesmena do prowadzenia jego interesów na wyspie, uważa, że cokolwiek te rozmowy przyniosą, dla przyszłości Cypru nie będzie to już miało żadnego znaczenia. „To najgorsze już się stało. Cypr jest skończony. Mój szef zadzwonił w sobotę rano z jasnymi instrukcjami, aby przelać wszystkie jego pieniądze za granicę jak tylko banki zaczną działać” – mówi Maria. „Z tego co słyszę z innych biur, które prowadzą podobne operacje, historia tam jest podobna. Potem nie mam pojęcia co się stanie. Chyba zostanę bez pracy” – rozkłada ręce matka dwojga dzieci, której mąż od dwóch lat jest bezrobotny. Jak na razie, Maria nie może wykonać polecenia swojego szefa, ponieważ cypryjskie ministerstwo finansów ogłosiło, że wszystkie banki na Cyprze mają pozostać zamknięte do czwartku. „Nie mogą otworzyć banków dopóki nie podejmą wiążących decyzji, co dalej. Gdyby otworzyli je teraz nastąpiłaby katastrofa. Banki by po postu upadły” – mówi ekonomista Aleksander Apostolides. Cypr od lat jest wykorzystywany przez bogatych Rosjan jako bezpieczne miejsce, gdzie dzięki korzystnemu opodatkowaniu i w miarę luźnym regulacjom prawnym dobrze jest przechowywać pieniądze. Według agencji ratingowej Moody’s, około 1/3 wszystkich pieniędzy zdeponowanych w cypryjskich bankach (czyli ponad 20 mld euro) należy do Rosjan, z tego ponad 7 mld do rosyjskich banków, a pozostałe do firm i osób prywatnych. Od soboty jednak wyspa znajduje się w samym środku finansowego sztormu, który prawdopodobnie na zawsze zniszczy jej reputację jako podatkowego raju. Choć rząd cypryjski i jego partnerzy w eurolandzie i MFW zapewniają ostatnio, że chcą obniżyć, a być może nawet całkowicie zrezygnować z podatku od depozytów poniżej 100 tys. euro, to cudzoziemcy posiadający rachunki bankowe na wyspie tak czy owak stracą dużo pieniędzy. W przypadku Rosjan suma ta jest szacowana na 2-3,5 mld euro, choć może też się zwiększyć. Nic dziwnego, że rosyjscy biznesmeni wolą nie czekać na dalszy rozwój sytuacji. Kiedy większość, jak szef Marii, zwija swoje interesy na wyspie przez telefon, to niektórzy nawet przybyli na Cypr osobiście, aby skonsultować się ze swoimi cypryjskimi prawnikami i księgowymi, i przygotować na miejscu najlepszą strategię odwrotu. „Podobno w ciągu ostatnich kilku dni na lotniskach w Pafos i Larnace wylądowało kilka prywatnych odrzutowców. Byłem dziś na spacerze obok jednego z ogrodzonych prywatnych nadmorskich osiedli, w których rezydują rosyjscy milionerzy. Zwykle jest tam pusto. Dziś pojawiło się kilka luksusowych samochodów” – mówi restaurator z Limassol, Dimitris Floridou.

Kierowcy aut osobowych zapłacą e-myto

Korzystanie z autostrad w Polsce jest drogie i niewygodne. Kierowcy, którzy decydują się z nich korzystać, muszą płacić za przejazd na bramkach, a to oznacza niekiedy kilku- lub kilkunastominutowe oczekiwanie. Jeśli punkty poboru znajdują się blisko siebie, jak na przykład na odcinku A4 pomiędzy Krakowem i Katowicami, oznacza to już całkiem realną stratę czasu. Niedługo ten problem zniknie – obiecuje Generalne Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Nie oznacza to jednak bezproblemowego korzystania z autostrad – kierowcy aut osobowych będą musieli przystąpić do systemu e-myta i dodatkowo za to zapłacić. Pobieranie opłat za drogi krajowe przy pomocy winiet przeszło do historii w 2011 roku. Od tej pory kierowcy samochodów o dopuszczalnej masie całkowitej przekraczającej 3,5 tony muszą posiadać urządzenie viaBOX i płacić za każdy pokonany odcinek, wyznaczony bramownicą, naliczającą należność. Niebawem dołączą do nich kierowcy samochodów osobowych. Jak informuje „Puls Biznesu”, będą oni w ten sposób płacić za przejazd autostradami. Ma to niewątpliwie dobre strony. Po pierwsze, nie trzeba będzie czekać w kolejce do punktu poboru opłat, po drugie sama transakcja przebiegnie o wiele szybciej i bez wyciągania portfela. Są jednak i pewne minusy.
Przede wszystkim za możliwość przystąpienia do systemu viaTOLL trzeba zapłacić. Opłaty za jazdę drogami naliczane są przy pomocy urządzenia viaAUTO zamontowanego w samochodzie. Właściciele samochodów osobowych – w przeciwieństwie do posiadaczy samochodów ciężarowych – muszą je kupić, a nie wynająć. Cena urządzenia to 135 złotych, a można je nabyć w punktach obsługi klienta położonych w pobliżu płatnych odcinków autostrad. Jeśli chodzi o samą płatność za jazdę autostradami, użytkownik będzie mógł wybrać system przedpłat – jak w telefonie na kartę, albo też płatność z dołu.

Wolimy zamknięte osiedla

Stróżówka, recepcja, monitoring lub przynajmniej ogrodzone osiedle – takich rozwiązań oczekuje wiele osób szukających swoich własnych „czterech kątów”. Teoretycznie podnoszą one poziom bezpieczeństwa, choć na zamknięty teren rzadziej zagląda policja i straż miejska, co może kusić złodziei. Ochrona w budynku to niezbędny atut nieruchomości dla połowy osób szukających mieszkania. W nowym budownictwie pilnowanie porządku przez wynajętych stróży lub przynajmniej instalowanie kamer to standard. Ochrona jest coraz popularniejszym rozwiązaniem także w kamienicach, ale w wielkiej płycie to wciąż rzadkość. Nie tylko w nowym budownictwie. W nowym budownictwie zazwyczaj ochrona znajduje się przy wjeździe na osiedle (w stróżówce). W starszych budynkach często nie ma żadnej ochrony, albo ogranicza się do portiera przy wejściu do budynku. Do tego w nowych inwestycjach standardem jest montowanie kamer lub budowa ogrodzenia. W starszych budynkach, o ile przeprowadzana jest modernizacja, częściej inwestuje się w kamery niż w ogrodzenie. Powodem są znacznie niższe koszty. Nie możemy zapomnieć, że jednorazowa inwestycja w ogrodzenie, kraty, czy kamery to nie wszystko. Aby system ochrony był skuteczny, potrzebujemy też osób, które będą czuwały nad jego prawidłowym działaniem, co generuje comiesięczne koszty.  Na zastosowane rozwiązania wpływa też standard osiedla. W przypadku apartamentowców i osiedli o podwyższonym standardzie najchętniej wybieraną formą jest połączenie kamer i recepcji. Stróżówka i ogrodzenie nie zawsze sprawdzają się w tym segmencie rynku. Prowadzenie ewidencji wjeżdżających pojazdów ma sens w przypadku osiedli stawianych na większym terenie, a więc przeważnie poza ścisłym centrum.
Na obecność ochrony na danym osiedlu zwracają uwagę przede wszystkim młode rodziny. Częściej niż zwykle pytanie takie pada na terenie dzielnic postrzeganych jako niebezpieczne. I choć dla wielu potencjalnych kupujących ochrona jest kwestią kluczową przy wyborze konkretnej inwestycji lub osiedla, to trzeba też pamiętać o zagrożeniach wynikających z nieefektywnej ochrony. – W opinii wielu policjantów teren zamknięty może stać się idealnym miejscem dla złodziei. Patrol straży miejskiej czy policji zazwyczaj nie monitoruje tego terenu, co niestety daje większe możliwości spokojnego działania przestępców

Azbest zniknie z Polski w 2032 roku

Mazowsze i Lubelszczyzna to wciąż regiony najbardziej narażone na szkodliwe działanie wyrobów azbestowych. Szacuje się, że co trzeci produkt zawierający azbest znajduje się właśnie tutaj. Rządowy program przewiduje zutylizowanie wszystkich wyrobów azbestowych w Polsce do 2032 roku. Dlatego w województwie lubelskim ruszyła kampania informacyjna mająca zachęcić zarówno właścicieli gospodarstw, zarządców nieruchomości, jak i władze samorządowe do szybszego usuwania azbestu. W całym regionie odbywają się seminaria poświęcone tej problematyce. Wstępne wyliczenia, dokonane przy okazji opracowywania pierwszego programu walki z azbestem mówią, że w 2002 roku, w całym kraju mieliśmy ponad 15 i pół miliona ton wyrobów azbestowych – powiedziała Stanisława Szałucha, ekspert Programu Oczyszczania Kraju z Azbestu z ramienia ministerstwa gospodarki. Dodała, że dokładna liczba będzie znana wtedy, gdy zostanie przeprowadzona rzetelna inwentaryzacja. Stanisława Szałucha zachęcała samorządowców do opracowywania lokalnych programów usuwania azbestu i przeprowadzania inwentaryzacji wyrobów azbestowych. Dodała, że środki na ten cel można pozyskać z ministerstwa gospodarki, a oba dokumenty są niezbędne by móc później ubiegać się o znacznie wyższe fundusze na oczyszczenie terenu z tych rakotwórczych produktów.
Najwięcej azbestu zawierają eternitowe pokrycia dachowe, spotykane często w prywatnych domach i budynkach gospodarczych. Rzadziej można go spotkać np. w materiałach izolacyjnych lub na elewacjach.
Zdaniem samorządowców świadomość mieszkańców rośnie. Problemem jest jednak nie korzystanie przy usuwaniu azbestu z pomocy profesjonalnych firm, ale robienie tego na własną rękę – mówił wójt gminy Piszczac Jan Kurowski. Zauważył, że rodzi to też problem późniejszego składowania wyrobów azbestowych a niekiedy nawet ich powtórnego wykorzystania przez właścicieli innych budynków. Specjaliści podkreślają tymczasem, że właśnie podczas prac rozbiórkowych najbardziej narażamy zdrowie na negatywne oddziaływanie azbestu.

Ceny ziemi w Polsce wzrosły o 361 procent

Średnio o 411 proc. zdrożała na świecie ziemia rolna w latach 2002-2010. Największe wzrosty w tym czasie odnotowano w Rumunii – 1817 proc., na Węgrzech – 818 proc. i w Brazylii – 568 proc. W Polsce ziemia rolna zdrożała o 361 proc. W naszym regionie, i to nie tylko w Rumunii i na Węgrzech, można było zaobserwować szybkie tempo wzrostu cen ziemi rolnej. To właśnie Europa Środkowa i Wschodnia była regionem, w którym grunty te drożały najszybciej na świecie . Według niej, światowy indeks cen ziemi rolnej wzrósł od 2002 r. z poziomu 100 do 511 punktów. W naszym regionie sięgnął on w tym czasie 758 punktów. Szybkim tempem wzrostu cen charakteryzowała się również Ameryka Południowa (599 p.). Najmniej z kolei grunty rolne podrożały w tym czasie w Ameryce Północnej (195 p.) i Europie Zachodniej (235 p.). W Polsce ziemia rolna w latach 2002-2010 zdrożała o 361 proc., czyli w tempie poniżej średniej światowej. Wpisujemy się w ogólnoświatową tendencję, którą nadal będziemy mogli obserwować w najbliższych latach – napisano w informacji. Najszybciej ziemia rolna drożała w Polsce w latach następujących bezpośrednio po akcesji do Unii Europejskiej. Jednak nawet po 2008 r., kiedy to korekta dotknęła wiele segmentów rynku nieruchomości, ziemia rolna wciąż zyskiwała na wartości. Zmieniło się jedynie tempo tego procesu. Według Agencji Nieruchomości Rolnych tylko w zeszłym roku grunty rolne zdrożały średnio o 12 proc. Przyśpieszenia tempa wzrostu cen można się również spodziewać z powodu zniesienia ostatnich barier administracyjnych w Polsce, występujących przy zakupie ziemi rolnej przez obcokrajowców z terenu Wspólnoty. Nastąpić ma to już w 2016 r.

Najwyższy wieżowiec południowej półkuli

Władze Australii wydały zgodę na budowę najwyższego wieżowca południowej półkuli. Mierząca 388-metrów i licząca 108 pięter budowla połączy w sobie hotel i apartamentowiec. Ma stanąć w Melbourne. Jak podał australijski portal informacyjny ABC, przeszklony wysokościowiec, nazwany Australia 108, znajdzie się w biznesowej, nadmorskiej dzielnicy Southbank. Jego twórca architekt Nonda Katsalandis twierdzi, że inspirację czerpał z australijskiej flagi. Budowlę przedstawia jako wysoki, smukły budynek, na którego szczycie znajdzie się 300-pokojowy hotel. Prace budowlane mają potrwać cztery lata. Budowie sprzeciwiała się rada miasta argumentując, że cień wysokościowca przysłoni Kaplicę Pamięci, czyli mauzoleum ofiar I wojny światowej. Jednak wydział planowania stanu Wiktoria oddalił te zarzuty.