Recesja w Hiszpanii 1,3 procentowa ?

Jak ocenia Międzynarodowy Fundusz Walutowy,  recesja w Hiszpanii w przyszłym roku wyniesie 1,3 procent  W Tokio przedstawiono właśnie raport MFW dotyczący perspektyw rozwoju gospodarki światowej. Prognozy dla Hiszpanii nie są optymistyczne, wręcz są bardzo pesymistyczne. Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Hiszpania nie wypełni ani tegorocznych ani przyszłorocznych wymogów dotyczących deficytu. Tymczasem niespełna dziesięć dni temu rząd w Madrycie zapewniał, że -zgodnie z wymogami Brukseli w 2012 deficyt wyniesie 6,3 procent produktu krajowego brutto, zaś w przyszłym 4,5. Jednak zdaniem Międzynarodowego Fundusz Walutowego, cele te nie zostaną osiągnięte. Z obliczeń autorów raportu wynika, że tegoroczny deficyt osiągnie 7, a przyszłoroczny 5,7 procent PKB.
Jeszcze bardziej pesymistyczne są informacje odnośnie recesji. W przyszłym roku miała ona wynieść  zdaniem rządu  pół procent. Z zaprezentowanego w Tokio raportu wynika jednak, że wyniesie 1,3 procent. Do tego, przez malejący popyt, spadnie eksport a zadłużenie a wewnętrzne osiągnie w przyszłym roku 97 procent PKB. Na negatywne informacje, jako pierwsza, zareagowała giełda. Od rana spadają na niej akcje firm, wartość tracą też hiszpańskie obligacje.
Przypominamy, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy to organizacja działająca w ramach ONZ i zajmuje się kwestiami stabilizacji ekonomicznej na całym świecie. Dostarcza pomocy finansowej zadłużonym krajom członkowskim, które w zamian są zobowiązane do dokonywania reform ekonomicznych i innych działań stabilizujących.

Wstrzymane inwestycje Mostostalu

Jak pokazują ostatnie wydarzenia, wykonawcy bardziej opłaca się zejść z budowy nieruchomości inwestycyjnej czy komercyjnej, niż ją kontynuować. Są to typowe ucieczki do przodu, bo w sądzie firma ma szansę przerzucić winę na miasto. Wtedy uniknie kary. Mostostal Warszawa, generalny wykonawca Narodowego Forum Muzyki, właśnie wycofał się z budowy. Miasto zerwało kontrakt z wykonawcą stadionu. Wielomilionowe inwestycje są teraz zagrożone. We Wrocławiu w  dość krótkim czasie dwie najważniejsze inwestycje miejskie znalazły się w poważnych tarapatach. Najpierw kontrakt straciła firma Max Boegl, która budowała stadion. Potem umowę zerwał Mostostal, wykonawca Narodowego Forum Muzyki. Obie firmy mają doświadczenie i renomę, więc jak wytłumaczyć to, że nie wywiązały się z umów? Niestety, jak  nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Wykonawcy, gdy rozpoczynają prace, muszą je początkowo finansować z własnych środków. Bywa, że ten pierwszy etap robót trwa nawet pół roku. Potem inwestor, czyli w tym przypadku miasto, ma jeszcze 60 dni na zapłatę. Z tego powodu zdarza się, że nawet tak duże przedsiębiorstwo jak Mostostal może popaść w ogromne kłopoty finansowe. Wiele firm w podobnej sytuacji traci po prostu płynność finansową. Woli wtedy odstąpić od umowy, nawet ryzykując, że sprawa trafi do sądu. To ucieczka do przodu, bo w sądzie mają szansę udowodnić, że wina za zerwany kontrakt leży po stronie inwestora. Wtedy nie tracą gwarancji, jaką wpłacili przy podpisaniu umowy, mogą też wywalczyć zapłatę za prace, które wykonali. Mostostal, rezygnując z budowy, tłumaczył to tym, że nie może jej w terminie zrealizować, bo dostał od miasta błędną dokumentację projektową.  Jako profesjonaliści powinni to uwzględnić, przygotowując ofertę, bo nie można mówić o dużym wzroście cen. Co roku materiały są droższe. Problem w tym, że wykonawcy często chcą wygrać przetarg za wszelką cenę. Zaniżają ofertę, a potem mają kłopoty, by wywiązać się z umowy. Zwłaszcza w spółkach giełdowych, takich jak Mostostal, zarząd składa oferty na całym froncie, by dostać jak najwięcej zleceń. Notowania firmy idą w górę, za co zarząd dostaje nagrody, a potem się zobaczy, co dalej.

Stolica najlepsza

Warszawa właśnie znalazła się na pierwszym miejscu wśród krajów Europy Środkowo-Wschodniej pod względem łącznego wolumenu transakcji inwestycyjnych na rynku nieruchomości komercyjnych i inwestycyjnych. Zajęła także  49 miejsce w rankingu globalnym. Z raportu  zaprezentowanego na targach inwestycyjnych EXPO REAL w Monachium „Winning in Growth Cities” jasno wynika, że niskie stopy procentowe oraz utrzymujące się ryzyko skłaniają inwestorów do inwestowania w nieruchomości komercyjne w najważniejszych miastach świata. W  minionych 12 miesiącach najwięcej inwestycji przypadło oczywiście na Nowy Jork a 25 miast zajmujących najwyższe pozycje w rankingu zwiększyło swój udział w rynku z 46 procent  w 2009 r. do poziomu 56 procent. Lokalizacje te będą nadal preferowane przez inwestorów ze względu na bezpieczeństwo inwestowania, ale w przyszłości muszą się liczyć ze ogromnym wzrostem konkurencji ze strony innych miast.
W ubiegłym roku globalne miasta odnosiły duże sukcesy na polu inwestycyjnym i ich hierarchia w rankingu popularności pod względem inwestycji została już wyraźnie określona. Jednak, jak wynika z zestawienia, dla inwestorów najważniejsze jest bezpieczeństwo inwestycji. Wraz z nadejściem ożywienia gospodarczego może się to zmienićW przyszłym roku,  kolejność w rankingu ulegnie zmianie ze względu na dojrzewanie miast, budowę nieruchomości wyższej jakości w lokalizacjach wschodzących oraz ekspansję najemców na nowe rynki. Wartość transakcji inwestycyjnych w 25 miastach zajmujących najwyższe pozycje w rankingu wzrosła o 6 procent w porównaniu ze wzrostem o 0,8 procent dla rynku ogółem. Wynika to z utrzymującego się zainteresowania najważniejszymi dojrzałymi i płynnymi rynkami wśród inwestorów poszukujących potencjału wzrostu w przyszłości, ale również większej stabilności i płynności inwestycji.

Złe nieruchomości komercyjne w kryzysie

Toruń nie jest dużą metropolią, która ma szansę na organizowanie bardzo dochodowych imprez sportowych i koncertów czy znaczących konferencji, pozwalających na utrzymanie i bezproblemową eksploatację nieruchomości komercyjnych: hali sportowej i sali koncertowej. Dodatkowo, Toruń jest najbardziej zadłużonym miastem w Polsce i nie jest to zaszczyt, ani powód do spokoju i beztroski. Hala sportowa przy ulicy Bema, sala koncertowa na Jordankach, to według wielu nie inwestycje na tak trudny ekonomicznie czas. Tłumaczenie pana prezydenta, uspokajające obywateli Torunia, jakoby dług był znacznie mniejszy, bo dofinansowanie unijne go nie powiększa, nie do końca jest prawdziwe. Przyjęcie unijnego wsparcia zobowiązuje: do terminów, do odpowiedniej eksploatacji i do utrzymania nowych obiektów, a to kosztuje. Budowa Motoareny nie do końca była przemyślana – co z tego, że to największy stadion żużlowy. Tylko żużlowy. Na etapie projektowania można było stworzyć obiekt bardziej uniwersalny, który nie byłyby przez większą część roku niewykorzystywany. Centrum Sztuki Współczesnej – budowane było na siłę wbrew zapotrzebowaniu. Jedyną wielką inwestycją, która jest naprawdę potrzebna miastu, jest most. Pomysł budowy linii tramwajowej do centrum ks. Rydzyka sam upadnie. Jeśli jest potrzebna tam komunikacja miejska, to na pewno tańszym i bardziej elastycznym rozwiązaniem jest linia autobusowa. Poza tym, jeśli przy Porcie Drzewnym powstanie aquapark, to będzie to przedsięwzięcie komercyjne. To inwestorzy powinni dofinansować komunikację dowożącą klientów.

Mieszkania lepsze od nieruchomości komercyjnych

Jak się okazuje, ostatnie miesiące nie były najlepsze dla zamkniętych funduszy działających na rynku nieruchomości. Spadki wycen zanotowały w ostatnim kwartale rozliczeniowym wszystkie fundusze zaangażowane w segmencie komercyjnym. Jest to efekt między innymi  umocnienia złotego wobec euro, w którym często wyceniane są nieruchomości, oraz spadek wycen obiektów. Wyceny dwóch funduszy BPH TFI spadły o odpowiednio 5,1 i 1,4 procent,a dwóch produktów BZ WBK TFI o 4,3 procent i 5,2 procent. Na tym tle wyróżnia się fundusz Ipopema FIZ Rynku Mieszkaniowego, którego wycena wzrosła o ponad 2 procent. Wartość certyfikatów funduszu, który działa od początku 2011 r., rośnie już od czterech kwartałów. I to w okresie, kiedy deweloperzy muszą radzić sobie ze spadkiem sprzedaży i cen oraz dużą konkurencją. Ale fundusz Ipopemy jeszcze mieszkań nie sprzedaje. „Wzrosty wynikają z kwartalnej wyceny posiadanych przez nas mieszkań przez biegłego i zysku wynikającego z dyskonta, które uzyskaliśmy przy zakupie nieruchomości. Nie jest ono rozliczane jednorazowo, ale proporcjonalnie co kwartał do końca trwania funduszu – mówi zarządzający funduszem. Fundusz jest właścicielem kilkudziesięciu nieruchomości inwestycyjnych w Warszawie. Kupował je w trakcie budowy, z dyskontem wobec cen rynkowych nawet 20 proc. Ich sprzedaż ruszy w przyszłym roku i ma zakończyć się do połowy 2014 r. Wtedy będzie wiadomo, ile fundusz faktycznie na nich zarobi. Ipopema TFI deklaruje, że na razie ceny rynkowe mieszkań w miejscach, gdzie znajdują się jego inwestycje, utrzymują się na poziomie bardzo podobnym do ubiegłorocznego. Jego pierwotne prognozy mówiły o średniorocznej stopie zwrotu na poziomie ok. 11 – 12 proc.

Właściciele działek chcą odszkodowania

Właściciele gruntów komercyjnych wywłaszczonych pod budowę dróg często mają duży problem z uzyskaniem odszkodowania z tego tytułu. Bywa, że gminy po prostu zwlekają z wypłatami tłumacząc się brakiem środków, a to nie może być powód . Przedłużanie takiego postępowania jest poza tym niezgodne z prawem. Gmina ma obowiązek przeprowadzić negocjacje z właścicielami w ciągu miesiąca lub dwóch, jeśli sprawa jest skomplikowana. W innym przypadku właściciel może domagać się odszkodowania od Skarbu Państwa. W skargach do Rzecznika Praw Obywatelskich właściciele nieruchomości piszą, że mimo przejęcia na własność przez gminę ich nieruchomości pod budowę dróg czekają bez skutku na wszczęcie negocjacji w sprawie wysokości odszkodowania z tego tytułu. Gminy tłumaczą tę zwłokę najczęściej brakiem środków finansowych na wypłaty odszkodowań. Takie negocjacje powinny być przeprowadzone w racjonalnym terminie. Gminy powołują się na ustawę o gospodarce nieruchomościami regulującą procedurę wywłaszczenia, z której nie wynika, w jakim terminie muszą przeprowadzić negocjacje z właścicielem wywłaszczonej nieruchomości. Eksperci wskazują natomiast, że terminy takie są jednoznacznie wskazane w innym akcie prawnym.  Urzędy, które są odpowiedzialne za zainicjowanie i przeprowadzenie takich negocjacji, powinny kierować się Kodeksem postępowania administracyjnego, zgodnie z którym termin na rozpoznanie sprawy wynosi miesiąc, a w sprawach skomplikowanych dwa miesiące. W przypadku, gdy gmina nie jest w stanie tego zrobić, musi zawiadomić o tym drugą stronę. Musi poinformować go o przyczynach i wskazać termin, który według organu prowadzącego – będzie terminem zamknięcia sprawy i wydania decyzji.

Przekształcenie spółdzielni we wspólnotę mieszkaniową

Z punku widzenia właścicieli nieruchomości inwestycyjnych – lokali wchodzących w skład dużych spółdzielni mieszkaniowych, w zasobach której mogą znajdować się nawet całe osiedla, bardzo korzystnym rozwiązaniem  jest wyodrębnienie wspólnoty mieszkaniowej. Największą korzyścią z tej czynności jest przede wszystkim większa kontrola wydatkowania zebranych zaliczek na utrzymanie nieruchomości wspólnej, a także możliwość decydowania o kierunku i sposobie ich wydatkowania. Jest to szczególnie ważne w przypadku nowych budynków w spółdzielni, których nie trzeba jeszcze remontować, ponieważ zaliczki na utrzymanie nieruchomości wspólnej właścicieli lokali w nowych budynkach będą przekazywane na remonty starych bloków w tej samej spółdzielni. Dodatkowo wyodrębnienie wspólnoty ze spółdzielni mieszkaniowej prowadzi bardzo często do obniżenia w znacznym stopniu kosztów zarządzania nieruchomością wspólną, a także daje możliwość ogłoszenia przetargu na usługi zarządzania i administrowania budynkiem lub samodzielnego wykonywania takich czynności przez zarząd wspólnoty wybrany spośród jej członków. Ustawa z dnia 15 grudnia 2000 roku o spółdzielniach mieszkaniowych określa dwa przypadki kiedy wspólnota mieszkaniowa może się ze spółdzielni wyodrębnić: zgodnie z art. 26 ust. 1 ustawy „jeżeli w określonym budynku lub budynkach położonych w obrębie danej nieruchomości została wyodrębniona własność wszystkich lokali, po wyodrębnieniu własności ostatniego lokalu stosuje się przepisy ustawy z dnia 24 czerwca 1994 r. o własności lokali, niezależnie od pozostawania przez właścicieli członkami spółdzielni”.  Należy wiedzieć, że pomimo obligatoryjnego wydzielenia wspólnoty mieszkaniowej „właściciele lokali są obowiązani uczestniczyć w wydatkach związanych z eksploatacją i utrzymaniem nieruchomości stanowiących mienie spółdzielni, które są przeznaczone do wspólnego korzystania przez osoby zamieszkujące w określonych budynkach lub osiedlu” (art. 26 ust. 2 ustawy).

Najmniejsze mieszkania w Polsce

Kupno nieruchomości inwestycyjnej za mniej niż 29 tysięcy złotych? Oczywiście jest to możliwe. Należy jednak nastawić się na gruntowny remont oraz na bardzo mały metraż …zaledwie kilkanaście metrów. W Polsce najmniejsze kawalerki dostępne są na rynku wtórnym, bo nowo budowane muszą mieć przynajmniej 25 metrów kwadratowych. Co ciekawe, w Londynie najmniejsze mieszkanie ma zaledwie … osiem metrów kwadratowych., a wycenione są na prawie dziewięćdziesiąt tysięcy funtów, czyli równowartość prawie 460 tys. zł To właśnie przed kilkoma dniami,  brytyjski dziennik The Independent poinformował, że najmniejsza kawalerka którą można kupić w Londynie ma jedynie osiem metrów kwadratowych. Co więcej, właściciel wycenił tę nieruchomość na 89 950 funtów szterlingów, co przy kursie 5,10 (GBP/PLN) jest równowartością 458,8 tys. zł. Taka cena lokalu o równowartości 57,3 tys. zł za metr,  to efekt prestiżowej lokalizacji – naprzeciw domu towarowego Harodds. W lokalu, który jest de facto jednym pomieszczeniem, znalazło się miejsce na łóżko, kuchenkę, prysznic i WC.
W Polsce aż tak skrajnych przykładów nieruchomości mieszkaniowych całe szczęście nie ma. Najmniejsze kawalerki, które można dziś kupić mają bowiem „aż” piętnaście metrów kwadratowych, a wszystkie co  warto zauważyć, pochodzą z rynku wtórnego. Deweloperzy zgodnie z prawem nie mogą bowiem budować tak małych lokali mieszkalnych. Biorąc pod uwagę wymagania prawne stawiane przed biurami projektowymi minimalna powierzchnia kawalerki to około 25 mkw., dwa pokoje muszą mieć minimum 33 metry, a trzypokojowe lokum około 40 mkw.

Nowe przedsiębiorstwa

Liczba nowych działalności gospodarczych utrzymuje się wciąż na bardzo niewielkim plusie. W bieżącym roku wzrosła realnie o troszkę ponad dwadzieścia sześć tysięcy firm. W pierwszych ośmiu miesiącach br. działalność zarejestrowało  tylko 194 tys. przedsiębiorców indywidualnych. Tak wynika ze statystyk GUS opartych na rejestrach REGON. Ale liczba działalności gospodarczych w rzeczywistości wzrosła tylko o 26,4 tys., ponieważ w tym samym czasie 167,6 tys. osób postanowiło zakończyć działalność. Najwięcej rejestracji i wyrejestrowań przypadło na początek roku, styczeń. Z badania Tax Care z ubiegłego roku na ponad 1 tys. przedsiębiorców indywidualnych wynika, że najczęstszą przesłanką do założenia działalności jest chęć osiągania wyższych zarobków, co tyczy się zarówno osób, które chcą „dorobić” do etatu, jak też tych, dla których firma ma być jedynym źródłem utrzymania. Następnie są obawy przed utratą pracy, a także zamiana etatu na samozatrudnienie w ramach współpracy z dotychczasowym pracodawcą. To, że najwięcej osób decyduje się na otworzenie działalności w styczniu, może wynikać z faktu, iż jest to okres podsumowań i nowych planów. Jeśli chodzi o zamykanie firm, częściej decydują czynniki ekonomiczne. Dla wielu branż końcówka roku to najgorętszy okres, a więc też czas większych przychodów. Jeżeli w tym czasie przedsiębiorcy nie udaje się odnieść sukcesu, dochodzi on do wniosku, że prowadzony przez niego biznes po prostu nie ma sensu. Wielu z nich decyduje się w takiej sytuacji albo zawiesić działalność, albo ją zamknąć.

Zarobić na greckich nieruchomościach inwestycyjnych

Oczy inwestorów coraz częściej kierują się w stronę nękanej kryzysem Grecji. Jak podaje firma badawcza Savills, ceny domów w Grecji w przeciągu czterech lat spadły nawet o trzydzieści procent. Czy to czas na zakupy? Trudna sytuacja gospodarcza na południu Europy i duża przecena na rynku nieruchomości inwestycyjnych mogą przyczynić się do powstania nowego przeboju inwestycyjnego — mieszkania lub domu w Grecji. Pojawienie się tego trendu jest także realne także w Polsce. Jak pokazują wyniki badania przeprowadzonego przez Deutsche Bank PBC, wśród Polaków najbardziej popularną i pożądaną formą lokowania kapitału są nieruchomości — aż czterdzieści piec procent badanych postrzega tego typu inwestycje jako najbardziej stabilne i godne zaufania. Podobne dane, podkreślające bardzo dominującą rolę nieruchomości w portfelach inwestycyjnych, znajdziemy w raporcie „Rynek dóbr luksusowych”, stworzonym przez KPMG. Blisko osiemdziesiąt procent ankietowanych, część swojego majątku lokuje na rynku nieruchomości inwestycyjnych.  Wyraźnie widać tę tendencję zwłaszcza na rynku ziemi, która — w sytuacji, gdy mieszkania systematycznie tracą na wartości — staje się coraz popularniejszą inwestycją. Jak mówi Hubert Telecki z Wealth Solutions — Inwestycje Ziemskie „nasi klienci zainwestowali już ponad 45 mln zł w ramach grupowych inwestycji w ziemię rolną w okolicach Warszawy”. Zamożni inwestorzy, którzy dodatkowo chcą zróżnicować swój portfel nieruchomości, mogą pomyśleć także o zakupie apartamentu za granicą,  na przykład w Grecji. Śródziemnomorski klimat powoduje, że sezon urlopowy trwa tam praktycznie cały rok, co daje właścicielowi nieruchomości nie tylko szansę na udany wypoczynek, ale rodzi też możliwość wynajęcia mieszkania turystom i osiągnięcia satysfakcjonującego zwrotu z inwestycji. Grecja mimo kryzysu gospodarczego nie narzeka na brak gości. Według Savills w ostatniej dekadzie branża turystyczna odpowiadała za 16 proc. PKB.

Budżet obywatelski

Mieszkańcy Włocławka jeszcze do niedawna, mogli zgłaszać władzom miasta propozycje inwestycji. Od wczoraj głosują już, która z nich zostanie sfinansowana z przyszłorocznego budżetu. Kiedy włocławski magistrat ogłosił, że mieszkańcy mogą zgłaszać swoje pomysły na inwestycje, w ciągu trzech tygodni ratusz został zasypany ponad 170 propozycjami. Od środy, włocławianie mogą zagłosować w internecie na najważniejsze zadania. Urzędnicy umieścili na liście aż sześćdziesiąt siedem  pozycji. Te, które internauci uznają za najpilniejsze, znajdą się w projekcie przyszłorocznego budżetu Włocławka – zdradza rzecznik prezydenta miasta. Później radni zdecydują, czy przychylą się do woli mieszkańców. Głosowanie potrwa do 15 października. Z jednego komputera możliwe jest tylko jedno wskazanie. Zastanawiające jest jednak dlaczego na liście urzędowej jest tylko 67a nie 170 propozycji. Okazuje się, że zzęść z nich się dublowała, niektóre nie dotyczyły inwestycji, tylko innych działań miasta, a pozostałe nie zostały uwzględnione, bo odnosiły się do terenów poza granicami Włocławka a tam nie można nic planować. Pierwszego dnia głosowania jeszcze przed południem największe poparcie miały: * skomunikowanie al. Królowej Jadwigi z ul. Obwodową i przedłużenie al. Królowej Jadwigi do ul. Toruńskiej (35 głosów), * reaktywacja imprezy tanecznej Break Session jako ogólnopolskiego wydarzenia (33), * rewitalizacja pl. Wolności (29).
Włocławek jest pierwszym miastem w regionie, które wprowadziło budżet obywatelski. Pionierem w Polsce był Sopot. W tym roku nadmorski kurort na realizację propozycji mieszkańców przeznaczył aż 5 mln zł. Za te pieniądze miasto położyło m.in. chodnik przy jednej z ulic, postawiło nowe kosze na śmieci, zbudowało plac zabaw i ustawiło ławki na targowisku. W przyszłym roku na budżet obywatelski Sopot wyda 6 mln zł – z czego 4 mln zł pójdzie na projekty ogólnomiejskie, reszta zostanie podzielona równo między cztery okręgi wyborcze.

Coraz więcej polskich inwestycji w Szwajcarii

Aż siedemset miliony euro zainwestowali dotąd polscy przedsiębiorcy w Szwajcarii . Tak poinformował  w czwartek w Bernie prezydent Bronisław Komorowski. Według niego jest to „zupełnie nowe zjawisko”, które będzie się systematycznie rozwijać. Prezydent wraz ze swoją małżonką Anną Komorowską przebywa obecnie w Szwajcarii z dwudniową oficjalną wizytą. W czwartek wspólnie z prezydentem  Konfederacji Szwajcarskiej Eveline Widmer-Schlumpf otworzył w Zurychu forum ekonomiczne poświęcone polskiemu rynkowi inwestycyjnemu. Następnie spotkał się z Radą Federalną, czyli szwajcarskim rządem. Prezydent Bronisław Komorowski zaznaczył na konferencji prasowej po tym spotkaniu, że Polska bardzo wysoko ocenia dotychczasową współpracę ze Szwajcarią. Aktualnie Szwajcaria zajmuje siódme miejsce pod względem wielkości inwestycji w Polsce. Dzięki szwajcarskim inwestycjom, które wynoszą około siedem miliardów euro, w naszym kraju powstało około 35 tys. miejsc pracy. „Warto zwrócić uwagę, że pojawiło się też w ostatnich paru latach zupełnie nowe zjawisko, które będzie się rozwijało, a mianowicie są to inwestycje kapitałowe polskiego biznesu w Szwajcarii” – powiedział Komorowski, po czym dodał „ Są to oczywiście mniejsze kwoty, ale suma 700 mln euro też piechotą nie chodzi”. Wyraził także przekonanie, że rosnący poziom polskich inwestycji w różnych krajach świata, m.in. w Chinach, Kanadzie, Nigerii czy krajach UE,  jest zapowiedzią tego, że także w wymiarze polsko-szwajcarskim będziemy mogli robić coraz lepsze interesy. Zdaniem prezydenta poziom inwestycji szwajcarskich w Polsce wskazuje na to, że nasz kraj jest bardzo atrakcyjny dla Berna. To oczywiście nie oznacza, że nie powinniśmy czynić dalszych wysiłków w tym kierunku. Wręcz odwrotnie, w okresie kryzysu europejskiego, w okresie kryzysu gospodarki całego świata zachodniego zdolność przyciągania inwestycji zewnętrznych będzie jeszcze większym i znaczącym wyzwaniem.

Ekologiczne inwestycje

Najprawdopodobniej pieniądze ze sprzedaży Hiszpanii jednostek emisji gazów cieplarniach trafią na inwestycje typu ekologiczny transport miejski i energooszczędne oświetlenie ulic. Polska właśnie  zawarła największą tego typu transakcję z Hiszpanią. Minister środowiska, Marcin Korolec podpisał wczoraj, w czwartek z Federico Ramos – sekretarzem stanu z Ministerstwa Rolnictwa, Żywności i Środowiska Królestwa Hiszpanii umowę na sprzedaż nadwyżki zezwoleń na emisję CO2. Pieniądze z podpisanej w Warszawie umowy zostaną przeznaczone na ekologiczny transport i ekologiczne oświetlenie miejskie. Polska sprzedała Hiszpanii jednostki przyznanej emisji gazów cieplarnianych w globalnym systemie rozliczeń (tak zwane jednostki AAU). Polska ma ich znaczną nadwyżkę, ponieważ aż o trzydzieści procent w porównaniu z wymaganymi sześciu procent,  zmniejszyła emisję gazów cieplarniach w ramach zobowiązań z Protokołu z Kioto, międzynarodowego zobowiązania klimatycznego. „Nasze nadwyżki sprzedajemy z powodzeniem od trzech lat, generując w ten sposób przychody do specjalnego programu inwestycyjnego, tzw. Systemu Zielonych Inwestycji. W ramach tego programu środki ze sprzedaży redukcji emisji są przeznaczane na finansowanie projektów proekologicznych w Polsce. To już ósma transakcja „zazieleniania”, czyli przeznaczania środków ze sprzedaży nadwyżek na ekologiczne cele, przeprowadzona przez Polskę. Jednocześnie jest to największa pod względem wartości i liczby sprzedawanych jednostek transakcja, jaką do tej pory zawarła Polska. Hiszpanie sfinansują w ten sposób w Polsce „zazielenianie” za ponad stu sześćdziesięciu mln zł (40 mln euro).

Nokia będzie sprzedawać nieruchomości komercyjne

Sytuacja finansowa Nokii nie należy do najłatwiejszych. Firma już od kilku kwartałów systematycznie notuje straty, a jej udziały w rynku telefonów komórkowych ciągle powoli  spadają. W celu ratowania sytuacji finansowej do tej pory zdecydowano się na duże zwolnienia, cięcia różnych wydatków, zamknięcie kolejnych fabryk i ośrodków badawczo-rozwojowych, a nawet na sprzedaż luksusowej marki Vertu. Najnowszy pomysł mający poprawić kondycję firmy obejmuje sprzedaż posiadanych przez nią nieruchomości inwestycyjnych, w tym głównej siedziby w fińskim Espoo. W rozmowie z serwisem The Verge, rzecznik Nokii – Maija Taimi poinformował, że firma ma zamiar skupić się na kluczowych dla siebie obszarach działalności, a utrzymywanie nieruchomości zdecydowanie do nich nie należy. Główny biurowiec koncernu wyceniony jest na kwotę od 200 do 300 milionów euro, a jego ewentualna sprzedaż pokryje około dwudziestu pięciu procent straty, jaką Nokia zanotowała w drugim kwartale tego roku. Przypominamy, że było to 826 milionów euro.  Nadzieją dla firmy bez wątpienia są także nowe smartony z systemem Windows Phone 8. Nokia liczy, że będą one cieszyć się dużą popularnością i pozwolą poprawić przychody. Kierownictwo fińskiej firmy podobne nadzieje wiązało już ze smartfonami z Windowsem Phone 7.5, jednak jak dziś wiemy, nie zdołały one zdobyć dużej popularności. Tuż po tym, jak fińska firma obcięła prognozy sprzedaży i poinformowała publicznie, że oddział telefonów komórkowych zakończy I kw. na minusie, jej akcje poszybowały aż 15 proc. w dół, osiągając najniższe poziomy od 15 lat. Był to kolejny tak dotkliwy cios dla Nokii w ostatnim czasie. Na początku kwietnia producent smartfonów serii Lumia został zdetronizowany z pozycji lidera na helsińskiej giełdzie przez fiński koncern energetyczny Fortum. Krótkoterminowa prognoza wzrostu również nie napawa optymizmem.

Wrocławskie projekty na targach nieruchomości w Niemczech

Szwedzki koncern budowlany Skanska zaprezentuje się na największych europejskich targach nieruchomości Expo Real w Monachium. Wystawi na nich swoje dwie wrocławskie inwestycje
Obchodząca w tym roku 125-lecie Skanska pokaże w Monachium swoje biurowce realizowane w Europie Środkowej, Skandynawii i Stanach Zjednoczonych w klasie tzw. zielonych projektów. Przy ich budowie w sposób szczególny dba się, aby w jak najmniejszym stopniu wpływały na otoczenia, zużywały mniej prądu, wody oraz emitowały jak najmniej dwutlenku węgla na każdym etapie funkcjonowania budynku. W Wrocławiu Skanska w tej technologii realizuje dwa projekty: Green Day przy ul. Szczytnickiej i Green Towers przy ul. Strzegomskiej.
Inną, bardzo znana firmą, która także będzie wystawcą na Expo Real jest WGN Nieruchomości – największy koncern obrotu nieruchomościami. Pracuje dla niego ponad 500 bardzo doświadczonych i wykwalifikowanych  agentów, analityków, rzeczoznawców, prawników oraz doradców ds. nieruchomości, inwestycji, finansów i przedsięwzięć deweloperskich w ponad 80 biurach na terenie Polski i za granicą. W roku ubiegłym,  WGN przeprowadził blisko  4500 transakcji i zakończył rok z o 40 % lepszym wynikiem finansowym niż rok wcześniejszy. Tylko w 2011r. WGN pośredniczył w sprzedaży nieruchomości o wartości ponad 1,2 mld złotych.
Gwarancją skuteczności WGN jest  doskonała znajomość rynku i wysoka jakość usług,  rzetelne analizy rynku pomagające na bieżąco urealniać ceny nieruchomości,  profesjonalne doradztwo na każdym etapie,  wielopłaszczyznowa promocja, wyszukanie najkorzystniejszej oferty,  pomoc w negocjacjach umowy,  finalizowanie bezpiecznych transakcji i satysfakcja .

Trzydniowe targi w Monachium rozpoczną się 8 października.

Ubezpieczenia za złotówkę

Rozdawanie ubezpieczeń za bezcen może się skończyć karami. Chodzi tu o promocje, jakie stosują niektóre z towarzystw ubezpieczeniowych, które sprzedają produkty za przysłowiową złotówkę. Przykładowo, Generali oferuje przy wykupie OC, ubezpieczenia bagażu za jeden złoty, Allianz za taką samą kwotę dziennie proponuje polisę na mieszkanie na czas urlopu, a 4Life Direct zachęca starszych ludzi do wykupu polisy na życie „Moi bliscy”. Kosztuje ona znowu tylko złotówkę dziennie. Klienci chętnie sięgają po takie produkty, często traktując je jako bonus do kupowanego pakietu. Jednak konkurenci, którzy mają w ofercie podobne, choć znacznie droższe polisy, traktują to jako element wojny cenowej. Często, aby zatrzymać klientów, sami muszą redukować swoje ceny, co powoduje, że wpływy z tych produktów stają się nieadekwatne do ryzyka z nimi związanego. A to zaś może doprowadzić do takiej sytuacji, jaka kilka lat temu miała miejsce w polisach komunikacyjnych, że na tych ubezpieczeniach wiele firm ponosiło straty. Tej właśnie sytuacji chce uniknąć Komisja Nadzoru Finansowego. W liście rozesłanym do ubezpieczycieli, przewodniczący KNF, napisał, że „składka ubezpieczeniowa powinna być skalkulowana adekwatnie do ryzyka występującego w danym rodzaju ubezpieczenia, w oparciu o stosowne dane statystyczne odnoszące się do przedmiotowego ryzyka”. A jeśli jest inaczej, to firma łamie prawo. Towarzystwa zwracają uwagę, że tak tanie ubezpieczenia zazwyczaj są elementem całego pakietu, a ten jest tak skalkulowany, że ryzyko do ceny jest adekwatne. Obniżenie, nawet mocne, ceny jednego elementu pakietu traktują zaś jako chwyt marketingowy, który ma przyciągnąć do nich klientów.

Ile kosztuje Polskę milion bezrobotnych

Ponad milion bezrobotnych w Polsce to najczęściej osoby bezrobotne długotrwale. Jest to więcej niż połowa wszystkich osób bez pracy, które są zarejestrowana w naszym kraju. Sumarycznie liczba ta wynosi milion dziewięćset  tysięcy osób. Z raportu firmy doradczej Deloitte wynika, że roczne koszty państwa z tego tytułu wynoszą dziesięć i pół miliarda złotych. Na utrzymanie jednej osoby długotrwale bezrobotnej państwo wydaje rocznie ponad  dziesięć i pół tysiąca złotych. Eksperci uważają, że aktywizacja długotrwale bezrobotnych bardziej efektywna jest przy współpracy państwa z wyspecjalizowanymi firmami prywatnymi. W taki sposób przekonuje jeden z autorów raportu. Dodaje także, że tylko w ubiegłym roku na aktywne formy zwalczania bezrobocia przeznaczono trzy miliardy trzysta milionów złotych, w tym roku te wydatki mają być wyższe o sto milionów złotych. Zaznacza dodatkowo, że obecnie większość tych środków idzie do urzędów pracy, a te najczęściej koncentrują się na wypłacaniu zasiłków dla bezrobotnych, niż na szukaniu im pracy. Zaangażowanie firm prywatnych do walki z długotrwałym bezrobociem daje bardzo dobre rezultaty w Europie Zachodniej. Wymienia między innymi Niemcy, Francję i Danię. Dyrektor zarządzający Ingeus Polska – firmy która od ponad dwudziestu lat zajmuje się zwalczaniem długotrwałego bezrobocia w naszym kraju podkreśla, że co ważne: wsparcie, które dostaje osoba bezrobotna, nie kończy się, gdy bezrobotny trafia na rynek pracy.  Autorzy raportu wspólnie zwracają uwagę, że bez zaangażowania do walki z problemem długotrwałego bezrobocia firm prywatnych, które mogą wesprzeć urzędy pracy, sytuacja może się tylko pogarszać.

„Biznesmatki” dostają z ZUSU nawet 7,5 tys

Wiele „przedsiębiorczych” kobiet w ciąży, w miesiąc przed porodem zakłada firmę i płaci maksymalną wysokość składek na ubezpieczenie społeczne. A później … kiedy dziecko się urodzi, cieszy się zasiłkiem macierzyńskim w wysokości prawie 7,5 tys. zł. Tak lukę w prawie wykorzystują polskie przedsiębiorcze matki.
Podstawą do obliczenia zasiłku macierzyńskiego jest średnia zadeklarowanego przychodu z ostatnich 12 miesięcy, kiedy przedsiębiorcza matka płaciła chorobowe. Jeśli natomiast ubezpieczenie chorobowe było opłacane krócej niż rok, to podstawą do wyliczenia zasiłku jest ten krótszy okres, ale nie mniej niż miesiąc.
W praktyce oznacza to więc, że wystarczy opłacić wyższe składki tylko przez jeden miesiąc (aby zwiększyć składkę ubezpieczenia chorobowego, trzeba także płacić wyższe składki na ubezpieczenie emerytalne i rentowe), by nabyć prawo do wyższego świadczenia. Ogólna zasada wyliczania kwoty zasiłku macierzyńskiego jest bowiem prosta – im wyższa składka, tym wyższe świadczenie. Najwyższa składka ZUS, którą obecnie może zapłacić „biznesmatka”, wynosi ok. 2,8 tys. zł. Tak wysoka składka gwarantuje zasiłek macierzyński na poziomie 7,5 tys. zł brutto miesięcznie (ok. 6 tys. zł netto) przez cały urlop macierzyński. Takie wykorzystanie luki w przepisach jest jak najbardziej zgodne z prawem, co w zeszłym miesiącu przyznał Sąd Najwyższy. W dodatku ZUS ma olbrzymie trudności w sprawdzaniu, czy przedsiębiorcza matka założyła firmę tylko po to, by dostać wyższy zasiłek i w rzeczywistości firma istnieje tylko na papierze. „Biznesmatki” mogą przedstawić bowiem inspektorom z ZUS-u kilka pierwszych faktur za dokonane transakcje w firmie, a później tłumaczyć się, że nie mają dochodów. Przecież jest kryzys i trudno się prowadzi biznes. W dodatku ZUS – zgodnie z przyjętą linią orzeczniczą – nie jest uprawniony do kwestionowania kwoty zadeklarowanej przez osobę prowadzącą pozarolniczą działalność jako podstawy wymiaru składek na ubezpieczenia społeczne, jeżeli mieści się ona w granicach określonych ustawą.

Miliardowa pomyłka NFZ

Najprawdopodobniej zapowiada się nawet miliardowa dziura w tegorocznym budżecie Narodowego Funduszu Zdrowia  alarmuje „Puls Biznesu”. Wszystko przez pomyłkę NFZ. O co chodzi? Przed rokiem, przy konstrukcji budżetu na obecny rok, Narodowy Fundusz Zdrowia pomylił się w prognozach o 700 milionów złotych. Właśnie o tyle mniej znalazło się w kasie funduszu na początku lipca bieżącego roku.Prezes Narodowego Funduszu Zdrowia, Agnieszka Pachciarz tłumaczy, dziura budżetowa NFZ powstała za czasów poprzedniego prezesa – Jacka Paszkiewicza a nie za jej panowania. Niestety ale kwota ta może być jeszcze większa. Podczas ostatniej Komisji Trójstronnej resort zdrowia mówił o 800 mln zł. Jak mówi wiceprezesa NFZ Zbigniew Teter, na koniec roku braki w kasie mogą przekroczyć nawet jeden miliard złotych.  Czy są powody do Paniki? Otóż nie bo rzecznik NFZ Andrzej Troszyński uważa, że nie ma powodów do paniki, gdyż rezerwy funduszu przekraczają 1 mld zł. Jednak, jego zdaniem, nawet jeśli uda się załatać dziurę, nie obejdzie się bez mocnego zaciśnięcia pasa. Niektóre szpitale już mają problem z finansowaniem. Przykładowo, na oddział onkologii klinicznej w szpitalu w Ludwikowie pod Poznaniem miało trafić w październiku trzydziestu chorych z rakiem płuc i kolejnych dwudziestu z rakiem szyi i głowy. Do końca tego roku szpital chciał przyjąć około setki pacjentów ze skierowaniem na radioterapię. Nie przyjmie jednak, bo skończył mu się kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. „Przekroczyliśmy umowę o jedną piątą. Za leczenie za ubiegły rok Fundusz nie zapłacił nam aż siedmiu milionów złotych. Boimy się ze wpadniemy w spiralę długów. Jestem nam przykro, ale nowa ustawa o działalności leczniczej nie pozwala już publicznym szpitalom bezkarnie zadłużać się – tłumaczył  szef szpitala Aleksander Barinow, dyrektor Wielkopolskie Centrum Pulmonologii i Torakochirurgii, pod które podlega Ludwikowo.

Nieruchomości inwestycyjne z dopłatą

Ceny, które kwalifikują się do dopłat w programie „Rodzina na Swoim” są przeciętnie o aż 486 zł niższe niż stawki, jakie trzeba zapłacić za metr nowego lokum. Jeszcze trudniej kupić na kredyt z dopłatą nieruchomość inwestycyjną na rynku wtórnym, gdzie różnica między limitami i cenami wynosi przeciętnie 968 zł w przeliczeniu na metr. Znane są już wszystkie limity cen, które kwalifikować będą do dopłat przez ostatni kwartał obowiązywania programu „Rodzina na Swoim”. Zmiany przeważnie nie były duże, a przeciętny spadek wyniósł w ujęciu procentowym niecały jeden procent  a kwotowym  ponad czterdzieści złotych. W najgorszej sytuacji są osoby, które przed zmianami limitów nie zdążyły kupić mieszkania na dofinansowany kredyt w Opolu, Olsztynie i Poznaniu. Spadki limitów w tych miastach wyniosły od 4,9 proc. do 8,3 proc. Zmiany te mają duży wpływ na lokalne rynki nieruchomości. Jeszcze tydzień temu, na olsztyńskim rynku pierwotnym nabywca mógł wybierać spośród nawet kilkunastu inwestycji. Dziś jest ich maksymalnie kilka. Kilkudniowa zwłoka w tym przypadku może być brzemienna w skutki. Gdyby bowiem rodzina chciała kupić tydzień temu w Olsztynie mieszkanie o powierzchni 50 m kw. (za maksymalną kwotę 228 tys. zł) od dewelopera, mogłaby liczyć na to, że zamiast raty standardowego kredytu w wysokości 1440 złotych będzie płaciła przez 8 lat niecałe 800 złotych miesięcznie. Dopłatę z budżetu można w tym przypadku oszacować na prawie 61 tys. zł. Jeszcze gorzej jest na rynku wtórnym, gdzie limity cen kwalifikujące do kredytu z dopłatą są o dwadzieścia procent niższe niż na pierwotnym. W Opolu po spadku limitów o 8,3 proc. można dziś wydać na używane mieszkanie jedynie nie więcej niż 2838 zł w przeliczeniu na metr, co oznacza, że za 50-metrowe mieszkanie można zapłacić maksymalnie 141,9 tys. zł.

Zasiedzenie nieruchomości

Gmina będąca właścicielem nieruchomości musi liczyć się z ryzykiem, że osoby z niej korzystające mogą dążyć do jej nabycia w drodze zasiedzenia. Dlatego bardzo ważnym obowiązkiem gminy jest stałe monitorowanie sytuacji lub jasne określenie warunków korzystania z nieruchomości w stosownej umowie. Do zasiedzenia nieruchomości konieczne jest spełnienie dwóch przesłanek. Po pierwsze, konieczne jest samoistne i nieprzerwane posiadanie, a po drugie – upływ ustawowego czasu.

Posiadanie nie jest prawem. Jest stanem faktycznym i nie zależy od tego, czy komuś rzeczywiście przysługuje prawo do władania nieruchomością. Samoistnym posiadaczem nieruchomości w prawa jest ten, kto włada nią jak właściciel, czyli podejmuje względem nieruchomości czynności typowe dla czynności właścicielskich. Posiadaczem samoistnym jest zarówno osoba rzeczywiście będąca właścicielem, jak i osoba niebędąca właścicielem. Od posiadania samoistnego odróżnić należy posiadanie zależne, które ma ograniczony zakres. Posiadanie zależne może odpowiadać władaniu nieruchomością zarówno w ramach dzierżawy, najmu, użytkowania, jak i innego prawa, z którym wiąże się określone władztwo nad nieruchomością. Jednak do zasiedzenia własności nieruchomości doprowadzić może jedynie posiadanie samoistne.

Gmina jako właściciel nieruchomości powinna systematycznie sprawdzać, w jaki sposób mieszkańcy korzystają z nieruchomości będących własnością gminy. W praktyce zdarza się bowiem, że mieszkańcy niedysponujący żadnym tytułem prawnym do nieruchomości gminnych ogradzają działki lub ich części płotem i użytkują je tak, jakby byli ich właścicielami. Działając w taki sposób przez odpowiednio długi czas mogą doprowadzić do zasiedzenia.

Polskie agencje pomagają w loterii wizowej

Wczoraj, we wtorek, w samo południe ruszyła procedura składania zgłoszeń do loterii wizowej DV-2014. Tak jak w roku ubiegłym, można to zrobić tylko w formie elektronicznej. Osoby, które chcą spróbować szczęścia, a nie mają dostępu do komputera, mogą skorzystać z pomocy polskich agencji. Jak donosi „Super Express”, są one już na to przygotowane. Niestety trzeba jednak za to zapłacić. Cena za tę usługę waha się od 30 do 100 dolarów. Kwota zależy od tego, jak skomplikowana będzie sytuacja osoby zainteresowanej. Jeśli w loterii chce wziąć udział cała rodzina, wówczas koszt wypełnienia będzie droższy. Najprostszy wniosek, na jedna osobę, oczywiście będzie kosztował 30 dolarów. Chętnych jednak na pewno nie zabraknie. Na wypełnienie wniosku mamy nieco ponad miesiąc. Ostatecznym terminem, do którego powinny być wysłane, jest dokładnie południe w południe w sobotę, 5 listopada. Okazuje się, że zainteresowanie loteryjną zieloną kartą wśród mieszkających w metropolii Polaków jest bardzo duże. Już od kilku dni ludzie pytają, kiedy będzie można składać wnioski. Choć we wtorek nikt nie przyszedł, to z  doświadczenia z ubiegłego roku wiadomo, że prawdziwy ruch w interesie zacznie się za kilka dni, kiedy informacja o loterii do każdego dotrze.  Okazuje się, że samo wypełnienie wniosku nie jest trudne. Najwięcej kłopotu sprawia zdjęcie, które trzeba dołączyć do aplikacji i musi ono być właściwie wykonane. Klienci przychodzą ze zdjęciami zrobionymi w Polsce, które niestety bardzo często nie spełniają określonych wymogów. Dlatego lepiej zrobić zdjęcie na miejscu w agencji, bo mamy wtedy gwarancję, że spełnione będą określone wymogi.

Hazard uzależnia

Ponad pięćdziesiąt tysięcy Polaków jest uzależnionych od gier hazardowych, a blisko dwieście tysięcy narażonych na ryzyko uzależnienia. Tak wynika z raportu Funduszu Rozwiązywania Problemów Hazardowych przygotowanego przez Fundację CBOS. Dzisiaj ruszyła kampania „Hazard. Nie igraj.”. Celem kampanii jest zwrócenie uwagi na ryzyko związane z rozpowszechnianiem gier hazardowych, zwłaszcza wśród młodzieży. „Chcemy dotrzeć do młodzieży z wiedzą dotyczącą ryzyka, które podejmuje, angażując się w granie, zarówno na automatach o niskiej wygranej, jak i w gry liczbowe, zdrapki, loterie czy konkursy sms. Niezbędne jest pokazanie, do jakich szkód w życiu może doprowadzić uzależnienie od hazardu” – powiedział na konferencji prasowej Piotr Jabłoński, dyrektor Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii, któremu podlega Fundusz Rozwiązywania Problemów Hazardowych. Badanie przeprowadzoao od listopada 2011 r. do lipca 2012 r. Jak poinformował pracownik z Fundacji CBOS, w ciągu roku poprzedzającego badanie, prawie jedna czwarta respondentów bo ponad 23 proc grała w gry na pieniądze. W przypadku ponad 3,5 proc. Polaków gra może prowadzić do uzależnienia, a 0,2 proc. osób ma poważny problem z hazardem. Wśród osób, które grają w sposób ryzykowny, przeważają mężczyźni, a najbardziej zagrożeni uzależnieniem są młodzi ludzie, poniżej 18 lat. Sygnałami ostrzegawczymi są m.in. przekonanie, że gra może zastąpić pracę, rezygnowanie z niskich stawek, potrzeba, a nawet przymus odgrywania się. Jako czynniki ryzyka wskazała np. brak świadomości, że wszystkie gry na pieniądze mają właściwości uzależniające, społeczne przyzwolenie na granie na pieniądze, a także łatwą dostępność miejsc, gdzie można grać – jest ich wiele, są długo otwarte i dostępne właściwie dla każdego, niezależnie statusu materialnego i społecznego.

Jednak nie będzie nieruchomości komercyjnej

Inwestor, który zaplanował budowę w Toruniu największego w województwie Kujawsko-pomorskiem centrum handlowego właśnie zrezygnował. Warszawska spółka nie dostała bowiem kredytu bankowego, zabrakło najemców lokali, a sąsiedzi zablokowali procedurę uzyskania pozwolenia na budowę. Jak poinformował prezydent Torunia Michał Zaleski, zarząd warszawskiej spółki Karawela potwierdził decyzję o rezygnacji z planowanych inwestycji w tym mieście. „Nie ukrywam, że jestem mocno zawiedziony (…) Zwłaszcza, że centrum handlowe Karawela miało być jednym z największych w regionie, a zatrudnienie w nim mogłoby znaleźć, wedle ostrożnych szacunków, od 500 do nawet 700 osób” – żali się Zaleski. Zgodnie z podpisanymi w kwietniu 2011 roku umowami, spółka miała wybudować na terenie dawnych zakładów chemicznych Polchem nieruchomośc komercyjną: centrum handlowo-rozrywkowe. Zakładano także budowę parku handlowego, w tym między innymi  market meblowy oraz sklep ze sprzętem sportowym i elektronicznym. Rezygnacja z inwestycji oznacza, że miasto musi na razie odłożyć na przyszłość przedsięwzięcia komunalne, do których miała dopłacić Karawela. Prawie 6 mln zł miało trafić na przedłużenie linii tramwajowej do planowanego centrum handlowego. Miała powstać tu też sieć kanalizacji deszczowej. Przedłużenie linii tramwajowej miało pozwolić na wybudowanie kolejnego odcinka do Portu Drzewnego, czyli głównej siedziby szkoły wyższej o. redemptorystów i budowanego przez nich w tym miejscu kościoła. Koszt wszystkich inwestycji związanych z linią tramwajową w tym rejonie szacowano na około 20 mln zł.

Jak sprzedać nieruchomość inwestycyjną

Sprzedający nieruchomości inwestycyjnej przywiązują coraz większą wagę do opisu samej nieruchomości. Aby się wyróżnić spośród tysięcy podobnych ogłoszeń potrzebny jest bardzo solidny opis oferty. Zachęcenie potencjalnego klienta do kontaktu w sprawie ogłoszenia sprzedaży nieruchomości wymaga poświęcenia nieco czasu na odpowiedni opis oferty nieruchomości. Według pierwszej teorii ogłoszenie powinno zawierać jak najmniej szczegółów. Taki zabieg może zwiększyć liczbę telefonów lub maili od zainteresowanych ofertą osób. Jednak większość z nich zadzwoni, tylko by uszczegółowić ofertę, dowiedzieć się o rzeczy, które zostały w opisie pominięte lub zostały przedstawione z małą dokładnością. Efektem krótkiego, a co za tym idzie, mało precyzyjnego opisu mogą być liczne, ale mało konkretne zapytania, z rzadka zakończone chęcią oględzin oferty. Podczas gdy jedni tworzą opisy minimalistyczne, więcej zwolenników ma metoda tworzenia dokładnych opisów nieruchomości. Działające w sieci serwisy ogłoszeniowe oraz agencje nieruchomości wymuszają na sprzedających obowiązkowy katalog informacji – najbardziej istotnych z punktu widzenia klientów poszukujących mieszkań do zakupu. Oprócz tak podstawowych  elementów jak cena, metraż, piętro, czy liczba pokoi systemy przypominają między innymi o pomieszczeniach przynależnych, rodzaju własności czy też wysokości czynszu. Poza najbardziej elementarnymi elementami zapisu pozostaje zwykle możliwość samodzielnego opisu nieruchomości. Jak najlepiej wykorzystać taką możliwość? Oto porady majce na celu uniknięcie błędów w opisie.
Po pierwsze: wymyśl chwytliwy nagłówek. Zamiast rozpoczynać od razu od opisu nieruchomości warto zastanowić się, co tak naprawdę wyróżnia ofertę i może już na początku przyciągnąć uwagę klientów.
Po drugie: szczerość. Nie warto koloryzować. Opis powinien w sposób rzetelny przedstawiać standard mieszkania, jego parametry oraz wszelkie szczegóły istotne z punktu widzenia proponowanej ceny.
Po trzecie: czytelność. Ograniczona liczba znaków opisu powoduje, że ogłoszenia pełne są skrótów oraz lakonicznych określeń znanych jedynie wąskim grupom specjalistów z branży.

Rynek nieruchomości inwestycyjnych

To, że ceny nieruchomości inwestycyjnych  w Polsce nie należą do najniższych w Europie wiadomo od dawna.  W momencie porównania wartości cen metra nieruchomości względem wskaźnika PKB, okazuje się, że kraj może być bogaty i się rozwijać, a ceny mieszkań nie przekraczać absurdalnych poziomów. Ceny nieruchomości inwestycyjnych jak i komercyjnych zależą od wielu czynników, które oddziałują w sposób zmienny, często także na siebie nawzajem. Najczęściej głównie elementy mające wpływ na cenę nieruchomości to : czynniki makroekonomiczne, ogólną sytuację demograficzną, możliwości finansowania, nastroje rynkowe i społeczne, regulacje prawne oraz oczekiwania potencjalnych klientów. Z kolei głównie czynniki makroekonomiczne to inflacja, poziom stóp procentowych, stopa bezrobocia, tempo wzrostu gospodarczego i Produkt Krajowy Brutto – jeden z najczęściej pojawiających się w mediach wskaźników gospodarczych. Przypominamy, że PKB to: pojęcie ekonomiczne oznaczające jeden z podstawowych mierników dochodu narodowego stosowanych w rachunkach narodowych. PKB opisuje zagregowaną wartość dóbr i usług finalnych wytworzonych na terenie danego kraju w określonej jednostce czasu (najczęściej w ciągu roku). Kryterium geograficzne jest jedyne i rozstrzygające. Nie ma znaczenia pochodzenie kapitału, własność przedsiębiorstw itp. Czyste PKB jest wyznacznikiem wielkości gospodarki – jednak jest złą miarą zamożności społeczeństwa, ponieważ nie uwzględnia liczby ludności. Z tego powodu jako miarę dobrobytu powszechnie używa się innego wskaźnika, którym jest PKB per capita (czyli PKB w przeliczeniu na jednego mieszkańca). Jeden z sprawdził jak się ma wartość wskaźnika PKB do średnich cen mieszkań. Mogłoby się wydawać, że wysokie ceny mieszkań są w tych krajach, w których wskaźnik PKB jest również odpowiednio wysoki. Albo, że skoro nasi zachodni sąsiedzi zarabiają więcej od nas, to za mieszkania też płacą więcej. Jak się okazuje, taka sytuacja jest wyjątkiem od reguły.

Nie kupujemy samochodów

Niestety prognozy dla branży motoryzacyjnej nie są dobre, wręcz dramatyczne a produkcja aut może wzrosnąć najwcześniej w 2014 roku. Jak zauważają analitycy,  na razie fabryki samochodów i części do nich odnotowują tylko spadki zamówień. Z  najnowszego raportu wynika,  przygotowanego przez analityków Pekao, przyspieszenia wzrostu produkcji w branży motoryzacyjnej można oczekiwać w perspektywie dopiero 2-3 lat. Bardzo maleje zapotrzebowanie na samochody. Dostawcy aut muszą ograniczać produkcję, a to pociąga za sobą konieczność jeszcze bardziej ograniczenia produkcji komponentów. Perspektywy na ten rok i przyszły nie są dobre. Wszyscy mają nadzieję na poprawę sytuacji w roku 2014, oczywiście pod warunkiem tylko, że problemy w gospodarce europejskiej zostaną do tego czasu rozwiązane – ocenia szef Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar. Nie tylko analitycy banku ale także firma doradczej Automotivesuppliers.pl, która monitoruje sytuację krajowych przedsiębiorstw motoryzacyjnych uważa, że produkcja aut w Polsce może wzrosnąć najwcześniej w 2014 r. W Polsce wartość produkcji sprzedanej branży motoryzacyjnej wyniosła w 2011 r. około stu miliardów zł. Nasz kraj jest drugim, po Czechach, dostawcą aut osobowych w Europie Środkowej. W 2011 r. powstało u nas piec procent. z piętnastu milionów aut wyprodukowanych w dwudziestu siedmiu krajach UE. Polska tak jak i Czechy,  odpowiada za niemal sześćdziesiąt procent produkcji motoryzacyjnej w nowych krajach członkowskich. Nasze firmy motoryzacyjne zatrudniają największą liczbę pracowników w regionie – w 2011 r. ponad 150 tys. osób.

Studenci nie produkują bezrobocia

Polskie uczelnie nie produkują bezrobocia. W Polsce mamy blisko dziewięc procent absolwentów szkół wyższych, którzy niestety nie mogą znaleźć pracy. W innych krajach Unii Europejskiej stopa ta  jest sporo wyższa. Tak właśnie powiedziała we Wrocławiu minister nauki i szkolnictwa wyższego, prof. Barbara Kudrycka. Miało to miejsce podczas odwiedzania  wrocławskiej siedziy firmy Nokia Siemens Networks, gdzie pracuje liczna grupa absolwentów Politechniki Wrocławskiej. Dodatkowo Minister obejrzała robota, który powstał właśnie na wrocławskiej uczelni. Prof. Kudrycka podkreśliła, że co roku ministerstwo monitoruje potrzeby rynku pracy i dostosowuje kierunki zamawiane do potrzeb pracodawców. W tej chwili jest 10 kierunków zamawianych. W ramach tego programu dofinansowane zostają uczelnie oraz studenci wysokimi stypendiami, po to by wybierali studia techniczne i ścisłe. Dzięki temu jest dużo więcej kandydatów na uczelnie techniczne niż jeszcze kilka lat temu. Jej zdaniem polskie uczelnie „nie produkują bezrobocia. Dużo większe bezrobocie jest wśród absolwentów uczelni wyższych w innych krajach Unii Europejskiej i nie chodzi tu jedynie o Hiszpanię czy Grecję. Minister zaznaczyła także, że radząc sobie z bezrobociem wśród absolwentów szkół wyższych należy z jednej strony zmieniać strukturę kształcenia, z drugiej zaś na kierunkach humanistycznych i społecznych w większym zakresie dbać o pracodawców dla studentów.
Przypominamy, że stopa bezrobocia w strefie euro w sierpniu 2012 r., po uwzględnieniu czynników sezonowych, wyniosła 11,4 proc. wobec 11,4 proc. w lipcu To najwyższy poziom od 1995 r., gdy wprowadzono publikację danych.

Lepiej dla spłacających kredyty

O dwa punkty bazowe wzrosła stopa referencyjna, która służy do wyliczania dopłat przy kredytach Rodzina na Swoim. Co to oznacza dla klientów? Po prostu spadek rat. Tym większy, że aktualnie WIBOR również traci i nic nie zapowiada odwrócenia tego trendu. Ogłoszona przez Bank Gospodarstwa Krajowego stopa referencyjna stanowiąca podstawę ustalania wysokości dopłat do kredytów preferencyjnych na czwarty kwartał 2012 roku wynosi 7,06 proc., w stosunku do 7,04 za poprzednie trzy miesiące. Tym samym stopa referencyjna jest najwyższa od pierwszego kwartału w 2009 roku, kiedy wynosiła 8,64 proc. Stopa referencyjna wzrosła, choć WIBOR spadł przez ostatni kwartał o ponad 20 p.b., co jest możliwe ponieważ stopa BGK jest wyliczana jako średnia arytmetyczna z całego kwartału. Taki splot okoliczności jest bardzo korzystny dla klientów, a to ze względu na sposób wyliczania rat kredytów RnS. Sama rat liczona jest wg oprocentowania banku, a dopłaty wg stopy referencyjnej ogłaszanej przez BGK. Banki stawkę WIBOR do oprocentowania biorą zwykle z końcówki kwartału/miesiąca (nie ma uniwersalnego rozwiązania, każdy bank liczy to wg własnego modelu), na dodatek stawki marż są często niższe niż 2 p.p. brane pod uwagę do wyliczania stopy referencyjnej. W efekcie przez najbliższe trzy miesiące klienci będą dostawali wyższe dopłaty niż by to wynikało z oprocentowania ich kredytów. Po uwzględnieniu wzrostu dopłat i spadku podstawowego oprocentowania kredytu, rata 25-letniego kredytu z dopłatami na kwotę 300 tys. zł zaciągniętego na początku 2012 roku spadła od czerwca do września z 1176 zł do 1137 zł, czyli o 3,3 proc. Osoby spłacające kredyty Rodzina na Swoim czeka zatem korzystny kwartał, tym bardziej, że wiele wskazuje na obniżkę stóp procentowych, co prawdopodobnie pociągnie za sobą dalszy spadek WIBOR-u.

Wzrost liczby bankructw

Tylko w pierwszych trzech kwartałach 2012 r. polskie sądy ogłosiły upadłość ponad 610 podmiotów. Jest to o około osiemnaście procent. więcej niż w takim samym okresie ubiegłego roku. Takie dane wynikają z raportu ubezpieczeniowej firmy Coface. W pierwszych dziewięciu miesiącach bieżącego roku bankructw budowlanych firm wykonawczych było blisko o czterdzieści procent więcej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. Upadłości w budownictwie stanowiły ponad dwadzieścia cztery procent wszystkich ogłoszonych postanowień sądów w tych sprawach, gdzie w 2009 r. tylko dziesięć procent.  Poza wzrostem liczby upadłości w budownictwie oraz także wśród deweloperów, widoczny jest także wzrost liczby upadłości w handlu detalicznym (aż dwadzieścia trzy procent wszystkich postanowień o upadłości w trzecim kwartale bieżącego roku), natomiast w ostatnich kilku latach zauważalny jest spadek upadłości w produkcji. Obecnie bankructwa firm produkcyjnych stanowią dwadzieścia osiem procent wszystkich bankructw, podczas gdy w 2009 roku było to czterdzieści jeden. Autorzy raportu podkreślają, że dane dotyczące pierwszych trzech kwartałów 2012 r. są najgorsze od 2005 r., a liczba bankructw jest prawie dwukrotnie wyższa od zanotowanej w analogicznym okresie przedkryzysowego roku 2008 r. Wzrost liczby i wartości przeterminowanych należności trwa nieprzerwanie od trzeciego kwartału 2011 r. Główną przyczyną upadłości są nasilające się zatory płatnicze. Autorzy raportu zastrzegają także, że dane przygotowywane są na podstawie dat wydania postanowień sądów o ogłoszeniu upadłości, czyli faktyczne dat upadłości.