Kredyt na powstającą nieruchomość inwestycyjną

Aktualne dane rynkowe wskazują, że nieukończone nieruchomości stanowią dużą część oferty deweloperskiej. Do tej kategorii zalicza się budynki w różnej fazie realizacji (np. wykop pod fundamenty, stan zerowy czy stan zamknięty). Bez problemu można też wskazać te oferty, które na razie funkcjonują tylko w formie planów i wizualizacji. Ostrożność kredytodawców to po prostu konsekwencja ryzyka, które towarzyszy inwestycjom deweloperskim. Okazuje się bowiem, że klienci nie unikają takich propozycji. Przyczyna jest prozaiczna – nieukończone lokale kuszą znacznie niższą ceną. Dotyczy to przede wszystkim mieszkań, które są oferowane w ramach jeszcze przedsprzedaży. Osoby decydujące się na zakup powstającego lokalu powinny pamiętać jednak, że procedura finansowania takiej nieruchomości bywa bardzo skomplikowana. Źródłem potencjalnych problemów jest specyficzny system wypłaty kapitału. Ostrożność kredytodawców to konsekwencja ryzyka, które towarzyszy inwestycjom deweloperskim. Przypominają o tym przedstawiciele firmy Conse Doradcy Finansowi. – Banki ostrożnie kredytują powstające mieszkania ze względu na ryzyko upadłości dewelopera. Warto pamiętać, że ustanowienie zabezpieczenia hipotecznego jest możliwe dopiero po ustanowieniu indywidualnej księgi wieczystej dla lokalu. Do tego momentu bank musi sobie rekompensować wzmożone ryzyko za pomocą zwiększonego oprocentowania lub okresowych składek, które uiszcza klient (tzw. ubezpieczenie pomostowe). Dodatkowym sposobem na redukcję ryzyka kredytowego jest wypłata kapitału w ramach transz . Przekazanie kolejnej transzy kredytu następuje dopiero po ukończeniu określonego etapu prac budowalnych. W tym przypadku nie może być mowy o dowolności, ponieważ kredytodawca zapoznaje się z harmonogramem budowy, który został umieszczony w umowie deweloperskiej. Na podstawie tego dokumentu konstruowany jest harmonogram wypłat kredytu. Warto dodać, że większość banków zgadza się na wypłatę pierwszej części kapitału jeśli inwestycja osiągnęła przynajmniej stan zerowy (tzn. ukończono fundamenty budynku). Osoby, które nabywają mieszkania od wiodących firm deweloperskich mogą liczyć na pewne preferencje. Niektóre banki tworzą bowiem listy zaufanych deweloperów. – Klienci takich firm otrzymują wsparcie finansowe już na etapie „dziury w ziemi”

Ożywienia na rynku nieruchomości nie było

Nie spełniły się jednak oczekiwania na ożywienie rynku nieruchomości inwestycyjnych. Grudzień, z 10 dniami przedświątecznymi, świątecznymi i przedsylwestrowymi, przyniósł ostatecznie średni spadek cen ofertowych o 1,3%. Największą obniżkę odnotowały takie miasta jak Katowice oraz Łódź, w których już od miesięcy ceny nieruchomości inwestycyjnych mieszkań są najniższe w skali kraju. Najtańszymi dzielnicami w największych polskich miastach są łódzkie Polesie ze średnią na poziomie 2860 złotych za metr i katowickie Załęże, gdzie sprzedający żądają 2430 złotych. Nie spełniły się także oczekiwania na ożywienie rynku nieruchomości, dzięki zakupom osób korzystających z ostatniej szansy na dopłaty z  już nieistniejącego programu „Rodzina na swoim”. Grudzień, z 10 dniami przedświątecznymi, świątecznymi i przedsylwestrowymi, przyniósł w rezultacie średni spadek cen ofertowych o 1,3%. Największą obniżkę odnotowały miasta, gdzie już od miesięcy ceny mieszkań są najniższe w skali kraju. W Łodzi, której problemy i stagnację opisuje nawet bulwarowy „The Sun”, w ciągu ostatniego miesiąca metr kwadratowy mieszkania potaniał o kolejne 4,4%. Jest to jeden z największych miesięcznych spadków w 2012 roku (rekord również należy do Łodzi i wynosi -4,5%). Podobnie jest w Katowicach, gdzie cena jest najniższa od momentu rozpoczęcia analiz (marzec 2008) i o ¼ niższa od momentu hossy (sierpień 2008), a w grudniu spadła o 2,5%. Warto odnotować bardzo wysoką obniżkę średniej ceny w Warszawie o 1,4% – również najwyższą od wielu miesięcy. Od momentu, kiedy ceny osiągnęły najwyższe pułapy (lato 2008) średnio we wszystkich 15 analizowanych lokalizacjach obniżyły się o 20%. Największe spadki odnotowały Łódź -28%; Olsztyn i Szczecin -27%; Sopot i Wrocław -25%. Wysokie obniżki z ostatniego miesiąca, w miastach, gdzie można się było spodziewać stabilizacji cen, pozwalają stwierdzić, że nie osiągnęliśmy jeszcze dołka bessy. Mimo że wszędzie jest coraz taniej, są dzielnice, gdzie można znaleźć mieszkania w cenach zdecydowanie niższych niż średnia dla danego miasta i gdzie, po rozpatrzeniu wszystkich „za i przeciw”, warto się rozejrzeć. W Warszawie do najtańszych lokalizacji należą Wawer i Wesoła ze średnimi cenami na poziomie 5560 złotych za metr, czyli o niemal 2 tys. mniej niż średnia dla całego miasta. W Krakowie poszukiwania niedrogich mieszkań można rozpocząć od Nowej Huty (średnia 5400) oraz dzielnicy Bieńczyce (5000). W pozostałych miastach rozbieżności pomiędzy cenami w różnych dzielnicach nie są już aż tak spektakularne. W Poznaniu nieco taniej będzie w dzielnicach Wilda (4800), Grunwald (4920) czy Jeżyce (4950). W Gdańsku najtańsze są oferty z Jasienia (4285) i Ujeściska (4920).

Za rozwój gminy zapłacą właściciele nieruchomości

To przyjęta strategia wobec egzekwowania opłat adiacenckich pobieranych w związku ze wzrostem wartości nieruchomości decyduje, czy gmina uzyska wzrost przychodów o kilkaset procent z roku na rok, czy nie dostanie ani złotego wpływów. Opłata adiacencka może być nałożona na właściciela albo użytkownika wieczystego np. wtedy, gdy Skarb Państwa lub samorząd wybudują urządzenia techniczne zwiększające wartość nieruchomości. Choćby podprowadzą sieć wodociągową lub drogę. Innym przypadkiem ustalenia opłaty adiacenckiej może być podział lub scalenie nieruchomości, pod warunkiem że jej wartość wzrośnie wskutek takiego działania. Wszystko zależy od oceny rzeczoznawcy. W niektórych miastach wpływy do budżetu z tego tytułu wzrosły o kilkaset procent. W Łodzi w 2010 r. wyniosły one ponad 366 tys. zł, a w ubiegłym roku już ponad 1,3 mln zł (dane za 11 miesięcy). W tym samym okresie w Rzeszowie wpływy wzrosły z zaledwie 27,4 tys. zł do ponad 150 tys. zł. Wrocław zwiększył swoje przychody ze 132 tys. zł do ponad 405 tys. zł.
Jednak w wielu miastach wpływy z opłat znacznie spadły. Warszawa w 2010 r. ściągnęła od mieszkańców ponad 3 mln zł, w 2011 r. jeszcze więcej – 4,2 mln zł. W pierwszym półroczu 2012 r. zebrano zaledwie 800 tys. zł. W Szczecinie w latach 2010–2012 wpływy z opłat adiacenckich zmalały z 752 tys. zł do 379 tys. zł. Gdańsk odnotował spadek z niemal 390 tys. do 121 tys. zł. Władze Krakowa zapewniają z kolei, że na opłatach miasto nie zarobiło ani złotówki. – Od momentu wejścia w życie ustawy o gospodarce nieruchomościami w 1998 r. rada miasta Krakowa nie podjęła uchwały w powyższej sprawie, skutkiem czego nie ma podstaw prawnych do wydawania decyzji o ustaleniu opłaty adiacenckiej na terenie gminy miejskiej Kraków – poinformował DGP zastępca dyrektora wydziału geodezji urzędu miasta Bogdan Baranowski. Co zrobić w przypadku otrzymania pisma od gminy, w którym nakazano nam uiścić opłatę? – Każdemu właścicielowi już po otrzymaniu zawiadomienia o wszczęciu postępowania w sprawie ustalenia opłaty przysługuje prawo do zapoznania się z aktami postępowania, w tym także z operatem szacunkowym będącym podstawą do ustalenia wysokości opłaty.
Właścicielowi nieruchomości przysługuje również prawo wnoszenia pism w toku postępowania, a także prawo kwestionowania ustaleń operatu – tłumaczy mec. Janusz Malanowski z kancelarii Malanowski i Wspólnicy. Można też ubiegać się o rozłożenie opłaty adiacenckiej na roczne raty płatne przez maksymalnie 10 lat.

Banki będą dyktować warunki

W 2013 roku sytuacja na rynku nieruchomości inwestycyjnych będzie w dużym stopniu zależna od banków. Języczkiem u wagi jest wciąż niesprecyzowany termin wejścia w życie nowego rządowego programu dopłat do kredytów mieszkaniowych „Mieszkanie dla Młodych”. Wpłynie to zarówno na zachowanie nabywców mieszkań, jak i na deweloperów, z których część już teraz ma problemy z płynnością finansową. Jak mówi Kazimierz Kirejczyk, prezes firmy doradczej REAS, duży wpływ na rynek nieruchomości będzie miał termin wejścia w życie nowego rządowego programu dopłat do kredytów mieszkaniowych na zakup mieszkania „Mieszkanie dla Młodych”.
Jak kształtować będą się ceny mieszkań deweloperskich w nadchodzącym roku? Czego mogą spodziewać się kupujący mieszkania? Czy czeka nas zastój na rynku, a może należy oczekiwać ożywienia? więcej – Ustawa wprowadzająca ten program zapewne będzie gotowa w połowie roku, ale mniej oficjalnie napływają informacje, że pierwsze pieniądze, czyli pierwsze transakcje z tym związane będą możliwe na początku roku 2014. W związku z tym istnieje ryzyko, że duża część nabywców kwalifikujących się potencjalnie do tego programu zdecyduje się na odłożenie decyzji o zakupie do roku 2014 i będzie to miało bardzo negatywny wpływ na poziom sprzedaży mieszkań – uważa Kazimierz Kirejczyk. Praktycznie roczne oczekiwanie na wejście w życie nowego programu może też oznaczać zahamowanie w 2013 roku kredytowania nieruchomości przez banki. – Program „Mieszkanie dla Młodych” będzie związany z dopłatą do wkładu własnego w momencie zaciągania kredytu, co jest bardzo atrakcyjne dla banków. Istnieje jednak ryzyko, że banki w roku 2013 nieoficjalnie, po cichu powiedzą: skoro my od stycznia 2014 możemy liczyć na lepsze i bezpieczniejsze kredyty, kredyty z wyższym wkładem własnym, to trochę przyhamujemy akcję kredytową w roku 2013 – prognozuje prezes REAS. Polacy będą więc mieli znacznie mniejsze możliwości zakupu mieszkań w 2013 r., bo do problemów z kredytami dochodzą jeszcze efekty kryzysu. – Niższa sprzedaż może nastąpić oczywiście w powiązaniu z całym katalogiem innych czynników, problemami na rynku pracy, problemami z nastrojami społecznymi i innymi efektami spowolnienia gospodarczego – uważa Kazimierz Kirejczyk. Niejasne deklaracje dotyczące wejścia w życie nowego programu dopłat do mieszkań oraz możliwe ograniczenie kredytowania wpłyną także na samych deweloperów. Część z nich już teraz ma trudną sytuację, bo nie zdołali sprzedać mieszkań, które zostały wybudowane.  Jednym z efektów bardzo wysokiej podaży, rozpoczęcia dużej liczby inwestycji, wprowadzenia na rynek dużej liczby mieszkań, jest to, że sprzedaż na przeciętny projekt deweloperski bardzo wyraźnie wyhamowała w stosunku do sytuacji sprzed dwóch lat – podkreśla Kazimierz Kirejczyk. – Prawdopodobnie, w związku ze spowolnieniem sprzedaży niektórzy deweloperzy, może nie wszyscy, będą mieli problemy z płynnością. Trzeba będzie zastrzyku finansowego, żeby ten okres wolniejszej sprzedaży deweloperzy byli w stanie przeżyć, płynnie realizując i kończąc prowadzone obecnie inwestycje. Tu bardzo dużo zależy od nastawienia banków. Dla deweloperów wyhamowanie sprzedaży oznacza zarówno większe koszty samej sprzedaży nadwyżki mieszkań, jak i konieczność obniżenia marży. Obecnie sytuacja finansowa poszczególnych deweloperów jest bardzo różna. – Bardzo podobna inwestycja realizowana przy tej samej ulicy, przy której realizuje sąsiad, może być w dużo gorszej lub dużo lepszej sytuacji, w zależności od szeregu różnych elementów: tego, kiedy i za ile był kupowany grunt, kiedy i za ile były kontraktowane roboty budowlane, jak sprawny jest zespół sprzedażowy, jak dobry jest ten deweloper ze względu na markę, bo zaufanie będzie miało w tym okresie bardzo istotne znaczenie dla sukcesu firmy deweloperskiej – mówi Kazimierz Kirejczyk.
– Najprawdopodobniej będzie jeszcze trochę taniej, ale też oferta już nie będzie rosła. Moment, w którym oferta była największa mamy już za sobą. Teraz będzie stopniowo spadać liczba mieszkań rozpoczynanych, w związku z tym możliwość wyboru zacznie się stopniowo kurczyć – mówi prezes REAS. Spadek cen na rynku mieszkaniowym ma też inny negatywny skutek dla nabywców, bo ma wpływ na jakość ich wykończenia. Dlatego warto zastanowić się nad zakupem mieszkania właśnie teraz, ale w takim przypadku lepiej poszukać lokali już ukończonych lub będących w ostatniej fazie budowy. – Im tańsze są te mieszkania, tym niższa zaczyna być jakość oferowanego produktu. Być może w tej chwili jest właściwy moment, żeby znaleźć te produkty, które jeszcze były realizowane z pewną rezerwą finansową i w związku z tym jakość, którą oferują, a są już bliskie ukończenia, jest jednak dużo lepsza niż to, co w tej chwili jest we wcześniej fazie realizacji – wyjaśnia Kazimierz Kirejczyk.

Co zrobić z niechcianą nieruchomością inwestycyjną?

Można sobie wyobrazić sytuację, w której osoba będąca właścicielem nieruchomości inwestycyjnej chce się jej pozbyć jak i problemu z nią związanego. W przypadku takiej chęci, nie ma większego problemu, ponieważ zgodnie z art. 180 Kodeksu cywilnego „właściciel może wyzbyć się własności rzeczy ruchomej przez to, że w tym zamiarze rzecz porzuci”, czyli dokona jednostronnej czynności. Niestety, w przypadku chęci pozbycia się nieruchomości nie jest to obecnie już takie proste. Do 15 lipca 2006 roku w polskim porządku prawnym obowiązywał art. 179 Kodeksu cywilnego (dalej Kc), który uprawniał właściciela nieruchomości do przeniesienia prawa własności nieruchomości na gminę poprzez jednostronną czynność, czyli bez jakiegokolwiek udziału gminy. Nabycie własności następowało więc czasem nawet wbrew woli nabywcy ? gminy. Wspomniany powyżej art. 179 Kc budził kontrowersje i został uznany wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego za niezgodny z Konstytucją RP i utracił moc obowiązującą. Pomiędzy 15 lipca 2006 roku, a 11 października 2008 roku nie było możliwości prawnej wyzbycia się nieruchomości, co potwierdziła uchwała Sądu Najwyższego z 08 marca 2007 roku (III CZP 18/17). Dopiero nowelizacja Kodeksu cywilnego, która weszła w życie 11 października 2008 roku wprowadziła nową instytucję – przekazanie nieruchomości.
Zgodnie z art. 9021 § 1 Kc „przez umowę przekazania nieruchomości jej właściciel zobowiązuje się nieodpłatnie przenieść na gminę albo na Skarb Państwa własność nieruchomości”. Umowa przekazania nieruchomości jest umową nazwaną, konsensualną, nieodpłatną, o skutku zobowiązująco-rozporządzającym, do której stosuje się przepisy art. 155-158 Kc dotyczące przeniesienia własności rzeczy, a dla ważności umowy wymaga się zachowania formy aktu notarialnego (M. Safian (w:) K. Pietrzykowski, Komentarz, t. II, 2009). W tym przypadku, pojęcie nieruchomości należy rozumieć szeroko. „Nieruchomościami są części powierzchni ziemskiej stanowiące odrębny przedmiot własności (grunty), jak również budynki trwale z gruntem związane lub części takich budynków, jeżeli na mocy przepisów szczególnych stanowią odrębny od gruntu przedmiot własności” (art. 46 §1 Kc). Nie stoi nic na przeszkodzie, żeby przekazać udział w prawie własności nieruchomości, oczywiście jeżeli nieruchomość jest przedmiotem współwłasności w częściach ułamkowych. „Nie wydaje się natomiast możliwe zastosowanie umowy przekazania nieruchomości do wyzbycia się prawa użytkowania wieczystego lub niektórych ograniczonych praw rzeczowych”. (Elżbieta Niezbecka (w:) A. Kidyba, Komentarz, t. III, 2010). Osoba zainteresowana wyzbyciem się nieruchomości powinna wystosować do gminy „zaproszenie” do zawarcia umowy przekazania nieruchomości. Gminą właściwą do zawarcia umowy jest gmina miejsca położenia nieruchomości, a w przypadku gdy nieruchomość jest położona na terenie kilku gmin, właściciel może wybrać gminę, do której wystosuje zaproszenie. Sformułowanie „zaproszenie” użyte w Kodeksie cywilnym, należy uznać „za stanowczy sygnał, demonstrację woli zawarcia umowy” (tak P. Gumiński, Wyzbycie się nieruchomości – umowa przekazania nieruchomości, PPH 2009, nr 2). Wystosowanie zaproszenia nie ma charakteru oświadczenia woli, w związku z czym pozwala właścicielowi nieruchomości na rezygnację z zawarcia umowy w każdym czasie.

Gmina, do której wystosowano zaproszenie, może z zaproszenia skorzystać w terminie 3 miesięcy. Bezskuteczny upływ trzymiesięcznego terminu powinien być potraktowany przez właściciela jako odmowa zawarcia umowy przekazania nieruchomości. Po upływie tego terminu, właściciel nieruchomości jest uprawniony do wystosowania przedmiotowego zaproszenia tym razem do Skarbu Państwa, ponieważ zgodnie z art. 9021 § 2 „Skarb Państwa może zawrzeć umowę przekazania nieruchomości, gdy gmina miejsca położenia całej albo części nieruchomości nie skorzystała z zaproszenia do jej zawarcia w terminie trzech miesięcy od dnia złożenia zaproszenia przez właściciela nieruchomości”.

Seniorzy wpływają na województwa

Łódzkie, świętokrzyskie oraz śląskie to województwa, które starzeją się najszybciej. Nie mogą liczyć na dynamiczne inwestycje i niestety będą spadały w rankingach atrakcyjności. A pieniędzy na pomoc społeczną potrzebują więcej. Starzenie się mieszkańców dla samorządów oznacza nic innego jak rosnące wydatki na pomoc społeczną. Sytuacja z roku na rok będzie się pogarszać, bo regiony o słabej potencjalne demografii muszą się liczyć ze spadkiem inwestycji, a w konsekwencji z obniżeniem standardu życia. Najgorsza sytuacja jest w woj. łódzkim. Z danych GUS wynika, że w wieku poprodukcyjnym jest tam 19,5 proc. ludności, a w samej Łodzi prawie 25 proc. mieszkańców skończyło 65 lat. W ciągu 20 lat ich liczba wzrośnie o aż 45 proc. Niepokojącym sygnałem jest dodatkowo zmniejszająca się liczba przychodzących na świat dzieci. Na tysiąc mieszkańców rodzi się tam 8,5 dziecka. Dla porównania w Warszawie ponad 11. I choć dzisiaj łódzkie znajduje się w czołówce, jeśli chodzi o atrakcyjność inwestycyjną (dzięki poprawiającej się infrastrukturze drogowej i dużej liczbie osób z wyższym wykształceniem), w perspektywie dekady to się zmieni. – Malejąca liczba młodych ludzi wchodzących na rynek pracy i problemy z pozyskaniem rąk do pracy zniechęcą inwestorów do lokowania tam kapitału – mówi Agnieszka Chłoń-Domińczak z Instytutu Statystyki i Demografii SGH. To, że domografia ma coraz większy wpływ na rankingi atrakcyjności inwestycyjnej, potwierdzają raporty PAIIZ. Np. Niemcy czy Austria są mniej atrakcyjne pod względem inwestycyjnym niż np. Szwecja czy Finlandia, gdzie rodzi się więcej dzieci. Niewiele lepiej niż w Łódzkiem jest w woj. świętokrzyskim. W wieku poprodukcyjnym jest tu 18,6 proc. ludności, a dzieci do dwóch lat – 2,9 proc. To mniej niż w Łodzi, gdzie odsetek ten wynosił 3 proc. A liczba osób po 65. roku życia zwiększa się o 0,3 pkt proc. co rok. Najgorzej jest na wsiach: w niektórych regionach 54 proc. to osoby w wieku poprodukcyjnym. – Świętokrzyskie jest w ogonie – przyznaje prof. Hanna Godlewska-Mojkowska z SGH i autorka raportu „Atrakcyjność inwestycyjna regionów 2012”. W 2035 r. liczba mieszkańców ma wynieść 1 mln. 77 tys., czyli o 189 tysięcy mniej niż dziś. A tych w wieku produkcyjnym zmaleje do 601,8 tys. Taki spadek będzie miał dla gospodarki regionu katastrofalne skutki. Jeśli dodać do tego zwiększenie się w 2035 r. liczby emerytów do 320,7 i liczbę 79 osób w wieku nieprodukcyjnym przypadających na 100 pracujących – Świętokrzyskie będzie regionem ludzi starych, a koszty ich utrzymania będą wielkie.
Demografów niepokoi też szybkie starzenie się woj. śląskiego. W 2012 r. w wieku poprodukcyjnym było 18,1 proc. ludności, gdy rok wcześniej – 17,6 proc. I choć Śląskie jest wysoko notowane w rankingach atrakcyjności inwestycyjnej (dzięki wysokiemu odsetkowi osób z wyższym wykształceniem i wysokim zarobkom), województwo może przegrywać np. z Warszawą, Wrocławiem czy Gdańskiem, np. większym zanieczyszczeniem środowiska i słabszą infrastrukturą.

Gospodarka się zwija przez podatki

„W Grecji problem polegał na tym, że przyjęto program, który był realizowany tylko w części, i to tej najgorszej – podwyżki podatków. Nie realizowano bądź realizowano z opóźnieniem ograniczenie wydatków, bo widocznie politykom greckim wydawało się, że to jest trudniejsze politycznie niż podnoszenie podatków. To co tu się dziwić, że ta gospodarka się zwija?” – ostatnio powiedział prof. Leszek Balcerowicz, komentując informacje zawarte w raporcie MFW, że program naprawczy dla Grecji pogrążył kraj w głębszym kryzysie.Balcerowicz powiedział także, że nie zna raportu i ciężko mu skomentować coś,  co zna jedynie z nagłówka. Dodał jednak, że w wypadku krajów, które mają ogromny deficyt działaniem jakie należy podjąć jest jego ograniczanie, ponieważ zaciągnie kolejnych długów wiązałoby się z ogromnymi kosztami. Dodał, że istnieją dwa sposoby ograniczania deficytu. – Jest sposób dobry i sposób zły. Sposób zły to podnoszenie podatków w sytuacji, gdy są wysokie. Sposób dobry z punktu widzenia trwałości uzdrowienia finansów publicznych to ograniczanie wydatków publicznych, szczególnie bieżących – wyjaśnił. W jego przekonaniu, jeśli raport pomija tę kwestię to „pomija zasadniczy fakt”. Jako przykład działania w momencie kryzysu przedstawił kraje nadbałtyckie. – Kraje, które wpadły w większy dołek niż Grecja, np. kraje nadbałtyckie podjęły bardzo szybko zdecydowane reformy i po krótkim czasie zaczęły wychodzić z zapaści – wskazał Balcerowicz. „Dziennik Gazeta Prawna” poinformował, że MFW opublikował 3 stycznia raport, w którym przyznał się do błędów, w wyniku których plany naprawcze przygotowane dla Grecji, Portugalii i Irlandii  nie pomogły, ale pogrążyły gospodarki tych państw w jeszcze większym kryzysie.

Kobiety będą płaciły więcej za ubezpieczenie na życie?

Panie z pewnością stracą na zmianach, będą płaciły więcej za ubezpieczenie na życie – mówi Petr Bohumsky, dyrektor ds. zarządzania ryzykiem, Generali PPF. Wkrótce zaczną obowiązywać regulacje zakazujące różnicowania wysokości składek ubezpieczeniowych ze względu na płeć. W jaki sposób wpłynie to na ofertę ubezpieczycieli? Produkty ubezpieczeniowe będą oferowane w tych samych cenach dla obu płci. Nie ma potrzeby wprowadzania zmian w wycenach specyficznie kobiecego ryzyka. Zarazem zgodnie z nowymi zasadami jesteśmy zobowiązani do oferowania mężczyznom również kobiecej wersji polisy ubezpieczeniowej. Nawet jeśli nie ma to sensu, mężczyźni mogą się ubezpieczyć np. od raka szyjki macicy i raka piersi. Tłumaczymy zatem zarówno pośrednikom, jak i klientom, że właściwe dla nich produkty ochronne wciąż są dostępne, tyle że za inną cenę. Kobiety z pewnością stracą, bez wątpienia będą płaciły więcej za ubezpieczenie na życie. Dla pań zainteresowanych wykupieniem takiej polisy mam jedną radę – żeby uniknąć wyższych cen, powinny uczynić to jak najszybciej. Sama zmiana jest pozbawiona sensu z punktu widzenia zasad, które obowiązują w ubezpieczeniach. Kobiety będą płaciły taką samą cenę za polisę, mimo że ogółem narażone są na mniejsze ryzyko niż mężczyźni – żyją dłużej, są zdrowsze, jeżdżą bezpieczniej itd. Nie możemy oferować tańszych polis, ponieważ Unia Europejska tego zakazuje. Jeżeli kobiety przestaną kupować ubezpieczenia na życie (lub zaczną otrzymywać oferty tańszych polis poza UE), średnia stawka spadnie poniżej poziomu potrzebnego dla ubezpieczonych mężczyzn. Zagrozi to wypłacalności zakładów ubezpieczeń. Ceny zostaną ujednolicone na poziomie cen ubezpieczeń mężczyzn. Ubezpieczyciele potrzebowaliby poważnych powodów, by ustalić je na niższym poziomie. Powody te musiałyby być dużo poważniejsze niż działanie na podstawie danych historycznych dotyczących struktury ich portfela. Dlatego zmiana uderzy w popyt na prywatne ubezpieczenia, co w konsekwencji obciąży system ubezpieczeń społecznych.
Niekiedy płeć także może być czynnikiem ryzyka. Dlatego kalkulacja ceny na podstawie płci nie musi oznaczać dyskryminacji. Ubezpieczenie to prywatna umowa zawierana na regulowanym, bardzo konkurencyjnym rynku. Dlatego także w interesie ubezpieczyciela jest zapewnienie jak najuczciwszych warunków. Płeć jako czynnik ryzyka oraz różnicowanie mężczyzn i kobiet doprowadziły do powstania uczciwszych umów ubezpieczenia (kobiety żyją dłużej, zatem płacą niższą składkę za ryzyko śmierci). Pierwotna dyrektywa przewidywała wyjątek dla produktów ubezpieczeniowych, w których przypadku istnieją obiektywne przesłanki dla odmiennej wyceny dla obu płci. Kraje członkowskie uwzględniły ten wyjątek w swoim ustawodawstwie, ale Trybunał Sprawiedliwości UE unieważnił tę opcję po otrzymaniu skargi złożonej przez grupę konsumencką. Zakłady ubezpieczeń muszą obecnie dostosować się do ustawodawstwa i ujednolicić ceny polis, a także zapisy ogólnych warunków ubezpieczeń dla obu płci. Unia przekazała dość szczegółowe wytyczne w zakresie sposobu wdrożenia dyrektywy, mogą pojawić się jednak sytuacje kontrowersyjne. W konsekwencji może się zdarzyć, że nowe zasady będą wprowadzane w różny sposób na różnych rynkach ubezpieczeniowych, a popyt będzie się przesuwał z kraju do kraju. Nowe ustawodawstwo spowoduje nie tylko wzrost cen polis, lecz także wpłynie negatywnie na cały segment ubezpieczeń na życie.

10 milionów Polaków używa Facebooka

Największy portal społecznościowy świata do Polski dotarł dosyć późno. Założony w 2004 roku serwis szerszą popularność zaczął zdobywać dopiero po tym, jak garstka zapaleńców w 2009 roku na własną rękę przetłumaczyła jego menu na język polski. Ale Facebook dziś więc ej niż tylko portal, to prawdziwa rewolucja dla marketingu, reklamy, mediów i biznesu. Jesienią 2009 r. liczba polskich użytkowników serwisu z Palo Alto przekroczyła pierwszy milion. Wtedy zaczęła się coraz szybsze droga do góry w statystykach. W ciągu roku liczba Polaków korzystających z serwisu zwiększyła się aż czterokrotnie. Choć wówczas to jeszcze NaszaKlasa.pl dzierżyła palmę pierwszeństwa na rynku serwisów społecznościowych i wydawała się nie do pokonania. Jednak im bardziej rósł Facebook, tym bardziej topniała potęga NK. Rok temu użytkowników Facebooka było ponad 7 mln, a w tych dniach konto założył 10-milionowy użytkownik z Polski. Dla portalu, który na całym świecie ma już przeszło miliard użytkowników, nie są to może ogromne liczby, ale dla polskiego środowiska internetowego już bardzo znaczne. Oznacza to, że ponad 4 na 10 internautów korzysta z serwisu.
Ten wskaźnik jest jeszcze wyższy w największej grupie wśród facebookowiczów, czyli wśród osób od 18. do 34. r.ż. Konto w portalu ma blisko 60 proc. Polaków w tym wieku. – To daje ogromny potencjał marketingowcom i branży reklamowej. Przecież można dotrzeć do grupy potencjalnych klientów zainteresowanych bardzo konkretnymi produktami – mówi Michał Sadowski z firmy Brand24 i autor właśnie wydanej książki „Rewolucja social media”. Właśnie dlatego za milionami internautów szybko zaczęły podążać agencje PR, domy mediowe i przedsiębiorcy. Równie szybko i imponująco co liczba użytkowników zaczęła też rosnąć liczba fanpage’ów konkretnych firm, usług czy produktów. W 2010 r. było ich 11 tys. Już wtedy wydawało się, że to sporo. – Dziś swoje profile ma łącznie sto kilkadziesiąt tysięcy polskich firm, stowarzyszeń, instytucji, szkół, ministerstw – mówi dr Jan Zając, socjolog internetu, twórca narzędzia Sotrander monitorującego media społecznościowe. Łącznie na świecie takich fanpage’ów jest ponad 41 mln. – Polski wynik jednak jest niezły, plasuje nas w pierwszej dziesiątce państw na świecie. Ale pokazuje też, że jeszcze ogromna część przedsiębiorstw ma tę społecznościową lekcję do odrobienia. Są wprawdzie takie branże, jak telekomunikacyjna czy bankowa, gdzie niemal wszystkie znaczące podmioty mają swoje profile i prowadzą działania na Facebooku, ale wciąż jest to ogromny rynek do zagospodarowania – dodaje dr Zając. W efekcie od trzech lat na rynku marketingowo-reklamowym panuje boom na specjalistów od tego medium. Tak jak działają eksperci ds. SEO/SEM, czyli reklamy w wyszukiwarce Google, tak zaczęli pojawiać się ci od targetowania reklamowego na Facebooku. Już kilkanaście całkiem sporych i dziesiątki mniejszych agencji wyspecjalizowało się w takich działaniach, powstały specjalne narzędzia do monitoringu Facebooka, jak wspomniany Sotrander, Brand24 czy CheesCat. – Sporo agencji jak szybko powstało, tak szybko zwijało żagle i jeszcze wiele kolejnych powstanie i upadnie. Ale warto zobaczyć, jaką wycenę uzyskała rok temu agencja marketingowa Socializer – mówi Sadowski. I rzeczywiście za 30 proc. udziałów w tej firmie Grupa O2 zapłaciła aż 6,8 mln zł. Eksperci każą jednak do działań na Facebooku podchodzić z krytycyzmem. To, co wygląda na ogromne sukcesy, czyli 1,5 miliona fanów Serca i Rozumu (marki należącej do Orange), 1,2 mln fanów Orange czy ponad 1,3 mln fanów Playa, to wciąż nie jest wynik spektakularny. Bo, jak zauważa dr Zając, realnych klientów tych firm jest kilkanaście razy więcej. Czyli walka o przyciąganie ich do sieci powinna trwać.

Polskie wieczne dzieci

Polak jest jak Włoch. Przynajmniej jeśli chodzi o niewielką chęć uniezależnienia się od rodziców. Z roku na rok liczba dorosłych Polaków żyjących pod jednym dachem z rodzicami rośnie. Od 2005 r. o 700 tys. – podaje GUS.
Według GUS w 2011 r. z mamą i tatą mieszkało 44,4 proc. młodych ludzi w wieku 25–34 lat. To aż o 8 pkt proc. więcej niż w 2005 r. W ten sposób żyje ponad 2,8 mln młodych dorosłych Polaków. Jako przyczyny przybierania na sile tego zjawiska eksperci wskazują gospodarczą sytuację Polski. Przy słabej koniunkturze wielu młodych ludzi nie ma pracy, a ci, którzy ją mają, zarabiają niewiele. – Nie stać ich na samodzielność, nie mają zdolności kredytowej, nie mogą sobie pozwolić ani na kupno mieszkania, ani nawet na wynajęcie go – podkreśla dr Małgorzata Sikorska, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Nawet ci, którzy mogliby uzyskać pożyczki, nie biorą ich, ponieważ nie są pewni, czy będą w stanie je spłacać. Powód tych obaw to bezrobocie, które rośnie nawet wśród specjalistów i nie wiadomo, kiedy się zatrzyma. Stopa bezrobocia wśród absolwentów wyższych uczelni wynosi już ponad 23 proc. Ale młodzi pozostają z rodzicami także dla własnej wygody. – Wychowali się we względnym dobrobycie. Sytuacja, w której przeszliby na własne utrzymanie, byłaby dla nich obniżeniem standardu życia. Dla wielu z nich to trudne do zaakceptowania – twierdzi dr Tomasz Grzyb, psycholog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Czasem sami rodzice skłaniają dorosłe dzieci do pozostania w domu, ponieważ obawiają się syndromu pustego gniazda. – Rodzice boją się wypuścić dzieci w świat, który wydaje się im niebezpieczny – wyjaśnia dr Grzyb. Jeszcze więcej dorosłych dzieci mieszka z rodzicami na Słowacji – 56,4 proc., w Bułgarii – 55,7 proc., na Malcie – 51,9 proc. w Grecji – 50,7 proc., Portugalii – 46,3 proc. oraz we Włoszech – 44,7 proc. Najbardziej samodzielni są Duńczycy, Finowie i Szwedzi, gdzie zaledwie 1,9–4,1 proc. osób w wieku 25–34 lat korzysta ze stałego wsparcia mamy i taty – wynika z danych Eurostatu. Rosnąca liczba młodych osób mieszkających z rodzicami wynika nie tylko z przyczyn ekonomicznych. – Jest to także rezultat pewnych wzorców kulturowych – uważa dr Agata Zygmunt, demograf z Uniwersytetu Śląskiego. Wyjaśnia, że żyjemy w kraju, w którym dominuje katolicyzm. – Wyznanie to przywiązuje szczególną wagę do ścisłych związków z rodzicami. Dlatego duża część młodych opóźnia moment opuszczenia rodzinnego domu – podkreśla dr Zygmunt. Dodaje, że także z takich powodów podobny odsetek osób w wieku 25–34 lat mieszka z rodzicami we Włoszech i w Hiszpanii. Z drugiej strony zmieniły się też postawy rodziców. – Dawniej młodzi, choć wiedzieli, że będą musieli zarabiać i płacić rachunki, to wyprowadzali się z rodzinnych domów, bo uwalniali się od wtrącania w ich własne sprawy, uzyskiwali wolność w podejmowaniu decyzji – twierdzi dr Tomasz Grzyb, psycholog z wrocławskiej Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Jego zdaniem współcześni rodzice dają zazwyczaj wolność swoim dzieciom w ich wyborach, a to oznacza, że mają wszystko, czego potrzebują – wygodną sytuację osobistą i finansową. Rośnie liczba dorosłych, młodych osób mieszkających z rodzicami także z innego powodu. W ostatnich trzech latach zmniejsza się bowiem liczba zawieranych małżeństw. Spadła ona z 258 tys. w 2008 r. do 207 tys. w 2011. A zawarcie związku małżeńskiego zachęca zwykle do starań o własne mieszkanie. – Równocześnie zdecydowanie zwiększył się wiek nowożeńców – przypomina dr Zygmunt. I z tego też powodu młodzi ludzie pozostają dłużej z rodzicami. Według danych GUS jeszcze na początku lat 90. ponad połowa mężczyzn zawierających małżeństwo nie osiągała wieku 25 lat, w 2000 r. było ich 42 proc., a w 2010 r. już tylko 20 proc. Natomiast wśród kobiet udział ten zmniejszył się z 73 proc. do 62 proc. w 2000 r. i do 39 proc. obecnie. Przy tym mężczyźni zawierają obecnie małżeństwo, osiągając średnio wiek 28 lat (są o ponad 3 lata starsi niż na początku lat 90.). Panny młode też są o 3 lata starsze – w 2010 r. były w wieku – średnio – 26 lat, a na początku lat 90. miały niespełna 23 lata. Ale osoby te nawet po zawarciu małżeństwa też często mieszkają z rodzicami, bo na samodzielne lokum muszą jeszcze zapracować.

Kłopoty z eWUŚ w przychodniach

Choć system elektronicznej weryfikacji ubezpieczenia (eWUŚ) ruszył już od stycznia, działa tylko w publicznej służbie zdrowia. Te placówki, które nie mają podpisanej umowy z NFZ, dopiero podejmują kroki, by włączyć się do systemu. Oczywiście nie jest on potrzebny, by sprawdzić, czy pacjent może skorzystać z bezpłatnej wizyty: bo płaci za nią z własnej kieszeni. Natomiast istotny jest dla chorych, którzy chcą otrzymać receptę ze zniżką. Tym bardziej że lekarze, nie widząc aktualnego druku RMUA lub innego dowodu ubezpieczenia, bardzo często wypisują recepty na 100 proc. Jak twierdzą, boją się, że zostaną ukarani, jeżeli przypadkiem pacjent nie był ubezpieczony, czyli nieuprawniony. System eWUŚ pokazałby im, czy mają się czego bać, czy nie. Sęk w tym, że dostęp do niego może mieć jedynie podmiot, który podpisał umowę z NFZ. Jak tłumaczy Magdalena Szefernaker z biura prasowego NFZ, w przypadku placówki, która takiej umowy nie ma, w praktyce o zgodę na korzystanie z eWUŚ musi występować każdy lekarz, który ma uprawnienia. W efekcie z przeprowadzonej przez DGP sondy wynika, że z tym nie jest najlepiej. W każdej z dużych sieci prywatnych już na etapie telefonicznego zamawiania wizyty nagrany na automatyczną sekretarkę głos informuje, że dowód ubezpieczenia jest konieczny. Potwierdzają to pracownicy placówek medycznych. – Teoretycznie eWUŚ mamy, ale nie bardzo jeszcze działa – dowiedzieliśmy się w rejestracji Enel-Medu. W Centrum Damiana poinformowano nas, że to lekarze muszą sami występować o dostęp, RMUA na razie jest konieczna. Podobnie jest w Lux Medzie. Placówka zamieściła nawet specjalne ogłoszenie na swojej stronie, w którym informuje, że: „niestety, mimo złożonego wniosku, pozostałe centra medyczne Grupy Lux Med, realizujące usługi dla posiadaczy abonamentów i polis ubezpieczeniowych wciąż oczekują na zgodę NFZ dotyczącą możliwości zbiorczej weryfikacji uprawnień pacjentów do świadczeń gwarantowanych przez NFZ, w szczególności do uzyskania recepty na lek refundowany”. – W tej sprawie zostało wysłane również pismo do prezes NFZ. Udostępnienie tej możliwości na rzecz podmiotów takich jak Lux Med w praktyce oznaczać będzie ułatwienie i przyspieszenie realizacji usług dla bardzo dużej liczby pacjentów – mówi dyrektor departamentu medycznego Lux Med Krzysztof Kurek. Do tego czasu każdy pacjent korzystający z usług prywatnie musi mieć odpowiedni dokument w ręce. W przychodniach mających umowę z NFZ dzięki eWUŚ weryfikacja uprawnień odbywa się online, wystarczy jedynie podać PESEL i system pokazuje, czy pacjent jest ubezpieczony, czy nie.

Co się składa na przychody pracownika

Podatek od wynagrodzenia podstawowego i świadczeń pozapłacowych rozlicza każdego miesiąca zakład pracy jako płatnik. Zwolnione z PIT są tylko niektóre rodzaje wypłat o charakterze socjalnym.
Katalog przychodów pracowniczych podlegających opodatkowaniu PIT jest bardzo szeroki i obejmuje wiele różnego rodzaju wypłat pieniężnych i rzeczowych, jakie pracownicy otrzymują w związku z wykonywaną przez siebie pracą najemną. Ustawa o PIT zawiera definicję pracownika. Są to osoby, które świadczą pracę najemną na podstawie stosunku pracy oraz tzw. stosunków pokrewnych – spółdzielczego stosunku pracy, stosunku służbowego lub stosunku pracy nakładczej. Stosunek pracy jest uregulowany w kodeksie pracy. Z kolei spółdzielczy stosunek pracy jest uregulowany w ustawie z 16 września 1982 r. – Prawo spółdzielcze (t.j. Dz.U. z 2003 r. nr 188, poz. 1848). Stosunki służbowe dotyczą przede wszystkim pracowników służb mundurowych, w przypadku których zasady wynagradzania określają poszczególne ustawy. Przychody ze stosunków pracy lub stosunków pokrewnych stanowią odrębne źródło przychodów i podlegają opodatkowaniu na zasadach ogólnych (tj. według skali podatkowej 18 proc. lub 32 proc.). Zasady opodatkowania właściwe dla tego źródła nie obejmują osób świadczących pracę na podstawie umowy-zlecenia czy umowy o dzieło.
Przychodami ze stosunku pracy i stosunków pokrewnych są wszelkiego rodzaju wypłaty pieniężne oraz wartość pieniężna świadczeń w naturze bądź ich ekwiwalenty. W szczególności są to:
• wynagrodzenia zasadnicze,
• wynagrodzenia za godziny nadliczbowe,
• różnego rodzaju dodatki, nagrody,
• ekwiwalenty za niewykorzystany urlop i wszelkie inne kwoty niezależnie od tego, czy ich wysokość została z góry ustalona.
Oprócz tego do przychodów ze stosunku pracy zalicza się również świadczenia pieniężne ponoszone za pracownika oraz wartość innych nieodpłatnych świadczeń lub świadczeń częściowo odpłatnych.

Ceny transakcyjne nieruchomości XII 2012

Indeks cen transakcyjnych mieszkań, liczony przez Open Finance, w 2012 roku stracił na wartości 13,3 proc. To największy roczny spadek w jego pięcioletniej historii. Ostatni miesiąc ubiegłego roku przyniósł spadek indeksu cen mieszkań transakcyjnych o 1,05 proc., do pułapu 725,7 pkt. Liczony w oparciu o transakcje dokonywane przez klientów wskaźnik zanotował tym samym najsłabszy rok w pięcioletniej historii. Dotychczas największy spadek w ciągu roku kalendarzowego zanotowaliśmy w roku 2008, gdy sięgnął on 9,3 proc. Warto dodać, że wszystkie pięć lat zakończyły się spadkiem wartości indeksu. W sumie, od początku jego notowań stracił na wartości już 27,4 proc. A to oznacza, że realnie, czyli po uwzględnieniu inflacji, ceny mieszkań są obecnie o blisko 40 proc. niższe niż na przełomie lat 2007 i 2008. W grudniu, licząc miesiąc do miesiąca, po raz pierwszy od czerwca 2012 roku spadła liczba transakcji, uwzględnionych przez nas przy wyliczaniu indeksu – do niespełna 3400, czyli o 4,6 proc. Jest jednak o 12 proc. wyższa niż rok temu.
W ujęciu rocznym z największą przeceną mieszkań mieliśmy do czynienia w Krakowie (-16,7 proc.), Lublinie (-13,9 proc.), Warszawie (-13,7 proc.) oraz Gdańsku (-11,3 proc.). W Katowicach, w jako jedynym mieście uwzględnianym przez nas w obliczaniu indeksu, w porównaniu z ubiegłym rokiem zanotowaliśmy wzrost średnich cen mieszkań o 1,7 proc. W latach boomu mieszkaniowego z okresu 2005-2007, ceny nieruchomości mieszkalnych w Katowicach nie rosły tak jak w innych miastach, także potencjał do przeceny jest znacząco mniejszy. Stosunkowo nieduże roczne spadki średnich cen mieszkań można było zaobserwować także w Bydgoszczy (-0,6 proc.) oraz Łodzi (-1,8 proc.).
Jak zmieniały się ceny transakcyjne metra kwadratowego w największych miastach Polski w ostatnich 12
W ujęciu rocznym z największą przeceną mieszkań mieliśmy do czynienia w Krakowie (-16,7 proc.), Lublinie (-13,9 proc.), Warszawie (-13,7 proc.) oraz Gdańsku (-11,3 proc.)
Sytuację na rynku mieszkaniowym w przyszłym roku w znacznym stopniu determinować będzie spadek tempa wzrostu gospodarczego i pogarszająca się w konsekwencji tego zjawiska sytuacja na rynku pracy. Najsłabszy okres na rynku mieszkaniowym przypadnie najprawdopodobniej na pierwszą połowę przyszłego roku. W ostatnim kwartale 2012 roku do użytkowania wprowadzonych zostało szereg mieszkań, które powiększyły pulę mieszkań gotowych niesprzedanych, a to zwiększa presję na sprzedających. Kilka miesięcy trzeba będzie poczekać na wejście w życie złagodzonych przepisów rekomendacji S i T, regulujących zasady udzielania kredytów hipotecznych. Skończyła się stymulacja ze strony programu Rodzina na Swoim, a jego następca – Mieszkanie dla Młodych – nie zacznie obowiązywać wcześniej niż od połowy roku.

Chcesz zarabiać na nieruchomości inwestycyjnej?

Polski rynek wynajmu nieruchomości inwestycyjnych nadal pozostaje we wczesnej fazie rozwoju. Zgodnie z danymi Eurostatu w Polsce na jedno najmowane mieszkanie przypada ponad 27 zajmowanych przez właścicieli, w Niemczech tylko 1,5 lokalu.
Rodzimy rynek wciąż boryka się z podstawowymi bolączkami, jak np. wielkość szarej strefy czy prawo nadmiernie chroniące najemców. Mimo to grono inwestorów zainteresowanych profesjonalnym wynajmem mieszkań stale się powiększa. Wyróżnić można kilka prostych zasad, których stosowanie sprawi, że inwestowanie w mieszkania na wynajem stanie się mniej ryzykowne, bardziej profesjonalne i w konsekwencji bardziej dochodowe. Pierwszym naturalnym krokiem w inwestycji w nieruchomości mieszkaniowe przeznaczone na wynajem jest zakup nieruchomości. Przede wszystkim należy szukać okazji – okoliczności mogą sprawić, że sprzedający będzie zdeterminowany do szybkiej sprzedaży, a wtedy wynegocjujemy lepszą cenę. Atrakcyjna cena zakupu nieruchomości to podstawowa determinanta opłacalności całej inwestycji. Warto zwrócić uwagę, że do pewnego momentu opłacalność inwestycji rośnie wraz ze spadkiem powierzchni mieszkania. Cena sprzedaży jest zawsze powiązana z powierzchnią, ale czynsz najmu już niekoniecznie, gdyż najemcy z reguły skupiają się na poszukiwanej liczbie pokoi. Niższy metraż to również mniejsze opłaty odprowadzane do wspólnoty bądź spółdzielni oraz niższe koszty remontu lokalu. Przed podpisaniem umowy najmu profesjonalny wynajmujący powinien dokonać możliwie najszerszej weryfikacji najemcy tzn. sprawdzić, ile najemca zarabia, gdzie pracuje i czy będzie w stanie terminowo regulować swoje zobowiązania. Brak takiej weryfikacji może oznaczać dobrowolne skazanie się na stratę czasu, nerwów oraz pieniędzy. Z reguły wynajmowane mieszkania są wykańczane i wyposażane przez wynajmujących. W większości przypadków warto postawić na oszczędną wersję wykończenia i wyposażenia, choć taki scenariusz nie sprawdza się w segmencie premium adresowanego do bogatego najemcy. W zakresie wyposażenia warto postawić na urządzenia z drugiej ręki, które można z powodzeniem zakupić na licznych akcjach internetowych lub portalach ogłoszeniowych. Najemcy i tak niejednokrotnie posiadają swoje meble lub domowe urządzenia, które będą chcieli wykorzystywać w wynajmowanym mieszkaniu.

Nie inwestuj w złoto

W czasach kryzysu złoto było pewna ucieczką od niepewnych walut. Analitycy uważają jednak, że te czasy już się kończą. Ceny kruszcu ostro spadają i nie ma szans by na giełdach wróciła „gorączka złota”. Prawdopodobnie złoto w tym roku nie przyniesie zysków inwestorom – uważają eksperci. Po 12. latach hossy wiele wskazuje na to, że złoto nie będzie bezpieczną i pewną inwestycją. Ubiegły rok, przypominają eksperci był dla inwestorów, którzy kupili złoty kruszec rozczarowujący, ponieważ jego wartość wzrosła zaledwie o kilka procent. Tymczasem poprzednie lata dawały średni dolarowy zysk na poziomie 17 procent rocznie. Analityk DM BOŚ Dorota Sierakowska w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową zwraca uwagę, że już początek roku pokazał, że dla złota nadchodzi trudny czas. Jak wyjaśnia, nowy rok rozpoczął się poważnymi spadkami cen złota i wcale nie widać oznak zmiany tego trendu. Tym samym – jej zdaniem – może to oznaczać, że złoto przestało być bezpieczną przystanią, do której przyzwyczailiśmy się przez ostatnie lata. Zdaniem ekspertki najważniejszą zagadką tego roku będzie pytanie czy luźna polityka monetarna Amerykańskiego Banku Centralnego oraz zakupy Banków Centralnych podtrzymają dobre ceny złota. Tymczasem analityk ING TFI Paweł Cymcyk uważa, że najbliższe miesiące nie będą sprzyjały chętnym do zainwestowania w złoto. Jego zdaniem dobre informacje dla złota, które napłynęły w ubiegłym roku, cen tego surowca nie podbiły. Tym samym, zdaniem Pawła Cymcyka, ci którzy na złocie już zarobili powinni zyski realizować, zaś ci, którzy chcą złoto kupić muszą przyjąć wieloletni horyzont inwestycyjny. Z kolei główny ekonomista Nordea Bank Polska Piotr Bujak uważa, że najbliższe miesiące a nawet kwartały mogą upłynąć pod znakiem ryzykownych inwestycji takich jak akcje. Zdaniem eksperta jeśli kryzys zadłużeniowy strefy euro nadal będzie pod kontrolą to inwestorzy będą raczej rezygnowali z inwestowania w metale szlachetne. Piotr Bujak uważa również, że jeżeli centralne banki zaprzestaną dodrukowywania pieniędzy dla złota zacznie się naprawdę ciężki czas. Amerykański Bank Centralny nie wyklucza wstrzymania dodruku dolarów z końcem 2013 roku. A dziś popołudniu za uncję złota płacono ponad 1.651 dolarów, czyli o niemal 0,7 procent mniej niż na zamknięciu czwartkowych notowań.

Biedronka woli płatności mobilne

To będzie prawdziwa rewolucja. W Biedronce będzie można płacić już nie tylko gotówką. Największa w Polsce sieć handlowa chce wprowadzić płatności mobilne. Według informacji Wirtualnej Polski jeszcze w tym roku w Biedronce będzie można zapłacić za pomocą telefonu. W porozumieniu z firmą ICP Polska, sieć przygotowała już specjalną aplikację na smartfony. Po zainstalowaniu programu na telefonie komórkowym, w prosty sposób będzie można płacić za zakupy. Aplikacja wymaga połączenia z internetem. Aby nie narażać klientów na koszty, w Biedronkach powstaną małe sieci wi-fi. Podchodząc do kasy, trzeba będzie mieć włączony telefon, uruchomić na nim specjalny program i wprowadzić kod PIN. Gdy kasjer zacznie skanować produkty, należy wybrać opcję „płacę” na komórce, co wygeneruje kolejny sześciocyfrowy kod. Ten na kasę wklepie już kasjer, a nam na ekranie telefonu wyświetli się kwota do zapłacenia, którą musimy zatwierdzić. Potem drukują się już paragony. Wszystko to może trwać mniej niż wyjęcie gotówki z portfela i wydanie reszty. W 2011 roku w Biedronce zrobiliśmy zakupy za około 25 mld zł. Cała ta kwota do jej kas wpłynęła w gotówce, bo sieć w ogóle nie akceptuje płatności kartami. Jej zdaniem prowizje, jakich życzą sobie banki, organizacje kartowe i płatnicze, są za wysokie – średnio w Polsce wynoszą 1,7 proc. i należą do najwyższych w Europie. Gdyby Biedronka tylko połowę swoich transakcji przyjęła w postaci e-pieniądza, musiałaby płacić 200-250 mln zł prowizji rocznie!
Taka oszczędność to tylko jedna strona medalu. W kasach Biedronki nieustannie brakuje drobnych, a klienci stoją przez to w dłuższych kolejkach. Poza tym gotówka też ma swoją cenę. Jej transport, ochrona, dostarczanie drobnych, liczenie to, jak się szacuje, koszt rzędu 0,3-0,4 proc. przychodów sieci. Tymczasem według nieoficjalnych informacji Biedronka negocjuje z paroma dużymi bankami. Dyskont chce ustalić opłatę interchange w płatnościach mobilnych na poziomie 0 proc. Taka umowa wykluczyłaby z gry wystawców kart – firmy Visa i MasterCard. – Nawet na takich zasadach część banków może zdecydować się na współpracę z Biedronką, ale nie wszystkie. Przede wszystkim zależeć będzie instytucjom, które chcą mocniej wejść na prowincję. Na myśl przychodzi mi tutaj BGŻ, banki spółdzielcze, no i może jeszcze PKO BP – uważa Tomasz Bursa, analityk giełdowy Ipopema Securities. Jego zdaniem banki mogą się buntować przeciw interchange na poziomie 0 proc. Precedens dla Biedronki może bowiem sprawić, że na podobnych zasadach podpisywać będą chciały umowy inne sieci handlowe. A na tej opłacie banki zarabiają dziś nawet 1,5 mld zł rocznie.
Za Biedronką stoi jednak prawdziwa rzesza klientów, częściowo nieubankowionych, którym bank będzie mógł zaoferować swoje produkty. – Pytaniem otwartym jest, czy bank współpracujący z Biedronką mógłby jej klientom oferować usługi finansowe. Jeśli działoby się to podobnie jak ma to miejsce w Tesco, które współpracuje z Meritum Bankiem, to taka baza klientów jest atrakcyjna dla wszystkich. Oczywiście nie są to klienci zamożni, którzy kupią hipotekę, ale i tak mogą być dla banku atrakcyjni – uważa Tomasz Bursa.

.

Nieruchomości inwestycyjne staniały o 13%

Indeks cen transakcyjnych nieruchomości inwestycyjnych – mieszkań, liczony przez Open Finance, w 2012 roku stracił na wartości 13,3 proc. To największy roczny spadek w jego pięcioletniej historii. Ostatni miesiąc ubiegłego roku przyniósł spadek indeksu cen mieszkań transakcyjnych o 1,05 proc., do pułapu 725,7 pkt. Liczony w oparciu o transakcje dokonywane przez klientów Open Finance wskaźnik zanotował tym samym najsłabszy rok w pięcioletniej historii. Dotychczas największy spadek w ciągu roku kalendarzowego zanotowaliśmy w roku 2008, gdy sięgnął on 9,3 proc. Warto dodać, że wszystkie pięć lat zakończyły się spadkiem wartości indeksu. W sumie, od początku jego notowań stracił na wartości już 27,4 proc. A to oznacza, że realnie, czyli po uwzględnieniu inflacji, ceny mieszkań są obecnie o blisko 40 proc. niższe niż na przełomie lat 2007 i 2008. W grudniu, licząc miesiąc do miesiąca, po raz pierwszy od czerwca 2012 roku spadła liczba transakcji, uwzględnionych przez nas przy wyliczaniu indeksu – do niespełna 3400, czyli o 4,6 proc. Jest jednak o 12 proc. wyższa niż rok temu. W ujęciu rocznym z największą przeceną mieszkań mieliśmy do czynienia w Krakowie (-16,7 proc.), Lublinie (-13,9 proc.), Warszawie (-13,7 proc.) oraz Gdańsku (-11,3 proc.). W Katowicach, w jako jedynym mieście uwzględnianym przez nas w obliczaniu indeksu, w porównaniu z ubiegłym rokiem zanotowaliśmy wzrost średnich cen mieszkań o 1,7 proc. W latach boomu mieszkaniowego z okresu 2005-2007, ceny nieruchomości mieszkalnych w Katowicach nie rosły tak jak w innych miastach, także potencjał do przeceny jest znacząco mniejszy. Stosunkowo nieduże roczne spadki średnich cen mieszkań można było zaobserwować także w Bydgoszczy (-0,6 proc.) oraz Łodzi (-1,8 proc.). Sytuację na rynku mieszkaniowym w przyszłym roku w znacznym stopniu determinować będzie spadek tempa wzrostu gospodarczego i pogarszająca się w konsekwencji tego zjawiska sytuacja na rynku pracy. Najsłabszy okres na rynku mieszkaniowym przypadnie najprawdopodobniej na pierwszą połowę przyszłego roku. W ostatnim kwartale 2012 roku do użytkowania wprowadzonych zostało szereg mieszkań, które powiększyły pulę mieszkań gotowych niesprzedanych, a to zwiększa presję na sprzedających. Kilka miesięcy trzeba będzie poczekać na wejście w życie złagodzonych przepisów rekomendacji S i T, regulujących zasady udzielania kredytów hipotecznych. Skończyła się stymulacja ze strony programu Rodzina na Swoim, a jego następca – Mieszkanie dla Młodych – nie zacznie obowiązywać wcześniej niż od połowy roku.
Niemniej, po kilkudziesięcioprocentowej przecenie mieszkań, obserwowanej w ostatnich kilku latach, ich ceny stają się osiągalne dla coraz szerszego grona potencjalnych klientów. Jeśli ich nastawienie do zaciągania długoterminowych zobowiązań się poprawi, przyszły rok skończy się pewnie umiarkowanym, kilkuprocentowym spadkiem średnich cen mieszkań. Jeśli nastroje pozostanę minorowe, niewykluczone są spadki rzędu kilkunastu procent.

Inwestycje spadną nawet 10 procent

Niższe wydatki państwa w 2013 roku pociągną w dół wynik całej gospodarki. Także dotyczący to dynamiki PKB Ok. 298 mld zł mogą wynieść inwestycje państwa i firm w 2013 r. To o 2,8 proc. mniej niż w 2012 r. i 3 proc. mniej niż w rekordowym dotychczas 2011 r. – wynika z prognoz ekonomistów ankietowanych przez „Rz”. Będzie to miało negatywny wpływ na wzrost PKB, bo przy nikłym popycie konsumpcyjnym cała dynamika gospodarki opierać się będzie na eksporcie. Najbardziej do spowolnienia w inwestycjach przyczyni się sektor centralny i samorządowy. – Szacujemy, że w tym sektorze nakłady spadną w porównaniu z 2012 r. aż o 12 proc. – mówi Wojciech Matysiak, ekonomista Pekao. – Wynika to z wykorzystania większości funduszy UE z budżetu na lata 2007–2013 i zakończenia realizacji dużych projektów inwestycyjnych, w tym związanych z Euro 2012 – dodaje. Pekao szacuje, że tylko ograniczenie inwestycji publicznych zredukuje wzrost PKB o ok. 0,6–0,7 pkt proc. Największe plany cięć dotyczą inwestycji finansowanych z Krajowego Funduszu Drogowego. W 2013 r. wydatki z funduszu wynieść mają ok. 15 mld zł, w 2012 r. było to ok. 18 mld zł, a w 2011 r. – aż 23,6 mld zł. Oszczędzają też samorządy: w 2011 r. na swój rozwój przeznaczyły 41,2 mld zł, w minionym roku – jak szacuje agencja ratingowa Fitch – 40 mld zł, a w tym roku będzie to tylko 36 mld zł. Planowane inwestycje finansowane z budżetu państwa mają wynieść 16,2 mld zł (z czego połowa w sekcji obrona narodowa), o prawie 9 proc. więcej niż plan na 2012 r. Wczoraj premier Donald Tusk powiedział, że późną wiosną zakończy się rejestracja spółki Inwestycje Polskie. Dodał, że pierwsze projekty inwestycyjne mogą rozpocząć się jeszcze w 2013 r. Program Inwestycje Polskie premier zapowiedział w październiku. Ma na celu utrzymanie tempa wzrostu inwestycji i PKB oraz tworzenie miejsc pracy. Problem w tym, że budżet na 2013 r. jest krytykowany jako zbyt optymistyczny. W połowie roku konieczna zapewne będzie nowelizacja i cięcie wydatków. W pierwszej kolejności pod nóż idą właśnie te najmniej sztywne, np. na inwestycje. – Mamy jednak nadzieję, że sektor publiczny zdecyduje się nie ograniczać inwestycji tak bardzo. Pogłębiłoby to i tak już silne spowolnienie gospodarcze – zauważa Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK. – Ale i tak prognozujemy ich spadek o kilka procent – podkreśla. Przed załamaniem się inwestycji chronić będą gospodarkę firmy prywatne. – Prognozujemy tu spadek o 1 proc. – mówi Matysiak. – W I półroczu może wszystko stanąć, ale w II powinno być znacznie lepiej – dodaje. – Jeśli w pierwszych miesiącach firmy dostaną więcej zamówień, w III i IV kw. zaczną zwiększać moce, by im sprostać. A to oznacza np. zakupy maszyn – mówi Piotr Soroczyński, główny ekonomista KUKE. Prognozuje, że inwestycje firm w 2013 r. będą nie tylko wyższe niż 2012 r., ale pomogą utrzymać na plusie ten wskaźnik dla całej gospodarki. – Pomoże też bardziej dostosowana do realiów polityka pieniężna – mówi Soroczyński. Jego zdaniem w III kw. 2012 r. firmy przestały inwestować, bo przestraszyły się drogiego pieniądza: gdy świat ciął stopy procentowe, u nas one wzrosły.

Walka z czasem na lotnisku w Modlinie

W piątek do późnych  godzin nocnych prowadzone będą prace naprawcze na dwóch betonowych fragmentach drogi startowej lotniska w Modlinie – poinformowali przedstawiciele lotniska. Jakość prac oceni w sobotę specjalna komisja. Wpłynęło już oświadczenie generalnego wykonawcy prac na drodze startowej lotniska, firmy Erbud. Napisano w nim, że w piątek do godzin nocnych będą prowadzone prace naprawcze przy obydwu progach, czyli progu 08 i 26 drogi startowej. „Warunkiem wykonania ostatniej fazy napraw jest odpowiedni poziom wilgotności naprawianego podłoża, co jest związane z rodzajem wykorzystywanego materiału i specyfikacją producenta materiału” – napisano w komunikacie. Lotnisko poinformowało, że w sobotę zostanie przeprowadzona finalna kontrola wykonania napraw. Weźmie w niej udział inspektor nadzoru z ramienia generalnego wykonawcy oraz zewnętrzny ekspert. Komisja oceni jakość wykonania napraw, zgodnie z decyzją nadzoru budowlanego. „W przypadku pozytywnej kontroli nawierzchni inwestor otrzyma 6 stycznia oświadczenie inspektora nadzoru z ramienia generalnego wykonawcy informujące o zakończeniu prac z jednoczesnym wnioskiem o wystąpienie do WINB-u (Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego – PAP) o przywrócenie zgody na użytkowanie progów betonowych pasa startowego” – podano w komunikacie.
Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego wydał 22 grudnia decyzję o zamknięciu dwóch progów – 08 i 26 – czyli betonowych odcinków, po 500 m każdy, na początku i końcu pasa startowego (w sumie 1000 m). Droga startowa skróciła się do 1500 m, z tego powodu port może obsługiwać jedynie samoloty, którym do lądowania wystarczy ta długość. Samoloty komunikacyjne kodu C, takie jak Airbus A320 lub Boeing 737, nie mogą wykonywać operacji lotniczych na skróconej drodze startowej. Samoloty pasażerskie przekierowano na warszawskie lotnisko Chopina. Lotnisko poinformowało, że wykonawca modernizacji drogi startowej – firma Erbud – zobowiązana jest do naprawy wszystkich uszkodzeń, występujących na drodze startowej, w ramach gwarancji. Spółka zostanie też zobowiązana do pokrycia strat wynikłych z konieczności zawieszenia działania portu lotniczego. Irlandzki Ryanair poinformował, że dopóki lotnisko Warszawa-Modlin ponownie nie otworzy pasa, zamierza obsługiwać wszystkie loty do i z Lotniska Chopina w Warszawie. Na razie wstrzymał operacje z Modlina do 15 stycznia. Do 8 stycznia węgierska linia Wizz Air zaplanowała wykonywanie wszystkich swoich połączeń z Lotniska Chopina.

Polski producent puszek

Producent opakowań z Małopolski Can-Pack coraz częściej inwestuje w kraju oraz za granicą. Jak informuje „Puls Biznesu”, nowe fabryki zostaną otwarte w Polsce, Rosji oraz na Filipinach. Lider regionu chce być światowym graczem. Can-Pack to wiodący polski producent opakowań metalowych. Dzięki poszerzeniu krakowskiej specjalnej strefy ekonomicznej będzie mógł otworzyć dwie nowe fabryki pod Krakowem. Łącznie wyda na to ponad 70 mln złotych i zatrudni około 70 osób. Szacowane obroty Can-Packu wynoszą 1,5 mld dolarów, z czego polski rynek, już nasycony, ma w nich tylko 22 proc. udziałów. Dlatego firma, która planuje dalszy rozwój, zwiększa ilość inwestycji zagranicznych. Według wiceprezesa Stanisława Waśko tegoroczne inwestycje wyniosą 160 mln USD, o 10 mln więcej niż przed rokiem. Can-Pack, chcąc rozwijać się w skali globalnej, skupia się na rynkach azjatyckich. W minionym roku otwarto zakład w Indiach, planowane są kolejne inwestycje na Filipinach. Rozbudowywane są także już istniejące zakłady w Dubaju, Maroku, Rumunii czy Rosji. Grupa Can-Pack zatrudnia na całym świecie ponad 4 tys. osób. Jej oddziały znajdują się m.in. w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, na Ukrainie, w Wielkiej Brytanii, Czechach, Francji, Hiszpanii, Egipcie, Brazylii i na Słowacji. Zysk netto za 2011 r. wyniósł 391,5 mln złotych przy 4,1 mld złotych przychodu.
Małopolska firma uczestniczy w programie Polski Czempion, który wspiera polskich przedsiębiorców inwestujących za granicą. Ideą programu jest wypromowanie rodzimych firm, które osiągając pozycję globalną, pozostaną związane z regionem. Uczestniczą w nim Agencja Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej, Ministerstwo Gospodarki, Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych oraz PwC.

Nieruchomości komercyjne za 160 mln

Firma Skanska sprzedała nowe nieruchomości komercyjne:budynki biurowe we Wrocławiu i w Warszawie. Były „zielone” i miały komplet najemców. Skanska Property Poland sprzedała kompleks biurowy Nordea House i Green Corner w centrum Warszawy dwóm funduszom nieruchomościowym RREEF. Wartość transakcji to bagatela 94,6 milionów euro. Agentem była firma Colliers International. Budowa nieruchomości komercyjnej została niedawno ukończona – pierwsi najemcy wprowadzili się dopiero w grudniu 2012 r. Zespół budynków ma łączną powierzchnię najmu aż 27 tys. mkw. Kompleks aktualnie jest wynajęty w 95 procentach. Jedna z największych umów – na 7,6 tys. mkw. powierzchni biurowej – została zawarta z Grupą Nordea. Wśród pozostałych najemców są Grant Thornton i Jones Lang LaSalle Group Services. Natomiast Ruch SA. podpisał ze Skanska Property Poland umowę najmu na pomieszczenia w biurowcu Green Corner. Sprzedaż niedawno oddanych do użytku budynków Nordea House i Green Corner, które tak szybko znalazły najemców, dowodzi, że „zielone” biurowce są postrzegane jako atrakcyjne miejsca pracy dla najemców, a zarazem znakomita inwestycja o trwałej wartości – powiedział Waldemar Olbryk, prezes Skanska Property Poland.  Warszawski kompleks uzyskał już precertyfikację środowiskową LEED na najwyższym, platynowym poziomie. Skanska Property Poland sprzedała także w ostatnich dniach wynajęty w całości kompleks biurowy Green Towers we Wrocławiu. Nabywcą jest jedna z największych polskich instytucji finansowych, której nazwa nie została ujawniona. Wartość transakcji wyniosła 64 miliony euro. Green Towers w sumie ma 23, 3 tys. mkw. powierzchni najmu. Pierwszy z dwóch dziewięciopiętrowych budynków został oddany do użytku w marcu 2012 r., natomiast drugi zostanie ukończony w styczniu 2013 r. Doradcą Skanska Property Poland była firma Cushman & Wakefield.

Cięcie odsetek na początek roku

W nowy rok banki zaczynają od istotnych obniżek oprocentowania depozytów. Na przestrzeni miesiąca co najmniej aż 28 z nich okroiło wysokość odsetek z lokat. Amatorzy bezpiecznego oszczędzania na lokatach prawdopodobnie zaczynają nowy rok z kwaśną miną. O ile pod koniec 2012 roku część banków zwlekała z obniżkami oprocentowania, to już w pierwszych dniach 2013 roku ich powściągliwość ulotniła się. Żadna z instytucji nie chce przepłacać za depozyty w czasie luzowania polityki pieniężnej, mocnego spadku stopy WIBOR i hamowania akcji kredytowej. Od początku grudnia 28 z 36 obserwowanych przez Open Finance banków obniżyło oprocentowanie depozytów. W efekcie przeciętna stawka na kwartalnych lokatach spadła z 4,63 proc. przed miesiącem do 4,41 proc. Depozyty 6- i 12-miesięczne dają średnio zarobić po 4,67 proc. Ich oprocentowanie spadło odpowiednio o 0,29 p.p. i o 0,42 p.p. Zaś przeciętna stawka na dwuletnich lokatach wynosi 4,47 proc. i jest niższa o 0,31 p.p. niż w grudniu. Mówiąc krótko, depozyty dają zarobić – w zależności od ich długości – od 0,4 do 0,75 p.p. mniej niż podczas szczytu z początku października 2012 roku. Najwięcej zmian w stosunku do początku grudnia zawierają tabele oprocentowania w Alior Sync, BGŻ Optima, Citi Handlowym, Eurobanku, FM Banku, Getin Banku, ING Banku, Meritum Banku, Banku Pekao, PBP Banku oraz Santander Consumer Banku. Co nie znaczy, że pozostałe instytucje jakoś szczególnie ograniczały się w obniżaniu odsetek. W pierwszej kolejności pod nóż szły zwykle lokaty z terminem zapadalności powyżej pół roku. Na obniżki decydują się prawie wszystkie banki – niezależnie od ich udziału w rynku, czy chociażby wyjściowego oprocentowania depozytów. Tym samym z rynku sukcesywnie znikają lokaty na 6 proc. w skali roku, a pojawia się coraz więcej takich ze stawką poniżej 4 proc. Prawdopodobnie już niedługo zyski na poziomie 5-5,5 proc. w skali roku będą uznawane za atrakcyjne względem pozostałych ofert.

Realizacja zysków

W środę poznaliśmy odczyty indeksów PMI dla kluczowych gospodarek ze Starego Kontynentu, oraz dla Stanów Zjednoczonych. W piątek pojawią się comiesięczne i tym samyj pierwsze w Nowym Roku wyniki z amerykańskiego rynku pracy. Wczorajsze wyniki indeksów PMI dla istotnych państw ze Starego Kontynentu, jak również dla całej strefy  euro nie zachwyciły i okazały się nieco słabsze od oczekiwań ekonomistów. Mimo iż, nie miało to znacznego wpływu na rynki finansowe, to uwagę inwestorów zwróciły analogiczne dane zza oceanu. Indeks PMI dla przemysłu Stanów Zjednoczonych za grudzień wyniósł 54 pkt. wobec oczekiwanych 54,2 pkt. i poprzednich 52,8 pkt. Całkiem pozytywnie przedstawił się również wskaźnik ISM, który wyniósł odpowiednio 50,7 pkt., wobec 50,2 pkt., i poprzednich 49,5 pkt. (a więc powyżej psychologicznej bariery 50 pkt.). Taki obraz publikacji istotnych danych makroekonomicznych z punktu widzenia globalnej gospodarki, zachęcił inwestorów do realizacji zysków z tytułu długich pozycji na głównej parze walutowej EUR/USD, która tuż przed godziną 14.00 oscyluje na poziomie 1,3100  USD. Warto zwrócić uwagę, że jeszcze na koniec wczorajszej sesji para ta zanotowała wartość 1,3189 USD, a dzisiejszy dołek uformował się na poziomie 1,3081 USD. Jego przebicie dałoby szansę na osiągnięcie ostatniego lokalnego ekstremum dolnego na poziomie 1,3065 USD. W obliczu zdecydowanej wyprzedaży głównej pary walutowej na wartości traci polski złoty, który oddaje wcześniej wypracowane zyski wobec wspólnej waluty. Para EUR/PLN na kilka minut po 14.00 znajduje się w rejonie poziomu 4,0850 PLN. Osłabienie polskiego złotego jest dość wyraźne, bo jeszcze wczoraj para EUR/PLN zanotowała na koniec sesji wartość 4,0616 PLN, tak więc strata krajowej waluty sięga nieco ponad 2 groszy. Dalszy ruch na północ tej pary daje szansę na wybicie dziennego maksimum 4,0919 PLN i szansę na przetestowanie ekstremum górnego 4,0929 PLN z końca grudnia.

Dokończenie inwestycji na 143 mln

Prawie 143 milionów zł kosztować będzie dokończenie budowy odcinka drogi ekspresowej S19 od węzła Rzeszów Zachód do miejscowości Świlcza – poinformowała rzeczniczka rzeszowskiego oddziału GDDKiA Joanna Rarus. Dodała także, że wykonawca, czyli firma Eurovia Polska będzie miała dziesięć miesięcy na dokończenie budowy tego odcinka. „W zakres robót wchodzi m.in. budowa węzła Świlcza, dokończenie budowy obiektów inżynierskich, w tym trzech wiaduktów i sześciu przepustów oraz dróg serwisowych” – zaznaczyła rzeczniczka. Oferta spółki Eurovia okazała się najkorzystniejsza w przetargu, w którym wystartowało aż sześć firm, w tym jedno konsorcjum. Procedurę przetargową sprawdzi jeszcze Urząd Zamówień Publicznych. Pod koniec maja ubiegłego roku  GDDKiA zerwała umowę na budowę tego odcinka S19 oraz autostrady A4 od węzła Rzeszów Zachód do węzła Rzeszów Centralny z firmą Radko. Powodem odstąpienia od umowy był niestety brak płynności finansowej, co wiązało się  z zajęciami komorniczymi oraz zgłoszonym wnioskiem o upadłość firmy Radko. Partnerami Radko w tej inwestycji były firmy Autostrada Wschodnia oraz Punj Lloyd z Indii. Konsorcjum budowało za ponad czterysta czterdzieści jeden milionów zł  ośmiokilometrowy odcinek tzw. północnej obwodnicy Rzeszowa. W jego skład wchodzi czterokilometrowy odcinek autostrady A4 oraz fragment drogi ekspresowej S19. W środę GDDKiA ogłosiła, że odcinek autostrady A4 dokończy firma Budimex. Droga ekspresowa S19 ma przebiegać przez wschodnią część Polski; od granicy z Białorusią w Kuźnicy Białostockiej do granicy ze Słowacją w Barwinku.

Nowe inwestycje na terenie ŁSSE

IntelligentLogistic Solutions Sp. z o.o., S. i A. Pietrucha Sp. z o.o. oraz MP Production Sp. z o.o. uzyskały już zezwolenia na prowadzenie działalności gospodarczej w Łódzkiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej S.A.
Spółka IntelligentLogistic Solutions Sp. z o.o. utworzy w Łodzi nowoczesne centrum logistyczne a także centrum IT wraz z serwerownią. Działalność Spółki będzie polegać przede wszystkim na świadczeniu kompleksowych usług logistycznych obejmujących m.in. magazynowanie czy przeładowywanie i transport towarów, a także świadczenie usług informatycznych i usług typu callcenter. W związku z nową inwestycją Spółka zamierza ponieść wydatki inwestycyjne w wysokości co najmniej 45 mln zł oraz zatrudnić przynajmniej 200 pracowników. Z kolei na terenie Podstrefy Turek ŁSSE zainwestuje MP Production Sp. z o.o. Firma należy do grupy Messer Polska – producenta i dostawcy gazów technicznych (ciekłych i sprężonych), spożywczych, medycznych oraz gazów specjalnych. Oprócz sprzedaży gazów Messer Polska oferuje kompleksowe wsparcie w zakresie systemów magazynowania i rozprowadzania gazów. Inwestycja, która zostanie zrealizowana przez MP Production zakłada budowę i uruchomienie Wytwórni Gazów Skroplonych obejmującej zakład kriogenicznego rozkładu powietrza. Spółka zamierza ponieść wydatki inwestycyjne w wysokości co najmniej 102,5 mln zł oraz zatrudnić przynajmniej10 nowych pracowników. Spółka S. i A. Pietrucha to jeden z największych producentów parapetów z PVC w Europie. Spółka w Podstrefie Ksawerów ŁSSE chce zrealizować nową inwestycję polegającą na rozbudowie zakładu produkującego wyroby z tworzyw sztucznych dla budownictwa. Umożliwi to spółce poszerzenie aktualnej oferty o nowe typy grodzic winylowych stosowanych w sektorze inżynierii wodnej i lądowej. W związku z nową inwestycją Spółka zamierza ponieść na terenie strefy wydatki inwestycyjne w wysokości co najmniej 1,2 mln zł oraz zatrudnić przynajmniej 6 nowych pracowników oraz utrzymać etaty 36 dotychczasowych pracowników. W ubiegłym roku Inwestorzy w Łódzkiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej zadeklarowali nakłady inwestycyjne na poziomie 682,9 mln zł oraz utworzenie 1287 miejsc pracy (715 nowych i utrzymanie dotychczasowych 572). Przez ponad 15 lat istnienia ŁSSE wydano jak dotąd 218zezwoleń oraz przeprowadzono inwestycje o łącznej wartości ponad 9,6 mld zł, dzięki którym przedsiębiorcy utworzyli blisko 26 tysięcy miejsc pracy.

Nieruchomości komercyjne typu magazyny

Duże zakupy inwestycyjne w sektorze nieruchomości magazynowych w ubiegłym roku świadczą o dążeniu funduszy, które już posiadają obiekty biurowe i handlowe, do dywersyfikacji portfela. W bieżącym roku Polska, obok chociażby takich krajów jak Niemcy, Wielka Brytania i Francja, nadal będzie wiodącym rynkiem inwestycyjnym w Europie. W 2012 roku inwestorzy bardzo chętnie lokowali kapitał w nieruchomości komercyjne w Polsce. Z czego to wynika? Dzięki stabilnej sytuacji ekonomicznej Polska pozostaje nadal liderem w regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Pozytywne prognozy dotyczące wzrostu gospodarki oraz dostępności dobrych produktów inwestycyjnych sprawiły, że na przestrzeni ostatnich lat inwestorzy coraz chętniej lokowali swój kapitał w nieruchomości komercyjne w naszym kraju. Zainteresowanie inwestorów dotyczyło m.in. nieruchomości magazynowo-logistycznych. – CBRE była doradcą przy dwóch kluczowych transakcjach w sektorze nieruchomości logistycznych. Firma doradzała Hines Global REIT przy kupnie portfolio nieruchomości magazynowych firmy Prologis (6 nieruchomości), a także przy sprzedaży Panattoni Park Ożarów i Panattoni Park Pruszków firmie RREEF Real Estate. Przedmiotem tej ostatniej transakcji były nowoczesne parki magazynowe najwyższej jakości, składające się z czterech budynków o łącznej powierzchni 81 330 mkw. Tak duże zakupy inwestycyjne w sektorze nieruchomości magazynowych świadczą o dążeniu funduszy, które już posiadają nieruchomości biurowe i handlowe, do dywersyfikacji portfela. Warto pokreślić też fakt, że w tych transakcjach w nowych rolach pojawili się zarówno sprzedający jak i kupujący. Sprzedający, czyli znani deweloperzy, poszukują funduszy na zakup gruntów pod nowe inwestycje, dywersyfikują swoją działalność na polskim rynku, prowadząc ekspansję w nowych obszarach. Polska oferuje wiele atrakcyjnych produktów inwestycyjnych na rynku nieruchomości komercyjnych. W 2013 roku zostanie ukończona budowa wielu obiektów komercyjnych i dla wielu z nich kolejną fazą cyklu życia inwestycji będzie sprzedaż przez dewelopera.

E-zwolnienie dopiero za rok

W bieżącym roku pracownicy biorący fikcyjne krótkie zwolnienia lekarskie nadal będą mieli szansę uniknąć kary. Reforma znowu uległa przesunięciu. Z ponad rocznym opóźnieniem ruszą e-zwolnienia lekarskie. Miały one być wystawiane już w ubiegłym roku. Tak informowały resort zdrowia i ZUS. Na opóźnieniu stracą zarówno pracodawcy, jak i budżet państwa. – E-zwolnienie będzie w pełni wprowadzone 1 stycznia 2014 r. A na IV kwartał 2013 r. przewidziano jego pilotaż – mówi Jakub Fiałek z Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia. Pracownicy biorący fikcyjne L4 na kilka dni wciąż są bezkarni. – Dzięki systemowi zmniejszyłaby się liczba absencji, za którą płacą pracodawcy i zakład ubezpieczeń – podkreśla Monika Zakrzewska z PKPP Lewiatan. Obecnie ZUS wprawdzie sprawdza prawidłowość wykorzystania zwolnienia, ale ma ograniczone możliwości. Zanim wystawione na kilka dni zwolnienie trafi do ZUS, pacjent zdąży wrócić do pracy. Na dostarczenie druku ZUS ZLA ma bowiem siedem dni. Może go nawet siódmego dnia wysłać listem poleconym. Nie ma więc możliwości sprawdzenia, czy zamiast przez tydzień leżeć w łóżku, nie dorabia w innej firmie lub nie korzysta z dodatkowych wakacji. Co więcej, za niezłożenie zwolnienia w terminie grozi jedynie obniżenie o 25 proc. zasiłku przysługującego za okres od ósmego dnia orzeczonej niezdolności do pracy do dnia dostarczenia zaświadczenia. Wielu pracowników przynosi je do pracodawcy później. – Według statystyk Polacy są najbardziej chorowitym europejskim narodem. Przodują w korzystaniu ze zwolnień lekarskich, także tych fikcyjnych – zwraca uwagę Monika Zakrzewska. 34,4 tys. decyzji wstrzymujących dalszą wypłatę zasiłku wydał ZUS przez pierwsze trzy kwartały minionego roku Tylko w III kw. 2012 r. podczas kontroli prawidłowości wykorzystania zwolnień lekarskich pracownicy ZUS  sprawdzili 37,6 tys. ubezpieczonych i pozbawili prawa do zasiłku 1,2 tys. osób, co spowodowało cofnięcie tych świadczeń na łączną kwotę prawie 1,2 mln zł. Po zmianach podczas wizyty pacjenta lekarz wypełniałby elektroniczny formularz, który za pośrednictwem sieci natychmiast trafiałby do ZUS. Ten zaś od razu mógłby skontrolować, czy pracownik na zwolnieniu naprawdę choruje. System ułatwiłby też pracę lekarzom. – Wystawiający zwolnienie lekarskie w trakcie wizyty na podstawie uzyskanych od ubezpieczonego danych identyfikacyjnych miałby na swoim profilu informacyjnym dostęp do danych ubezpieczonego, jego płatników składek, a także członków rodziny, jeżeli zwolnienie od wykonywania pracy związane jest z koniecznością sprawowania osobistej opieki nad członkiem rodziny. Dane te byłyby automatycznie zapisane w zaświadczeniu lekarskim – tłumaczy Janusz Sejmej, rzecznik prasowy Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Aby system ruszył, trzeba znowelizować ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych i o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa oraz cztery rozporządzenia. MPiPS nie opracowało nawet jeszcze projektów zmian prawa i nie potrafi wskazać terminu, w którym będą one gotowe.

Rok dla bogaczy

Majątek stu najbogatszych ludzi świata zwiększył się w ciągu ubiegłego roku o blisko 241 mld dol. i wynosi aktualnie 1,9 bln dol. Czołowe pozycję należą oczywiście do hiszpańskojęzycznych miliarderów. Bloomberg opublikował swoją listę stu najbogatszych ludzi na świecie (Bloomberg Billionaire Index) w 2012 r.
– Miniony rok był dla światowych bogaczy niezwykle udany, dzięki wzrostom na światowych giełdach. W 2013 r. najbogatsi też będą szukać możliwości inwestowania na światowych parkietach i nie muszą to być rynki w USA – skomentował miliarder John Catsimatidis (Red Apple Group). Światowe indeksy rzeczywiście zyskały znacznie w minionym roku. MSCI World Index wzrósł o 13,2 proc. Indeks Standard and Poor’s 500 o 13,4 proc. a indeks europejskich giełd –  Stoxx Europe 600 o 19,6 proc. od 4 czerwca. Najbardziej zyskał na tym Hiszpan 76-letni Amancio Ortega (Zara), którego wartość majątku powiększyła się najbardziej z całej setki – o 66,7 proc. i sięgnęła 57,5 mld dol.
Na czele całego zestawienia uplasował się inny hiszpańskojęzyczny miliarder Meksykanin Carlos Slim (72 lata), którego majątek wzrósł  o 13,4 mld dol. (21,6 proc.). Slimowie mają teraz 75,2 mld dol. Tuż za nim jest Bill Gates (62,7 mld dol., +12,6 proc.), przed Ortegą, który zepchnął z podium 82-letniego Warrena Buffett’a (47,9 mld dol., +12 proc.). W dziesiątce są jeszcze Ingvar Kamprad (Ikea), bracia Charles i David Koch, Larry Ellison (Oracle), Bernard Arnault (LVMH Moet Hennessy Louis Vuitton) i saudyjski książę Alwaleed bin Talal (Kingdom Holding – firma hotelarska). Majątek księcia zyskał w ciągu roku 65 proc. Największym przegranym minionego roku okazał się Brazylijczyk Eike Batista, który stracił 10,1 mld dol. (EBX). Jeszcze rok temu obiecywał, że do 2015 r zostanie najbogatszym człowiekiem świata. Na razie zmierza w odwrotnych kierunku.

Sytuacja gospodarki

W pierwszej połowie roku najprawdopodobniej otrzemy się o recesję. Jednak na koniec roku czekają nas zauważalne wzrosty płac i tańszy złoty. Po tym jak w minionym roku gospodarka rozwijała się w tempie blisko 2,1 proc., w obecnym roku czeka nas głębsze spowolnienie. Prognozy rynkowe rozmijają się z tym, co przewiduje rząd, który oczekuje 2,2-proc. wzrostu PKB. Analitycy spodziewają się średnio 1,5 proc. wzrostu. W pierwszym kwartale z pewnością otrzemy się o recesję (najbardziej optymistyczne prognozy to wzrost PKB 0,8 proc.), a najwięksi pesymiści, np. eksperci z BRE Banku, sądzą, że nawet w nią.Druga połowa roku to lekka poprawa sytuacji, bo Polska zacznie korzystać z ożywienia w Niemczech, które skorzystają na ożywieniu w Chinach. Ale do boomu wciąż nam daleko. Czwarty kwartał to średnia prognoza na poziomie 2 proc. Ponad połowa przedsiębiorstw zamierza utrzymać zatrudnienie na tym samym poziomie, a nieco więcej niż jedna piąta planuje wzrost liczby pracowników – wynika z badań Business Centre Club. A Marek Goliszewski, prezes BCC, komentuje, że przedsiębiorcy już nie boją się 2013 r. Mimo to wszystkie prognozy rynkowe mówią o dużym wzroście stopy bezrobocia. Już w pierwszych miesiącach tego roku może ono przekroczyć 14 proc.W II i III kwartale, dzięki pracom sezonowym, sytuacja może się trochę ustabilizować, a stopa bezrobocia spadnie do 13,1–13,5. Na koniec roku jednak ponownie zacznie rosnąć, do średnio 13,9 proc. wobec 13,4 proc. na koniec 2012 r.
Pracownicy wciąż nie będą mieli na tyle silnych argumentów, by uzyskiwać wysokie podwyżki. W pierwszej połowie roku płace wzrosną od 1,7 do 2,9 proc. (takie są wahania prognoz ekonomistów). W drugiej połowie – 2,4–4,3. Średnio w całym 2013 r. wynagrodzenia w firmach mogą wzrosnąć o 3 proc. To nieco więcej niż inflacja, co oznacza, że realny wzrost płac wyniesie 0,9 proc. Ale nie wszyscy wierzą w ten scenariusz. Przykładowo analitycy PKO BP czy Citi Handlowego uważają, że płace realnie spadną – odpowiednio o 0,1 proc. i 0,4 proc.
Także inflacja w pierwszych miesiącach znacznie osłabi się w porównaniu z 2012 r. Możliwy jest nawet wzrost cen konsumpcyjnych tylko o 1,4 proc. (prognozy BZ WBK na II kwartał). W II połowie roku inflacja może lekko wzrosnąć, ale średnia prognoz na cały 2013 r. to 2,1 proc. wobec 3,7 proc. w 2012 r.

Inwestycje drogowe w 2013 roku

Dokończenie budowy mostu w Kwidzynie, rozpoczęcie wiercenia tunelu pod Martwą Wisłą w Gdańsku oraz budowa systemu zarządzania ruchem Tristar w Trójmieście to jedne z najważniejszych inwestycji drogowych w województwie pomorskim zaplanowanych na 2013 rok. W połowie roku powinien zostać oddany do użytku most przez Wisłę koło Kwidzyna. Obiekt zostanie oddany do użytku nawet pół roku później niż planowano. Trwają roboty przy samym moście, którego budowa już jest zaawansowana w blisko 80 procentach. Sześcioprzęsłowy most o długości ponad 807 metrów i szerokości ponad 16 metrów budowany jest od jesieni 2010 roku. Prace obejmują także remont 11-km odcinka drogi krajowej nr 90. Rzeczniczka spółki Gdańskie Inwestycje Komunalne, poinformowała, że w pierwszym kwartale 2013 r. rozpocznie się także wiercenie tunelu o długości ok. 1378 metrów pod dnem rzeki Martwa Wisła. Budowa ma kosztować blisko 885 mln zł. Tunel stanowi czwarty, już ostatni odcinek Trasy Słowackiego – jednej z głównych arterii w mieście. Dzięki tunelowi Trasa Słowackiego połączy się z inną ważną drogą, Trasą Sucharskiego. Będzie to pierwszy tunel wykonany w Polsce pod wodą metodą TBM, (za pomocą „kreta”, który wraz z osprzętem może osiągać długość nawet kilkudziesięciu metrów). Sama tarcza wiercąca będzie miała średnicę ponad 12 metrów. Zakończenie prac planowane jest koniec 2014 roku. Do końca już bieżącego roku w Trójmieście będzie wdrażany Zintegrowany System Zarządzania Ruchem Tristar. Jest to największy, koordynowany przez Gdynię, partnerski projekt o charakterze metropolitalnym, realizowany wspólnie przez Gdynię, Gdańsk i Sopot. System Tristar będzie działał na głównych ciągach komunikacyjnych Trójmiasta, od Traktu św. Wojciecha w Gdańsku do granicy Gdyni i Rumi. System ten obejmie 141 sygnalizacji świetlnych, w tym aż 67 w Gdańsku. Ma on usprawnić ruchu pojazdów i transportu publicznego w Trójmieście. Tristar pozwoli na sterowanie ruchem dzięki wykorzystaniu kilku tysięcy czujników. Na jego potrzeby położone ma być ok. 115 km światłowodów.