rynek nieruchomości inwestycyjnych na sprzedaż

Spada zdolność kredytowa, ale zapotrzebowanie na mieszkania na sprzedaż wciąż jest dostrzegalne

tierra-mallorca-NpTbVOkkom8-unsplash

Zainteresowanie kredytami hipotecznymi z miesiąca na miesiąc spada. Powody? Lawinowe podwyżki stóp procentowych, wzrost kosztów utrzymania i wynagrodzenia pracowników nienadążające za inflacją. Popyt na mieszkania wciąż istnieje, ale często trafia w próżnię.

Spis treści:
Coraz mniej wniosków
Dominują kupujący za gotówkę
Chcemy kupować, ale nie jesteśmy w stanie

Coraz mniej wniosków

Kredyty hipoteczne rosną już od dłuższego czasu. Obecnie stopa referencyjna wynosi już 6,75 proc. i skutecznie zniechęca Polaków do zakupu mieszkania. BIK wylicza, że od stycznia do sierpnia tego roku banki udzieliły 100 tys. kredytów mieszkaniowych wartych łącznie 34,7 mld zł, co oznacza, że ich wartość spadła o 36 proc., a w ujęciu liczbowym – o 40,8 proc. Businessinsider.pl podaje natomiast, że w sierpniu o kredyt hipoteczny wnioskowało łącznie 12,4 tys. klientów, co oznacza spadek o blisko 71 proc. Dla szerszego kontekstu – w latach 2020 i 2021 klienci składali średnio po 39,5 tys. wniosków o kredyt mieszkaniowy miesięcznie.

– Rynek nieruchomości jest zależny od szeregu rozmaitych czynników, ale jego nieprzewidywalność była przez ostatnie dwa i pół roku absolutnie bezprecedensowa – mówi Marek Szmolke, wiceprezes spółki realizującej inwestycję Start City i dodaje – Obecny popyt cechuje szereg niezwykle szybko zmieniających się czynników: zmiany stóp procentowych, warunki na rynku najmu, dostosowania związane z kredytami hipotecznymi, czy rosnąca inflacja. Wojna w Ukrainie oczywiście również ma tutaj swoje znaczenie. Środowisko, w którym poruszają się klienci oraz deweloperzy jest bardzo dynamiczne i rodzi się pytanie, czy trend spadkowy utrzyma się na dłużej. Na ten moment na pewno można jednak stwierdzić, że jest mniej klientów niż jeszcze rok temu.

Dominują kupujący za gotówkę

Klienci, którym udało się nabyć lokum jeszcze przed serią podwyżek stop, muszą się natomiast liczyć z ogromnymi, cyklicznymi podwyżkami miesięcznych rat. Sytuacja nie jest więc komfortowa praktycznie dla nikogo, a rozpędzona inflacja skutkuje tym, że końca cyklu nie widać. Sprzedaż mieszkań zaczyna spadać, a rynek został zdominowany przez klientów gotówkowych – mowa zarówno o tych indywidualnych, jak i funduszach inwestycyjnych. – Klienci dysponujący gotówką zawsze byli zmotywowani do inwestowania. Tym bardziej teraz, w trudnych czasach, gdzie na znaczeniu bardzo zyskują aktywa o ugruntowanej pozycji i wartości. W minionych latach do lokowania nadwyżek w nieruchomościach skłaniały niskie stopy procentowe. Dziś takim powodem jest m.in. rosnący rynek najmu oraz ucieczka przed postępującą drożyzną – mówi Karolina Opach, kierownik działu sprzedaży w spółce Quelle Locum. Według ekspertów portalu GetHome bez impulsu, jakim może być zakończenie wojny w Ukrainie lub zatrzymanie galopującej inflacji, nie ma szans na odwrócenie negatywnego trendu w 2023 roku. W optymistycznym scenariuszu – jeśli np. uda się zatrzymać obecną inflację w przyszłym roku – nabywcy kredytowi powinni jednak wrócić na rynek.

Chcemy kupować, ale nie jesteśmy w stanie

Chętnych na mieszkanie wciąż jest wielu, o czym świadczyć może kilka rzeczy. Pierwszą z nich jest nieprawdopodobny wzrost zainteresowania, obserwowany na rynku najmu. Klienci kredytowi, którzy zostali pozbawieni możliwości sfinansowania zakupu mieszkania przez bank, musieli zrewidować swoje plany i odłożyć je w czasie. Tym samym, wraz ze studentami oraz uchodźcami z Ukrainy zasilili rynek najmu, który jest teraz rozgrzany do granic możliwości. W kilka miesięcy liczba dostępnych mieszkań szybko się zmniejszyła. W Warszawie jest to nawet o 70 proc. mniej lokali na wynajem niż jeszcze rok wcześniej, choć średnia wśród analizowanych miast według danych serwisu Domiporta.pl, wynosi ok. 45 proc.

Kolejnym wskaźnikiem, który uwidacznia popyt na mieszkania wśród Polaków, jest na pewno duże zainteresowanie rządowym programem “Mieszkanie bez wkładu”. Notuje on jednak mocny falstart. W zamierzeniu miał ułatwić zaciąganie kredytów hipotecznych na zakup mieszkania lub domu. Wkład własny miał w takim przypadku gwarantować Bank Gospodarstwa Krajowego, obejmujący gwarancją od 10 do 20 proc. wydatków. W ramach programu można więc kupić nieruchomość w kwocie nie większej niż 500 tys. zł. Oznacza to, że lokale znajdujące się w tych widełkach, stanowią zaledwie 2 proc. całej oferty rynku pierwotnego. W Warszawie jest to 6 proc., we Wrocławiu 9 proc., Poznaniu 8 proc., a Katowicach 4 proc. – podaje Gazeta Wyborcza. Według przedstawicieli biura prasowego Alior Banku zainteresowanie tego typu kredytami jest duże i sam bank uruchomił już takie finansowanie, jednak wielu chętnych wychodzi z oddziałów z niczym, bo na etapie weryfikacji okazuje się, że część wniosków nie spełnia rygorystycznych założeń dotyczących ceny za metr kwadratowy.

Głód mieszkaniowy w Polsce wciąż jest niezaspokojony. Niesprzyjająca koniunktura sprawiła, że popyt został przełożony w czasie, ale zainteresowanie zakupem mieszkań pozostaje wysokie. Kiedy inflacja wyhamuje, a stopy procentowe przestaną “zabijać” nasze plany, można być w zasadzie pewnym, że kredytobiorcy szybko powrócą na rynek.

materiał prasowy