GUS o budownictwie w 2023 roku

g-crescoli-365895-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) o budownictwie w 2023 roku.

Jak informuje GUS, w 2023 r. odnotowano spadek liczby i powierzchni mieszkań oddanych do użytkowania. Spadła również liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto oraz mieszkań, na których budowę wydano pozwolenia lub dokonano zgłoszenia z projektem budowlanym. W 2023 r. oddano do użytkowania 221,3 tys. mieszkań o łącznej powierzchni użytkowej 19,9 mln m2 oraz liczbie izb równej 838,7 tys. W porównaniu z rokiem poprzednim odnotowano spadki: liczby mieszkań – o 17,2 tys. (7,2%), powierzchni użytkowej mieszkań – o 2,1 mln m2 (9,7%) oraz liczby izb – o 88,9 tys. (9,6%). Przeciętna powierzchnia użytkowa nowo oddanego mieszkania wyniosła 89,9 m2 (wobec  92,3 m2 w 2022 r.). Średnia powierzchnia mieszkania w budynkach jednorodzinnych przyjęła wartość 130,4 m2, natomiast w budynkach wielorodzinnych – 51,9 m2 – podsumowuje Główny Urząd Statystyczny.

Źródło: GUS.

Frankowicze wciąż prowadzą batalię z bankami

frank-sady
Jak wynika z danych pochodzących ze wszystkich sądów okręgowych w Polsce, w ubiegłym roku wpłynęło do nich o przeszło 35% więcej spraw frankowych niż w 2022 roku. Zdaniem ekspertów, do tego wzrostu przyczyniło się orzecznictwo TSUE. Ponadto konsumenci są coraz bardziej świadomi swoich praw, a zapadające wyroki zachęcają kolejnych frankowiczów do składania pozwów. Jednak nie brakuje opinii, że ich roszczenia idą za daleko, bowiem przy podpisywaniu umów wiedzieli o ryzyku kursowym. Znawcy tematu dodają również, że wpływ blisko 87 tys. spraw frankowych w ciągu roku stanowi poważne wyzwanie dla sądów. Do tego z powodu wyżej wymienionej sytuacji niektóre banki zaczęły proponować korzystniejsze ugody. Ale zazwyczaj koszty takich porozumień przenoszone są na pozostałych klientów.

Dwucyfrowy wzrost

Według danych z 47 sądów okręgowych, w 2023 roku wpłynęło do nich blisko 87 tys. spraw frankowych. To o 35,5% więcej niż w 2022 roku, kiedy było ich nieco ponad 64 tys. Jak stwierdza dr hab. Edyta Rutkowska-Tomaszewska z Uniwersytetu Wrocławskiego, ten wzrost nie jest zaskoczeniem. Do niego przyczyniło się przede wszystkim ugruntowane i konsekwentne prokonsumenckie orzecznictwo TSUE, które wskazuje na skutki stosowania klauzul abuzywnych i konieczność eliminowania nieuczciwych warunków umów.

– Znaczenie ma również aktywność różnych organów ochrony. Sprawy frankowe bardzo mocno zaistniały u Rzecznika Finansowego w skargach na załatwianie reklamacji i istotnych poglądach i poniekąd też u Prezesa UOKiK, także w istotnych poglądach oraz wydawanych decyzjach w sprawie stosowania w „umowach frankowych” abuzywnych klauzul przeliczeniowych – opisuje dr hab. Rutkowska-Tomaszewska. Według ekspertki, kolejne korzystne wyroki dla frankowiczów zmieniają podejście samych konsumentów do sporów sądowych. Przez lata pokutowało wśród nich przeświadczenie, że nie ma co pozywać banków, bo się z nimi nie wygra.

– Wpływ orzeczeń TSUE, w połączeniu z coraz większą świadomością i dostępem do informacji na temat praw konsumentów, zdecydowanie wpłynął na wzrost liczby pozwów. Ponadto, coraz więcej spraw kończy się pozytywnie dla frankowiczów, którzy chętnie dzielą się swoimi sukcesami w mediach społecznościowych i na forach internetowych. Taka wymiana doświadczeń tworzy mocny łańcuch motywacyjny, inspirując innych kredytobiorców do podjęcia działań prawnych – komentuje radca prawny Adrian Goska z Kancelarii SubiGo.

Z kolei dr Michał Pronobis, ekonomista z Uniwersytetu WSB Merito w Gdańsku, zaznacza, że banki nie są bez winy. Przez długi czas nie rozwiązywały problemu z własnej inicjatywy, choć były świadome, że będzie on narastać. Zdaniem eksperta, roszczenia frankowiczów idą jednak za daleko. Oni cynicznie nadużywają argumentu o abuzywności umów w celu uzyskania nadzwyczajnych osobistych korzyści. Podpisywali umowy, będąc świadomymi ryzyka kursowego. Dziś, instrumentalnie wykorzystując korzystne dla siebie orzecznictwo i argumenty o rzekomych nadużyciach po stronie banków, sprawiają wrażenie oszukanych i nieświadomych, oczekując rozwiązania umów i umorzenia zobowiązań. Prowadzi to do absurdalnych konsekwencji. Jednak nie wszyscy eksperci zgadzają się z tak postawioną diagnozą.

– Umów frankowych było ok. 900 tysięcy. Nieliczne banki oferują atrakcyjne ugody, zatem nie dziwi stały wpływ nowych spraw. Pomimo kilkuletniej już popularności tematu, większość kredytobiorców nadal nie zdecydowała się ani na wystąpienie do sądu, ani na ugodę. Jeszcze przez kilka lat można oczekiwać wpływu spraw na poziomie kilkudziesięciu tysięcy rocznie. Jednocześnie banki kierują przeciwko kredytobiorcom bezpodstawne pozwy o zwrot kapitału lub waloryzację i to nawet w sprawach, w których umowa nie została jeszcze unieważniona – mówi adwokat Jakub Bartosiak z Kancelarii MBM Legal.

Wyzwania i ugody

Według mec. Adriana Goski, wpływ prawie 87 tysięcy spraw frankowych w 2023 roku istotnie wzmacnia pozycję frankowiczów. Ich zdecydowana postawa pokazuje, że próby zastraszenia przez banki, w tym groźby kontrpozwami, raczej nie odniosły skutku. W opinii eksperta, w obecnej sytuacji kredytodawcy znajdują się w mniej korzystnej pozycji, a strategia opóźniania wydaje się być jedynie próbą odroczenia nieuniknionej przegranej. Zdaniem dr. Pronobisa, banki w Polsce generalnie mają się dobrze. Jednak lawina pozwów frankowych powoduje konieczność dokonywania coraz większych odpisów na pokrywanie strat z tytułu ugód z frankowiczami.

– Wpływu tylu spraw frankowych w ubiegłym roku nie oceniałabym jako silniejszej pozycji kredytobiorców, a słabszej kredytodawcy. Wiadomo, że bank jest profesjonalistą, stroną mocniejszą wobec zwykłego Kowalskiego. Asymetria informacyjna i kontraktowa leży u źródeł wzrostu regulacji prawnych chroniących konsumentów, także na rynku finansowym. Taką skalę wpływu pozwów za to traktowałabym jako poważne wyzwanie organizacyjne dla sądów. To zapewne przełoży się na różne utrudnienia, w tym odleglejsze terminy rozpraw – dodaje dr hab. Edyta Rutkowska-Tomaszewska.

Z tak postawioną tezą nie wszyscy jednak się zgadzają. Jak przekonuje ekspert z Kancelarii SubiGo, obserwowany przyrost spraw frankowych, choć znaczący, nie prowadzi do paraliżu sądów. Widać, że sędziowie zdobywają coraz większe doświadczenie w tym zakresie. Procesy te stają się dla nich bardziej rutynowe, a dzięki temu mogą być prowadzone szybciej i bardziej płynnie. Mecenas Goska nie dostrzega znacznego spowolnienia tempa pracy sądów, co świadczy o skutecznym dostosowaniu się systemu sądowego do obecnej sytuacji.

– Wyroki TSUE z września i grudnia 2023 roku sprawiły, że częściej udzielane jest zabezpieczenie w postaci zawieszenia płatności rat. A skoro w trakcie procesu nie trzeba płacić comiesięcznych rat kredytu, to czas trwania postępowania przestał być przeszkodą zniechęcającą do wniesienia pozwu. Niektóre banki dostrzegły tę niekorzystną sytuację i zaczęły proponować bardziej atrakcyjne ugody – podkreśla mec. Jakub Bartosiak.

Z kolei dr hab. Rutkowska-Tomaszewska stwierdza, że kredytodawcy przegapili moment na zawieranie ugód. Już wcześniej mogli zaproponować warunki akceptowalne przez obie strony sporu i pójść na ustępstwa. Ekspertka ma nadzieję, że podmioty te zmienią swoją strategię i będą bardziej nastawione na ugodowe załatwianie spraw, także tych zawisłych już przed sądami. To byłoby pokazanie, że bank jest w pełni instytucją zaufania publicznego i społecznie odpowiedzialną, a klienci mogą mu ponownie zaufać, nawet jeśli stosował nieuczciwe warunki umów.

– Ponoszenie kosztów ugód frankowych powoduje obciążenie nimi pozostałych klientów banków, w tym również złotówkowiczów. Banki przerzucają bowiem zwykle zwiększone wydatki na swoich klientów. Dochodzi zatem do paradoksu, w którym frankowicze domagają się całkowitego wyzerowania kosztów długu. Tymczasem pozostali kredytobiorcy regulują swoje należności, a jako klienci zostają obciążeni dodatkowymi kosztami umorzeń umów frankowiczów. Z ekonomicznego punktu widzenia jest to czysta aberracja – podsumowuje ekonomista z Uniwersytetu WSB Merito w Gdańsku.

 

Źródło: MondayNews Polska Sp. z o.o.

Czy czeka nas reforma podatków od kryptowalut?

Izabela Deryło
Początek roku przyniósł informacje dotyczące projektu ustawy o kryptowalutach, nad którą pracuje Ministerstwo Finansów. Nowe przepisy mają zostać przyjęte przez Radę Ministrów już w II kw. br. „Obok tych regulacji konieczne jest także uszczegółowienie przepisów podatkowych, które są nie mniej ważne jak przejęcie nadzoru nad tym rynkiem przez KNF, co zakłada projekt ustawy” – zauważa Izabela Deryło, Specjalista kwestii podatkowych związana z warszawskim biurem kancelarii Wolf Theiss.

W ubiegłym roku Słowacja przyjęła przepisy dotyczące podatku dochodowego zapewniające korzystniejszą stawkę dla uczestników rynku kryptowalut. Pod warunkiem, że inwestor powstrzyma się od sprzedaży aktywów przez 12 miesięcy, będzie mógł liczyć na obniżoną stawkę wynoszącą 7 proc. W przypadku wcześniejszego upłynnienia aktywów, trzeba się jednak liczyć z koniecznością opłacenia podatku na warunkach ogólnych z uwzględnieniem progów podatkowych wynoszących odpowiednio 19 i 25 proc. W podobnym kierunku podąża Portugalia, gdzie stosuje się 28-procentowy podatek od dochodów z aktywów cyfrowych przechowywanych krócej niż rok, ale jeśli są one zachowane przez okres ponad 12 miesięcy, można liczyć na brak podatku w ogóle.

Kierunek związany z preferencyjnym obniżeniem stawek od sprzedaży kryptowalut przez rok, to istotny trend w Europie. Słowacja wprowadziła preferencyjną stawkę podatkową z tego tytułu i kwotę wolną wynoszącą 2,4 tys. euro. Z kolei w Niemczech, tak samo jak w Portugalii, jeśli nie sprzedamy aktywów przez 12 miesięcy, nie zapłacimy podatku wcale – podkreśla Izabela Deryło.

Kolejnym trendem w opodatkowaniu kryptowalut na świecie jest adaptacja zasad, które obowiązują na rynku prywatnych aktywów majątkowych. I tak w Szwajcarii, podobnie jak w przypadku obligacji czy akcji, prywatny inwestor będzie zwolniony z podatku od zysków kapitałowych, również w zakresie kryptowalut, o ile przychód nie będzie związany z prowadzoną działalnością gospodarczą. Zbliżone rozwiązania zastosowano w Singapurze. Na podatkowej mapie świata nie możemy też zapomnieć o Zjednoczonych Emiratach Arabskich, gdzie zupełnie nie ma obowiązku zapłacenia podatku od zysków wynikających z obrotu kryptowalutami. Jak jednak wygląda sytuacja polskiego rynku na tym tle?

Co do zasady w Polsce podatek od kryptowalut rozliczamy analogicznie do zysków kapitałowych, choć nie traktujemy ich łącznie np. w przypadku kosztów uzyskania przychodu czy przy rozliczeniu strat. Oznacza to, że na naszym rynku obowiązuje stawka wynosząca 19 proc. i nie mamy kwoty wolnej od podatku. Niezależnie też od czasu, jaki minął od zakupu kryptowaluty, przy jej sprzedaży z zyskiem zapłacimy podatek – mówi Izabela Deryło.

Wiele kontrowersji w Polsce dotyczy kosztów uzyskania przychodu przy pozyskiwaniu kryptowalut np. poprzez ich tzw. wykopanie. Zarówno koszt zakupu koparki, jak i prąd zużyty do pozyskania kryptowaluty nie będzie podlegał odliczeniu. Od pozyskanych kryptowalut zapłacimy więc praktycznie efektywną stawkę 19 proc. pomniejszoną jedynie o prowizje.

Przychody i koszty poniesione z tytułu transakcji kryptowalutami wykazujemy na rocznej deklaracji PIT-38. Mamy na to czas do 30 kwietnia 2024 r. za rok 2023, przy czym ewentualne straty możemy odliczyć jedynie w roku bieżącym i bezpośrednio następującym po nim. Nie łączymy też dochodów i kosztów uzyskanych z akcjami i obligacjami, choć możemy rozliczyć je na jednym formularzu. Należy również pamiętać, że obowiązek podatkowy pojawia się dopiero w momencie zamiany kryptowaluty na prawny środek płatniczy, tj. tradycyjną walutę, więc wymiana kryptowaluty na inną kryptowalutę będzie neutralna podatkowo – tłumaczy Izabela Deryło.

Polskie przepisy podatkowe, choć nie są najbardziej restrykcyjne w Europie, to jednak nie sprzyjają rozwojowi tego rynku. Sytuacji nie zmieni zapewne też implementacja unijnego rozporządzenia 2023/1114 z dnia 31 maja 2023 r. w sprawie rynków kryptoaktywów – jest to już ósma nowelizacja tej dyrektywy, potocznie nazywana „DAC8”. Z opisu nowelizacji opracowywanej obecnie przez Ministerstwo Finansów wynika, że najważniejszą zmianą ma być wyznaczenie Komisji Nadzoru Finansowego jako organu, który będzie nadzorował ten rynek oraz przyznanie KNF „środków nadzorczych służących przeciwdziałaniu naruszeniom, których mogą dopuścić się podmioty nadzorowane”. Na tym etapie niestety nie ma wzmianki o ewentualnym dostosowaniu prawa podatkowego.

Treścią nowej ustawy o kryptowalutach będą kwestie związane z ochroną inwestorów indywidualnych przed ryzykiem oszustwa oraz troska o ich rzetelne informowanie o inwestycjach w kryptowaluty. To na pewno wyczekiwana przez rynek zmiana i powinna zostać dobrze przyjęta – choć warto poczekać na więcej szczegółów przed ostateczną oceną zmian. Trudno jednak nie zwrócić uwagi na dość konserwatywne podejście organów skarbowych do opodatkowania transakcji kryptowalutowych. Wiele krajów w Europie, jak np. Wielka Brytania czy Hiszpania, oferuje podatnikom kwoty wolne od podatku w wysokości kilku tysięcy euro – co eliminuje wiele ryzyk podatkowych dla mniejszych inwestorów. Obecnie w Polsce takich rozwiązań nie ma. Brakuje także dyskusji dotyczącej wprowadzenia ulg na wzór słowackiego rozwiązania zachęcającego do trzymania kryptowalut przez okres dłuższy niż 12 miesięcy. Od rynku krypto może też odstręczać fakt, że giełdy kryptowalut w odróżnieniu od biur maklerskich nie mają obowiązku wystawienia PIT-8C, który ułatwia rozliczenie z fiskusem. W ocenie rynku te wszystkie uwarunkowania mogą być powodem rosnącej podatkowej szarej strefy i utrudniać rozwój nowych technologii w tym obszarze – zwraca uwagę Izabela Deryło.

Jak wynika z badania przeprowadzonego przez szwedzką firmę podatkową Divly, tylko 0,53% inwestorów kryptowalutowych na całym świecie zapłaciło w 2022 roku podatki z tego tytułu. W ramach badania przeanalizowano sytuację w 24 krajach reprezentujących większość regionów na świecie.

Źródło: Wolf Theiss.

ALDI: Marki własne rozwiązaniem na czas inflacji

heidi-sandstrom-466619-unsplash
Według badania „Shopper Trends 2023” NielsenIQ już średnio co trzeci konsument deklaruje, że kupuje więcej produktów pod markami własnymi. W sytuacji rosnących cen, Polacy przekonali się, że tego typu produkty pozwalają na znaczne oszczędności w budżecie bez konieczności rezygnowania z jakości. W jakich kategoriach szczególnie mocno wzrósł udział marek własnych, na czym Polacy oszczędzają najbardziej, a czego kupują więcej – na te i inne pytania odpowiadają eksperci ALDI w najnowszych analizach trendów konsumenckich sieci.

Podstawowe produkty niezmiennie na topie

W dobie inflacji jedne z największych skoków popularności marek własnych możemy odnotować w przypadku podstawowych produktów spożywczych, jak chleb czy woda. Trudno się dziwić, że właśnie w tych kategoriach konsumenci w pierwszej kolejności poszukują oszczędności, jeśli weźmiemy pod uwagę, że zgodnie z danymi Eurostatu ceny pieczywa w Polsce od roku 2015 wzrosły stopniowo o ponad 80%.

– Wśród 10 najczęściej kupowanych produktów marek własnych prawie wszystkie miejsca zajmują woda i pieczywo – na czele z kajzerką, której łącznie w ciągu roku sieć sprzedała ponad kilkadziesiąt milionów sztuk Wysoko na liście znajdują się również takie produkty jak masło, mleko czy cukier – wyjaśnia Łukasz Sołowiej, Lider Zespołu Business Intelligence i Analiz ALDI.

COŚ dla przyjemności

Według badania Current Consumer Mood przeprowadzonego przez GfK, w dobie inflacji aż trzy czwarte Polaków narzuciło sobie restrykcje w zakresie wydatków na produkty spożywcze. Nie oznacza to jednak, że całkowicie zrezygnowaliśmy z drobnych zakupów dla przyjemności. Częściej natomiast decydujemy się w tej kwestii na produkty marek własnych. Porównując rok do roku udział takiego asortymentu w obrotach w kategorii Przekąski, rok 2023 przyniósł w ALDI wzrost o ok. 20%. Największą popularnością cieszyły się czekolady, suszone owoce oraz orzechy. Coraz częściej też decydujemy się na słodycze marek własnych podczas zakupów świątecznych.

– Jeden z najbardziej rozpoznawalnych produktów ALDI w kategorii słodycze – czyli Czekolada orzechowa „z okienkiem” – tylko w 2023 podskoczył o 9 pozycji względem roku 2022 na liście najczęściej kupowanych produktów marek własnych. Łącznie w skali całego roku nasi klienci skonsumowali ponad 230 ton Czekolady Orzechowej! – podkreśla Łukasz Sołowiej.

Duży wzrost udziału marek własnych sieć odnotowała także w kategorii napojów – w 2023 wyniósł on ponad 12% więcej niż w 2022 pod względem liczby sprzedanych produktów. Oprócz wody coraz częściej kupujemy w dyskontowych markach również soki oraz napoje typu ice tea. Co ciekawe, pomimo tego, że według danych Głównego Urzędu Statystycznego udział wydatków gospodarstw domowych najmocniej obniżył się w zakresie napojów alkoholowych, sieć wcale nie odnotowała zmniejszonego zainteresowania produktami tej kategorii. Przeciwnie, tutaj również nastąpił wzrost udziału marek własnych w obrotach i liczbie sprzedanych produktów.

Dyskontowe nie znaczy gorsze

Poszukiwanie oszczędności przyczyniło się również do tego, że konsumenci odkryli wysoką jakość marek własnych w tych kategoriach, w których we wcześniejszych latach istniało bardzo duże przywiązanie do znanychmarek.

Istotny wzrost zainteresowania ALDI odnotowało np. w obszarze karm dla zwierząt. Jak wynika z danych NielsenIQ, już w 2022 roku ten sektor odnotował największy skok cenowy w ciągu ostatnich 5 lat, co w skali globalnej przyniosło wzrost wydatków na tego typu produkty nawet o ponad 20%. W 2023 roku właściciele zwierząt zaczęli szukać nowych rozwiązań, którym sprosta domowy budżet i zwrócili swoje oczy w kierunku produktów marek własnych ALDI w tej kategorii.

Udział produktów marek własnych w kategorii “Pet Food” wynosi w ALDI obecnie co najmniej 70%, a konkretne produkty wyraźnie częściej goszczą w koszykach klientów sieci. Dla przykładu karma dla kota ALDI Topic w 2023 awansowała już na piąte miejsce pod względem popularności wszystkich produktów marek własnych.

Moda i design z dyskontu

Marki własne cieszą się coraz większą popularnością nie tylko w obszarze produktów spożywczych. Wysoki udział procentowy w obrocie, wynoszący ponad 80%, utrzymuje się w kategoriach Moda oraz Dodatki do domu. Podobny trend jest wyraźnie dostrzegalny także w obszarze Zdrowie i Uroda, w którym sieć odnotowała w 2023 roku aż 16-procentowy wzrost udziału w obrotach. Czy można zatem pokusić się o stwierdzenie, że nadeszła moda na modę z dyskontu?

Biorąc pod uwagę, że – jak podaje raport Kantar „Global Monitor: Trendy konsumenckie na 2024” – skłonności do oszczędzania i poszukiwania okazji pojawia się coraz silniej wśród Millenialsów i Zetek, faktycznie można chyba powoli mówić o pewnej zmianie pokoleniowej w sposobie myślenia – zakup ubrań i dodatków w dyskoncie nie jest już postrzegany jako konieczność, lecz powód do dumy.

– Wiele wskazuje na to, że moda na ubrania z dyskontu będzie się dalej rozwijać w kolejnych latach, szczególnie w świetle globalnych trendów, jak np. rosnąca świadomość konsumentów w kwestii zrównoważonego rozwoju. W sytuacji, gdy klienci zostali postawieni przed wyborem między drogimi tekstyliami z salonów mody lub tanimi ubraniami niewiadomego pochodzenia, to właśnie dyskonty przychodzą z rozwiązaniem, jak wydostać się z tego impasu. Decydując się na zakup ubrań w ALDI, klienci otrzymują potwierdzenie ich jakości w postaci niezależnych certyfikatów, a jednocześnie mogą je kupić w atrakcyjnej cenie – prognozuje Marzena Pyka, Kierownik Kategorii ALDI.

Dzisiaj w sklepach ALDI dostępnych jest w stałej ofercie ponad 2000 artykułów, a także w ramach tygodniowych akcji tematycznych ponad 1500 artykułów spożywczych i przemysłowych. Około 65% z nich stanowią produkty marek własnych. Sieć posiada także marki własne w asortymencie non food, łącznie jest to 27 marek.   Jak zapowiada ALDI, w ciągu najbliższych kilku lat produkty marek własnych mają stanowić ok. 80% stałego asortymentu sieci. Warto dodać, że w ALDI obowiązują Promocje Zawsze od 1 Sztuki, co sprawia, że klienci mogą kupić setki jakościowych produktów w bardzo dobrych cenach bez konieczności kupowania wielopaków.

Źródło: ALDI Polska.

Obwieszczenie GUS w sprawie wskaźnika cen dóbr inwestycyjnych za czwarty kwartał 2023 r.

markus-spiske-484245-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował „Obwieszczenie w sprawie wskaźnika cen dóbr inwestycyjnych za czwarty kwartał 2023 r.”.

Jest to obwieszczenie Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego z dnia 26 lutego 2024 r. w sprawie wskaźnika cen dóbr inwestycyjnych za IV kwartał 2023 r.
Jak czytamy w raporcie Głównego Urzędu Statystycznego, w związku z art. 109 ustawy z dnia 16 grudnia 2016 r. – Przepisy wprowadzające ustawę o zasadach zarządzania mieniem państwowym (Dz. U. poz. 2260, z 2018 r. poz. 1669 i 2159 oraz z 2019 r. poz. 730) ogłoszono, że wskaźnik cen dóbr inwestycyjnych za IV kwartał 2023 r. w stosunku do III kwartału 2023 r. wyniósł 100,6 (wzrost cen o 0,6%).
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

Komunikat GUS w sprawie ceny 1m2 powierzchni użytkowej budynku mieszkalnego

rawpixel-com-603645-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował „Komunikat w sprawie ceny 1m2 powierzchni użytkowej budynku mieszkalnego za czwarty kwartał 2023 r.”.

Jest to komunikat Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego z dnia 26 lutego 2024 r. w sprawie ceny 1m2 powierzchni użytkowej budynku mieszkalnego za IV kwartał 2023 r.
Jak czytamy w komunikacie, na podstawie art. 3b ust. 4 ustawy z dnia 30 listopada 1995 r. o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych, udzielaniu premii gwarancyjnych oraz refundacji bankom wypłaconych premii gwarancyjnych (Dz. U. z 2023 r. poz. 1446) ogłoszono, że cena 1m2 powierzchni użytkowej budynku mieszkalnego za IV kwartał 2023 r. wyniosła 6386 zł.
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie Internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

Podatnicy wciąż mają słabą wiedzę nt. ulgi B+R

Fotografia Biznesowa Kraków
Firmy z różnych branż mogą skorzystać z ulgi badawczo-rozwojowej. Warunkiem koniecznym do tego jest prowadzenie badań naukowych lub prac rozwojowych. Działalność musi mieć twórczy charakter i należy ją prowadzić systematycznie. Odliczeń podatkowych dokonują głównie podmioty związane z przemysłem, ale wymogi spełniają też m.in. przedstawiciele sektora IT, medycyny, branży finansowej, spożywczej czy rolnictwa. Skorzystanie z ulgi B+R może przynieść korzyści finansowe sięgające nawet kilkuset tysięcy złotych w skali roku. Zgodnie z przepisami, istnieje możliwość odliczenia nawet do 300% jednego wydatku. Do tego warto dodać, że podatnicy, którzy prowadzą dokładną dokumentację i spełniają wymogi formalne, nie powinni mieć obaw związanych z ewentualną dodatkową kontrolą fiskusa.

Szansa na ulgę nie tylko dla przemysłu

Część podatników wciąż nie wie o możliwości skorzystania z ulgi badawczo-rozwojowej. Ona ma na celu wspieranie innowacyjności i postępu, niezależnie od wielkości przedsiębiorstwa. Nie ma też znaczenia branża, w której firma prowadzi działalność. Choć nazwa sugerowałaby konieczność prowadzenia skomplikowanych badań w laboratoriach przy użyciu mikroskopów i innego rodzaju specjalistycznego sprzętu, ulga B+R ma o wiele szersze zastosowanie.

Chcąc skorzystać z tego rozwiązania, wystarczy prowadzić działalność badawczo-rozwojową. Ona musi wpisywać się w definicję badań naukowych lub prac rozwojowych. W przypadku tych pierwszych, w skrócie, sprawa dotyczy prac nakierowanych na zdobycie nowej wiedzy. Z kolei te drugie obejmują adaptowanie dostępnej przedsiębiorstwu wiedzy i technologii w celu wprowadzenia innowacji w procesie produkcji lub finalnej wersji oferowanych produktów bądź usług.

Działalność badawczo-rozwojowa musi również mieć charakter twórczy, skupiając się na tworzeniu nowych i oryginalnych rozwiązań, często o unikatowym, niepowtarzalnym i specyficznym charakterze. W przypadku interpretacji indywidualnych, organy zwracają uwagę na unikalny wymiar działalności twórczej, czyli możliwość przypisania jej efektów do konkretnych osób. Ponadto znaczenie ma systematyczność. Tym samym ulgą objęte są regularne, planowe działania, a nie incydentalne przedsięwzięcia. Działalność musi mieć również określony cel, nakierowany na zwiększenie zasobów wiedzy i wykorzystanie ich do tworzenia nowych zastosowań. Oznacza to, że przedsiębiorstwo powinno działać w celu zdobywania nowej wiedzy oraz wykorzystania jej efektywnie w procesie tworzenia innowacyjnych rozwiązań.

Zatem każde przedsiębiorstwo, które tworzy nowe produkty lub usługi albo też podejmuje prace nad ich ulepszeniem, może spełniać przesłanki prowadzenia działań B+R kwalifikujących się do ww. ulgi. Ona może być wykorzystywana w różnych branżach bez konieczności posiadania specjalistycznego sprzętu czy aparatury. Po to rozwiązanie sięgają przede wszystkim podatnicy związani z przemysłem. Jednak nie brakuje przykładów z innych obszarów gospodarki.

Ulga B+R może być stosowana w sektorze IT w zakresie prac nad innowacyjnym oprogramowaniem, rozwojem platform cyfrowych czy nowymi algorytmami. W dziedzinie medycyny do skorzystania z odliczeń kwalifikują się badania nad nowymi lekami, diagnostyką czy szczepionkami. W sektorze finansowym wsparcie można uzyskać przy rozwijaniu nowych metod płatności elektronicznych czy innowacyjnych rozwiązań fintech. Podmioty z branży rolniczej czy spożywczej również mogą skorzystać z preferencji podatkowych. Wystarczy, że prowadzą badania nad nawozami, metodami przechowywania żywności czy innowacjami w procesach produkcyjnych.

Odliczenie nawet do 300% wydatku

Konstrukcja ulgi B+R nie przewiduje górnego kwotowego limitu odliczenia. Może więc przynieść ogromne korzyści finansowe dla firmy, sięgające nawet kilkuset tysięcy złotych w skali roku. Wszystkie podmioty prowadzące działalność B+R mają prawo odliczyć 100% poniesionych kosztów kwalifikowanych.

Jednakże istnieją wyjątki, w których odliczenia sięgają aż 200%. Dotyczy to podatników posiadających status centrum badawczo-rozwojowego (oprócz kosztów związanych z ochroną patentową w przypadku dużych przedsiębiorców) oraz kategorię kosztów kwalifikowanych związanych z wynagrodzeniami pracowników zatrudnionych do działalności badawczo-rozwojowej. Zatem odliczenia mogą wynieść 200% kosztów wynagrodzeń pracowników, co stanowi dodatkową zachętę do zatrudniania specjalistów w obszarze badań i rozwoju. Oprócz tego, koszty te podlegają standardowemu odliczeniu od uzyskania przychodów. Łącznie daje nam to możliwość obniżenia nawet do 300% jednego wydatku.

Podatnicy, którzy chcą skorzystać z ulgi B+R, są obowiązani w prowadzonej księdze rachunkowej wyodrębnić koszty działalności badawczo-rozwojowej. Ewidencja ta powinna być na tyle szczegółowa, aby można było wydzielić koszty odpowiadające poszczególnym kategoriom w formularzu sprawozdawczym. Ponadto w przypadku zatrudnienia pracowników do realizacji działań B+R niezbędna może się okazać ewidencja czasu pracy.

Przepisy nie nakładają wprost obowiązku prowadzenia dokumentacji prac badawczo-rozwojowych. Jednak wsparta odpowiednią ewidencją księgową stanowi kluczowy element skutecznego i bezpiecznego podatkowo odliczania wszystkich poniesionych kosztów kwalifikowanych związanych z działalnością badawczo-rozwojową. Rzetelnie prowadzona dokumentacja działalności w tym zakresie jest pomocna chociażby z przyczyn dowodowych.

Sam proces obliczeń ulgi, choć nie jest nadmiernie skomplikowany, może powodować pewne trudności dla wielu podatników, z powodu złożoności przepisów podatkowych i specyfiki działań badawczo-rozwojowych. Wymaga to więc dokładnej analizy kosztów i kategoryzacji wydatków, co nie jest proste zwłaszcza przy rozliczaniu ulgi po raz pierwszy. W związku z tym wielu przedsiębiorców decyduje się na korzystanie z usług doradców podatkowych lub specjalistów ds. ulg badawczo-rozwojowych. Robią tak, aby upewnić się, że wszelkie wymogi są spełnione i obliczenia są dokładne. Współpraca z ekspertami może pomóc w zminimalizowaniu ryzyka błędów i optymalizacji korzyści podatkowych z tytułu opisywanego rozwiązania.

Korzystanie z ulgi B+R jest w pełni legalne i przeznaczone dla podatników realizujących rzeczywiste prace badawczo-rozwojowe. Jeśli przedsiębiorstwo prowadzi dokładną dokumentację i spełnia wymogi formalne, to nie powinno mieć obaw związanych z ewentualną kontrolą aparatu skarbowego. Czynności sprawdzające czy kontrola podatkowa to standardowa procedura wynikająca z deklaratywnego charakteru rozliczenia ulgi. Takie działania są częścią systemu podatkowego i dotyczą różnych obszarów, nie tylko opisywanego odliczenia. Z doświadczenia jednak widać, że wielu przedsiębiorców się tego obawia, ale praktyka finalnie pokazuje, że raczej nie ma się czego bać.

Autorem komentarza jest doradca podatkowy Ewa Flor z Kancelarii ATL Accounting & Payroll.
Źródło: UCE GROUP LTD. Sp. z o.o.

Wskaźniki cen produkcji sprzedanej przemysłu w styczniu 2024 roku wg GUS

helloquence-61189-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport o nazwie „Wskaźniki cen produkcji sprzedanej przemysłu w styczniu 2024 roku”.

Według wstępnych danych zgromadzonych przez GUS, w styczniu 2024 r. ceny produkcji sprzedanej przemysłu spadły zarówno w stosunku do grudnia 2023 r. – o 0,2%. Również w porównaniu z analogicznym miesiącem poprzedniego roku – o 9,0%.
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

Dynamika produkcji budowlano-montażowej w styczniu 2024 roku wg GUS

ej-yao-194786-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport pt. „Dynamika produkcji budowlano-montażowej w styczniu 2024 roku”.

Według wstępnych danych zgromadzonych przez Główny Urząd Statystyczny, produkcja budowlano–montażowa (w cenach stałych) zrealizowana na terenie kraju przez przedsiębiorstwa budowlane o liczbie pracujących powyżej 9 osób w styczniu br. była niższa o 6,1% w porównaniu z analogicznym okresem ub. roku (przed rokiem wzrost o 2,0%). Natomiast była ona niższa o 63,2% w stosunku do grudnia 2023 roku (przed rokiem spadek o 55,3%).
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie GUS.

Źródło: GUS.

Wskaźniki cen produkcji budowlano-montażowej w styczniu 2024 roku wg GUS

g-crescoli-365895-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport o nazwie „Wskaźniki cen produkcji budowlano-montażowej w styczniu 2024 roku”.

Według wstępnych danych zgromadzonych przez GUS, w styczniu 2024 r. ceny produkcji budowlano-montażowej w porównaniu z  analogicznym miesiącem poprzedniego roku wzrosły o 7,7%, a w porównaniu z grudniem 2023 r. – o 0,5%.

W styczniu 2024 r. w stosunku do grudnia 2023 r. zanotowano wzrost cen budowy budynków, obiektów inżynierii lądowej i wodnej oraz robót budowlanych specjalistycznych po 0,5%. – wylicza GUS.

Jak podsumowuje Główny Urząd Statystyczny, porównaniu ze styczniem 2023 r. podniesiono ceny budowy obiektów inżynierii lądowej i wodnej (o 8,8%), robót budowlanych specjalistycznych (o 7,4%) oraz budowy budynków (o 6,7%).

Źródło: GUS.

Obwieszczenie w sprawie przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw w styczniu 2024 roku

markus-spiske-484245-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował obwieszczenie w sprawie przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw w styczniu 2024 roku.

Jest to obwieszczenie Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego z dnia 20 lutego 2024 r. w sprawie przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw w styczniu 2024 r.
Jak czytamy w obwieszczeniu, w związku z art. 83 ust. 2 pkt 1 ustawy z dnia 15 grudnia 2017 r. o dystrybucji ubezpieczeń (Dz. U. z 2023 r. poz. 1111 i 1723), przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw w styczniu 2024 r. wyniosło 7768,35 zł.
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

Dynamika produkcji sprzedanej przemysłu w styczniu 2024 roku wg GUS

mari-helin-tuominen-38313-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport pt. „Dynamika produkcji sprzedanej przemysłu w styczniu 2024 roku”.

Jak informuje GUS, w styczniu br. produkcja sprzedana przemysłu była wyższa o 1,6% w porównaniu ze styczniem ub. roku. Notowano wówczas wzrost o 1,4% w stosunku do analogicznego okresu roku poprzedniego, natomiast w porównaniu z grudniem ub. roku wzrosła o 2,3%.
Po wyeliminowaniu wpływu czynników o charakterze sezonowym, w styczniu br. produkcja sprzedana przemysłu ukształtowała się na poziomie o 0,1% wyższym niż w analogicznym miesiącu ub. roku i o 0,2% niższym w porównaniu z grudniem ub. roku. – podsumowuje Główny Urząd Statystyczny.

Źródło: GUS.

Poszukiwanie pracowników w branży produkcyjnej w Polsce jest wyzwaniem

analiza
Poszukiwanie pracowników w branży produkcyjnej w Polsce to ogromne wyzwanie. Obecnie bezrobocie jest na poziomie 5 proc. – wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego. Sektor produkcyjny boryka się z brakiem rąk do pracy. Firmy niejednokrotnie kierują swoje ogłoszenia nie tylko do Polaków, ale także osób z zagranicy. Wszystko z uwagi na wysokie zapotrzebowanie na pracowników przy niskim popycie na pracę. W jaki sposób budować Employer Branding w tej trudnej branży?

Aż 75 proc. firm produkcyjnych ma problem ze znalezieniem pracowników. Chodzi głównie o osoby do wykonywania pracy fizycznej, ale i specjalistów od IT. Brakuje także ekspertów od logistyki i HR1. Co zrobić, by zachęcić do podjęcia pracy właśnie u nas? Konieczne jest podejmowanie działań z obszarów Employer Brandingu.

Zadbaj o identyfikację wizualną marki

Profesjonalna i atrakcyjna wizualna reprezentacja marki to kluczowy element budowy silnego Employer Brandingu w branży produkcyjnej. Obejmuje ona różne aspekty, zarówno w sferze online, jak i offline.

  • Strona internetowa. Projektowanie strony internetowej powinno zakładać zorientowane na użytkownika. Sama witryna musi być łatwa do nawigacji i zgodna z identyfikacją wizualną marki. Warto wykorzystać własne, profesjonalnie wykonane zdjęcia, prezentujące różne aspekty pracy w firmie, takie jak produkcja, zespoły pracownicze, a także nowoczesne zakłady czy innowacyjne rozwiązania technologiczne, stosowane w procesach produkcyjnych.

  • Materiały promocyjne, takie jak broszury, ulotki czy prezentacje, powinny odzwierciedlać profesjonalizm i unikalność firmy. Ponownie – wykorzystaj wysokiej jakości zdjęcia przedstawiające produkty, pracowników oraz osiągnięcia firmy. Teksty powinny być klarowne, zwracając uwagę na konkretne atuty pracodawcy i wartości, które wyróżniają firmę na tle konkurencji.

  • Warunki pracy. Wizualizacja rzeczywistych warunków pracy to kluczowy element. Pokaż rzeczywistość codziennego życia w firmie, zarówno na linii produkcyjnej, jak i w biurze. Zdjęcia czy filmy prezentujące pracowników podczas pełnienia codziennych obowiązków, współpracujących ze sobą, pokazujących zaangażowanie i atmosferę pracy, mogą przyciągnąć uwagę potencjalnych kandydatów.

  • Zadbaj o branding w zakładzie. Dodaj elementy identyfikacji wizualnej marki na terenie zakładu. To może obejmować logo, hasła reklamowe czy grafiki reprezentujące wartości firmy. Te elementy powinny być widoczne zarówno dla pracowników, jak i odwiedzających.

Co ważne, warto zadbać o to, by zarówno strona internetowa, jak i materiały promocyjne były dwujęzyczne. – Ponadto pracownicy oczekują transparentności i autentyczności. Dlatego wizualna reprezentacja marki powinna oddawać realne oblicze firmy, ukazując jej mocne strony, wartości oraz oferowane możliwości rozwoju. To podejście nie tylko przyciąga odpowiednich kandydatów, ale także buduje trwałe zaangażowanie już zatrudnionych pracowników. – podpowiada Sebastian Kopiej, Prezes Zarządu Agencji PR Commplace

Zadbaj o odpowiednią reklamę

Employer Branding wiąże się z reklamą. Należy zadbać o odpowiedni przekaz online, jak i offline. W poszukiwaniu pracowników w branży produkcyjnej pomocne mogą być kanały OOH takie, jak billboardy czy reklamy na drzwiach supermarketów. Taka forma przekazu jest widoczna dla mieszkańców i trudno ją przeoczyć.

Kolejnym elementem jest organizowanie spotkań dla lokalnej społeczności. Mogą to być pikniki dla pracowników i ich rodzin, ale także festyny, w których mogą wziąć udział nie tylko osoby zatrudnione w firmie. Warto także wspierać wybrane inicjatywy, jak np. wycieczki szkolne, czy fundować stypendia dla wybranych uczniów.

Kluczowe jest, by marka była obecna w mediach. Dlaczego? O tym Sebastian Kopiej z Commplace.

– Obecność marki w mediach to nie tylko sposób na przyciąganie klientów, ale także na budowanie lojalności. Regularnie publikowane newsy, udział w dyskusjach czy kampanie promocyjne pozwalają utrzymać zainteresowanie konsumentów i zbudować pozytywny wizerunek. Klienci coraz częściej oczekują interakcji z markami, a media są doskonałym narzędziem do nawiązywania tej interakcji. W kontekście Employer Brandingu, obecność marki w mediach odgrywa istotną rolę w przyciąganiu i zatrzymywaniu utalentowanych pracowników. Potencjalni kandydaci często sprawdzają profile firm na mediach społecznościowych czy opinie na portalach rekrutacyjnych przed podjęciem decyzji o aplikowaniu. Aktywność marki w mediach pomaga w kreowaniu pozytywnego wizerunku pracodawcy, prezentując firmę jako atrakcyjne miejsce pracy – wyjaśnia prezes agencji PR.

Dobra identyfikacja wizualna, strona internetowa, media relations, reklama w outdoobrze i online… Jak jeszcze budować pozycję pożądanego pracodawcy? Należy zadbać o odpowiednie benefity pracownicze. Wśród najbardziej pożądanych wymienić można imprezy integracyjne, szkolenia, zapewnienie dojazdu do pracy, dopłata do posiłków czy okresowe premie. Warto także regularnie badać opinie naszych pracowników i sprawdzać, co możemy poprawić.

I nie zapominajmy o ważnym narzędziu, jakim jest LinkedIn. Na tym portalu kluczowe jest budowanie profilu eksperta w swojej dziedzinie, dzielenie się opinią na temat rynku i pokazywanie, w jaki sposób funkcjonuje nasza firma. Platforma jest chętnie wykorzystywana przez pracowników do poszukiwania pracy, zatem warto tam mieć konto i aktywnie się komunikować.

1 Raport „Niedobór talentów”

Źródło: Commplace Sp. z o. o. Sp. K.

Dynamika wzrostu cen spada, ale dość wolno – w sklepach jest o blisko 5 proc. drożej niż rok temu

ibrahim-rifath-789914-unsplash
Według najnowszego raportu, pochodzącego z monitoringu ponad 25 tys. sklepów detalicznych w całej Polsce, w styczniu br. codzienne zakupy zdrożały średnio o 4,8% rdr. I jest to kolejny miesiąc z rzędu z malejącą dynamiką wzrostu cen. Na 17 analizowanych kategorii 8 wykazało jednocyfrową podwyżkę, 5 zaliczyło dwucyfrowe skoki, a 4 zanotowały spadek. Początek roku przyniósł też duże zmiany wśród „liderów drożyzny”. Tym razem rdr. najmocniej podrożały słodycze i desery, bo o 14,3%. Na drugie miejsce w rankingu wskoczyły napoje bezalkoholowe – 13,8% rdr. A na trzeciej pozycji znalazły się dodatki spożywcze – 12,8% rdr. W TOP5 widać też chemię gospodarczą i warzywa – odpowiednio 10,9% i 10,5% rdr. Z kolei na największym minusie są art. tłuszczowe – 21,7% rdr. W relacji rocznej spadły też ceny karm dla zwierząt – 9,4%, nabiału – 5,1%, a także owoców – 1% rdr.

Wzrost cen nieco odpuszcza, ale nadal jest drożej niż przed rokiem, kiedy podwyżki były już na rekordowo wysokim poziomie. Z najnowszej edycji raportu pt. „INDEKS CEN W SKLEPACH DETALICZNYCH”, autorstwa UCE RESEARCH i Uniwersytetów WSB Merito, wynika, że w styczniu br. codzienne zakupy podrożały średnio o 4,8% rdr. Analizą objęto blisko 100 najczęściej kupowanych przez konsumentów produktów. Łącznie zestawiono ze sobą 55,2 tys. cen detalicznych z 25,4 tys. sklepów należących do 56 sieci handlowych. Badano wszystkie na rynku dyskonty, hipermarkety, supermarkety, sieci convenience oraz cash&carry. Dla porównania, w grudniu wzrost cen rdr. (obliczony wg tej samej metody) wyniósł 5,6%, w listopadzie – 6,7%, a w październiku – 8,1%.

– Osłabienie dynamiki wzrostu cen może być interpretowane jako pozytywny sygnał, sugerujący możliwą stabilizację. Dalsza sytuacja będzie zależna od decyzji nowego rządu oraz działań producentów i sprzedawców. Przypomnijmy, że przedłużenie zerowej stawki VAT na żywność obowiązuje do końca marca. Działania osłonowe mogą zostać zatrzymane lub przedłużone o kolejne trzy miesiące – stwierdza dr Joanna Wieprow z Uniwersytetu WSB Merito we Wrocławiu.

Z zebranych danych wynika również, że w styczniu br. na 17 monitorowanych kategorii 8 wykazało jednocyfrowy wzrost (w grudniu – 5). Ponadto 5 grup produktów zdrożało dwucyfrowo (w grudniu – 7). Natomiast 4 kategorie były na minusie (poprzednio – 5).

– W styczniu br. mniej kategorii niż w grudniu ub.r. potaniało rdr. Powodem tego był wzrost płacy minimalnej. Wraz z nią przedsiębiorców czeka podwyżka składki ZUS. Ponadto zdrożała opłata paliwowa. To wszystko przełożyło się na podwyżki średnich cen niektórych kategorii – komentuje dr Justyna Rybacka z Uniwersytetu WSB Merito Gdynia. – Wprawdzie mamy teraz mniej dwucyfrowych wzrostów niż poprzednio, ale to wynika z tego, że odnosimy się do rekordowych skoków cen ze stycznia 2023 roku. Dlatego obecnie nawet jednocyfrowe podwyżki mogą być solidnie odczuwalne dla polskich rodzin – dodaje dr Rybacka.

Raport wykazał, że po kilku miesiącach nastąpiła zmiana na pozycji „lidera podwyżek cen”. Wcześniej na pierwszym miejscu były dodatki spożywcze, a tym razem rdr. najmocniej podrożały słodycze i desery – o 14,3%. W grudniu ub.r. zamykały zestawienie TOP5 najbardziej drożejących kategorii.

– Na podwyżki cen tej kategorii, szczególnie dotyczące wyrobów czekoladowych, wpłynęło drożejące kakao. Z uwagi na światowy deficyt, ceny tego surowca osiągnęły w styczniu br. historycznie wysoki poziom. Przełożyło się to silnie na wzrosty kosztów produkcji słodyczy, mimo że ceny cukru, również istotnego składnika kosztowego, zaczęły maleć. Co więcej, obserwowane podwyżki cen kakao na początku lutego br. mogą sugerować utrzymywanie się rocznej dynamiki wzrostu cen słodyczy na poziomie wyraźnie przekraczającym wskaźnik inflacji dla całej żywności – mówi dr Mariusz Dziwulski, analityk z PKO BP.

Nowym „wiceliderem” wzrostów cen są napoje bezalkoholowe ze średnią podwyżką o 13,8% rdr. – Zeszłoroczna susza w Polsce miała wpływ na obniżenie podaży owoców, przez co soki mogą być nieco droższe. Tendencja wzrostowa w tej kategorii może się utrzymywać – ostrzega ekonomista Marcin Luziński z Santander Bank Polska.

Na trzeciej pozycji znalazły się dodatki spożywcze (tj. ketchupy, majonezy, musztardy, przyprawy), które rdr. zdrożały o 12,8%. – Spadek po kilku miesiącach z miejsca pierwszego na trzecie mógł być wynikiem osłabienia dynamiki wzrostu cen. Wcześniej dodatki spożywcze zaliczały większe wzrosty rdr. Mimo tego, kategoria ta nadal należy do czołówki najbardziej drożejących. Wpływają na to m.in. zmiany w kosztach produkcji i konkurencji na rynku czy strategie cenowe producentów – wyjaśnia dr Joanna Wieprow.

Czwarte miejsce w rankingu zajęła chemia gospodarcza ze średnim wzrostem rdr. o 10,9%. W grudniu ub.r. była na drugim miejscu. – Na wciąż wysokie podwyżki w tej kategorii wpływają takie czynniki, jak dostępność surowców, cena energii i koszty pracy. Choć obecnie specjalistyczne urządzenia ograniczają zużycie poszczególnych składników, prądu oraz wody, to jednak nadal energia elektryczna zdaje się być kluczowa w całym procesie zautomatyzowanej produkcji. Do tego wzrost kosztów pracy powoduje, że na większe wyhamowanie podwyżek cen w tej kategorii nie mamy co liczyć. Spadek z drugiego miejsca na czwarte w zestawieniu niczego tu nie zmienia – przekonuje ekspertka z WSB Merito Gdynia.

Zestawienie TOP5 zamykają warzywa ze średnim wzrostem rdr. na poziomie 10,5%. – W tym przypadku coraz mocniej widoczne są efekty zeszłorocznej suszy, która wpłynęła na niższe krajowe zbiory. W związku z tym ceny warzyw będą utrzymywać się na podwyższonym poziomie przez najbliższe miesiące – zapowiada ekspert z Santander Bank Polska.

Kolejne w rankingu podwyżek cen są ryby, które zdrożały o 9,3% rdr. Dalej widać art. dla dzieci ze średnim wzrostem rdr. na poziomie 7,1%, wędliny – 4%, pieczywo – 3,4%, mięso – 3,1%, środki higieny osobistej – 2,7%, produkty sypkie – 2,4%, a także używki – 2,4%.

– Ceny mąk, tj. produktów sypkich, sprzedawanych przez młyny do przetwórstwa, spadły w styczniu o ok. 1/3 rdr. Jednak jak na razie spadki cen tego najważniejszego dla branży surowca nie zostały odzwierciedlone w niższych cenach pieczywa. Mąka to tylko część kosztów piekarni czy cukierni – mówi Weronika Szymańska, analityczka Sektora Rolno-Spożywczego w Banku BNP Paribas. W ocenie ekspertki, coraz niższe ceny zbóż powinny w najbliższym czasie przełożyć się na lekkie spadki cen produktów zbożowych, szczególnie tych sprzedawanych w dyskontach. Tańsze ziarno to również niższe ceny pasz, które są jednym z kluczowych kosztów w produkcji mięsa, mleka czy jaj.

– Roczna dynamika cen mięsa pozostała dodatnia, choć jej poziom był dużo mniejszy niż jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Przyczyną jest ustępująca presja w zakresie kosztów produkcji żywca, która znajduje odzwierciedlenie w niższych cenach skupu. Najwyraźniej widać to w przypadku drobiu, którego ceny w styczniu na poziomie producenta były niższe niż rok wcześniej o ok. 1/5 – tłumaczy dr Dziwulski.

Z kolei najmocniejsze spadki cen rdr. zanotowały art. tłuszczowe – o 21,7%, a także karmy dla zwierząt – o 9,4%. Do tego nabiał potaniał rdr. o 5,1%. Za owoce konsumenci płacili o 1% mniej niż przed rokiem.

– Oleje i tłuszcze stanowią główną kategorię o tendencji spadkowej, co jest zjawiskiem globalnym, wpływającym także na rynek polski. Ta grupa żywności zanotowała największe spadki cen po osiągnięciu historycznych szczytów, po wybuchu wojny w Ukrainie. Decydującym czynnikiem dla cen żywności będą warunki pogodowe. Obecnie na rynek istotnie wpływają ekstremalne zjawiska klimatyczne, które mogą znacząco oddziaływać na globalną produkcję rolno-spożywczą – podsumowuje dr Joanna Wieprow.

Źródło: MondayNews Polska Sp. z o.o.

Wskaźniki cen towarów i usług konsumpcyjnych w styczniu br. wg GUS

adeolu-eletu-38649-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport nt wskaźników cen towarów i usług konsumpcyjnych w styczniu br. 

Raport nosi nazwę „Wskaźniki cen towarów i usług konsumpcyjnych w styczniu 2024 roku (dane wstępne)”. Jak informuje GUS, według wstępnych danych w styczniu 2024 r. ceny towarów i usług konsumpcyjnych wzrosły o 3,9% w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku. Natomiast w stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług wzrosły o 0,4%.
Informacja pochodzi z oficjalnej strony internetowej GUS.

Źródło: GUS.

Szybki szacunek produktu krajowego brutto za IV kwartał 2023 roku wg GUS

matthew-guay-148463-unsplash
Główny urząd Statystyczny (GUS) opublikował szybki szacunek produktu krajowego brutto za IV kwartał 2023 roku.

Według szybkiego szacunku opublikowanego przez GUS, produkt krajowy brutto (PKB) niewyrównany sezonowo w 4 kwartale 2023 r. zwiększył się realnie o 1,0% rok do roku wobec wzrostu o 2,5% w analogicznym okresie 2022 r. W 4 kwartale 2023 r. PKB wyrównany sezonowo (w cenach stałych przy roku odniesienia 2015) pozostał na zbliżonym poziomie do notowanego w poprzednim kwartale i był wyższy niż przed rokiem o 1,7%. – informuje GUS.
Pełna treść informacji dostępna jest na stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

 

Seris Konsalnet: raport wskazuje, że polscy przedsiębiorcy są coraz ostrożniejsi w wydatkach

Tomasz Wojak 1
Seris Konsalnet: raport wskazuje, że polscy przedsiębiorcy są coraz ostrożniejsi w wydatkach. Co trzecia polska firma uważa sytuację rynkową w swojej branży za niekorzystną, a jedynie 17 proc. badanych firm zamierza zwiększyć wydatki i na usługi zewnętrzne – wynika z raportu, jaki na zlecenie Seris Konsalnet przygotowała renomowana firma badawcza Norstat. Raport zawiera dane pochodzące od blisko 600 przedsiębiorstw.

Agencja badawcza Norstat na zlecenie Seris Konsalnet pod koniec 2023 r. przeprowadziła badanie polskich przedsiębiorców pod kątem ich kondycji ekonomicznej, polityki wydatków na usługi zewnętrzne oraz oczekiwań co do nadchodzących miesięcy.

Co trzecia firma spośród prawie 600 przebadanych uważa sytuację rynkową w 2024 r. jako niekorzystną, zaś jedynie 17 proc. planuje zwiększyć wydatki na usługi zewnętrzne. W tej grupie bardziej prawdopodobne jest wdrażanie rozwiązań antykryzysowych, a jednocześnie mniej prawdopodobny jest wzrost wydatków na podwykonawców w tym roku budżetowym. Badanie to zyskuje na znaczeniu w kontekście nadchodzących waloryzacji cen w branży security, co ma bezpośrednie implikacje dla firm korzystających z usług zewnętrznych. Tło ekonomiczne dla tych zmian stanowi rosnąca inflacja, która w 2023 roku osiągnęła poziom 6,2%, a według przewidywań ekonomistów w 2024 roku może wynieść od 4,8% do 8,1%. Dodatkowo, w Polsce obserwujemy wzrost minimalnego wynagrodzenia, które od 1 stycznia wynosi 4242 zł, a od 1 lipca ma wzrosnąć do 4300 zł. Te zmiany ekonomiczne mają kluczowe znaczenie dla sektora usług ochrony i ich klientów.

– Mniej niż połowa badanych przez Norstat firm ocenia obecną sytuację na rynku jako pozytywną – mówi Tomasz Wojak, Prezes Zarządu Seris Konsalnet, komentując wyniki badania. – Aż 30 proc. ocenia ją jako niekorzystną, co trzecia z nich (36 proc.) planuje wdrożenie rozwiązań antykryzysowych oraz ograniczenie kosztów.

Co ciekawe, im mniejsza firma, tym ocena własnej sytuacji jest gorsza, ale tym rzadziej wspominają o działaniach antykryzysowych. Odwrotna sytuacja istnieje w dużych firmach i korporacjach. One lepiej oceniają sytuację rynkową, ale są bardziej skłonne do wdrażania planów antykryzysowych niż małe firmy.

Blisko 41 proc. badanych firm planuje zredukować wydatki związane z podwykonawcami w obecnym roku budżetowym, podczas gdy prawie tyle samo – 42 proc. zamierza zamrozić ten budżet. Jedynie 17 proc. klientów ma w planach wzrost wydatków w tym zakresie – nie jest zaskoczeniem, że jest to bardziej prawdopodobny scenariusz w przypadku tych firm, które oceniają aktualną sytuację na rynku jako korzystną.

– Z badania firmy Norstat oraz z naszych rozmów z klientami można wyciągnąć wniosek, że pojawiła się potrzeba utrzymania status quo w zakresie wydatków na usługi zewnętrze, w tym na ochronę i cleaning – analizuje Tomasz Wojak. – Z jednej strony jest to zrozumiałe w obliczu inflacji i stałego wzrostu cen wszystkich dóbr oraz płacy minimalnej. Dla nas jednak oznacza to realne zmniejszenie wartości zamówień, zatem i spowolnienie w sektorze usług.
Źródło: Seris Konsalnet.

 

 

Komunikat GUS w sprawie przeciętnego wynagrodzenia w czwartym kwartale 2023 roku

helloquence-61189-unsplash
Komunikat GUS (Główny Urząd Statystyczny) w sprawie przeciętnego wynagrodzenia w czwartym kwartale 2023 roku.

Jest to komunikat Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego z dnia 9 lutego 2024 r. w sprawie przeciętnego wynagrodzenia w czwartym kwartale 2023 r.
Jak informuje GUS, na podstawie art. 20 pkt 2 ustawy z dnia 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (Dz. U. z 2023 r. poz. 1251, 1429 i 1672) przeciętne wynagrodzenie w czwartym kwartale 2023 r. wyniosło 7540,36 zł.
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej GUS.

Źródło: GUS.

Komunikat w sprawie realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia wg GUS

notes
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował komunikat w sprawie realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w 2023 roku w stosunku do 2022 roku.

Jest to komunikat Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego z dnia 9 lutego 2024 r. w sprawie realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w 2023 r. w stosunku do 2022 r.

Na podstawie art. 94 ust. 1 pkt 2 ustawy z dnia 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (Dz. U. z 2023 r. poz. 1251, 1429 i 1672) ogłasza się, że realny wzrost przeciętnego wynagrodzenia w 2023 r. w stosunku do 2022 r. wyniósł 1,1 %.  – czytamy w komunikacie GUS.
informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej GUS.

Źródło: GUS.

Komunikat w sprawie przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w IV kw. 2023 roku wg GUS

g-crescoli-365895-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował komunikat w sprawie przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w IV kw. 2023 roku.

Jest to komunikat Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego z dnia 9 lutego 2024 r.  w sprawie przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia, bez wypłat nagród z zysku, w czwartym kwartale 2023 roku.
Jak czytamy w komunikacie, w związku z art. 14 ust. 1 ustawy z dnia 28 listopada 2003 r. o wspieraniu rozwoju obszarów wiejskich ze środków pochodzących z Sekcji Gwarancji Europejskiego Funduszu Orientacji i Gwarancji Rolnej (Dz. U. z 2023 r. poz. 922) ogłasza się, że przeciętne miesięczne wynagrodzenie, bez wypłat nagród z zysku, w czwartym kwartale 2023 r. wyniosło 7539,50 zł.

Źródło: GUS.

Jak będą prezentowały się ceny materiałów budowlanych w 2024 roku?

Materaly-budowlane_Ceny_1
Jak będą prezentowały się ceny materiałów budowlanych w 2024 roku? Wzrost cen materiałów budowlanych w prosty sposób prowadzi do zwiększenia kosztów budowy. Inwestorzy, w tym deweloperzy, są wówczas zmuszeni do podnoszenia cen mieszkań lub domów, aby utrzymać rentowność. Nic dziwnego, że każde podwyżki cen materiałów budowlanych, których nie brakowało w 2023 r., potencjalni nabywcy nieruchomości przyjmowali z niepokojem. Zgodnie z danymi Grupy PSB, w okresie pierwszych ośmiu miesięcy 2023 roku średnie ceny wzrosły o 7% w porównaniu do analogicznego okresu w 2022 roku. Końcówka roku przyniosła za to dość niespodziewaną odwilż. Czy ta tendencja się utrzyma?

Nie chwalmy dnia przed zachodem słońca

Zdaniem Tomasza Stogi, prezesa PROFIT Development, czteromiesięczna stabilizacja cen to zbyt krótki okres, aby mógł być brany pod uwagę przy planowaniu inwestycji. – Sygnał zatrzymania wzrostu cen witam z radością i nadzieją, że trend się utrzyma. Jako realista muszę jednak stwierdzić, że na razie nie przekłada się to na prowadzenie mojego biznesu, ale dla rynku to bardzo dobra wiadomość. – mówi deweloper. Dodaje jednak, że dopiero trwały trend, a więc utrzymujący się co najmniej pół roku, sprawi, że będzie mógł planować budżet uwzględniając obowiązujące ceny.

Z drugiej strony warto mieć na uwadze, że to popyt na nieruchomości ma znaczący wpływ na ceny materiałów budowlanych. Zwiększony popyt w sektorze budownictwa mieszkaniowego lub komercyjnego skutkuje wzrostem cen materiałów, podczas gdy spadek sprzedaży i zmniejszony popyt przyczyniają się do obniżania stawek. Biorąc pod uwagę zapowiedź rządu odnośnie programu „Mieszkanie na start”, który ma ruszyć od połowy roku, dostępność kredytów hipotecznych może wzrosnąć a wraz z nimi – z uwagi na większe zainteresowanie zakupem nieruchomości – ceny materiałów budowlanych.

Kto zdoła przetrwać cenowy rollercoaster?

Zdaniem specjalistów, ceny mieszkań będą nadal rosnąć. Szacują, że nominalny wzrost cen w 2024 roku wyniesie od 10 do 15 procent. Przewidują przy tym, że różnice cenowe będą się pogłębiać zależnie od typu nieruchomości i lokalizacji. Wzrost cen będzie dotyczył głównie niewielkich i średnich mieszkań zlokalizowanych w atrakcyjnych miejscach. Odmiennie przedstawiają się prognozy dla większych mieszkań w mniejszych miastach, gdzie szacunki wskazują na potencjalny spadek cen nawet o 20 procent.

– Deweloperzy powracają do realizacji projektów inwestycyjnych, co skutkować będzie zwiększeniem dostępności kawalerek, mieszkań dwupokojowych oraz niewielkich trzypokojowych. – wylicza prezes PROFIT Development. – Ta strategia wynika z obserwacji rosnącego zapotrzebowania na tego rodzaju nieruchomości, szczególnie wśród singli, par czy osób, które poszukują funkcjonalnych i kompaktowych przestrzeni. – tłumaczy.

Zdaniem ekspertów ze Stowarzyszenia Wykonawców Elewacji, dla podmiotów działających w branży budowlanej fluktuacja cen materiałów budowlanych nie jest niczym zaskakującym. W ciągu ostatnich kilku lat firmy zdążyły się przyzwyczaić do funkcjonowania na zmiennym rynku. Te, które tego nie potrafiły, zniknęły – na zasadzie „przetrwaj, albo zgiń”. Nie inaczej jest z deweloperami. Gdyby stale odkładali podjęcie decyzji o realizacji inwestycji w oczekiwaniu na ustabilizowanie się cen, w efekcie odpowiedni moment mógłby nie nadejść nigdy.

Ceny materiałów można negocjować, jakości – nie

Klienci – także na rynku budowlanym – są coraz bardziej wymagający. Kupując nieruchomość zwracają uwagę na to, czy budynek powstał z uwzględnieniem zasad zrównoważonego budownictwa. Dlatego, o ile ceny materiałów budowlanych mogą być przedmiotem negocjacji, nie podlega im jakość. W czym się ona wyraża? Klienci przywiązują dużą uwagę zarówno do jakości wykonanych prac, jak i użytych materiałów, traktując jakość jako jeden z kluczowych czynników decydujących o zakupie nieruchomości.

– Dla deweloperów, którzy pragną sprostać oczekiwaniom rynku, istotne staje się więc nie tylko dbanie o ekonomiczne aspekty budowy, ale również o stosowanie wysokogatunkowych materiałów oraz profesjonalne wykonanie. – podsumowuje Tomasz Stoga.

Jakość staje się nie tylko wyznacznikiem zadowolenia klienta, ale również wpisuje się w długofalowy trend zrównoważonego budownictwa, promując trwałość, efektywność energetyczną i minimalizację wpływu branży budowlanej na środowisko. Tym samym deweloperzy, którzy kładą nacisk na wysoką jakość wykonania, zyskują zaufanie klientów, tworząc jednocześnie nowoczesne, ekologiczne przestrzenie mieszkalne.

Autor: PROFIT Development.
Źródło: Commplace Sp. z o. o. Sp. K.

Galerie i centra handlowe na lekkim minusie, ale ruch i liczba klientów pomału wracają do normy

dieter-de-vroomen-452887-unsplash
Galerie i centra handlowe wciąż są na lekkim minusie, ale ruch i liczba klientów pomału wracają do normy.

W ub.r. ruch w galeriach i centrach handlowych spadł w ujęciu rocznym o 1,5%. To kolejny rok z gorszym wynikiem, ale już bez spektakularnych dwucyfrowych spadków. Tak wykazał raport Proxi.cloud. Eksperci tłumaczą to m.in. zakazem handlu w niedzielę, popularnością e-zakupów i konkurencją innych obiektów. Średnia liczba wizyt przypadająca na jednego konsumenta wynosi blisko 33, a ilość odwiedzonych miejsc w przeliczeniu na osobę to nieco ponad 6. I oba te wyniki są tylko nieco niższe niż w 2022 r. Autorzy raportu, komentując ww. dane, uważają, że po ciężkim okresie, jakim była pandemia, sytuacja pomału się uspokaja. Nadal jednak trudno mówić o całkowitym odbiciu. Niemniej patrząc na wciąż wysoką inflację, wyniki dla branży mogą być zadowalające.

Podczas pandemii galerie i centra handlowe należały do najbardziej poszkodowanych utratą klientów obiektów, ale zniesienie ograniczeń nie spowodowało, iż ich sytuacja w zakresie frekwencji wróciła na wcześniejsze poziomy. Z najnowszego raportu firmy technologicznej Proxi.cloud wynika, że w całym 2023 roku ruch w ww. miejscach był mniejszy o 1,5% w porównaniu z 2022 rokiem. Dane zostały zgromadzone w oparciu o analizę zachowań konsumenckich przeszło 185 tys. osób w ponad 710 galeriach i centrach handlowych w całej Polsce. W analizie oparto się na lokalizacji urządzeń mobilnych.

– Obserwujemy niewielki spadek ruchu, ale mieści się on w granicach błędu statystycznego. Momentem trudnym do przetrwania była pandemia, ale już w ubiegłym roku nie było po niej śladu, a Polacy chętnie sięgali po oszczędności, sukcesywnie podnosząc poziom konsumpcji – mówi dr Anna Czarczyńska z Katedry Ekonomii Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. – Inflacja także przyczyniła się do zwiększenia nominalnego poziomu wydatków, częściowo wypychając z koszyka zakupów wydatki na rozrywkę, które odpowiadają właśnie za lekki spadek poziomu ruchu – dodaje dr Czarczyńska.

Znawcy rynku zauważają też inne przyczyny spadków, jak zakaz handlu w niedzielę, choć w ten dzień w galeriach i centrach handlowych czynna może być część gastronomiczna czy rozrywkowa, do której należą kina. Pandemia spowodowała także, że klienci częściej robią zakupy online, co również nie sprzyja frekwencji w stacjonarnych punktach. Według raportu, w 2023 roku liczba klientów w badanych obiektach spadła o 0,09% w porównaniu z 2022 rokiem.

– W 2023 r. pogorszenie sytuacji galerii i centrów handlowych przyniosła wysoka inflacja. Wzrosły koszty prowadzenia sklepów i w rezultacie zwiększyły się ceny oferowanych produktów i usług. Skutecznie zniechęciło to konsumentów do wizyt w galeriach, zwłaszcza w sytuacji spadku realnych dochodów – mówi dr Urszula Kłosiewicz-Górecka z Zespół Foresightu Gospodarczego w Polskim Instytucie Ekonomicznym. – Galerie i centra handlowe starają się przyciągać klientów szeroką ofertą asortymentową i usługową, promocjami, ale mają one silną konkurencję w postaci e-handlu, który również daje pogłębioną możliwość wyboru produktów i oferuje liczne promocje, a także wygodne dostawy – dodaje ekspertka.

Autorzy badania zwracają uwagę na to, że spadek ruchu to również efekt odchodzenia od takiego sposobu spędzania wolnego czasu. Dotyczy to zwłaszcza młodych osób, które znalazły na takie okazje inne aktywności. W 2024 roku może się to nieco zmienić. Badania koniunktury GUS-u wskazują, że konsumenci dostrzegają poprawę swojej sytuacji finansowej i są coraz bardziej skłonni do zakupów. Powinno to sprzyjać lepszym wynikom w handlu i usługach, w tym w galeriach i centrach handlowych. Ponadto z raportu wynika, że w poszczególnych miastach ruch różnie się kształtował. W 2023 roku wzrósł rdr. w Warszawie (6,%), Lublinie (3,9%), Bydgoszczy (1,4%) i Szczecinie (0,2%). Z kolei spadł w Białymstoku (-1,6%), Trójmieście (-2%), Łodzi (-2%), Krakowie (-2,9%), Poznaniu (-4%) oraz najmocniej we Wrocławiu (-8%).

– Takie różnice mogą być wynikiem nieco innej dynamiki konsumpcji oraz sytuacji gospodarczej na rynkach lokalnych, ale też bardziej prozaicznych wydarzeń, jak na przykład remonty okolic galerii i centrów handlowych lub infrastruktury dworcowej, przy której często zlokalizowane są takie obiekty – mówi dr Nikodem Sarna z firmy technologicznej Proxi.cloud. – Do tego zauważamy, że część tych wahnięć jest bardzo niewielka, co może być wynikiem zupełnie przypadkowej fluktuacji ruchu, którą trudno potraktować jako rezultat konkretnego zjawiska bądź zdarzenia – dodaje dr Sarna.

Ponadto według raportu, w 2023 roku średni czas trwania wizyty w galerii handlowej wyniósł 42 minuty 55 sekund. To o 11 sekund dłużej niż w 2022 roku. Jeśli chodzi o dane dotyczące poszczególnych miast, to najwyższy wynik ma Łódź z 53:50, a najniższy – Trójmiasto 37:14.

– Każdy rok ma inną charakterystykę. Pogoda w analogicznych miesiącach jest inna, co może zachęcać lub też zniechęcać ludzi do wypraw do galerii. Do tego dochodzą też otwarcia, remonty i inne utrudnienia wpływające na możliwość odwiedzin czy wydarzenia kulturalne lub sportowe. I tak np. Mundial 2022 w niektórych miejscach mógł zwiększyć ruch ze względu na strefę kibica. Właśnie takie zjawiska najczęściej mogą wpływać na liczbę wizyt w danym miejscu i okresie. Liczy się również rozwój informatyzacji i poszerzanie ofert sklepów internetowych. Natomiast brak znaczącego spadku ruchu w długim okresie jest dobrą informacją dla galerii – tłumaczy Miłosz Sojka z Proxi.cloud.

Według raportu, w 2023 roku średnia liczba wizyt w galeriach handlowych przypadająca na jednego konsumenta wyniosła 32,88, a rok wcześniej – 33,36. Z kolei w ub.r. ilość odwiedzonych galerii i centrów handlowych w przeliczeniu na jednego kupującego wyniosła 6,41, a w 2022 roku ¬wynik ten wynosił 6,46. Zatem po raz kolejny różnice nie są wielkie.

– Nawet jeżeli galerie zyskiwały lub traciły na przestrzeni roku, to w długim okresie wynik ten się wyrównuje. To jest raczej pozytywnym sygnałem, potwierdzającym, że nie należy wyciągać pochopnych wniosków, nawet jeżeli poszczególne dane do tego zachęcają – podkreśla Miłosz Sojka.

Eksperci zapewniają również, że jest za wcześnie na ogłaszanie upadku tego typu obiektów. – Globalny rynek galerii i centrów handlowych w najbliższych 4 latach powinien rozwijać się w tempie ok. 6% rdr. Warunkiem jest oczywiście to, że dostosuje się do oczekiwań klientów – mówi dr Anna Czarczyńska. – Klientami tego typu obiektów jest z definicji klasa średnia i do niej powinna być skierowana oferta oraz do młodzieży – dodaje ekspertka z Katedry Ekonomii Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.

Choć galerie postrzegane są jako droższe placówki, nadal są ważnym dla klienta miejscem pogłębionego wyboru i zakupów. – Rozwój e-handlu, oferujący promocje i wygodne dla klientów dostawy do paczkomatów lub do domu, nie spowodował w ub.r. w porównaniu do 2022 r. znaczącego spadku liczby klientów, podobnie jak stopniowe odchodzenie konsumentów od zwyczaju spędzania wolnego czasu w centrach handlowych – mówi dr Urszula Kłosiewicz-Górecka.

Jak podsumowuje dr Nikodem Sarna, w badanym czasie rynek galerii i centrów handlowych charakteryzował się względną stabilnością. Oczywiście to może się zmienić. Jeśli popularność e-commerce nadal będzie rosła, to tradycyjne skupiska sprzedaży mogą ucierpieć. Niemniej jednak nawet tak trudne zbiorowe doświadczenie, jakim nie tak dawno była pandemia, nie doprowadziło do masowego upadku galerii i centrów handlowych. Owszem, ww. obiekty zaliczały mocne dwucyfrowe spadki ruchu i liczby klientów, ale sytuacja zaczęła wracać do normy. I choć trudno jeszcze mówić o pełnym odbiciu, to jednak tego typu obiekty są wciąż często odwiedzane, o czym również świadczy niniejszy raport.

Źródło: MondayNews Polska Sp. z o.o. 

Komunikat w sprawie kwoty bazowej w 2023 roku wg GUS

adeolu-eletu-38649-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował komunikat w sprawie kwoty bazowej w 2023 roku.

Jest to komunikat Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego z dnia 9 lutego 2024 r. w sprawie kwoty bazowej w 2023 r.
Jak informuje GUS, na podstawie art. 20 pkt 1 lit. b ustawy z dnia 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (Dz. U. z 2023 r. poz. 1251, 1429 i 1672) ogłasza się, że kwota bazowa, o której mowa w art. 19 powołanej ustawy, w 2023 r. wyniosła 6246,13 zł.

Źródło: GUS.

Wzrost upadłości w branży handlowej o 80%

fakture anulowano
Podstawą do naliczenia składki tzw. Dużego ZUS jest deklaracja przedsiębiorcy określająca podstawę wymiaru swoich składek. Nie może być ona jednak niższa niż 60 proc. prognozowanego na dany rok przeciętnego wynagrodzenia brutto w gospodarce narodowej. W tym roku zwiększyło się do 7824 zł (o 889 zł więcej niż w 2023 r.). W oparciu o te kwoty minimalna podstawa naliczenia wszystkich wspomnianych składowych daniny wzrosła do 4694,40 zł. W tym roku suma składek w przypadku firmy na skali podatkowej lub podatku liniowym wynosi więc 1982 zł. Wzrosła także składka tzw. Małego ZUS.

– Wzrost płacy średniej i minimalnej to pozytywna wiadomość dla zatrudnionych i może świadczyć o bogaceniu się społeczeństwa. Niestety, sztuczne podwyższanie szczególnie minimalnej kwoty wynagrodzenia wynikające z chwilowych potrzeb wyborczych, ma swoje konsekwencje, szczególnie dla sektora MŚP. W efekcie zwiększają się problemy firm z utrzymaniem zyskowności i płynności – Kamil Fac, wiceprezes Faktura.pl.

ZUS rośnie, a firmy upadają – 18 tys. co miesiąc

W połowie 2023 roku w wg danych ZUS było 672 tys. płatników składek z zadłużeniem (przy 2,8 mln podmiotów zarejestrowanych na koniec kwietnia 2022 r.). Zaległości w ZUS ma 20% płatników składek, a łączny dług wobec ZUS to 19 mld zł. Przez rok liczba zadłużonych wzrosła o 4%, ale zadłużenie zwiększyło się aż o niemal 1 mld zł.

W 2023 roku wg Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarczej (COIG) z rejestrów wykreślono najwięcej w historii indywidualnych działalności gospodarczych – 196,5 tys. Łącznie ze spółkami w tamtym roku zamknięto 220 tys. przedsiębiorstw – prawie 10 tys. więcej niż w 2022 r. Nawet jeśli w tej liczbie są spółki celowe z założenia zakładane na jakiś czas czy komandytowe, które likwidowane są przy przejściu na formułę sp. z o. o., to liczba 600 firm średnio dziennie czy 18 tys. miesięcznie i tak jest bardzo duża.

Najwięcej wśród likwidowanych firm było przedsiębiorstw z sektora usług, a następnie z handlu. Wg danych Coface w tym drugim przypadku to wzrost o 80% w porównaniu do 2022 roku.

– Dla małej firmy zwiększanie długów, szczególnie wobec ZUS, to prosta droga do upadku. Lepiej wnioskować o układ ratalny. W czerwcu 2023 roku przedsiębiorcy mieli w ZUS otwartych aż 27 tys. takich układów. To aż o ¼ więcej niż w 2022 roku. Inną metodą jest przyspieszanie obiegu pieniądza w gospodarce. Jeżeli zamiast dwóch miesięcy oczekiwania na przelew za sprzedany towar lub usługi firma dostanie go w dzień czy dwa, to nawet po odliczeniu prowizji pośrednika takie rozwiązanie może być wartościowe dla stabilności biznesu. Szybciej uzyskane środki można przeznaczyć na regulowanie ZUS i innych zobowiązań. Narzędziem, które w coraz większym stopniu jest do tego wykorzystywane jest faktoring mówi Jerzy Dąbrowski, członek zarządu firmy mikrofaktoringowej Finea.

Rząd przyjdzie z pomocą, ale uwaga na rok wyborczy!

29 stycznia ogłoszono powstanie Polskiej Rady Przedsiębiorców (PRP) w strukturze Pracodawców RP. Wg słów Krzysztofa Hetmana, Ministra rozwoju i technologii kończy się czas agresywnego wykorzystywania firm jako dostawców danin do budżetu, a nowa platforma biznesowa ma służyć do wymiany poglądów pomiędzy biznesem, a rządzącymi. Rząd powoła pełnomocnika do spraw deregulacji, zapowiada też reformowanie systemu podatkowego, czy likwidację podwójnego systemu podatkowego w efekcie Polskiego Ładu. W obietnicach wyborczych są też wakacje od ZUS.

– Obietnice rządu brzmią atrakcyjnie, jednak ewentualne zmiany zmniejszające obciążenia przedsiębiorców to procesy długotrwałe i realnie trudne do wdrożenia. W sytuacji, kiedy odsetki za zwłokę ZUS są bardzo wysokie i sięgają 16 proc. na pewno lepiej nie czekać, a wykorzystywać dostępne możliwości do samodzielnego zmniejszania zobowiązań wobec ZUS np. przyspieszając płatności od płatników faktur – kontynuuje Jerzy Dąbrowski z Finea.

Wg prognoz w tym roku polska gospodarka wzrośnie pomiędzy 2,6% a 3% względem 2023 roku. To korzystna informacja dla przedsiębiorców, bo może oznaczać wzrost zamówień i przychodów. Negatywnym czynnikiem jest rok wyborczy, który może skutkować nowymi obietnicami, które trzeba będzie sfinansować, m.in. z podatków od firm.

Źródło: Brandscope.

Inflacja już tak nie straszy?

ibrahim-rifath-789914-unsplash
Jak wynika z raportu pt. „Bieżące lęki i obawy Polaków”, obecnie blisko 94% społeczeństwa boi się przynajmniej jednego spośród 37 możliwych wkrótce czarnych scenariuszy. Najwięcej rodaków obawia się chorób najbliższych osób. Drugie miejsce w rankingu ma własna choroba. Z kolei na trzeciej pozycji jest inflacja, w tym utrata wartości pieniądza. Co ciekawe, ten aspekt w poprzednich edycjach badania był numerem jeden. Aktualnie w pierwszej piątce widać też wzrost cen żywności w sklepach, a także podwyżkę kosztów energii elektrycznej i ogrzewania. Z kolei upadek wspólnoty kościelnej i wahania cen nieruchomości zamykają bieżącą listę lęków i obaw Polaków.

Jak pokazuje najnowszy raport pt. „Bieżące lęki i obawy Polaków”, oparty na cyklicznym badaniu opinii społecznej na ponad tysiącu osób, blisko 94% dorosłych Polaków boi się przynajmniej jednego z prawie 40 scenariuszy podanych w ankiecie. Ponad 2% uczestników sondażu niczego się nie obawia. Mniej niż 1% respondentów lęka się czegoś, co nie zostało uwzględnione przez badaczy. Z kolei przeszło 3% jest niezdecydowanych.

– Większość badanych obawia się najbliższej przyszłości, bo ostatnie lata były trudne społecznie, ekonomicznie i politycznie. Obecna sytuacja jest o tyle ciekawa, że jesteśmy w cyklu kilku kampanii wyborczych, mając już za sobą wybory parlamentarne, a przed nami – wybory samorządowe, do Parlamentu Europejskiego i prezydenckie. Wszystko to podnosi coraz bardziej poziom lęków społecznych dotyczących głównie braku dostępu do służby zdrowia, inflacji, bezpieczeństwa energetycznego, potencjalnej napaści Rosji na Polskę czy nielegalnego napływu imigrantów. To wszystko stanowi paliwo wyborcze. Politycy wykorzystują je, by zbijać kapitał polityczny – mówi dr Michał Pienias z Uczelni Łazarskiego w Warszawie.

Mając na uwadze aktualną sytuację, autorzy realizowanego badania poszerzyli ostatnio do 37 pozycji listę możliwych lęków i obaw. Uczestnicy sondażu mieli wskazać wszystko, czego obawiają się, że może wystąpić w najbliższym czasie. Tym razem najwięcej osób, czyli blisko 49% ankietowanych, zaznaczyło choroby najbliższych. Co ciekawe, w poprzednich edycjach raportu na szczycie obaw była inflacja, w tym utrata wartości pieniądza.

– Inflacja spadła z pierwszego miejsca, ale pamiętajmy, że lęk przed chorobami bliskich ma też wymiar ekonomiczny. Może objawiać się zwiększonymi wydatkami na profilaktykę zdrowia. Z punktu widzenia politycznego to kluczowy temat. Dostęp do bezpłatnej służby zdrowia, czas oczekiwania i jakość świadczonych usług to bacznie obserwowane kwestie przez Polaków – zapewnia Michał Pajdak, jeden ze współautorów raportu z platformy ePsycholodzy.pl.

Na drugim miejscu w zestawieniu widać lęk przed własną chorobą, stratą swojego zdrowia – prawie 39%. Inflacja, w tym utrata wartości pieniądza, jest na trzeciej pozycji – niemal 38%. W TOP5 jest też wzrost cen żywności i innych towarów dostępnych w sklepach – blisko 31%, a także podwyżka kosztów energii elektrycznej i ogrzewania – 30%. Jak komentuje Michał Murgrabia z platformy ePsycholodzy.pl, wskazywanie przez około co trzecią osobę obaw dotyczących ww. kwestii sugeruje, że poważnie dręczą one społeczeństwo. W obliczu trudności zdrowotnych, ekonomicznych oraz społecznych lęki przed chorobami mogą być aktualnie bardziej akcentowane.

– Do skutków sytuacji pandemicznej należą problemy zdrowotne osób, które przeszły COVID19. Polacy mają w pamięci trudności w dostępnie do lekarzy specjalistów, wynikające z długich kolejek i braków kadrowych w służbie zdrowia. Lęki o sprawy zdrowotne mogą zatem nasilać się sezonowo. Natomiast czynniki ekonomiczne zawsze mają duży wpływ na poczucie bezpieczeństwa obywatela. W ostatnich latach zostało ono zaburzone przez wysoką inflację, wynikającą nie tylko z wojny w Ukrainie, ale też z błędów popełnionych przez miniony rząd oraz Narodowy Bank Polski – wyjaśnia ekspert z Uczelni Łazarskiego.

Poza pierwszą piątką w zestawieniu występują takie zagrożenia, jak anomalie pogodowe (mrozy, śnieżyce, huragany, powodzie) – blisko 29%, obniżenie jakości życia – ponad 28%, napływ imigrantów – przeszło 25%, śmierć najbliższych – prawie 23%, a także powrót pandemii – niecałe 23%.

– Temat napływu imigrantów wykazuje wyjątkową dynamikę. Rok temu obawiało się go 17%, a pół roku temu – 23%. Oznacza to, że ten problem jest widoczny i stale rośnie, a Polacy doświadczają go w praktyce. I nie chodzi tu tylko o kwestie wynikające z wojny. W wielu małych miejscowościach pojawiają się licznie imigranci zarobkowi z Azji. Wnoszą oni do gospodarki nowe umiejętności, siłę roboczą i przedsiębiorczość. Wspierają też wzrost gospodarczy poprzez zwiększanie potencjału produkcyjnego i konsumpcji. Jednak wielu Polaków może mieć poczucie, że przyjezdni zabierają im pracę bądź robią konkurencję na rynku – zwraca uwagę Michał Pajdak.

Podsumowując, należy wskazać, że najmniej lęków i obaw budzi wśród Polaków upadek wspólnoty kościelnej – blisko 3%. Nieco więcej osób boi się wahań cen nieruchomości – ponad 4%, rozpadu własnego związku lub rozwodu – przeszło 5%, wzrostu cen walut – 6%, a także wypadku komunikacyjnego – ponad 7%.

Źródło: MondayNews Polska Sp. z o.o.

Obwieszczenie w sprawie przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw w 2023 roku wg GUS

analiza
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport pt. „Obwieszczenie w sprawie przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw w 2023 roku”.

Jest to Obwieszczenie Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego z dnia 22 stycznia 2024 r. w sprawie przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw w 2023 r.
Na podstawie art. 312 ust. 3 ustawy z dnia 11 marca 2022 r. o obronie Ojczyzny (Dz. U. z 2022 r. poz. 2305 oraz z 2023 r. poz. 347, 641, 1615, 1834 i 1872) GUS ogłasza, że przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw w 2023 r. wyniosło 7444,39 zł.
Informacja została opublikowana na oficjalnej stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.

Źródło: GUS.

B-Act: sporna kwestia cen w budownictwie

ben-rosett-10614-unsplash
W budownictwie, podobnie jak w każdej innej działalności gospodarczej, to popyt i podaż powinny być najważniejszymi czynnikami wpływającymi na ceny. Wszelkie próby odgórnego ich regulowania z góry skazane są na porażkę, zwłaszcza w sytuacji, gdy na rynku – nie tylko zresztą budowlanym – brakuje fachowców. Stąd mało kto bierze pod uwagę minimalną stawkę kalkulacyjną w sektorze budowlanym, która w pierwszym półroczu 2023 r. wynosiła 29,35 zł, w drugim zaś wzrosła do 30,28 zł za godzinę.

Historia minimalnej stawki kalkulacyjnej (MSK) wynagrodzenia w budownictwie sięga roku 2014, kiedy to zawarte zostało porozumienie pomiędzy partnerami społecznymi oraz ogólnopolskimi organizacjami sektorów budowlanego i nieruchomości. Efektem porozumienia stała się ustalana corocznie minimalna stawka kalkulacji kosztów pracy w zamówieniach publicznych w wyżej wymienionych sektorach. Chodziło, krótko rzecz ujmując, o ograniczenie dumpingowych praktyk polegających na zaniżaniu realnych kosztów pracy w ofertach i akceptacji tych kosztów przez zamawiające instytucje publiczne. MSK w budownictwie ma charakter środowiskowej rekomendacji i jest przygotowywana na podstawie rozporządzenia Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS w sprawie minimalnego wynagrodzenia oraz innych wskaźników zawartych w aktach prawnych. O tym, czym jest i jakie praktyczne zastosowanie ma minimalna stawka kalkulacyjna wynagrodzenia w budownictwie w 2023 r., rozmawiamy z Tomaszem Mazą, claims & analysis team coordinator w spółce B-Act.

Zacznijmy od początku, czyli od pytania, kto tak naprawdę potrzebuje minimalnej stawki kalkulacyjnej wynagrodzenia w budownictwie w 2023 r.

Moim zdaniem MSK jest sztucznym tworem, niewykorzystywanym przez firmy budowlane do przygotowywania realnych ofert i kosztorysów. Również zamawiający publiczni z historią w procedowaniu inwestycji w ostatnich latach mają lepszy punkt odniesienia (pomijam tu aspekt wymogów ustawy Prawo zamówień publicznych) – swoje doświadczenie. Z kolei stosowanie MSK przez poczatkujących inwestorów, którzy nie prowadzili do tej pory projektów budowlanych, np. do przygotowania wstępnego budżetu na inwestycje, może prowadzić do błędnych wniosków i założeń, jako że minimalna stawka kalkulacyjna prezentowana przez Związek Zawodowy Budowlani nijak ma się do realnych cen. Jest oderwana od budowlanej rzeczywistości.

Różnica pomiędzy stawką z pierwszego a stawką z drugiego półrocza wynosi zaledwie 93 gr., co nie redukuje nawet wskaźnika inflacji . Skąd w ogóle taka kwota? Jak jest wyliczana i wreszcie co obejmuje wspomniana minimalna stawka kalkulacyjna?

MSK kalkulowana jest w następujący sposób: do godzinowej stawki wynikającej z minimalnego wynagrodzenia miesięcznego w Polsce doliczane są narzuty podstawowe, tj. wszelkie składki społeczne, emerytalne, rentowe itp. Następnie dodaje się koszty ponoszone przez pracodawców, związane z urlopem wypoczynkowym, badaniami lekarskimi oraz występujące typowo w budownictwie, tj. ekwiwalent za odzież roboczą i jej pranie. Ale efekt tych wyliczeń naprawdę trudno byłoby zastosować przy wycenie jakichkolwiek prac, i to nie tylko w czasach tak dużej inflacji i tak głębokiego deficytu rąk do pracy. Moim zdaniem minimalna stawka kalkulacyjna jest trochę sztuką dla sztuki. Przy okazji zwracam uwagę, że np. firma Sekocenbud razem ze Związkiem Ogólnopolskich Projektantów i Inżynierów pracują właśnie nad wydaniem publikacji, gdzie mają być pokazane realne minimalne stawki za osoby wykonuje usługi intelektualne.

Idźmy zatem dalej. Czytamy, że organizacje sektorów budownictwa i nieruchomości w ramach porozumienia mającego na celu określenie minimalnej stawki za roboczogodzinę i ułatwienie kalkulacji kosztów pracy w zamówieniach rekomendują nową stawkę minimalną – tylko czy znajduje ona realne zastosowanie na budowach? Czy nie jest ciągle tak, że uznaje się: „jakoś dojdziemy do porozumienia”?

Na to pytanie trudno odpowiedzieć – każdy z podmiotów konkurujących na rynku kalkuluje swoje ceny w odniesieniu do własnych kosztów, zakładanych poziomów marży itp. I właśnie ze względu na tę konkurencyjność wydaje mi się, że próba ustalenia obowiązującej wszystkich stawki za roboczogodzinę jest porywaniem się z motyką na słońce. Innymi słowy – nikomu nie zależy na tym, aby takie regulacje faktycznie weszły w życie. Moim zdaniem stawka kalkulacyjna nie ma przełożenia na realne oferty wykonawców.

A jeśli chodzi o przetargi? Wiele inwestycji, nie tylko zresztą tych finansowanych ze środków publicznych, zlecanych jest w trybie przetargowym. Jakie znaczenie ma minimalna stawka kalkulacyjna w takim przypadku?

Niewielkie. Mimo usilnych starań o wprowadzenie innych kryteriów przetargowych zdecydowana większość przetargów końcowo rozstrzygana jest na podstawie kosztów – najczęściej wszystkie pozostałe wymagania są spełniane przez wykonawców w 100%. W związku z tym firmy cały czas walczą o uzyskanie jak najniższej ceny i nie zależy im na tym, aby stosować w swoich wycenach ujednolicone stawki. MSK jest jednak całkowicie oderwana od rzeczywistości – kolokwialnie mówiąc, znalezienie wykwalifikowanego pracownika fizycznego (brukarz, zbrojarz, cieśla itp.), który zgodzi się pracować za takie kwoty, graniczy z cudem.

Źródło: B-Act.

Inwestowanie w 2024 roku – w co warto lokować fundusze?

grafika (1)
Próba znalezienia odpowiedzi na pytanie “w co zainwestować” wiąże się zawsze z dużymi emocjami, jak i chłodną analityką. Dodatkowo początek roku to wysyp prognoz i scenariuszy, które wprowadzają nas w nową inwestycyjną rzeczywistość. Na horyzoncie klaruje się kilka najważniejszych trendów.

Znaczne ożywienie

W kolejnym cyklu koniunkturalnym na rynkach inwestycyjnych możemy spodziewać się wzrostu zarówno popytu, jak i podaży. Wskazuje na to przede wszystkim zmiana polityki pieniężnej wśród banków centralnych. Realna stopa równowagi – która ma niebagatelny wpływ na branżę inwestycyjną – w ostatnich dekadach znajdowała się w zdecydowanym trendzie spadkowym, co dla wszystkich uczestników rynku było wiadomością ze wszech miar negatywną. Stopę tę determinuje bowiem podaż oszczędności i popyt na nie. Wpływ ma na nią wszystko to, co kształtuje skłonność uczestników życia gospodarczego do oszczędzania i inwestowania. Negatywna sytuacja zaczęła się powoli zmieniać – na lepsze.

Tuż przed pandemią koronawirusa realna stopa równowagi wynosiła średnio niespełna 1 proc., a w niektórych regionach była ona nawet ujemna. Podobny trend obserwowano również w Polsce. Ekonomiści NBP wskazują, że realna stopa naturalna obniżyła się w naszym kraju z poziomu ok. 2,7–4,5 proc. w 2003 r. do 1,5–1,8 proc. w 2022 r. Nowe prognozy sugerują natomiast, że ten negatywny czas dobiegł końca. Zakończył się bowiem okres oddłużania, zapoczątkowany przez globalny kryzys finansowy. Odnosi się to również do rządów, które w obliczu pandemii zaczęły o wiele swobodniej podchodzić do kwestii zadłużenia – Przychylna sytuacja na rynku inwestycyjnym oznacza z jednej strony większy popyt, a z drugiej większą podaż np. obligacji, czyli popularnych instrumentów oszczędnościowych. Przewiduję też, że w 2024 roku, ze względu na nowe uwarunkowania polityczne, na wartości bardzo zyska nasza giełda, co może zainteresować również zagranicznych inwestorów. Uwagę warto skupić na firmach specjalizujących się w nowoczesnych technologiach, które zdają się być głównymi kandydatami do osiągnięcia najwyższych zysków. Według mnie to czas na inwestycje w spółki, które debiutują lub już są na giełdzie. Jesteśmy pionierami np. w produkcji satelit, baterii cienkowarstwowych czy przemysłu medycznego – mówi Patryk Komisarczyk z Reliance Polska.

Nieruchomości stracą na znaczeniu?

Sprzyjające nastroje na rynku nie oznaczają automatycznie, że wszyscy zaczną inwestować i każdy rynek będzie obfitował w niebagatelne zwroty. Wysoka inflacja w dalszym ciągu sprawia, że inwestowanie to relatywnie trudny kawałek chleba. Według danych GUS w skali roku wzrosła ona o 6,2 proc., a analitycy Polskiego Instytutu uważają, że sytuacja będzie wyglądać podobnie również w drugiej połowie roku – wraz z “odmrożeniem” cen energii oraz podwyżkami cen administrowanych. Reasumując, by realnie zarobić, musimy osiągnąć stopę zwrotu w skali rocznej wyższą przynajmniej od 6 proc. Co więc może w najbliższych miesiącach urosnąć na tyle, by nasze pieniądze były bezpieczne? Według Patryka Komisarczyka z Reliance Polska będą to przede wszystkim dobra fizyczne, podobnie jak miało to miejsce w roku ubiegłym – Spodziewam się, że inwestorzy nadal będą zainteresowani inwestowaniem w kruszce, głównie złoto. Powodzeniem będą cieszyły się również certyfikowane diamenty, których ceny rosną w bardzo szybkim tempie. Zwróćmy uwagę na to, że cały czas mamy do czynienia z wysoką inflację i nic nie wskazuje na to, że miałaby ona w najbliższym czasie znacznie się obniżyć, a to oznacza, że większość produktów inwestycyjnych w formie fizycznej będzie zyskiwała na wartości – mówi Patryk Komisarczyk. Przestrzega jednak, że nieruchomości mogą już nie stanowić takiej wartości dla portfela inwestycyjnego, jak kilka lat temu – Według mnie, w obecnym czasie zakup nieruchomości w Polsce nie jest już tak atrakcyjny, jak kiedyś. Ceny zostały zdominowane przez wysokie koszty zakupu i rządowe dofinansowania, co wpłynęło na rentowność tego produktu jako inwestycji. Dodatkowo, jeżeli obecni beneficjenci programu “Bezpieczny kredyt 2%” zaczną już mieszkać w swoich lokalach, to z pewnością pojawi się luka na rynku najmu. Dodatkowo po zakończeniu wojny część osób z Ukrainy wróci do swojego kraju, co również może skutkować spadkiem zainteresowania najmem. Rynek ten nie jest już aż tak mocny. Należy pamiętać, że stopa zwrotu z inwestycji nieruchomościowej to około 20 lat, co dobrze pokazuje bardzo niski współczynnik ROI. Atrakcyjniejszą opcją są np. grunty budowlane. Posiadanie ich w swoim portfelu to dobra inwestycja, lecz także należy traktować ją jako długoterminową opcję, która będzie zwiększała swoją wartość w czasie – zaznacza Patryk Komisarczyk z Reliance Polska.

Źródło: Prime Time PR.

Dynamika produkcji sprzedanej przemysłu w grudniu 2023 roku wg GUS

g-crescoli-365895-unsplash
Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport o nazwie „Dynamika produkcji sprzedanej przemysłu w grudniu 2023 roku”.

GUS informuje, że w grudniu 2023 r. produkcja sprzedana przemysłu była niższa o 3,9% w porównaniu z grudniem 2022 r.. Notowano wówczas wzrost o 1,0% w stosunku do analogicznego okresu 2021 r.. Z kolei w porównaniu z listopadem 2023 r. spadła o 9,8%. W okresie styczeń – grudzień 2023 r. produkcja sprzedana przemysłu była o 1,5% niższa w porównaniu z analogicznym okresem 2022 roku, kiedy notowano wzrost o 10,2% w stosunku do porównywalnego okresu 2021 r.
Po wyeliminowaniu wpływu czynników o charakterze sezonowym, w grudniu 2023 r. produkcja sprzedana przemysłu ukształtowała się na poziomie o 0,5% niższym niż w analogicznym miesiącu 2022 r. i o 2,9% wyższym w porównaniu z listopadem 2023 r. – podsumowuje GUS.

Źródło: GUS.

Sądy czeka szturm frankowiczów. Wzrost rdr. nawet 30-procentowy?

frank-sady
Szacuje się, że do tej pory ok. 10-15% frankowiczów wystąpiło na drogę sądową. Widać też, że w pierwszej instancji klienci wygrywają sporo ponad 90% spraw. To stanowi zachętę do złożenia powództwa dla innych osób. Wprawdzie banki proponują ugody, ale – zdaniem dużej części ekspertów – wciąż nie są one zbyt korzystne. Do tego dla przyspieszenia postępowań należy wprowadzić pewne zmiany proceduralne i organizacyjne w sądach, na co wskazują prawnicy. I dodają, że w tym roku należy przede wszystkim spodziewać się dwucyfrowego r/r wzrostu liczby pozwów – nawet na 30% poziomie, bo okoliczności są wyjątkowo sprzyjające dla kredytobiorców. Do tego eksperci twierdzą, że banki reagując na ww. sytuację, mogą być w tym roku skłonniejsze do zawierania ugód.

Dwucyfrowy wzrost liczby spraw

Według różnych szacunków, o sądowe rozstrzygnięcie sporu z bankiem zażądało do tej pory dopiero ok. 10-15% wszystkich frankowiczów. Radca prawny Adrian Goska z Kancelarii SubiGo spodziewa się, że w tym roku znacząco zwiększy się liczba pozwów składanych przez niezadowolonych kredytobiorców. Zdaniem eksperta, wzrost może wynieść nawet 30% rdr. Banki, które oferują mało atrakcyjne warunki ugód, przyczyniają się do większej aktywności frankowiczów w sądach. Z tą opinią zgadza się Michał Włodarczyk, asystent w Katedrze Zarządzania Ryzykiem i Ubezpieczeń Instytutu Finansów Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

– Obecnie frankowicze wygrywają ok. 97% spraw. To razem z korzystnym wyrokiem TSUE może zachęcić nawet 200 tys. kredytobiorców do walki z bankami w 2024 roku. Nadciąga więc tsunami powództw, które w przeważającej większości zostaną rozstrzygnięte na niekorzyść banków. Oczywiście rodzi to ryzyko przeciążenia sądownictwa, które będzie wymagało zasilenia kadrowego. Bez znacznych zmian, czas rozpatrywania pozwów będzie się wydłużał, ale nie powinno to wpłynąć na ostateczne wyroki. Jedynie banki mogą próbować zahamować tempo ww. wzrostu, chociażby proponując korzystniejsze ugody, by uniknąć angażowania w sprawę sądów – uważa ekspert z UE w Krakowie.

Polityka wejdzie w drogę frankowiczom

Michał Włodarczyk zauważa również, że frankowicze oczekują od nowego rządu realizacji obietnic wyborczych, które dotyczą przyspieszenia procesów sądowych w ich sprawach. Wylicza, że rząd Donalda Tuska powinien skrócić czas oczekiwania na pierwszą rozprawę do maksymalnie czterech miesięcy i rezygnować z posiedzeń przygotowawczych.

– Planowane jest również ograniczenie postępowania dowodowego, aby usprawnić przewód sądowy. To wszystko są procesy korzystne dla kredytobiorców, bo to oni głównie wygrywają w sądach. Po drugiej stronie jest nacisk w celu stworzenia ustawy frankowej. Tylko jej tworzenie przypadłoby idealnie na wybory samorządowe. Jakiekolwiek więc wady tej ustawy zostałyby władzy wytknięte, a takie problemy przy napiętych terminach i dużej presji sektora bankowego są więcej niż pewne – dodaje ekspert z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

Z kolei dr hab. Aneta Hryckiewicz, prof. Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, nie spodziewa się, że w 2024 roku zmienią się okoliczności systemowe, które będą miały znaczenie dla frankowiczów. Ekspertka przypomina, że kadencja przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) zakończy się w 2028 roku, a jak dotąd nie udało mu się podjąć skutecznych działań w temacie sporów frankowych. Przewiduje jednak, że presja rządzących wywierana na sądach, by orzekały na korzyść kredytobiorców, może być mniejsza niż w zeszłych latach.

Korzystne orzecznictwo TSUE

– Z pewnością orzecznictwo unijne wpływa na zachęcanie frankowiczów do pójścia do sądów. Należy również wziąć pod uwagę, że stopy procentowe w Polsce były na wysokim poziomie, w związku z tym nie opłacało się frankowiczom zawierać ugód z bankami, gdyż musieliby uiszczać dużo wyższe raty w złotym, aniżeli obecnie płacą we frankach. Niektóre banki oferowały też niekorzystne warunki przeliczenia kredytów z franków na złotego. Sytuacja ta jednak może się zmieniać wraz z obniżką stóp procentowych – mówi dr hab. Hryckiewicz.

Natomiast adwokat Milena Mocarska z Kancelarii MBM Legal również nie spodziewa się daleko idących zmian systemowych, które będą skutkowały nowym uregulowaniem sytuacji frankowiczów. – W mojej ocenie, czas na rozwiązanie w ten sposób problemu już minął. Ukształtowała się stabilna linia orzecznicza w tych sprawach. Kredytobiorcy wzięli sprawy w swoje ręce i masowo występują do sądów, poszukując ochrony swoich praw. Orzeczenie ustalające nieważność umowy kredytu prowadzi do zapewnienia należytej ochrony konsumentowi. Z pewnością żadne rozwiązanie systemowe nie byłoby dla kredytobiorców bardziej korzystne niż wyrok sądu ustalający nieważność umowy – mówi mec. Mocarska.

Ekspertka przewiduje, że banki będą kontynuowały dotychczasową strategię działania, a więc będą proponowały niepodlegające negocjacjom ugody. – Nie spodziewam się, by banki stały się w tym zakresie bardziej elastyczne i by dążyły do polubownego zakończenia sporów. One raczej dążą do zniechęcenia do wystąpienia na drogę sądową. Możliwość zawarcia korzystnej ugody po złożeniu pozwu zapewne zwiększyłaby liczbę wpływających spraw. Z kolei perspektywa długiego oczekiwania na wyrok nadal zniechęca wielu frankowiczów do podjęcia działań prawnych zmierzających do ustalenia nieważności umowy kredytu – dodaje ekspertka z MBM Legal.

Banki pójdą na większe ustępstwa

Większość ekspertów jest zgodnych co do tego, że w najbliższych miesiącach do wydziałów cywilnych wpłynie bardzo wiele pozwów od frankowiczów. Za rosnącą liczbą spraw nie nadąża jednak odpowiednia liczba orzeczników. Mecenas Adrian Goska nie spodziewa się, by liczba sędziów miała jakoś drastycznie wzrosnąć. Przewiduje jednak, że możliwe są niewielkie ulepszenia, takie jak sprawniejsze zarządzanie sprawami czy zwiększone wykorzystanie technologii. Wskazuje też, że samo zwiększenie liczby orzeczników to za mało – potrzebne jest również poszerzanie ich kompetencji w obszarze zarządzania i organizacji pracy. Do tego adwokat Milena Mocarska wskazuje, że dodatkowych rąk do pracy potrzebuje np. XXVIII Wydział Cywilny w Sądzie Okręgowym w Warszawie, tzw. wydział frankowy. Dla usprawnienia postępowań konieczne jest także wzmocnienie obsady sekretariatów sądowych, które wykonują większość pracy – przynajmniej na tym początkowym etapie, ale nie tylko.

– Banki będą coraz bardziej skłonne do rozpoczynania negocjacji już po złożeniu pozwu do sądu. Ten krok ma na celu ograniczenie liczby otwartych spraw sądowych, które mogą generować dodatkowe koszty i negatywnie wpływać na wizerunek banków. W obliczu rosnącej liczby postępowań sądowych banki będą dążyć do minimalizowania swoich strat. Jednym ze sposobów na osiągnięcie tego celu może być unikanie składania apelacji, gdyż wynikające z tego koszty sądowe dla banków są znaczące. Wynoszą bowiem 5% wartości przedmiotu, podczas gdy frankowicz, jako konsument, ponosi jedynie koszt wpisu sądowego w wysokości 1000 zł. Zmniejszenie liczby apelacji będzie też strategicznym ruchem banków, mającym na celu ograniczenie dalszych kosztów prawnych i operacyjnych – przewiduje ekspert z Kancelarii SubiGo.

Do tego mec. Goska prognozuje, że banki mogą uznać, iż zawarcie ugód z frankowiczami, nawet jeśli wiąże się z pewnymi ustępstwami, będzie korzystniejsze niż ryzyko ponoszenia wysokich kosztów sądowych i niepewności związanej z długotrwałymi procesami. – W 2024 roku banki prawdopodobnie będą stosować bardziej pragmatyczną strategię wobec frankowiczów – konkluduje ekspert.


© MondayNews Polska | materiał prasowy