
Złoto wspięło się na historyczny szczyt i kosztuje już ponad 4000 dolarów za uncję. Wraz z nim rośnie znaczenie metali szlachetnych w portfelach inwestorów. Analitycy banku inwestycyjnego Morgan Stanley wzywają do porzucenia klasycznego modelu 60/40 na rzecz 60/20/20, w którym złoto i srebro pełnią rolę aktywów „antykruchych” – zyskujących na wartości, gdy świat się chwieje.
Nie jest to przypadkowy rajd. Za wzrostem stoją zarówno czynniki bieżące – jak niepewność gospodarcza i polityczna w Stanach Zjednoczonych, jak i głębokie zmiany strukturalne w globalnym systemie finansowym. Warto też przypomnieć, że jeszcze w marcu tego roku notowania przebijały barierę 3000 USD, a zaledwie dwa lata temu – 2000 dolarów za uncję.
Tempo wzrostu cen królewskiego kruszcu przypomina końcówkę lat 70., kiedy światem wstrząsał kryzys naftowy. Noblista Paul Krugman – mimo że sam nie jest entuzjastą złota – przyznał, że bieżąca polityka amerykańskiej administracji prowadzi do utraty zaufania do dolara i do przesunięcia środka ciężkości światowych finansów.
Jak zauważa Ross Norman, dyrektor generalny Metals Daily, obecny wzrost nie jest prostą reakcją na zmienne dane makroekonomiczne. To przecena zaufania do dolara amerykańskiego i do samych Stanów Zjednoczonych jako gwaranta stabilności finansowej. Jego zdaniem to „korekta globalnego zaufania”.
Z kolei na ostatnim Greenwich Economic Forum miliarder i założyciel Bridgewater Associates Ray Dalio stwierdził, że „złoto jest dziś bezpieczniejsze niż dolar”. W podobnym tonie wypowiedział się Ken Griffin, szef Citadel: „Złoto wysyła światu sygnał, że coś jest nie tak z systemem finansowym.”
[fragment artykułu]
Ekspert rynku złota z liczącym już ponad dekadę doświadczeniem w branży. W Goldenmark pełnił funkcję dyrektora ds. rynków międzynarodowych. W Goldsaverze pełni funkcję głównego analityka i należy do kluczowych ekspertów firmy. Prywatnie wytrawny obserwator polityki, geopolityki i gospodarki.
materiał prasowy
